[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Eko przyniósł stoliki, a ja zacząłem podawać nasze dzieła: zupę z soczewicy, polewkę z prosa z mieloną jagnięciną oraz jajeczną leguminę z miodem i orzeszkami piniowymi.Belbo był zadowolony z posiłku, ale jemu odpowiada każdy rodzaj jedzenia, byle było go dużo; jadł, oblizując palce i cmokając, i co chwila ze śmiechem posyłał Ekona po wino, bez mrugnięcia okiem przyjmując to odwrócenie ról.Bethesda z kolei każde wnoszone danie traktowała z chłodną obojętnością.Wiedziałem jednak, że ta jej wyniosła postawa maskuje tylko jej odczucia, jak podejrzewałem, równie skomplikowane i subtelne jak najbardziej wyszukana potrawa.Po trosze kręciła nosem na moje gotowanie, po trosze radowała się nietypową sytuacją i udawaniem rzymskiej matrony, a przy tym chciała ukryć wszelkie zewnętrzne oznaki tej radości, ponieważ.no cóż, ponieważ Bethesda jest Bethesdą.Niemniej uznała za stosowne pochwalić mnie za leguminę, co przyjąłem z głębokim ukłonem.– A jak ci minął dzień, panie? – spytała zdawkowo, przeciągając się na sofie.Stałem tuż przy niej, trzymając ręce za plecami w pozie wyrażającej szacunek.Czy w jej wyobraźni spadłem do roli niewolnika.a może jeszcze gorzej.męża?Zrelacjonowałem jej wydarzenia dnia, jak zazwyczaj muszą robić niewolnicy.Bethesda słuchała z roztargnieniem, przesuwając dłońmi przez swoje wspaniałe włosy lub postukując palcami po pełnych, karminowych wargach.Kiedy opisywałem spotkanie z Cyceronem, w jej oczach pojawił się gniewny błysk, zawsze była bowiem podejrzliwa wobec mężczyzn przejawiających większy apetyt na księgi niż na kobiety czy jedzenie; na wzmiankę o mojej wizycie u Lucjusza Klaudiusza uśmiechnęła się, wiedząc, jak jest on podatny na jej wdzięki; przy relacji o śmierci Stefanosa i zniknięciu srebra wpadła w melancholijne zamyślenie.Pochyliła się i oparła podbródek na dłoni.Nagle przyszło mi do głowy, że ona mnie parodiuje.Kiedy już zdałem jej sprawę z tragicznego zdarzenia, poprosiła, abym jeszcze raz jej to wyłożył, potem zawołała Ekona, bawiącego się w łapki z Belbonem, żeby przyszedł i wyjaśnił pewne aspekty tej historii.Znów, jak u Lucjusza, chłopiec upierał się, że śmiech, który dochodził z głębi domu, dobywał się z gardła Stefanosa.– Panie, czy ten niewolnik, Tropsus, będzie wydany na męki? – spytała.– Możliwe.– Westchnąłem.– Jeśli Lucjuszowi nie uda się odzyskać srebra, może stracić głowę.to znaczy, Lucjusz.choć ostatecznie może ją stracić także Tropsus, i to dosłownie.– A jeżeli znajdą Zotikusa bez srebra i będzie się zaklinał, że go nie ukradł?– Nie ma wątpliwości, że będzie torturowany – powiedziałem.– Lucjusz straciłby poważanie wśród krewnych i znajomych, gdyby pozwolił się oszukać niewolnikowi.– Pozwolił się oszukać niewolnikowi.– powtórzyła Bethesda w zamyśleniu.Potem potrząsnęła głową i przybrała najbardziej władczą minę ze swojego bogatego repertuaru.– Panie, byłeś tam! Jak mogłeś nie dostrzec prawdy?– O co ci chodzi?– Piłeś u Lucjusza wino bez wody, prawda? Musiało zaćmić ci umysł.W Saturnalia pozwala się niewolnikom na wiele, ale są pewne granice.– Bethesdo! Żądam.– Musimy natychmiast iść do Lucjusza Klaudiusza! – Dziewczyna zerwała się na równe nogi i pobiegła po ciepłą pelerynę.Wzruszyłem ramionami.– Ekonie, przynieś płaszcz sobie i mnie.Noc może być zimna.Ty też możesz iść z nami, Belbonie, jeśli ci się uda wygramolić z tej sofy.Na ulicach będzie gorąco.Nie będę opisywał szaleńczej wędrówki po Rzymie w noc Saturnaliów.Dość powiedzieć, że na pewnych odcinkach naszej trasy błogosławiłem pomysł zabrania Belbona; sama jego masywna obecność najczęściej wystarczała, by otworzyć nam przejście wśród nader podochoconego tłumu.Kiedy wreszcie zapukaliśmy do drzwi Lucjusza, znowu otworzył nam on sam.– Gordianus! Och, jakże się cieszę, że przyszedłeś.Ten dzień jest coraz gorszy! Ach, jest i Eko.Belbo.i Bethesda? – Głos mu zadrżał, gdy wypowiadał jej imię.Otworzył szerzej oczy i zarumienił się, jeśli można mówić o rumieńcach na tak czerwonych policzkach.Poprowadził nas przez ogród.Statua Minerwy patrzyła na nas z niezmąconym spokojem; jej oblicze było teraz jak studium księżycowego światłocienia.Gospodarz zaprosił nas do luksusowo urządzonego pokoju z wyjściem do ogrodu, dobrze ogrzanego buzującym w żelaznym koszu ogniem.– Poszedłem za twoją radą i wynająłem ludzi do poszukiwania Zotikusa – powiedział.– Znaleźli go dość szybko.Był pijany jak satyr i grał w kości przed jednym z lupanarów w Suburze.Jak tłumaczył, chciał wygrać tyle, żeby móc wejść do środka.– A srebro?– Ani widu, ani słychu.Zotikus przysięga, że go nie widział, a nawet nie wiedział o jego istnieniu.Podobno wymknął się z domu przez okno, bo Tropsus to nudziarz, a on chciał sam pobuszować po ulicach.– Wierzysz mu?– Sam już nie wiem, w co wierzyć.– Lucjusz złapał się za głowę.– Wiem tylko, że Tropsus i Zotikus wrócili do domu, potem ten drugi znowu wyszedł, a w tym czasie zginął Stefanos i zniknęło srebro.Ja chcę tylko je odzyskać! Odwiedzili mnie dziś kuzynowie, a ja nic dla nich nie miałem.Oczywiście nie zamierzałem ich wtajemniczać w tę sytuację.Powiedziałem, że dostawca się spóźnia i będę musiał przynieść im prezenty na drugi dzień.Gordianusie, ja nie chcę wydawać tych chłopców na tortury, ale cóż mogę innego zrobić?– Możesz mnie zaprowadzić do pokoju, gdzie trzymałeś srebro – powiedziała Bethesda, wychodząc naprzód i zsuwając z ramion pelerynę, którą rzuciła niedbale na stojące obok krzesło.Kaskada jej kruczych włosów połyskiwała granatem i purpurą w świetle płomieni.Jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć, a oczy utkwione były w Lucjuszu, który z trudem wytrzymywał ich spojrzenie.Ja sam zadrżałem w duchu, patrząc na nią w tym oświetleniu, bo choć miała rozpuszczone włosy jak niewolnica i nosiła prostą suknię służącej, jej oblicze emanowało takim samym władczym majestatem jak odlana w brązie podobizna bogini z ogrodu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Eko przyniósł stoliki, a ja zacząłem podawać nasze dzieła: zupę z soczewicy, polewkę z prosa z mieloną jagnięciną oraz jajeczną leguminę z miodem i orzeszkami piniowymi.Belbo był zadowolony z posiłku, ale jemu odpowiada każdy rodzaj jedzenia, byle było go dużo; jadł, oblizując palce i cmokając, i co chwila ze śmiechem posyłał Ekona po wino, bez mrugnięcia okiem przyjmując to odwrócenie ról.Bethesda z kolei każde wnoszone danie traktowała z chłodną obojętnością.Wiedziałem jednak, że ta jej wyniosła postawa maskuje tylko jej odczucia, jak podejrzewałem, równie skomplikowane i subtelne jak najbardziej wyszukana potrawa.Po trosze kręciła nosem na moje gotowanie, po trosze radowała się nietypową sytuacją i udawaniem rzymskiej matrony, a przy tym chciała ukryć wszelkie zewnętrzne oznaki tej radości, ponieważ.no cóż, ponieważ Bethesda jest Bethesdą.Niemniej uznała za stosowne pochwalić mnie za leguminę, co przyjąłem z głębokim ukłonem.– A jak ci minął dzień, panie? – spytała zdawkowo, przeciągając się na sofie.Stałem tuż przy niej, trzymając ręce za plecami w pozie wyrażającej szacunek.Czy w jej wyobraźni spadłem do roli niewolnika.a może jeszcze gorzej.męża?Zrelacjonowałem jej wydarzenia dnia, jak zazwyczaj muszą robić niewolnicy.Bethesda słuchała z roztargnieniem, przesuwając dłońmi przez swoje wspaniałe włosy lub postukując palcami po pełnych, karminowych wargach.Kiedy opisywałem spotkanie z Cyceronem, w jej oczach pojawił się gniewny błysk, zawsze była bowiem podejrzliwa wobec mężczyzn przejawiających większy apetyt na księgi niż na kobiety czy jedzenie; na wzmiankę o mojej wizycie u Lucjusza Klaudiusza uśmiechnęła się, wiedząc, jak jest on podatny na jej wdzięki; przy relacji o śmierci Stefanosa i zniknięciu srebra wpadła w melancholijne zamyślenie.Pochyliła się i oparła podbródek na dłoni.Nagle przyszło mi do głowy, że ona mnie parodiuje.Kiedy już zdałem jej sprawę z tragicznego zdarzenia, poprosiła, abym jeszcze raz jej to wyłożył, potem zawołała Ekona, bawiącego się w łapki z Belbonem, żeby przyszedł i wyjaśnił pewne aspekty tej historii.Znów, jak u Lucjusza, chłopiec upierał się, że śmiech, który dochodził z głębi domu, dobywał się z gardła Stefanosa.– Panie, czy ten niewolnik, Tropsus, będzie wydany na męki? – spytała.– Możliwe.– Westchnąłem.– Jeśli Lucjuszowi nie uda się odzyskać srebra, może stracić głowę.to znaczy, Lucjusz.choć ostatecznie może ją stracić także Tropsus, i to dosłownie.– A jeżeli znajdą Zotikusa bez srebra i będzie się zaklinał, że go nie ukradł?– Nie ma wątpliwości, że będzie torturowany – powiedziałem.– Lucjusz straciłby poważanie wśród krewnych i znajomych, gdyby pozwolił się oszukać niewolnikowi.– Pozwolił się oszukać niewolnikowi.– powtórzyła Bethesda w zamyśleniu.Potem potrząsnęła głową i przybrała najbardziej władczą minę ze swojego bogatego repertuaru.– Panie, byłeś tam! Jak mogłeś nie dostrzec prawdy?– O co ci chodzi?– Piłeś u Lucjusza wino bez wody, prawda? Musiało zaćmić ci umysł.W Saturnalia pozwala się niewolnikom na wiele, ale są pewne granice.– Bethesdo! Żądam.– Musimy natychmiast iść do Lucjusza Klaudiusza! – Dziewczyna zerwała się na równe nogi i pobiegła po ciepłą pelerynę.Wzruszyłem ramionami.– Ekonie, przynieś płaszcz sobie i mnie.Noc może być zimna.Ty też możesz iść z nami, Belbonie, jeśli ci się uda wygramolić z tej sofy.Na ulicach będzie gorąco.Nie będę opisywał szaleńczej wędrówki po Rzymie w noc Saturnaliów.Dość powiedzieć, że na pewnych odcinkach naszej trasy błogosławiłem pomysł zabrania Belbona; sama jego masywna obecność najczęściej wystarczała, by otworzyć nam przejście wśród nader podochoconego tłumu.Kiedy wreszcie zapukaliśmy do drzwi Lucjusza, znowu otworzył nam on sam.– Gordianus! Och, jakże się cieszę, że przyszedłeś.Ten dzień jest coraz gorszy! Ach, jest i Eko.Belbo.i Bethesda? – Głos mu zadrżał, gdy wypowiadał jej imię.Otworzył szerzej oczy i zarumienił się, jeśli można mówić o rumieńcach na tak czerwonych policzkach.Poprowadził nas przez ogród.Statua Minerwy patrzyła na nas z niezmąconym spokojem; jej oblicze było teraz jak studium księżycowego światłocienia.Gospodarz zaprosił nas do luksusowo urządzonego pokoju z wyjściem do ogrodu, dobrze ogrzanego buzującym w żelaznym koszu ogniem.– Poszedłem za twoją radą i wynająłem ludzi do poszukiwania Zotikusa – powiedział.– Znaleźli go dość szybko.Był pijany jak satyr i grał w kości przed jednym z lupanarów w Suburze.Jak tłumaczył, chciał wygrać tyle, żeby móc wejść do środka.– A srebro?– Ani widu, ani słychu.Zotikus przysięga, że go nie widział, a nawet nie wiedział o jego istnieniu.Podobno wymknął się z domu przez okno, bo Tropsus to nudziarz, a on chciał sam pobuszować po ulicach.– Wierzysz mu?– Sam już nie wiem, w co wierzyć.– Lucjusz złapał się za głowę.– Wiem tylko, że Tropsus i Zotikus wrócili do domu, potem ten drugi znowu wyszedł, a w tym czasie zginął Stefanos i zniknęło srebro.Ja chcę tylko je odzyskać! Odwiedzili mnie dziś kuzynowie, a ja nic dla nich nie miałem.Oczywiście nie zamierzałem ich wtajemniczać w tę sytuację.Powiedziałem, że dostawca się spóźnia i będę musiał przynieść im prezenty na drugi dzień.Gordianusie, ja nie chcę wydawać tych chłopców na tortury, ale cóż mogę innego zrobić?– Możesz mnie zaprowadzić do pokoju, gdzie trzymałeś srebro – powiedziała Bethesda, wychodząc naprzód i zsuwając z ramion pelerynę, którą rzuciła niedbale na stojące obok krzesło.Kaskada jej kruczych włosów połyskiwała granatem i purpurą w świetle płomieni.Jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć, a oczy utkwione były w Lucjuszu, który z trudem wytrzymywał ich spojrzenie.Ja sam zadrżałem w duchu, patrząc na nią w tym oświetleniu, bo choć miała rozpuszczone włosy jak niewolnica i nosiła prostą suknię służącej, jej oblicze emanowało takim samym władczym majestatem jak odlana w brązie podobizna bogini z ogrodu [ Pobierz całość w formacie PDF ]