[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A potem wszystko znikło.- Nie! - krzyknęła Nimue.- Nie! Nie znikaj! Nie chcę!Wyprostowała kolana i chciała wyzwolić się spod mężczyzny, ale nie mogła - był od niej potężniejszy icięższy.Mężczyzna jęknął i stęknął.- Oooooch, Nimue.Ooooch!Nimue krzyknęła i wpiła mu zęby w bark.Leżeli na kożuchu, rozedrgani i gorący.Nimue patrzyła na brzeg jeziora, na czapy ubitej falami piany.Napochylane wiatrem trzciny.Na bezbarwną, beznadziejną pustkę, pustkę, którą pozostawiła ginąca legenda.Po nosie adeptki ciekła łza.- Nimue.Stało się coś?- Owszem, stało - przytuliła się do niego, ale wciąż patrzyła na jezioro.- Nic nie mów.Obejmij mnie i nicnie mów.Mężczyzna uśmiechnął się z wyższością.- Wiem, co się stało - rzekł chełpliwie.- Ziemia się poruszyła?Nimue uśmiechnęła się smutno.- Nie tylko - odpowiedziała po chwili milczenia.- Nie tylko.* * *Błysk.Ciemność.Następne miejsce.* * *Następne miejsce było miejscem urocznym, złowrogim i paskudnym.Ciri odruchowo zgarbiła się w siodle, wstrząśnięta - tak dosłownym, jak i w przenośnym sensie tego słowa.Podkowy Kelpie łupnęły bowiem z impetem o coś boleśnie twardego, płaskiego i nieustępliwego niczymskała.Po długim czasie szybowania w mięciutkim niebycie wrażenie twardości było do tego stopniazaskakujące i przykre, że klacz zarżała i gwałtownie rzuciła się w bok, wybijając na podłoży staccato, odktórego zadzwoniły zęby.Drugiego wstrząsu, tego metaforycznego, dostarczył węch.Ciri jęknęła i zakryła rękawem usta i nos.Czuła,jak oczy momentalnie wypełniają się łzami.Wokół unosił się kwaśny, żrący, gęsty i kleisty smród, swąd duszący i okropny, nie dający się określić, nieprzypominający niczego, co Ciri kiedykolwiek wąchała.Był to - tego była jednak pewna - smród rozkładu,trupi cuch ostatecznej degradacji i degeneracji, odór rozpadu i niszczenia - przy czym odnosiło się wrażenie,że to, co niszczało, śmierdziało wcale nie piękniej, gdy żyło.Nawet w okresie swego rozkwitu.Zgięła się w wymiotnym odruchu, nad którym nie była w stanie zapanować.Kelpie parskała i trzęsła łbem,kurcząc chrapy.Jednorożec, który zmaterializował się obok nich, przysiadł na zadzie, podskoczył,wierzgnął.Twarde podłoże odpowiedziało wstrząsem i głośnym echem.Dookoła była noc, noc ciemna i brudna, okutana lepkim i śmierdzącym gałganem mroku.Ciri spojrzała w górę, szukając gwiazd, ale w górze nie było nic, tylko otchłań, miejscami podświetlananiewyrazną czerwonawą łuną, jak gdyby odległym pożarem.- Uuups - powiedziała i wykrzywiła się, czując, jak kwaśnozgniły opar osiada jej na wargach.- Bue-eeee-ech! Nie to miejsce, nie ten czas! Pod żadnym pozorem nie!Jednorożec prychnął i kiwnął łbem, jego róg opisał krótki i gwałtowny łuk.110Zgrzytające pod kopytami Kelpie podłoże było skałą, ale dziwną, nienaturalnie wręcz równą, wydzielającąintensywny smród spalenizny i brudnego popiołu.Trochę potrwało, zanim Ciri zorientowała się, że to, na copatrzy, to jest droga.Miała dość tej nieprzyjemnej i denerwującej twardości.Skierowała klacz na poboczezaznaczone czymś, co niegdyś było drzewami, teraz zaś paskudnymi i gołymi szkieletami.Trupamiobwieszonymi strzępami szmat, iście jakby resztkami przegniłych całunów.Jednorożec ostrzegł ją rżeniem i mentalnym sygnałem.Ale za pózno.Tuż za dziwną drogą i uschniętymi drzewami zaczynało się osypisko, a dalej, pod nim, ostro biegnąca w dółstromizna, przepaść niemal.Ciri wrzasnęła, kolnęła piętami boki osuwającej się klaczy.Kelpie szarpnęła się,miażdżąc kopytami to, z czego składało się osypisko.A były to odpadki.W większości jakieś dziwnenaczynia.Naczynia te nie kruszyły się pod podkowami, nie chrupotały, lecz pękały obrzydliwie miękko,kleiście, niczym wielkie rybie pęcherze.Coś zachlupało i zabulgotało, buchający odór o mało nie zwalił Ciriz siodła.Kelpie, rżąc dziko, tratowała śmieciowisko, rwąc się ku górze, na drogę.Ciri, krztusząc się odsmrodu, uchwyciła się szyi klaczy.Udało się im.Niemiłą twardość dziwnej drogi powitały z radością i ulgą.Ciri, dygocząc cała, spojrzała w dół, na osypisko kończące się w czarnej tafli jeziora, wypełniającego dnokotła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.A potem wszystko znikło.- Nie! - krzyknęła Nimue.- Nie! Nie znikaj! Nie chcę!Wyprostowała kolana i chciała wyzwolić się spod mężczyzny, ale nie mogła - był od niej potężniejszy icięższy.Mężczyzna jęknął i stęknął.- Oooooch, Nimue.Ooooch!Nimue krzyknęła i wpiła mu zęby w bark.Leżeli na kożuchu, rozedrgani i gorący.Nimue patrzyła na brzeg jeziora, na czapy ubitej falami piany.Napochylane wiatrem trzciny.Na bezbarwną, beznadziejną pustkę, pustkę, którą pozostawiła ginąca legenda.Po nosie adeptki ciekła łza.- Nimue.Stało się coś?- Owszem, stało - przytuliła się do niego, ale wciąż patrzyła na jezioro.- Nic nie mów.Obejmij mnie i nicnie mów.Mężczyzna uśmiechnął się z wyższością.- Wiem, co się stało - rzekł chełpliwie.- Ziemia się poruszyła?Nimue uśmiechnęła się smutno.- Nie tylko - odpowiedziała po chwili milczenia.- Nie tylko.* * *Błysk.Ciemność.Następne miejsce.* * *Następne miejsce było miejscem urocznym, złowrogim i paskudnym.Ciri odruchowo zgarbiła się w siodle, wstrząśnięta - tak dosłownym, jak i w przenośnym sensie tego słowa.Podkowy Kelpie łupnęły bowiem z impetem o coś boleśnie twardego, płaskiego i nieustępliwego niczymskała.Po długim czasie szybowania w mięciutkim niebycie wrażenie twardości było do tego stopniazaskakujące i przykre, że klacz zarżała i gwałtownie rzuciła się w bok, wybijając na podłoży staccato, odktórego zadzwoniły zęby.Drugiego wstrząsu, tego metaforycznego, dostarczył węch.Ciri jęknęła i zakryła rękawem usta i nos.Czuła,jak oczy momentalnie wypełniają się łzami.Wokół unosił się kwaśny, żrący, gęsty i kleisty smród, swąd duszący i okropny, nie dający się określić, nieprzypominający niczego, co Ciri kiedykolwiek wąchała.Był to - tego była jednak pewna - smród rozkładu,trupi cuch ostatecznej degradacji i degeneracji, odór rozpadu i niszczenia - przy czym odnosiło się wrażenie,że to, co niszczało, śmierdziało wcale nie piękniej, gdy żyło.Nawet w okresie swego rozkwitu.Zgięła się w wymiotnym odruchu, nad którym nie była w stanie zapanować.Kelpie parskała i trzęsła łbem,kurcząc chrapy.Jednorożec, który zmaterializował się obok nich, przysiadł na zadzie, podskoczył,wierzgnął.Twarde podłoże odpowiedziało wstrząsem i głośnym echem.Dookoła była noc, noc ciemna i brudna, okutana lepkim i śmierdzącym gałganem mroku.Ciri spojrzała w górę, szukając gwiazd, ale w górze nie było nic, tylko otchłań, miejscami podświetlananiewyrazną czerwonawą łuną, jak gdyby odległym pożarem.- Uuups - powiedziała i wykrzywiła się, czując, jak kwaśnozgniły opar osiada jej na wargach.- Bue-eeee-ech! Nie to miejsce, nie ten czas! Pod żadnym pozorem nie!Jednorożec prychnął i kiwnął łbem, jego róg opisał krótki i gwałtowny łuk.110Zgrzytające pod kopytami Kelpie podłoże było skałą, ale dziwną, nienaturalnie wręcz równą, wydzielającąintensywny smród spalenizny i brudnego popiołu.Trochę potrwało, zanim Ciri zorientowała się, że to, na copatrzy, to jest droga.Miała dość tej nieprzyjemnej i denerwującej twardości.Skierowała klacz na poboczezaznaczone czymś, co niegdyś było drzewami, teraz zaś paskudnymi i gołymi szkieletami.Trupamiobwieszonymi strzępami szmat, iście jakby resztkami przegniłych całunów.Jednorożec ostrzegł ją rżeniem i mentalnym sygnałem.Ale za pózno.Tuż za dziwną drogą i uschniętymi drzewami zaczynało się osypisko, a dalej, pod nim, ostro biegnąca w dółstromizna, przepaść niemal.Ciri wrzasnęła, kolnęła piętami boki osuwającej się klaczy.Kelpie szarpnęła się,miażdżąc kopytami to, z czego składało się osypisko.A były to odpadki.W większości jakieś dziwnenaczynia.Naczynia te nie kruszyły się pod podkowami, nie chrupotały, lecz pękały obrzydliwie miękko,kleiście, niczym wielkie rybie pęcherze.Coś zachlupało i zabulgotało, buchający odór o mało nie zwalił Ciriz siodła.Kelpie, rżąc dziko, tratowała śmieciowisko, rwąc się ku górze, na drogę.Ciri, krztusząc się odsmrodu, uchwyciła się szyi klaczy.Udało się im.Niemiłą twardość dziwnej drogi powitały z radością i ulgą.Ciri, dygocząc cała, spojrzała w dół, na osypisko kończące się w czarnej tafli jeziora, wypełniającego dnokotła [ Pobierz całość w formacie PDF ]