[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Opowieść o naukach, które odebrała, a które wszystkie, co do jednej, okazały się kłamliwe i bałamutne.Oobietnicach, które jej złożono i których nie dotrzymano.Opowieść o tym, jak przeznaczenie, w które kazanojej wierzyć, zdradziło ją niecnie i wyzuło z dziedzictwa.O tym, jak za każdym razem, gdy już zaczynaławierzyć, spadały na nią poniewierka, ból, krzywda i upokorzenie.O tym, jak ci, którym ufała i którychkochała, zdradzili, nie przyszli z pomocą, gdy cierpiała, gdy groziły jej pohańbienie, męka i śmierć.Opowieść o ideałach, którym zalecano jej być wierną, a które zawiodły, zdradziły, opuściły wtedy, gdy ichpotrzebowała, dowodząc, jak niewiele były warte.O tym, jak pomoc, przyjazń - i miłość - znalazła wreszcieu tych, u których z pozoru nie należało szukać ani pomocy, ani przyjazni.Nie wspominając o miłości.Ale tego nikt nie mógł zobaczyć ani tym bardziej usłyszeć.Chata z zapadniętą i omszałą strzechą byładobrze okryta wśród mgieł, na moczarach, na które nikt nie odważał się zapuszczać.14 Wkraczając w wiek dojrzewania, młoda dziewczyna zaczyna podejmować próby penetracji dziedzin życiauprzednio jej niedostępnych, co w baśniach symbolizuje wejście do tajemniczej wieży i poszukiwanie ukrytejtam komnaty.Dziewczyna wspina się na szczyt wieży, stąpając po kręconych schodach - schody w snach sąsymbolem przeżycia erotycznego.Zakazana komnata, ów mały zamknięty na klucz pokój, symbolizuje vaginęprzekręcenie klucza w zamku to symbol aktu seksualnego.Bruno Bettelheim, The Uses of Enchantment,tnę Meaning and Importance of Fairy TalesROZDZIAA DRUGIZachodni wiatr przyniósł nocną burzę.Czamofioletowe niebo pękło wzdłuż linii błyskawicy, eksplodowało przeciągłym łoskotem gromu.Nagłydeszcz uderzył w kurz drogi kroplami gęstymi jak olej, zaszumiał na dachach, rozmazał brud na okiennychbłonach.Ale silny wiatr szybko przepędził ulewę, odegnał burzę gdzieś hen, daleko, za płonącybłyskawicami horyzont.I wtedy rozszczekały się psy.Zadudniły kopyta, zabrzęczała broń.Dzikie hałłakowania i gwizdy zjeżyływłos rozbudzonym wieśniakom, zrywającym się w popłochu, zapierającym drągami drzwi i okiennice.Spocone dłonie zaciskały się na styliskach siekier, na trzonkach wideł.Zaciskały się mocno.Ale bezsilnie.Terror, terror leci przez wieś.Zcigani czy ścigający? Szaleni i okrutni z wściekłości czy ze strachu? Przelecą,nie wstrzymując koni? Czy też rozjarzy się za chwilę noc ogniem gorejących strzech?Cicho, cicho, dzieci.Mamo, czy to demony? Czy to Dziki Gon? Zmory z piekła rodem? Mamo, mamo!Cicho, cicho, dzieci.To nie demony, nie diabły.Gorzej.To ludzie.Psy ujadały.Dął wicher.Rżały konie, łomotały podkowy.Przez wieś i noc leciała hulajpartia.Hotsporn wjechał na wzgórek, wstrzymał i obrócił konia.Był przezorny i ostrożny, nie lubił ryzyka,zwłaszcza wtedy, gdy czujność nic nie kosztowała.Nie spieszył się ze zjazdem w dół, nad rzeczkę, do stacjipocztowej.Wolał pierwej dobrze się przypatrzeć.Przed stacją nie było koni ani zaprzęgów, stał tam wyłącznie jeden furgonik zaprzężony w parę mułów.Napłachcie widniał napis, którego Hotsporn nie mógł z daleka odczytać.Ale niebezpieczeństwem niepachniało.Hotsporn potrafił wyczuwać niebezpieczeństwo.Był zawodowcem.Zjechał nad zakrzaczony i zarośnięty łozą brzeg, zdecydowanie wparł konia w rzekę, przebrodził galopemwśród bijących powyżej siodła rozbryzgów wody.Taplające się przy brzegu kaczki uciekły z głośnymkwakiem.Hotsporn ponaglił konia, przez rozgrodzony płot wjechał na podwórze stacji.Teraz mógł już odczytać napisna płachcie furgonu głoszący: "Mistrz Almayera, Kunsztownik Tatuażu".Każdy wyraz napisu wymalowanybył innym kolorem i zaczynał się od przesadnie wielkiej, ozdobnie iluminowanej litery.A na skrzyni wozu,powyżej prawego przedniego koła, widniała wymalowana purpurową farbą nieduża rozdarta strzała.- Z konia! - usłyszał zza pleców.- Na ziemię, a żywo! Ręce z daleka od rękojeści!Podeszli go i otoczyli bezszelestnie - z prawej Asse, w czarnej skórzanej kurtce nitowanej srebrem, z lewejFalka, w zielonym zamszowym kubraczku i berecie z piórkami.Hotsporn ściągnął kaptur i zasłonę z twarzy.- Ha! - Asse opuścił miecz.- To wy, Hotsporn.Poznałbym, ale zmylił mnie ten kary koń!- Ależ kobyłka śliczna - powiedziała z zachwytem Falka, odsuwając beret na ucho.- Czarna i lśniąca jakwęgiel, ani włoska jaśniejszego.A zgrabna! Ech, krasawica!- Ano, taka się trafiła za niecałe sto florenów - uśmiechnął się niedbale Hotsporn.- Gdzie Giselher? Wśrodku?Asse kiwnął głową.Falka, patrząc na klacz jak urzeczona, poklepała ją po szyi.- Gdy biegła przez wodę - uniosła na Hotsporna wielkie zielone oczy - to była niczym istna kelpie! Gdyby zmorza się wynurzyła, a nie z rzeczki, nie uwierzyłabym, że to nie prawdziwa kelpie.- A widziała panna Falka kiedy prawdziwą kelpie?- Na obrazku - dziewczyna spochmumiała nagle.- Dużo by o tym gadać.Chodzcie do środka.Giselher15 czeka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl