[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz skradali się w kierunku krańca nagiej ziemi pomiędzy nimi a drabinką włazu do pojazdu.Wkroczenie na tę otwar­tą przestrzeń oznaczałoby wystawienie się na dzidy i strzały lub no­wocześniejsze uzbrojenie Czerwonych.- Miejmy nadzieję, że dosięgniemy go z tego miejsca.Buck położył swoją broń na zgiętym kolanie, unieruchomił dłu­gą lufę i nacisnął wyzwalający przycisk.Zamknięte drzwi włazu zalśniły, a następnie rozmyły się w czar­ną dziurę.Ktoś za plecami Travisa wydał wojenny okrzyk.- Ognia - rozwalić ściany na kawałki!Travis nie potrzebował rozkazu Jil-Lee.Już wysyłał niewidzial­ne niszczycielskie promienie w kierunku najlepszego celu, jaki mógł sobie wymarzyć - srebrzystej kuli.Jeśli kula była wyposażona w broń, nie istniało takie działo, które można by obniżyć tak, by dosięgnąć strzelców na poziomie ziemi.Pojawiły się dziury, nieregularne otwory w materiale, z jakiego był zrobiony statek.Apacze zamieniali ścianę kuli w koronkę.Nie mogli jednak stwierdzić, jak głęboko promienie penetrują wnętrze pojazdu.W jednej z dziur coś się poruszyło i rozległ się terkot karabinu maszynowego.Rozpryski ziemi i żwiru uderzyły w ich twarze - ten ogień mógł posiekać ich na kawałki! Dziura powiększyła się, rozległ się krzyk.i ucichł.- Nie będą się palić, by spróbować tego jeszcze raz - ze stoic­kim spokojem zauważył stojący za plecami Travisa Nolan.Nadal metodycznie niszczyli statek.Nigdy już nie wyruszy w przestrzeń kosmiczną - nie było tutaj ludzi, którzy by to potrafili, ani materiałów, by naprawić takie zniszczenia.- To przypomina zagłębianie noża w tłuszcz - powiedział Lupe; właśnie przyczołgał się do Travisa.- Kawałek po kawałku!- Naprzód! - Travis wyciągnął rękę w lewo i pociągnął za ramię Jil-Lee.Nie wiedział, czy było to możliwe, czy też nie, ale wpadł na podniecający pomysł, by połączyć ich siły ogniowe i przeciąć kulę na pół, z łatwością, która tak podobała się Lupe'owi.Popędzili przez zasłony traw, kiedy ktoś za nimi krzyknął ostrze­gawczo.Travis rzucił się na ziemię, przeturlał i ustawił w nowej po­zycji strzeleckiej.Nad jego głową świsnęła strzała - Czerwoni zro­bili to, czego Apacze się spodziewali - wzywali do walki kontrolowanych przez siebie Mongołów.Trzeba wzmóc atak na statek albo Indianie będą musieli się wycofać.W wyniku ich skoncentrowanych wysiłków pojawiły się nowe dziury w poszyciu pojazdu.Przyciskając strzelbę mocno do brzu­cha, Travis podniósł się na nogi i biegł zygzakiem poprzez nagą zie­mię do najbliższego z tych otworów.Kolejna strzała uderzyła w sta­tek, chybiając celu o odległość jednej stopy i nie czyniąc żadnej szko­dy.Wszedł do środka, omijając poszarpane odłamki, które świeciły blado i wydawały zapach ozonu.Promienie emitowane przez broń kosmitów mocno uszkodziły zarówno zewnętrzną skorupę, jak i war­stwę izolacyjną.Przez drugą, mniejszą wyrwę przedostał się do ko­rytarza, wystarczająco podobnego do tego we własnym statku, by wydawał mu się znany.Pojazd kosmiczny Czerwonych, oparty na ogólnym planie opuszczonego statku obcych, nie mógł wykazywać specjalnych różnic.Travis usiłował stłumić swój ciężki oddech i wsłuchać się w to, co dzieje się wokoło.Usłyszał chaotyczne krzyki i buczenie czegoś, co mogło być systemem alarmowym.Mózgiem statku była kabina sterownicza.Nawet gdyby Czerwoni nie śmieli podnieść go teraz, to stanowiła ona serce ich linii komunikacyjnych.Podążył korytarzem, usiłując wyobrazić sobie swoje położenie w stosunku do centralne­go ośrodka sterowania.Apacz otwierał pchnięciem ramienia każde mijane drzwi i dwu­krotnie raził promieniami instalacje wewnątrz kabin.Nie miał pojęcia o ich zastosowaniu, lecz całkowita destrukcja każdej bez wyjątku ma­szyny była działaniem rozsądnym i podyktowanym przez logikę.Usłyszał za sobą jakiś dźwięk.Travis obrócił się, zobaczył Jil-Lee, a za nim Bucka.- Do góry? - zapytał Jil-Lee.- I w dół - dodał Buck.- Tatarzy powiedzieli, że pod spodem znajduje się wydrążony w ziemi bunkier.- Rozdzielmy się i zniszczmy, co się da - zasugerował Travis.- Zgoda!Travis ruszył do przodu.Minął kolejne drzwi i pośpiesznie za­wrócił, gdyż zdał sobie sprawę, że prowadzą do maszynowni.Raził ze strzelby dwa długie przewody, tnąc urządzenia na kawałki.Świat­ła nagle zgasły, buczenie alarmów ucichło.Jeśli nie cały statek, to przynajmniej jego część była martwa.Teraz myśliwy i jego cel uto­nęli w ciemnościach.Sprzyjało to jednak zamiarom Apaczy.Travis znalazł się znów na korytarzu.Przemykał się w dziwnie martwej atmosferze.Krzyki ucichły, jakby nagła awaria maszyn oszo­łomiła Czerwonych.Usłyszał cichutki dźwięk.Skrzypienie buta na drabince? Cofnął się do kabiny.W jednej chwili błysk światła rozjaśnił korytarz - zbli­żająca się postać używała latarki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl