[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wedle zeznań naocznegoświadka to coś, co wypruło mu wnętrzności przypominało skrzyżowanie goryla z czło-wiekiem, względnie goryla z niedzwiedziem.Wobec faktu, że owa charakterystyka do-brze pasowała do pewnego funkcjonariusza polskiego kontrwywiadu, rząd Portugaliipozwolił sobie na ostry protest dyplomatyczny. BESTIA Zwiatła ciężarówki oświetlały szosę. Napiłbym się piwa  westchnął z rozmarzeniem kierowca. Szesnasta godzinana trasie. Napijemy się  powiedział sennym głosem konwojent.Zaraz zadzwonię przezkomórkę do dyrektora.Niech przyszykuje kilka puszek w lodówce.Kierowca nie słuchał go.Zasnął za kierownicą.Konwojent zauważył to o sekundę zapózno. Jasna cholera!  wrzasnął, łapiąc rozpaczliwie za kierownicę.Pasy splątały się nanim.Samochodem zarzuciło.Przez chwilę balansował na krawędzi szosy, po czym wy-łamawszy kilka słupków, zwalił się ze skarpy.Pojazd utknął w gęstych krzakach.Konwojent odciął nożem pasy i uwolniwszy nieprzytomnego kierowcę z szoferki,odciągnął go kawałek.Kierowca otworzył oczy. Gdzie jesteśmy?  zapytał. W Polsce.Chyba już nie wybuchnie, co? Już nie powinno.Jak ładunek? Sprawdzimy.Podbiegli do skrzyni.Jedna z klatek pękła podczas upadku. Ciemno, psia krew  zaklął kierowca. Zaraz, mam latarkę.Zaświecili w głąb rozbitej klatki.Była pusta. Kurwa! Zwiał! Daleko nie ucieknie.Ty w lewo, ja w prawo.Wez jakiś klucz, ja mam spluwę. Aapałeś kiedyś coś takiego uzbrojony we Francuza?Rozbiegli się, ale kierowca zaraz zawrócił, nie miał latarki.Przedarli się przez gęstekrzaki.Przed nimi toczyła swoje mętne wody Wisła.Charakterystyczne trójpalczasteślady na brzegu nie pozostawiały żadnej wątpliwości. No to kicha  powiedział konwojent.138 * * *Chmielaki w Krasnymstawie były właściwie imprezą młodzieżową.Rozbawionytłum tańczył na ulicach, popijając piwo wszelkich gatunków z plastykowych kufli.W amfiteatrze przygrywały zespoły.Jakub Wędrowycz oczywiście nie opuścił tak wesołej imprezy.Przez pierwsze dwadni święta wędrował od budki do budki i próbował różnych gatunków piwa.Usiłowałustalić, które mu najbardziej smakuje.Obecni byli przedstawiciele wszystkich polskichbrowarów, w dystrybutorach drzemały wszystkie gatunki i odmiany jego ukochanegonapoju, toteż zanim doszedł do końca, nie pamiętał już jak smakowały te pierwsze i mu-siał powtarzać całą rundkę.Trzeciego dnia i przy piątej rundzie osiągnął dziwny błogostan.Zwiat chwiał się wo-koło, błyszcząc nieziemskimi kolorami, małe białe pieski i złośliwe krasnoludki biegałypo nim, ale przestało mu to przeszkadzać.Miał trochę problemów z utrzymaniem rów-nowagi, ale tłum był na tyle gęsty, że właściwie nie miał szansy się przewrócić.Niespodziewanie ocknął się pod mostkiem, nad Wieprzem.Potrząsnął głową.Zwiatprzestał mu wirować przed oczami.Rzeka też się uspokoiła i nie usiłowała go otoczyć.Z plecaka, w którym mile chlupotały dwie nienapoczęte pięciolitrowe baryłki, wydobyłdętkę od traktora i małą, jak zabawka, pompkę produkcji kapitalistycznej.Dwie godziny pózniej pomacał dętkę.Była już dobra.Koło niego pojawił się ślicznyróżowy kucyk. Wiesz jak to jest  powiedział do niego Jakub.Spłukałem się trochę, a chcę jesz-cze pojechać do wnuczka w odwiedziny.Mieszka w Warszawie, a Wieprz wpada doWisły.Kuc pokiwał głową. Cieszę się, że się ze mną zgadzasz  powiedział egzorcysta. Wszystkie rzekiwpadają zasadniczo do Wisły, a Wisła do morza.Tego Północnego.A jak po drodze jestWarszawa, to ja spłynę na dętce do samego miasta. Genialne  powiedział koń, a potem jego róż wykwitł błękitem i zamienił sięw rosłego gliniarza.Przez chwilę patrzyli na siebie zdumieni. To ty nie jesteś goryl?  zdziwił się gliniarz.Był co najmniej tak samo ululany jak Jakub. Do zobaczenia  powiedział egzorcysta i spuściwszy dętkę na wodę, usiadł naniej.Prąd rzeki powolutku niósł go do morza.Woda była lodowata, ale nie przeszkadzałomu to specjalnie.Jego umysł odbierał zaledwie ułamek tego, co działo się wokoło.139 * * *Wisła nie zrobiła na Jakubie wrażenia.Ot, rzeka jak każda inna, tylko trochę szersza.Piwo w obydwu beczułkach nie zakrywało już dna i teraz rozpoczął się niemiły, aczkol-wiek nieodwracalny proces trzezwienia.Jakub rozejrzał się po rzece.Wstawał świt i woda była lodowata.Zaczął to czuć.W dodatku miał ochotę coś zeżreć. Ciekawe, czy są tu ryby?  zastanowił się.W tym momencie coś dziwnego dziabnęło go w nogę.Wydobył ją z wody i obej-rzał.Jakaś uzębiona paszcza obgryzła mu obcas i kawałek pięty razem ze skarpetką.Skarpetek Jakub nie zmieniał od kilku tygodni, ale i tak zrobiło mu się szkoda. Musi szczupak  zaciekawił się.Lubił mięso ze szczupaka.Wsadził rękę do wody.Coś kłapnęło mu koło palców.Wyjął z kieszeni paralizator elektryczny kupiony na lewo od Ruskich i wsadziwszy rękęw wodę, wcisnął guzik.Poczuł potworne kopnięcie prądem, a potem stracił przytom-ność.To było niesprawiedliwe, bo gdy chodził do szkoły, jeszcze nie uczyli, że woda jestdobrym przewodnikiem elektryczności.Los czuwał nad nim.Dwadzieścia kilometrów w dół rzeki, pod mostem był posteru-nek policji rzecznej.Dzielni gliniarze wystartowali motorówką, gdy tylko niezidentyfi-kowany obiekt pływający pojawił się w ich polu widzenia.Dogonili dętkę. I cóż tam macie?  zapytał sierżant przez radiotelefon. Czciciel Bachusa na dętce traktorowej  zameldował funkcjonariusz.Zabieramydo żłobka.Wezwijcie patrol z wozem. Przyjęte [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl