[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale ostrożnie - ostrzegła Janeczka.- Wcale nie mamy zamiaru niczego,rozgłaszać, więc trzeba delikatnie.Najpierw trzeba się dowiedzieć, co on wogóle na ten temat myśli.Dyplomatycznie.Do tej pory nikt nie wie o naszymszpikulcu i nikt nie musi wiedzieć.-Za głupiego mnie masz? - spytał Bartek zurazą i podjął decyzję.- Dobra, skoczę do Wiesia od razu, może będzie w domu.Chociaż nie, najpierw odwalę robotę w warsztacie, a do Wiesia wieczorkiem.Dawajtę ciupagę, zrobię jej wystrój dodatkowy.- Chciałabym wiedzieć, kiedy oni namcoś powiedzą - wyraziła życzenie Janeczka, stojąc nieco pózniej pod domem pana Wolskiego i gapiąc się na oświetlone okno.- Połapali ich, bardzo dobrze, terazpowinien być dalszy ciąg.- I jak sobie ten dalszy ciąg wyobrażasz? -zainteresował się Pawełek.- Nie wiem.Powinni może przesłuchać świadków?Zwiadkowie to my.Pawełek zastanowił się i pokręcił głową.-Nie zdaje mi się.Słyszałaś przecież, dzieci i młodzież z daleka.Przesłuchajątylko dorosłych.Wujka Andrzeja.Rafała, ostatecznie.- Też się obawiam.Alemogliby chyba powiedzieć coś o przestępcach? Uważam, że powinni.Kim oni są itak dalej.Pawełek ciągle kręcił głową z powątpiewaniem.Dotychczasowedoświadczenia życiowe mówiły mu, że sprawa nie będzie prosta.Personaliamiprzestępców policja zbytnio się nie szasta, z niewiadomych powodów ukrywa jestarannie.- Też tak pomyślałem w pierwsze) chwili i z rozpędu - mruknąłniechętnie.- Ale przypomniało mi się, jak to jest.O poszkodowanych to owszem,dowiemy się wszystkiego.A o przestępcach, też sobie przypomnij, zawsze piszątylko inicjałami.W prasie na przykład.Niejaki L.O.wypruł flaki WaldemarowiGronkowskiemu i oderwał ucho jego teściowej, Felicji Wybuch, zamieszkałej naMarszałkowskiej sto jedenaście mieszkania dziesięć.A w telewizji zasłaniają imgęby, żeby przypadkiem kto ich nie rozpoznał.Tych przestępców, znaczy.I terazbędzie to samo, jestem pewien, a mnie oni są potrzebni na wszelki wypadek.- Nowięc musimy się dowiedzieć jakoś inaczej - zadecydowała Janeczka z wielkąstanowczością.- Przemocą albo podstępem.Długo tu będziemy stali? Pawełekoderwał wzrok od fiata ze zdemolowanym tyłem i popatrzył w okno pana Wolskiego.-Zdrowo mu ktoś przyłożył - ocenił z podziwem.- Nie wiem.Chaber mówi, że jestw domu.Poczekamy, aż wyjdzie? - A jak nie wyjdzie wcale? Nie musi wychodzićcodziennie.-No to przecież nie pójdziemy go pytać, kiedy wychodzi na spacer! Wogóle kretyńsko stoimy, ktoś powinien patrzeć z drugiej strony.Jedno z nas alboChaber.- No dobrze, mogę ja.Przynajmniej poczekam na siedząco, bo tam leżydużo skrzynek.A Chaber będzie latał między nami i zawiadomi o wszystkim.Nazapleczu pawilonów handlowych pokłóciły się dwie panie.Jedna miała pretensje dodrugiej, druga ostro odpierała zarzuty, a przedmiotem sporu była para kozaczkówze specjalnym haftem.Miała istnieć jakoby tylko w jednym egzemplarzu, tymczasemokazało się, że jeszcze co najmniej dwie osoby posiadają takie samo obuwie, wdodatku kupione taniej w Alejach Jerozolimskich koło "Chinki" Z wielkimzainteresowaniem Janeczka wysłuchała całej awantury, po czym uwagę jej zwróciłana siebie nowa postać.Jakiś człowiek pojawił się na podwórzu, wychodząc zbudynku przy Racławickiej, zatrzymał się na moment pod świecącą lampą ipopatrzył na zegarek.Rozejrzał się, cofnął w cień i stanął nieruchomo.Nieminęło nawet pół minuty, kiedy z tylnych drzwi budynku przy Olkuskiej wyszedłnastępny, rozejrzał się również i dostrzegł ruch w ciemnościach.Tamten pierwszykiwał na niego ręką.Spotkali się akurat obok Janeczki, siedzącej na skrzyncepod ścianą szopy, w najciemniejszym miejscu całego podwórza.Nie mając na raziepojęcia, czego będzie świadkiem i co usłyszy, Janeczka z niepokojem wyobraziłasobie niezmiernie głupią sytuację.Właśnie w tej chwili pan Wolski wyjdzie zdomu na tamtą stronę, a po nią przybiegnie Chaber.Ci dwaj zorientują się, żeona tu siedzi.Postanowiła nie pokazywać im się zbyt wyraznie.Pies potrafiprzemykać się w sposób niezauważalny, ona mu nie dorówna, ale spróbuje zerwaćsię gwałtownie i uciec biegiem, przygarbiona, prawie na czworakach, i nawetjeśli ją zobaczą, nie zdołają pózniej rozpoznać.Nie zastanawiała się, po co jejto krycie się może być potrzebne, ale zdecydowała się na nie błyskawicznie.Nawszelki wypadek.-Co to było? - usłyszała obok siebie cichy głos, gniewny izimny.- Pułapka - odparł drugi głos, wyraznie przygnębiony.- Zgadli, czy co.-Dlaczego nie odjechali?- Dwa koła siadły.Nie było sposobu.- Same z siebie? Coście zrobili? Stare opony.?- A skąd! Nie wiem.Mogli rozrzucić gwozdzie.-Lewek zawiadomiony?- Od razu, jeszcze wczoraj.To BMW kładzie sprawę.Słuchająca bez tchu i bez drgnięcia Janeczka poczuła na nodze dotknięcie psiegonosa.Chaber był przy niej, nie zauważyła go wcale, tajemniczym sposobemwiedział, że powinien być niewidzialny i przemknął ku niej przez podwórze niczymduch.Położyła mu rękę na głowie i trwała w bezruchu, wciąż starając się nieoddychać.- Co robimy? - spytał głos przygnębiony. - Tutaj dać spokój - rozkazał gniewny.- Podchorążych dwanaście, będzie jutroparkował volkswagen.Drugi Bonifacego cztery, w podwórzu.-Miało być BMW.?-Jest.%7łoliborz.Brodzińskiego sześć, w garażu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl