[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Marissa nie musiała dłużej słuchać.Jak strzała pomknęła ku windom.Vandermay coś za nią krzyczał, lecz ona nawet się nie obejrzała.Przemknęła koło sekretarek i wypadła przez podwójne drzwi na korytarz, przytrzymując ręką długopisy w kieszeni fartucha.Stojąc pomiędzy windą a schodami ewakuacyjnymi, zdecydowała się po krótkim wahaniu na windę.Dubchek znajdował się prawdopodobnie na trzecim piętrze i sądziła, że pobiegnie schodami.Nacisnęła przycisk wzywający windę jadącą w dół.Obok niej czekał jeszcze technik laboratoryjny, trzymający tacę z pojemnikami próżniowymi.Obserwował spokojnie, jak Marissa nerwowo, raz za razem naciska przycisk, pomimo iż sygnalizował on, że wezwanie zostało przyjęte.Kiedy ich oczy przelotnie spotkały się, zapytał:- Nagły przypadek?Winda zatrzymała się wreszcie na ich piętrze i Marissa wśliznęła się do niej.Wydawało jej się, że minęły wieki, nim drzwi zamknęły się i winda ruszyła.Marissa była przygotowana na to, że w każdej chwili pojawi się pędzący Dubchek.Kiedy winda zatrzymała się na trzecim piętrze, Marissa wcisnęła się w kąt, błogosławiąc swą niepozorną figurę.Z zewnątrz trudno byłoby ją zobaczyć.Gdy winda ponownie ruszyła na dół, Marissa zapytała siwowłosego technika, jak dostać się do stołówki.Powiedział jej, by po wyjściu z windy skręciła w prawo i trzymała się głównego korytarza.Marissa zastosowała się do jego wskazówek.W połowie korytarza poczuła zapach jedzenia.Dalej szła już.kierując się węchem.Uznała, że wyjście główną bramą będzie zbyt ryzykowne.Dubchek mógł polecić policjantom zatrzymanie jej.Weszła do zatłoczonej stołówki i skierowała się prosto do kuchni.Kilka osób z obsługi posłało jej zdumione spojrzenia, lecz nikt jej nie zaczepił.Zgodnie z jej przewidywaniami, na tyłach kuchni znajdowała się rampa wyładunkowa, którą bez przeszkód wyszła na zewnątrz, omijając po drodze ciężarówkę z mleczarni.Zeskoczyła z rampy i szybko przebiegła na Madison Avenue.Szła kawałek w kierunku północnym, następnie skręciła na wschód, w spokojną uliczkę z drzewami po obu stronach.Pieszych było tam niewielu, dzięki czemu Marissa upewniła się, że nie jest śledzona.Kiedy dotarła do Park Avenue, zatrzymała taksówkę.Aby ponownie sprawdzić, czy rzeczywiście nikt jej nie śledzi, wysiadła przy Bloomingdale, przeszła kawałek do sklepu przy Trzeciej Alei, gdzie wsiadła w następną taksówkę.Kiedy zajechała pod Essex House, była przekonana, że przynajmniej przez jakiś czas może się czuć bezpieczna.Stanąwszy przed drzwiami swojego pokoju, na których nadal wisiała wywieszka „Nie przeszkadzać”, Marissa zawahała się.Mimo iż zameldowała się pod zmienionym nazwiskiem, dręczyło ją wspomnienie z Chicago.Ostrożnie otworzyła drzwi, uważnie rozglądając się po pokoju, nim do niego weszła.Następnie zastawiła otwarte drzwi krzesłem i starannie przeszukała pokój.Sprawdziła pod łóżkiem, w szafie i w łazience - wszystko było na swoim miejscu.Zadowolona z inspekcji, Marissa zamknęła drzwi na wszystkie możliwe rygle i zamki.1523 maja - ciąg dalszyNa śniadanie Marissa uraczyła się pokaźną porcją świeżych owoców zamówionych do pokoju.Obierała jabłka specjalnie do tego celu przeznaczonym nożem.Teraz, kiedy sprawdziły się jej podejrzenia, nie bardzo wiedziała, jak się dalej zachować.Jedynym wyjściem wydawało się skontaktowanie z wynajętym przez Ralpha prawnikiem i opowiedzenie mu wszystkiego, co wiedziała, to znaczy że pewna grupa prawicowych lekarzy wprowadzała Ebolę do prywatnych klinik w celu podważenia autorytetu tych instytucji w oczach opinii publicznej.Mogłaby przekazać mu skromne dowody, które posiadała, i pozwolić zatroszczyć się o resztę.Może wskazałby on jakieś bezpieczne miejsce, gdzie mogłaby przeczekać, aż sprawa zostanie wyjaśniona.Odłożyła jabłko i sięgnęła po telefon.Podjąwszy decyzję, od razu poczuła się lepiej.Wybrała numer biura Ralpha i, ku swemu zadowoleniu, została połączona bezpośrednio.- Moja sekretarka otrzymała szczegółowe wskazówki - wyjaśnił Ralph.- Na wszelki wypadek, gdybyś jeszcze nie wiedziała, chciałbym ci powiedzieć, że troszczę się o ciebie.- Jesteś słodki - jego dowód sympatii rozczulił ją.W mgnieniu oka straciła panowanie nad emocjami, które udawało jej się tak długo utrzymać.Poczuła się jak dziecko, które upadło, lecz nie płacze, dopóki nie pojawi się matka.- Czy wracasz dziś do domu?- To zależy.- Marissa przygryzła dolną wargę i wzięła głęboki oddech.- Czy sądzisz, że będę mogła od razu porozmawiać z prawnikiem?- Nie - odparł Ralph.- Dziś rano dzwoniłem do jego biura.Powiedziano mi, że wyjechał z miasta i wróci dopiero jutro.To niedobrze - głos Marissy załamał się.- Marisso, czy wszystko w porządku? - zaniepokoił się Ralph.- Bywałam już w lepszej kondycji - przyznała.- Miałam straszne przeżycia.- Co się stało?- Nie mogę ci teraz wyjaśnić - powiedziała, czując, że jeśli zacznie opowiadać, natychmiast wybuchnie płaczem.- Posłuchaj - rzekł Ralph.- Chcę.żebyś natychmiast tu przyleciała.Byłem przeciwny twojej podróży do Nowego Jorku.Czy znowu wpadłaś na Dubcheka?- Gorzej - odparła Marissa.- To przesądza sprawę - - skwitował Ralph.- Wracaj pierwszym samolotem.Przyjadę na lotnisko.Był to kuszący pomysł i Marissa właśnie zamierzała odpowiedzieć, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.Dziewczyna zamarła.Pukanie powtórzyło się.- Marisso, jesteś tam? - zapytał Ralph.- Chwileczkę - rzuciła do słuchawki.- Ktoś puka do drzwi.Nie rozłączaj się.Odłożyła słuchawkę na nocny stolik i ostrożnie podeszła do drzwi.- Kto tam? - zapytała.- Przesyłka dla panny Kendrick.- Marissa uchyliła drzwi na szerokość, którą uznała za bezpieczną.Na zewnątrz stał boy w liberii, trzymając duży pakunek zawinięty w biały papier.Zaintrygowana Marissa kazała chłopcu poczekać, a sama wróciła do sypialni i podniosła słuchawkę.Powiedziała, że ktoś do niej przyszedł i że zadzwoni, kiedy tylko dowie się.którym lotem będzie wracać do Atlanty.- Obiecujesz? - zapytał.- Obiecuję - potwierdziła.Podeszła do drzwi i wyjrzała na korytarz.Chłopiec stał oparty niedbale o ścianę, w rękach nadal trzymał pakunek.Kto mógł posyłać kwiaty „pannie Kendrick”, skoro, o ile Marissa dobrze pamiętała, jej koleżanka żyła szczęśliwie na Zachodnim Wybrzeżu?Zadzwoniła na dół do recepcji i spytała, czy ktoś przyniósł jej kwiaty.Recepcjonista potwierdził.Tak, boy właśnie niesie kwiaty do jej pokoju.Marissa poczuła się nieco pewniej, lecz nie na tyle, by zdjąć łańcuch.Zawołała na chłopca przez szczelinę:- Przepraszam cię bardzo, ale czy mógłbyś zostawić te kwiaty pod drzwiami? Nie mogę ich teraz odebrać.- Nie ma problemu, proszę pani - odparł, stawiając pakunek na ziemi.Dotknął szarmancko swej czapki i oddalił się.Marissa błyskawicznie zdjęła łańcuch, porwała kosz i zamknęła z powrotem drzwi.Zdarła papier, pod którym ukazał się wspaniały bukiet wiosennych kwiatów.Wśród nich zauważyła kopertę zaadresowaną do Lisy Kendrick [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl