[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mbejane wróci tutaj z jucznymi końmi po kły.W drodze powrotnej nie jechali obok siebie.3.Było prawie ciemno, kiedy przybyli do obozu.Oddali konie jednemu ze służących, umyli się w misce, którą przygotował dla nich Kandhla, a potem usiedli przy ogniu.Sean zajął się kieliszkami, unikając uporczywie wzroku Duffa.Czuł się nieswojo.Musieli o tym porozmawiać i łamał głowę, szukając sposobu, w jaki mógłby poruszyć tę sprawę.Duff stchórzył i Sean próbował znaleźć dla niego jakieś usprawiedliwienie - może nie wypaliła mu broń albo on sam zasłonił mu cel.Bez względu na to, jak było, nie zamierzał milczeć, nie mógł pozwolić, by ta sprawa rzuciła cień na ich przyjaźń.Wyjaśnią sobie wszystko i zapomną o tym.Uśmiechając się podał Duffowi kieliszek.- Prawidłowo, uśmiechaj się, jakby nic się nie stało - powiedział Duff, wznosząc kieliszek.- Za naszego wielkiego dzielnego myśliwego.Do diabła, chłopcze, jak możesz to robić?Sean wytrzeszczył oczy.- O co ci chodzi?- Wiesz, o co mi chodzi, to przecież cholerny wstyd nie pozwala ci spojrzeć mi prosto w twarz.Jak możesz zabijać te wspaniałe wielkie zwierzęta i, co gorsza, odczuwać z tego powodu przyjemność?Sean opadł miękko na fotel.Nie potrafił powiedzieć, które z ogarniających go teraz uczuć było silniejsze: ulga czy zdumienie.- Spodziewam się nawet, co mi powiesz - ciągnął szybko Duff.- Słyszałem już wcześniej te argumenty.od mojego drogiego ojca.Wyjaśnił mi to wszystko któregoś wieczoru po polowaniu na lisa.Mówiąc polowanie, mam na myśli dwudziestu jeźdźców i liczącą czterdzieści psów sforę.Sean nie ochłonął jeszcze ze zdumienia, jakie wywołało znalezienie się na ławie oskarżonych - przecież przed chwilą on gotował się do roli sędziego.- Nie lubisz polować? - zapytał z niedowierzaniem.W ten sam sposób mógłby zapytać: nie lubisz jeść?- Zapomniałem już, jak to wygląda.Z początku udzieliło mi się twoje podniecenie, ale kiedy zobaczyłem, jak je mordujesz, wszystko z powrotem stanęło mi przed oczyma.- Duff pociągnął łyk brandy i popatrzył w ogień.- Od początku nie miały żadnej szansy.Drzemały sobie spokojnie, a ty zacząłeś rozrywać ich skórę pociskami w ten sam sposób, w jaki psy rozerwały tego biednego lisa.Nie miały najmniejszej szansy.- Ależ, Duff, tu nie chodzi o rywalizację.- Wiem, wyjaśnił mi to ojciec.To rytuał: święty obrządek bogini Diany.Powinien wyjaśnić to także temu lisowi.Sean poczuł, jak wzbiera w nim gniew.- Przyjechaliśmy tutaj, żeby zdobyć kość słoniową.i to właśnie robię.- Jeśli mi powiesz, chłopcze, że zabijasz te słonie tylko po to, żeby zdobyć ich kły, to nazwę cię kłamcą.Ty to uwielbiasz.Chryste! Powinieneś zobaczyć własną twarz i twarz tego twojego cholernego dzikusa.- W porządku! Lubię polować, a jedyny znany mi człowiek, który tego nie lubi, okazał się tchórzem - wypalił Sean.Duff zbladł i podniósł wzrok na Seana.- Co chcesz przez to powiedzieć? - szepnął.Mierzyli się przez chwilę wzrokiem w zapadłej ciszy, aż Sean zdał sobie sprawę, że jeśli się nie opanuje, straci na zawsze przyjaźń Duffa, na języku miał bowiem słowa, które zniszczyłyby ją bezpowrotnie.Rozprostował palce zaciśnięte na poręczy fotela.- Nie miałem tego na myśli - powiedział.- Mam nadzieję - odparł Duff i na wszelki wypadek wykrzywił twarz w uśmiechu.- Powiedz mi, dlaczego lubisz polować, chłopcze.Spróbuję cię zrozumieć, ale nie spodziewaj się, że kiedykolwiek jeszcze wybiorę się z tobą na polowanie.Opowiadanie o pasji ogarniającej myśliwego komuś, kto się bez niej urodził, przypominało mówienie o kolorach ślepemu.Duff trwał w lodowatym milczeniu, a Sean szukał po omacku właściwych słów.Starał się opisać podniecenie, które sprawia, że krew śpiewa człowiekowi w żyłach, które zaostrza wszystkie zmysły i pozwala zatracić się w namiętności tak starej jak instynkt płciowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Mbejane wróci tutaj z jucznymi końmi po kły.W drodze powrotnej nie jechali obok siebie.3.Było prawie ciemno, kiedy przybyli do obozu.Oddali konie jednemu ze służących, umyli się w misce, którą przygotował dla nich Kandhla, a potem usiedli przy ogniu.Sean zajął się kieliszkami, unikając uporczywie wzroku Duffa.Czuł się nieswojo.Musieli o tym porozmawiać i łamał głowę, szukając sposobu, w jaki mógłby poruszyć tę sprawę.Duff stchórzył i Sean próbował znaleźć dla niego jakieś usprawiedliwienie - może nie wypaliła mu broń albo on sam zasłonił mu cel.Bez względu na to, jak było, nie zamierzał milczeć, nie mógł pozwolić, by ta sprawa rzuciła cień na ich przyjaźń.Wyjaśnią sobie wszystko i zapomną o tym.Uśmiechając się podał Duffowi kieliszek.- Prawidłowo, uśmiechaj się, jakby nic się nie stało - powiedział Duff, wznosząc kieliszek.- Za naszego wielkiego dzielnego myśliwego.Do diabła, chłopcze, jak możesz to robić?Sean wytrzeszczył oczy.- O co ci chodzi?- Wiesz, o co mi chodzi, to przecież cholerny wstyd nie pozwala ci spojrzeć mi prosto w twarz.Jak możesz zabijać te wspaniałe wielkie zwierzęta i, co gorsza, odczuwać z tego powodu przyjemność?Sean opadł miękko na fotel.Nie potrafił powiedzieć, które z ogarniających go teraz uczuć było silniejsze: ulga czy zdumienie.- Spodziewam się nawet, co mi powiesz - ciągnął szybko Duff.- Słyszałem już wcześniej te argumenty.od mojego drogiego ojca.Wyjaśnił mi to wszystko któregoś wieczoru po polowaniu na lisa.Mówiąc polowanie, mam na myśli dwudziestu jeźdźców i liczącą czterdzieści psów sforę.Sean nie ochłonął jeszcze ze zdumienia, jakie wywołało znalezienie się na ławie oskarżonych - przecież przed chwilą on gotował się do roli sędziego.- Nie lubisz polować? - zapytał z niedowierzaniem.W ten sam sposób mógłby zapytać: nie lubisz jeść?- Zapomniałem już, jak to wygląda.Z początku udzieliło mi się twoje podniecenie, ale kiedy zobaczyłem, jak je mordujesz, wszystko z powrotem stanęło mi przed oczyma.- Duff pociągnął łyk brandy i popatrzył w ogień.- Od początku nie miały żadnej szansy.Drzemały sobie spokojnie, a ty zacząłeś rozrywać ich skórę pociskami w ten sam sposób, w jaki psy rozerwały tego biednego lisa.Nie miały najmniejszej szansy.- Ależ, Duff, tu nie chodzi o rywalizację.- Wiem, wyjaśnił mi to ojciec.To rytuał: święty obrządek bogini Diany.Powinien wyjaśnić to także temu lisowi.Sean poczuł, jak wzbiera w nim gniew.- Przyjechaliśmy tutaj, żeby zdobyć kość słoniową.i to właśnie robię.- Jeśli mi powiesz, chłopcze, że zabijasz te słonie tylko po to, żeby zdobyć ich kły, to nazwę cię kłamcą.Ty to uwielbiasz.Chryste! Powinieneś zobaczyć własną twarz i twarz tego twojego cholernego dzikusa.- W porządku! Lubię polować, a jedyny znany mi człowiek, który tego nie lubi, okazał się tchórzem - wypalił Sean.Duff zbladł i podniósł wzrok na Seana.- Co chcesz przez to powiedzieć? - szepnął.Mierzyli się przez chwilę wzrokiem w zapadłej ciszy, aż Sean zdał sobie sprawę, że jeśli się nie opanuje, straci na zawsze przyjaźń Duffa, na języku miał bowiem słowa, które zniszczyłyby ją bezpowrotnie.Rozprostował palce zaciśnięte na poręczy fotela.- Nie miałem tego na myśli - powiedział.- Mam nadzieję - odparł Duff i na wszelki wypadek wykrzywił twarz w uśmiechu.- Powiedz mi, dlaczego lubisz polować, chłopcze.Spróbuję cię zrozumieć, ale nie spodziewaj się, że kiedykolwiek jeszcze wybiorę się z tobą na polowanie.Opowiadanie o pasji ogarniającej myśliwego komuś, kto się bez niej urodził, przypominało mówienie o kolorach ślepemu.Duff trwał w lodowatym milczeniu, a Sean szukał po omacku właściwych słów.Starał się opisać podniecenie, które sprawia, że krew śpiewa człowiekowi w żyłach, które zaostrza wszystkie zmysły i pozwala zatracić się w namiętności tak starej jak instynkt płciowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]