[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mała gromadka wędrowców szła w następującej kolejności: na czele kroczył Harris, jakoprzewodnik, w towarzystwie Dicka, obydwaj dobrze uzbrojeni; za nimi podążali Baty i Austyn,zbrojni w dubeltówki i noże myśliwskie.Za tą przednią strażą jechała konno pani Weldon zsynkiem, mając przy swym boku z jednej strony starego Toma, zaś z drugiej wierną Noon.Pochód zamykali: Akteon, z dubeltówką w każdej chwili do strzału gotową, i Herkules, zolbrzymią maczugą w dłoniach i rewolwerem za pasem.Wiemy Dingo biegał luzem, tak samo kuzyn Benedykt, którego nie można było zmusić, abytrzymał się porządku.Z pudełkiem na ramieniu, siatką w ręku i z pokaznej wielkości lupązawieszoną na szyi, uganiał się bez wytchnienia za owadami, których obecnie miał poddostatkiem.Podróż była męcząca, w lesie bowiem nie było śladu drogi, najmniejszej choćby ścieżki.Wdodatku panowała tam niezwykła duchota.Nie prażyły wprawdzie promienie słońca, lecz zwilgotnego gruntu podnosiły się opary, tak, że wędrowcy nasi byli jak w łazni.Pan Harris starałsię tłumaczyć, że na otwartych przestrzeniach podróżowanie byłoby jeszcze bardziej przykre, zpowodu większego upału.Zdumiewać mogła bogata flora20 okolicy, przez którą kroczyła karawana.Wielka szkoda, iżkuzyn Benedykt nie był botanikiem, lecz entomologiem, bo na nieznane owady natrafić jakoś niemógł, natomiast poważnymi odkryciami mógłby wzbogacić botanikę.Na drodze, po którejprzechodził, rósł bezmiar drzew, krzewów i roślin, o istnieniu których w podzwrotnikowychlasach Ameryki Południowej nikt dotąd nie wiedział!Co prawda, warunki dla bujnej wegetacji były sprzyjające.Grunt wszędzie był bardzowilgotny, miejscami błotnisty, przy temperaturze bardzo wysokiej.Podobne warunki są dla roślinidealne.Bardzo liczne strumienie utrudniały podróż; niektóre z nich były do tego stopniagłębokie, że należało je przebywać w bród, a niekiedy woda dochodziła aż do końskiego brzucha.Pod wieczór pierwszego dnia podróży, grunt zaczął być pofałdowany i było widoczne, żepodróżnicy nasi piąć się zaczynali na płaskowzgórze.Jednocześnie drzewa nie rosły już takgęsto, a i roślinność stawała się stopniowo coraz mniej bogata.Czujną uwagę Dicka zaniepokoiło, iż mimo tak bardzo bujnej i różnorodnej wegetacji, nienapotkał w ciągu całego dnia ani jednego drzewa kauczukowego, którego ojczyzną jest AmerykaPołudniowa.Wiedząc o tym, Dick od dawna obiecywał Jankowi, że drzewa te mu pokaże.Chłopczyk teraz bezustannie dopominał się o nie; wyobrażał sobie bowiem, że wszystkiegumowe zabawki dziecinne, jak lalki czy piłki, wiszą jak owoce na gałęziach!20Flora roślinność.49 Gdzież są te kauczukowe drzewa, Dicku? pytał ustawicznie. Cierpliwości, dziecino uspokajał chłopczyka Harris będziesz miał całe sady tych drzeww San Felice i dostaniesz tam nawet prześliczną, jasnobrązową piłkę ogromnej wielkości!Tymczasem zaś skosztuj tego oto jabłuszka. Mówiąc to, Harris zerwał z najbliższego drzewa owoc nadzwyczaj soczysty, z wyglądupodobny do brzoskwini i podał go Jankowi. Czy nie zaszkodzi mu ten owoc zupełnie mi nieznany? z niepokojem zapytała paniWeldon. Mój mąż zawsze ostrzegał mnie, bym nie próbowała owoców, których nie znam.Zamiast odpowiedzi, Harris zerwał jeszcze kilka brzoskwiń i zajadać je zaczął z ogromnymapetytem. Są to owoce drzewa mangowego powiedział. I ty zjedz, mamusiu takie jabłuszko mówił Janek przekonasz się wtedy, iż są one o wielebardziej soczyste i słodsze, niż prawdziwe.Ale ja mimo to chcę kauczukowego drzewa, a Dickobiecał jeszcze, że mi pokaże kolibry.Kiedy je zobaczę? Ależ wkrótce, wkrótce odpowiedział, śmiejąc się, Harris w San Felice jest ich bardzodużo.Jeżeli jednak pragniesz ujrzeć je jak najprędzej, to powinniśmy iść nieco szybciej niż teraz.Dick puścił tę uwagę mimo uszu.Zastanawiał się, dlaczego nie napotkali drzewkauczukowych i dlaczego nie widzieli dotychczas kolibrów, których w lasach PołudniowejAmeryki jest, jak wiadomo, mnóstwo.Wędrowcy do zachodu słońca przebyli około ośmiu mil bez większego zmęczenia.Był tojednak dopiero pierwszy dzień podróży.Na nocleg zatrzymano się pod olbrzymim drzewem mangowym, którego potężne konaryzastępowały dach, mogący w razie potrzeby osłonić od słońca lub deszczu oddział wojskaskładający się z setki żołnierzy. Należałoby, myślę, rozpalić ognisko odezwała się pani Weldon nie tylko dlatego, iżogień jest konieczny dla zagotowania wody na herbatę, lecz również z tego powodu, że chroni odnapadu dzikich zwierząt. Obawiać się dzikich zwierząt nie mamy powodu, nie ma ich bowiem wcale w tych okolicach rzekł Harris, a i herbata jest zbędna, przecież i bez niej jest nam ciepło.Zaś ogień mógłbysprowadzić jakichś nieproszonych gości czyli krajowców, spotkanie z którymi nie jest dla naspożądane.Są to na ogół rabusie i złodzieje.Powtarzam raz jeszcze mą radę: najlepiej będzie dlanas, gdy przejdziemy przez puszczę zupełnie cicho i bez śladów, bez ognia i bez zbytecznychwystrzałów.50ROZDZIAA XVIISto mil w dziesięć dniNoc minęła spokojnie i wszyscy dobrze się wyspali, za wyjątkiem może Herkulesa i Austyna,którzy tej nocy stali na straży.Mały Janek, gdy tylko się obudził, zapytał, czyjego przyjaciel, Herkules, poszarpał w nocylwa, lub zjadł na surowo choćby wilka? Na nieszczęście, w ciągu całej nocy ani jeden zwierz niepojawił się w pobliżu obozowiska i biedny olbrzym był tak samo głodny, jak i wszyscy pozostali.Toteż ochoczo zabrano się do spożywania śniadania, po skończeniu którego Harris osiodłałkonia, zaś pani Weldon zupełnie przypadkowo musiała odegrać rolę sędziego w sporze,wynikłym pomiędzy kuzynem Benedyktem a Herkulesem.Entomolog obwinił czarnego kolosa o to, iż ten ostatni z niewiadomych przyczyn przeszkadzamu z rozmysłem w jego pracach, które, być może, unieśmiertelniłyby jego Benedykta imię. Nie na to pojechałem najpierw do Australii, a następnie aż do Południowej Ameryki, by siętutaj wysypiać jedynie i jeść wołał zirytowany.Wobec gniewu kuzyna, pani Weldon zmuszona była prosić Herkulesa, by ten nie śledziłuczonego i pozwalał mu na odłączanie się od gromadki, byle tylko namiętność łowcy owadównie oddalała go zbytnio od reszty.Około godziny siódmej rano wędrowcy byli już gotowi do podróży i natychmiast wyruszyli wdrogę, idąc w tej samej kolejności, jak w dniu poprzednim.Upał był tak wielki, jakby podróżnicyznajdowali się w pobliżu samego równika, a nie w strefie umiarkowanej, biorąc jeszcze poduwagę, iż była to dość wczesna wiosna, a nie upalne lato.Niezmiernie dziwiło to Dicka.Las ciągnął się nieprzerwanie.To również dziwiło młodego wodza.Znajdować się mielibowiem, jak utrzymywał Harris, w kraju pampasów21, a te przecież, jak to sobie z opisówpodróży przypominał, są rozległymi, porosłymi trawą równinami i charakteryzują się tym, żepozbawione są wody, drzew i kamieni.Latem wyglądają one jak pusty step, w porze deszczowejzamieniają się w pastwiska porosłe trawami, które dochodzą czasami do takiej wysokości, iżmogą ukryć jezdzca na koniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Mała gromadka wędrowców szła w następującej kolejności: na czele kroczył Harris, jakoprzewodnik, w towarzystwie Dicka, obydwaj dobrze uzbrojeni; za nimi podążali Baty i Austyn,zbrojni w dubeltówki i noże myśliwskie.Za tą przednią strażą jechała konno pani Weldon zsynkiem, mając przy swym boku z jednej strony starego Toma, zaś z drugiej wierną Noon.Pochód zamykali: Akteon, z dubeltówką w każdej chwili do strzału gotową, i Herkules, zolbrzymią maczugą w dłoniach i rewolwerem za pasem.Wiemy Dingo biegał luzem, tak samo kuzyn Benedykt, którego nie można było zmusić, abytrzymał się porządku.Z pudełkiem na ramieniu, siatką w ręku i z pokaznej wielkości lupązawieszoną na szyi, uganiał się bez wytchnienia za owadami, których obecnie miał poddostatkiem.Podróż była męcząca, w lesie bowiem nie było śladu drogi, najmniejszej choćby ścieżki.Wdodatku panowała tam niezwykła duchota.Nie prażyły wprawdzie promienie słońca, lecz zwilgotnego gruntu podnosiły się opary, tak, że wędrowcy nasi byli jak w łazni.Pan Harris starałsię tłumaczyć, że na otwartych przestrzeniach podróżowanie byłoby jeszcze bardziej przykre, zpowodu większego upału.Zdumiewać mogła bogata flora20 okolicy, przez którą kroczyła karawana.Wielka szkoda, iżkuzyn Benedykt nie był botanikiem, lecz entomologiem, bo na nieznane owady natrafić jakoś niemógł, natomiast poważnymi odkryciami mógłby wzbogacić botanikę.Na drodze, po którejprzechodził, rósł bezmiar drzew, krzewów i roślin, o istnieniu których w podzwrotnikowychlasach Ameryki Południowej nikt dotąd nie wiedział!Co prawda, warunki dla bujnej wegetacji były sprzyjające.Grunt wszędzie był bardzowilgotny, miejscami błotnisty, przy temperaturze bardzo wysokiej.Podobne warunki są dla roślinidealne.Bardzo liczne strumienie utrudniały podróż; niektóre z nich były do tego stopniagłębokie, że należało je przebywać w bród, a niekiedy woda dochodziła aż do końskiego brzucha.Pod wieczór pierwszego dnia podróży, grunt zaczął być pofałdowany i było widoczne, żepodróżnicy nasi piąć się zaczynali na płaskowzgórze.Jednocześnie drzewa nie rosły już takgęsto, a i roślinność stawała się stopniowo coraz mniej bogata.Czujną uwagę Dicka zaniepokoiło, iż mimo tak bardzo bujnej i różnorodnej wegetacji, nienapotkał w ciągu całego dnia ani jednego drzewa kauczukowego, którego ojczyzną jest AmerykaPołudniowa.Wiedząc o tym, Dick od dawna obiecywał Jankowi, że drzewa te mu pokaże.Chłopczyk teraz bezustannie dopominał się o nie; wyobrażał sobie bowiem, że wszystkiegumowe zabawki dziecinne, jak lalki czy piłki, wiszą jak owoce na gałęziach!20Flora roślinność.49 Gdzież są te kauczukowe drzewa, Dicku? pytał ustawicznie. Cierpliwości, dziecino uspokajał chłopczyka Harris będziesz miał całe sady tych drzeww San Felice i dostaniesz tam nawet prześliczną, jasnobrązową piłkę ogromnej wielkości!Tymczasem zaś skosztuj tego oto jabłuszka. Mówiąc to, Harris zerwał z najbliższego drzewa owoc nadzwyczaj soczysty, z wyglądupodobny do brzoskwini i podał go Jankowi. Czy nie zaszkodzi mu ten owoc zupełnie mi nieznany? z niepokojem zapytała paniWeldon. Mój mąż zawsze ostrzegał mnie, bym nie próbowała owoców, których nie znam.Zamiast odpowiedzi, Harris zerwał jeszcze kilka brzoskwiń i zajadać je zaczął z ogromnymapetytem. Są to owoce drzewa mangowego powiedział. I ty zjedz, mamusiu takie jabłuszko mówił Janek przekonasz się wtedy, iż są one o wielebardziej soczyste i słodsze, niż prawdziwe.Ale ja mimo to chcę kauczukowego drzewa, a Dickobiecał jeszcze, że mi pokaże kolibry.Kiedy je zobaczę? Ależ wkrótce, wkrótce odpowiedział, śmiejąc się, Harris w San Felice jest ich bardzodużo.Jeżeli jednak pragniesz ujrzeć je jak najprędzej, to powinniśmy iść nieco szybciej niż teraz.Dick puścił tę uwagę mimo uszu.Zastanawiał się, dlaczego nie napotkali drzewkauczukowych i dlaczego nie widzieli dotychczas kolibrów, których w lasach PołudniowejAmeryki jest, jak wiadomo, mnóstwo.Wędrowcy do zachodu słońca przebyli około ośmiu mil bez większego zmęczenia.Był tojednak dopiero pierwszy dzień podróży.Na nocleg zatrzymano się pod olbrzymim drzewem mangowym, którego potężne konaryzastępowały dach, mogący w razie potrzeby osłonić od słońca lub deszczu oddział wojskaskładający się z setki żołnierzy. Należałoby, myślę, rozpalić ognisko odezwała się pani Weldon nie tylko dlatego, iżogień jest konieczny dla zagotowania wody na herbatę, lecz również z tego powodu, że chroni odnapadu dzikich zwierząt. Obawiać się dzikich zwierząt nie mamy powodu, nie ma ich bowiem wcale w tych okolicach rzekł Harris, a i herbata jest zbędna, przecież i bez niej jest nam ciepło.Zaś ogień mógłbysprowadzić jakichś nieproszonych gości czyli krajowców, spotkanie z którymi nie jest dla naspożądane.Są to na ogół rabusie i złodzieje.Powtarzam raz jeszcze mą radę: najlepiej będzie dlanas, gdy przejdziemy przez puszczę zupełnie cicho i bez śladów, bez ognia i bez zbytecznychwystrzałów.50ROZDZIAA XVIISto mil w dziesięć dniNoc minęła spokojnie i wszyscy dobrze się wyspali, za wyjątkiem może Herkulesa i Austyna,którzy tej nocy stali na straży.Mały Janek, gdy tylko się obudził, zapytał, czyjego przyjaciel, Herkules, poszarpał w nocylwa, lub zjadł na surowo choćby wilka? Na nieszczęście, w ciągu całej nocy ani jeden zwierz niepojawił się w pobliżu obozowiska i biedny olbrzym był tak samo głodny, jak i wszyscy pozostali.Toteż ochoczo zabrano się do spożywania śniadania, po skończeniu którego Harris osiodłałkonia, zaś pani Weldon zupełnie przypadkowo musiała odegrać rolę sędziego w sporze,wynikłym pomiędzy kuzynem Benedyktem a Herkulesem.Entomolog obwinił czarnego kolosa o to, iż ten ostatni z niewiadomych przyczyn przeszkadzamu z rozmysłem w jego pracach, które, być może, unieśmiertelniłyby jego Benedykta imię. Nie na to pojechałem najpierw do Australii, a następnie aż do Południowej Ameryki, by siętutaj wysypiać jedynie i jeść wołał zirytowany.Wobec gniewu kuzyna, pani Weldon zmuszona była prosić Herkulesa, by ten nie śledziłuczonego i pozwalał mu na odłączanie się od gromadki, byle tylko namiętność łowcy owadównie oddalała go zbytnio od reszty.Około godziny siódmej rano wędrowcy byli już gotowi do podróży i natychmiast wyruszyli wdrogę, idąc w tej samej kolejności, jak w dniu poprzednim.Upał był tak wielki, jakby podróżnicyznajdowali się w pobliżu samego równika, a nie w strefie umiarkowanej, biorąc jeszcze poduwagę, iż była to dość wczesna wiosna, a nie upalne lato.Niezmiernie dziwiło to Dicka.Las ciągnął się nieprzerwanie.To również dziwiło młodego wodza.Znajdować się mielibowiem, jak utrzymywał Harris, w kraju pampasów21, a te przecież, jak to sobie z opisówpodróży przypominał, są rozległymi, porosłymi trawą równinami i charakteryzują się tym, żepozbawione są wody, drzew i kamieni.Latem wyglądają one jak pusty step, w porze deszczowejzamieniają się w pastwiska porosłe trawami, które dochodzą czasami do takiej wysokości, iżmogą ukryć jezdzca na koniu [ Pobierz całość w formacie PDF ]