[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dziecię! - powiedział Weingarten.- Dostałeś czekoladę? Siedź i jedz.Nie wtrącaj się.- Jak to - tchórz? - zapytał Malanow siadając.- Dlaczego mnie obrażasz?- A ja cię nie obrażam - oznajmił chłopczyk, patrząc na mnie badawczo, jak na jakieś niespotykane zwierzę.- Ja cię zdefiniowałem.Tymczasem przystojniak pozbył się wreszcie stłuczonego kieliszka, wytarł dłoń chustką do nosa i wyciągnął do mnie rękę.- Zachar - przedstawił się.Wymienili ceremonialny uścisk ręki.- Do roboty, do roboty! - zapobiegliwie poganiał Weingarten, zacierając ręce.- Daj no jeszcze dwa kieliszki.- Słuchajcie, moi drodzy - powiedział Malanow.- Ja nie będę pić wódki.- Pij wino - zgodził się Weingarten.- Masz tam jeszcze dwie butelki białego.- Nie, wolę koniak.Zachar, niech pan wyjmie z lodówki kawior i masło.i w ogóle wszystko, co tam jest.Głodny jestem.Malanow poszedł do barku, wyjął koniak i kieliszki, pokazał język fotelowi, w którym rano siedział młody człowiek z prokuratury, i wrócił do stołu.Stół uginał się od obfitości jedzenia.Nażrę się i upiję, pomyślał Malanow z wesołą złością.Fajnie, że chłopcy przyjechali.Ale wszystko wyszło nie tak, jak myślał.Zaledwie wypili i Malanow z rozkosznym pomrukiem zabrał się do gigantycznej kanapki z kawiorem, kiedy Weingarten absolutnie trzeźwym głosem powiedział:- A teraz, stary, opowiedz nam, co się tu działo.Malanow zakrztusił się.- Skąd ci to przyszło do głowy?- A więc tak - powiedział Weingarten i przestał lśnić jak wysmarowany masłem.- Jest tu nas trzech i każdemu coś się przydarzyło.Możesz się nie krępować.Co ci powiedział ten rudy?- Wieczerowski?- Ależ skąd, dlaczego Wieczerowski? Przyszedł do ciebie nieduży, ogniście rudy człowieczek w takim przyciasnym czarnym garniturze.Co ci powiedział?Malanow odgryzł z kanapki tyle, ile się dało, i zaczął żuć nie czując smaku.Wszyscy trzej patrzyli na niego.Zachar patrzył zmieszany, z nieśmiałym uśmiechem, co chwila spuszczając wzrok.Weingarten wściekle wytrzeszczał oczy, gotów wrzasnąć.A chłopczyk, trzymając w ręku oślinioną tabliczkę czekolady, pochylił się w stronę Malanowa, jakby mu chciał skoczyć do gardła.- Słuchajcie - powiedział wreszcie Malanow.- Jaki znowu rudy? Żaden rudy do mnie nie przychodził.Wszystko było znacznie gorzej.- No to opowiadaj - niecierpliwie zażądał Weingarten,- A właściwie dlaczego mam opowiadać? - oburzył się Malanow.- Nie robię z tego żadnej tajemnicy, ale czego się mądrzysz? Sam opowiadaj! Ciekawe, skąd właściwie wiesz, że w ogóle coś się stało?- No więc opowiedz, a potem ja będę opowiadał - powiedział z uporem Weingarten.- I Zachar też opowie.- No to opowiadajcie obaj - zaproponował Malanow, nerwowo smarując sobie nową kanapkę.- Ja jestem jeden, a was dwóch.- TY opowiadaj - rozkazał nagle chłopczyk wskazując palcem Malanowa.- Cicho, cicho.- wyszeptał Zachar zmieszany do ostatecznych granic.Weingarten zaśmiał się niewesoło.- To pana syn? - zapytał Malanow Zachara.- Chyba mój.- dziwacznie odpowiedział Zachar, uciekając spojrzeniem.- Jego, jego - powiedział niecierpliwie Weingarten.- Nawiasem mówiąc, to jest część jego opowieści.No, Dimka, zaczynaj, nie dziwacz.Zupełnie zbili Malanowa z pantałyku.Odłożył kanapkę i zaczął opowiadać.Od samego początku, od telefonów.Kiedy tę samą historię opowiadasz po raz drugi w ciągu mniej więcej dwóch godzin, mimo woli zaczynasz w niej widzieć zabawne momenty.Malanow nawet sam nie zauważył, jak się rozkręcił.Weingarten co chwila rechotał, pokazując potężne żółte kły, a Malanow uznał rozśmieszenie pięknego Zachara nieomal za swój życiowy cel -ale jednak tego celu nie zrealizował - Zachar tylko uśmiechał się żałosnym, speszonym uśmiechem.A kiedy doszło do samobójstwa Sniegowoja, nikomu już nie było do śmiechu.- Kłamiesz! - ochryple wyrzucił z siebie Weingarten.Malanow wzruszył ramionami.- Za ile kupiłem.- powiedział.- A drzwi jego mieszkania są opieczętowane, możesz iść i zobaczyć.Czas jakiś Weingarten milczał, bębniąc po stole grubymi palcami i podrygując policzkami do taktu, a potem nagle wstał bardzo hałaśliwie, nie patrząc na nikogo przecisnął się między Zacharem a jego synem i ciężko wymaszerował z kuchni.Było słychać, jak szczęknął zamek, i zapachniało kapustą.- Oho-ho-ho.- smętnie wypowiedział się Zachar.Chłopczyk natychmiast wyciągnął do niego oślinioną czekoladę i zażądał:- Ugryź!Zachar pokornie odgryzł kawałek i zjadł.Trzasnęły drzwi.Weingarten, nadal nie patrząc na nikogo, przecisnął się na swoje miejsce, nalał sobie do kieliszka wódki i mruknął ochryple:- Mów dalej.- Co - dalej? Potem poszedłem do Wieczerowskiego.Te gnojki poszły sobie i ja poszedłem.Dopiero teraz wróciłem.- A rudy? - zapytał niecierpliwie Weingarten.- Przecież ci powtarzam, ośla głowo! Nie było żadnych rudych! Weingarten i Zachar wymienili spojrzenia.- No, powiedzmy - powiedział Weingarten.- A ta twoja.Lidka czy jak jej tam.Nie robiła ci żadnych propozycji?- Nno.jak by ci tu powiedzieć.- Malanow uśmiechnął się głupawo.- Przypuszczam, że gdybym naprawdę chciał.- Tfu, co za bałwan! Nie o to chodzi! Zresztą, niech ci będzie.A śledczy?- Wiesz co, Walka - powiedział Malanow - opowiedziałem ci wszystko, co i jak.Idź do diabła! Jak Boga kocham, trzecie przesłuchanie w ciągu jednego dnia.- Walka - niepewnie wtrącił się Zachar - a może to rzeczywiście coś innego?- Nie żartuj, stary! - Weingarten aż się skurczył.- Jak to - coś innego? Ma robotę i pracować mu nie dają.Jak to - coś innego? A poza tym przecież wymienili jego nazwisko!- Kto wymienił? - zapytał Malanow, przeczuwając nowe nieprzyjemności.- Ja chcę siusiu - jasnym głosem oznajmił chłopczyk.Wszyscy wytrzeszczyli oczy.A chłopczyk obejrzał każdego po kolei, zszedł z taboretu i powiedział do Zachara:- Chodźmy.Zachar uśmiechnął się wstydliwie, powiedział: “No to chodźmy." i obydwaj znikli w ubikacji.Było słychać, jak próbują spędzić z sedesu Kalama.- No więc, kto wymienił moje nazwisko? - zapytał Malanow Weingartena.- Co to za nowa historia?Weingarten pochylił głowę i słuchał odgłosów dochodzących z ubikacji.- Ależ ten Gubar wsiąkł! - powiedział z jakimś posępnym zadowoleniem.- Ależ wsiąkł!Mózg Malanowa stał się lepkim grzęzawiskiem.- Gubar?- No tak.Zachar.Wiesz, dopóty dzban wodę nosi.Malanow przypomniał sobie.- Kim on jest? Konstruktorem rakiet?- Kto? Zachar? - Weingarten zdziwił się.- Ależ nie, skądże znowu.To majster, złota rączka.Konstruuje pchły sterowane elektronicznie.Ale nie na tym polega nieszczęście.Nieszczście polega na tym, że Zachar należy do ludzi, którzy troskliwie i rzetelnie traktują swoje pragnienia.To są jego własne słowa.I weź pod uwagę, stary, że to szczera prawda.Chłopczyk znowu pojawił się w kuchni, wlazł na taboret.Zt nim wszedł Zachar [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl