[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy spostrzegł ich wahanie, uśmiechnął się.Ale i uśmiech, blady i pośpiesz-ny, bardziej przerażał niż uspokajał. Proszę mi zaufać.Już on się dowie, czego się dopuścił. On wam nigdy nie pozwoli przekroczyć progu swojego domu, mój panie ostrzegła Tiril.Obcy uśmiechnął się znowu.93 To nie będzie konieczne. Jezu Chryste szepnął kowal, a Tiril miała ochotę powtórzyć to samo.Mężczyzna zwrócił się teraz do obojga małżonków. Panienka jest bezpieczna, pies dopilnuje jej najlepiej.Ale musicie znalezćdla nich jakieś mieszkanie.I to możliwie jak najdalej od tamtego człowieka.Trudno było go zrozumieć, choć przecież mówił po norwesku.Pochylił się, jakby chciał szepnąć coś do ucha Nerowi.Pies stał jak skamie-niały, oczy zrobiły mu się okrągłe, nadstawiał czujnie uszu. Powinnam chyba zabrać jakieś rzeczy z domu rzekła Tiril z wahaniem. Choć nie mam pojęcia, jak mogłabym. Ja się tym zajmę wtrąciła Berta. Znam jedną służącą z domu konsula.A jak z domkiem twojej ciotki? zwróciła się do męża. Tam przecież nikt niemieszka? Masz rację, nikt.To mała chata na przedmieściu, po tamtej stronie miasta.Nie takie wygody, do jakich panienka Tiril jest przyzwyczajona, ale. Będzie nam tam z pewnością bardzo dobrze przerwała Tiril. Ja tobym najchętniej pojechała gdzieś na kraj świata, jak najdalej od tego.Ale jak sięnie ma do kogo jechać, to trudno tak przed siebie.Dziękuję wam za wypożyczeniedomku! Jesteście dla mnie tacy mili! Wszyscy!Tego ostatniego nie była taka całkiem pewna. Miły , to może nie jest pierw-sze określenie, jakie się nasuwa na widok tajemniczego nieznajomego. A zatem wszystko załatwione najlepiej jak można powiedział mężczy-zna. Czy moje wczorajsze zamówienie gotowe?Kowal ocknął się z zamyślenia. A, tak.Zaraz zobaczymy.Chłopcy!Trzeba było wrócić do codziennych zajęć.Po południu Tiril i Nero powędrowali na odległe przedmieście.Kowalowa za-prowadziła ich do małej chatki pod lasem niedaleko Laksevag. Kim on jest? zapytała Tiril w pewnym momencie. Nie mamy pojęcia. Berta skuliła się na wspomnienie nieznajomego. I ten jego język. Mój uważa, że ten człowiek musi pochodzić z Wysp Owczych.Albo z Is-landii. O! No tak, to by się mogło zgadzać potwierdziła Tiril zamyślona. Mam nadzieję, że więcej go nie zobaczymy - szepnęła Berta. Tak rzekła Tiril z mieszanymi uczuciami.Rozdział 14Konsul Dahl był wściekły.Tiril zniknęła już ponad dobę temu.Konsul wy-słał, kogo się tylko dało, żeby jej szukali, ale jak dotychczas nikt się niczego niedowiedział.Tak w każdym razie twierdzili, chociaż kilka służących odwracało wzrok, kie-dy pytał o dziewczynę.Ta bezwstydnica naprawdę powinna zostać ukarana.Dahl dotykał spuchnięte-go, obolałego nosa, lecz to nie nos dokuczał mu najbardziej.Wymyślał coraz tonowe i bardziej wyrafinowane kary.Niech no ją tylko znajdą.A może należałoby ją raczej uciszyć? Na zawsze? To by było najbezpieczniej-sze.On sam na nic takiego by się nie odważył, ale z pewnością istnieją tacy, copotrafią.Kto by przypuszczał, że nie będzie równie posłuszna jak Carla? No, chybajednak powinien był to przewidzieć.Chociaż szczerze mówiąc, to konsul Dahl ślepo wierzył, iż jest niebywalepociągającym mężczyzną.Opór Tiril był dla niego całkowitym zaskoczeniem.A teraz ta dziewczyna może się dla niego stać prawdziwym zagrożeniem.Mimo to potrzebował jej.To jej obecność stanowiła zródło dochodów, bezktórych Dahlowie nie mieliby z czego żyć.A przecież całkiem niedawno odkrył,że może na Tiril zarobić jeszcze więcej tak upragnionych pieniędzy.Wymyśliłgenialne posunięcie, o którym nie wiedział nikt, nikt, nawet jego ślubna żona!%7łona, no tak! Konsula przeniknął dreszcz.%7łona wraca jutro, a Tiril wciąż niema!Poszedł do pustego gabinetu i kazał sobie podać ponczu.A kiedy go dostał,usiadł w swoim ulubionym fotelu, do którego nikomu nawet zbliżyć się nie byłowolno; szklaneczka ponczu stała obok na stoliku.Jak wytłumaczyć żonie zniknięcie Tiril?Z drugiej strony to może lepiej, że dziewczyny nie ma.Mogłaby wypaplać.Ale jak wyjaśnić, że jej nie ma?Przeklęte dziewuszysko! Jakby i tak nie miał dość kłopotów, to jeszcze onamusi stwarzać nowe!95Dziwne! Konsul zaczął potrząsać głową, żeby się pozbyć nieprzyjemnego szu-mu w uszach.Jakieś zawodzenie.Jakby ktoś nucił monotonną pieśń.Niezwykłe słowa.Bogu dzięki, ustało!Uff, okropne! Dahl ujął szklankę z ponczem i pociągnął solidny łyk.W następnej sekundzie, krztusząc się i dławiąc, wypluł wszystko na podłogę.Zobaczył, że w szklance coś się porusza.Poczuł w ustach jakieś paskudztwo.Robaki! Białe, wstrętne robaki pełzały po szkle.Z wrzaskiem wypadł do kuch-ni, żeby wylać to świństwo do wiadra z pomyjami, i już miał zamiar zwymyślaćsłużbę, gdy mimo woli spojrzał na szklankę.Nie ma żadnych robaków.Czystaszklanka z napojem, tak jak ją przed chwilą dostał.Może lepiej nic nie mówić?Ale napój musiał wylać.Nigdy w życiu nie wezmie już ponczu do ust [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Kiedy spostrzegł ich wahanie, uśmiechnął się.Ale i uśmiech, blady i pośpiesz-ny, bardziej przerażał niż uspokajał. Proszę mi zaufać.Już on się dowie, czego się dopuścił. On wam nigdy nie pozwoli przekroczyć progu swojego domu, mój panie ostrzegła Tiril.Obcy uśmiechnął się znowu.93 To nie będzie konieczne. Jezu Chryste szepnął kowal, a Tiril miała ochotę powtórzyć to samo.Mężczyzna zwrócił się teraz do obojga małżonków. Panienka jest bezpieczna, pies dopilnuje jej najlepiej.Ale musicie znalezćdla nich jakieś mieszkanie.I to możliwie jak najdalej od tamtego człowieka.Trudno było go zrozumieć, choć przecież mówił po norwesku.Pochylił się, jakby chciał szepnąć coś do ucha Nerowi.Pies stał jak skamie-niały, oczy zrobiły mu się okrągłe, nadstawiał czujnie uszu. Powinnam chyba zabrać jakieś rzeczy z domu rzekła Tiril z wahaniem. Choć nie mam pojęcia, jak mogłabym. Ja się tym zajmę wtrąciła Berta. Znam jedną służącą z domu konsula.A jak z domkiem twojej ciotki? zwróciła się do męża. Tam przecież nikt niemieszka? Masz rację, nikt.To mała chata na przedmieściu, po tamtej stronie miasta.Nie takie wygody, do jakich panienka Tiril jest przyzwyczajona, ale. Będzie nam tam z pewnością bardzo dobrze przerwała Tiril. Ja tobym najchętniej pojechała gdzieś na kraj świata, jak najdalej od tego.Ale jak sięnie ma do kogo jechać, to trudno tak przed siebie.Dziękuję wam za wypożyczeniedomku! Jesteście dla mnie tacy mili! Wszyscy!Tego ostatniego nie była taka całkiem pewna. Miły , to może nie jest pierw-sze określenie, jakie się nasuwa na widok tajemniczego nieznajomego. A zatem wszystko załatwione najlepiej jak można powiedział mężczy-zna. Czy moje wczorajsze zamówienie gotowe?Kowal ocknął się z zamyślenia. A, tak.Zaraz zobaczymy.Chłopcy!Trzeba było wrócić do codziennych zajęć.Po południu Tiril i Nero powędrowali na odległe przedmieście.Kowalowa za-prowadziła ich do małej chatki pod lasem niedaleko Laksevag. Kim on jest? zapytała Tiril w pewnym momencie. Nie mamy pojęcia. Berta skuliła się na wspomnienie nieznajomego. I ten jego język. Mój uważa, że ten człowiek musi pochodzić z Wysp Owczych.Albo z Is-landii. O! No tak, to by się mogło zgadzać potwierdziła Tiril zamyślona. Mam nadzieję, że więcej go nie zobaczymy - szepnęła Berta. Tak rzekła Tiril z mieszanymi uczuciami.Rozdział 14Konsul Dahl był wściekły.Tiril zniknęła już ponad dobę temu.Konsul wy-słał, kogo się tylko dało, żeby jej szukali, ale jak dotychczas nikt się niczego niedowiedział.Tak w każdym razie twierdzili, chociaż kilka służących odwracało wzrok, kie-dy pytał o dziewczynę.Ta bezwstydnica naprawdę powinna zostać ukarana.Dahl dotykał spuchnięte-go, obolałego nosa, lecz to nie nos dokuczał mu najbardziej.Wymyślał coraz tonowe i bardziej wyrafinowane kary.Niech no ją tylko znajdą.A może należałoby ją raczej uciszyć? Na zawsze? To by było najbezpieczniej-sze.On sam na nic takiego by się nie odważył, ale z pewnością istnieją tacy, copotrafią.Kto by przypuszczał, że nie będzie równie posłuszna jak Carla? No, chybajednak powinien był to przewidzieć.Chociaż szczerze mówiąc, to konsul Dahl ślepo wierzył, iż jest niebywalepociągającym mężczyzną.Opór Tiril był dla niego całkowitym zaskoczeniem.A teraz ta dziewczyna może się dla niego stać prawdziwym zagrożeniem.Mimo to potrzebował jej.To jej obecność stanowiła zródło dochodów, bezktórych Dahlowie nie mieliby z czego żyć.A przecież całkiem niedawno odkrył,że może na Tiril zarobić jeszcze więcej tak upragnionych pieniędzy.Wymyśliłgenialne posunięcie, o którym nie wiedział nikt, nikt, nawet jego ślubna żona!%7łona, no tak! Konsula przeniknął dreszcz.%7łona wraca jutro, a Tiril wciąż niema!Poszedł do pustego gabinetu i kazał sobie podać ponczu.A kiedy go dostał,usiadł w swoim ulubionym fotelu, do którego nikomu nawet zbliżyć się nie byłowolno; szklaneczka ponczu stała obok na stoliku.Jak wytłumaczyć żonie zniknięcie Tiril?Z drugiej strony to może lepiej, że dziewczyny nie ma.Mogłaby wypaplać.Ale jak wyjaśnić, że jej nie ma?Przeklęte dziewuszysko! Jakby i tak nie miał dość kłopotów, to jeszcze onamusi stwarzać nowe!95Dziwne! Konsul zaczął potrząsać głową, żeby się pozbyć nieprzyjemnego szu-mu w uszach.Jakieś zawodzenie.Jakby ktoś nucił monotonną pieśń.Niezwykłe słowa.Bogu dzięki, ustało!Uff, okropne! Dahl ujął szklankę z ponczem i pociągnął solidny łyk.W następnej sekundzie, krztusząc się i dławiąc, wypluł wszystko na podłogę.Zobaczył, że w szklance coś się porusza.Poczuł w ustach jakieś paskudztwo.Robaki! Białe, wstrętne robaki pełzały po szkle.Z wrzaskiem wypadł do kuch-ni, żeby wylać to świństwo do wiadra z pomyjami, i już miał zamiar zwymyślaćsłużbę, gdy mimo woli spojrzał na szklankę.Nie ma żadnych robaków.Czystaszklanka z napojem, tak jak ją przed chwilą dostał.Może lepiej nic nie mówić?Ale napój musiał wylać.Nigdy w życiu nie wezmie już ponczu do ust [ Pobierz całość w formacie PDF ]