[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wreszcie dopadły go zawroty głowy i odwrócił wzrok.Sklepienie obracało się powoli.Wśród jego szram, półek i wyniosłości skalnych widział nieustanne ruchy gnieżdżących się tam kruków, które przypominały oleiste plamy na ziarnistej powierzchni.Odprysk Księżyca przybył, by oczyścić ulice z ludzi, położyć kres świętu powtórnych narodzin.Co to mogło oznaczać? Crokus nie znał odpowiedzi na to pytanie, lecz Baruk z pewnością będzie to wiedział.Oczywiście.Złodziej wznowił bieg, szurając cicho mokasynami po brukowcach.Kruppe zaczerpnął głęboko tchu.Oczy zalśniły mu jasno, gdy dostrzegł smakołyki zostawione w kuchni przez pośpiesznie opuszczających ją ludzi.– Zawsze tak się dzieje – westchnął, głaszcząc się po brzuchu.– Sny Kruppego raz za razem się sprawdzają.Co prawda, ten wzór nie ukształtował się jeszcze na dobre, ale Kruppe wyczuwa, że sprawy idą ku lepszemu, co symbolizują te hojne dary, które czekają tu, by zaspokoić jego na nowo rozbudzony apetyt.Ostatecznie, trzeba liczyć się z wymogami ciała.Z zadowoleniem wciągnął w płuca następny haust parnego powietrza.– Tak czy inaczej, trzeba zaczekać na wskazanie wirującej monety.Tymczasem, oczywiście, Kruppego wzywa cudowne jadło.Gdy stojąca w zaułku pod bramą posiadłości pani Simtal przyboczna Lorn zobaczyła wychodzącego na zewnątrz powiernika monety, rozciągnęła powoli usta w uśmiechu zadowolenia.Znaleźć chłopaka nie było trudno, nie miała jednak najmniejszej ochoty wchodzić do ogrodu, w którym zakopała Finnest.Przed kilkoma minutami wyczuła śmierć jaghuckiego tyrana.Czy udało się wciągnąć do walki władcę Odprysku Księżyca? Miała nadzieję, że tak.Liczyła na to, że Jaghut dotrze do miasta, a być może nawet odzyska Finnest, co pozwoliłoby mu zmierzyć się z Synem Ciemności jak równy z równym.Spoglądając wstecz, zdała sobie jednak sprawę, że ten ostatni nigdy by do tego nie dopuścił.Znaczyło to, że Sójeczka ciągle żyje.Trudno, przyjdzie na to czas później, gdy tylko miasto wpadnie w ręce cesarzowej i Tayschrenna.Być może pozory przestaną być wówczas tak ważne i będą mogli zrobić z aresztowania publiczne przedstawienie.Po takim triumfie nawet Dujek nie ośmieli się im przeciwstawić.Patrzyła, jak powiernik monety biegnie ulicą.Wydawało się, że nawet nie zauważa wiszącego tuż nad miastem Odprysku Księżyca.Po chwili podążyła za nim.Gdy cesarzowa dostanie w ręce monetę, rzuci Oponn na kolana.W głębi jej umysłu, niczym wołanie tonącego, rozległy się pełne trwogi i rozpaczy pytania: Co się stało z twoimi wątpliwościami? Gdzie się podziała kobieta, która kiedyś, w Pale, rzuciła wyzwanie Tayschrennowi? Czy tak wiele się zmieniło? Tak wiele zniszczyła?Potrząsnęła głową, uciszając te płaczliwe krzyki.Była ramieniem cesarzowej.Kobieta imieniem Lorn nie żyła, umarła już przed laty i nigdy nie zmartwychwstanie.Przyboczna szła przez te puste cienie w mieście sparaliżowanym strachem.Była bronią.Jej ostrze mogło ciąć głęboko albo też pęknąć, złamać się.Kiedyś nazwałaby tę drugą możliwość „śmiercią”.Teraz wydawała się jej ona tylko pechem, błędem w konstrukcji oręża.Zatrzymała się i ukryła pod murem, gdy powiernik monety przystanął na rogu, zauważywszy wreszcie, co nad nim wisi.Zastanawiała się, czy nie zaatakować go teraz, gdy był zbity z tropu, być może nawet przerażony.Po chwili jednak ruszył w dalszą drogę.Przyboczna przykucnęła.Pora wykonać plan Tayschrenna.Miała nadzieję, że jaghucki tyran zdołał osłabić władcę Odprysku.Wydobyła zza pazuchy mały flakonik i uniosła go w górę.Pokryte patyną szkło zalśniło w blasku gazowych latarń.Gdy potrząsnęła buteleczką, jej zawartość zawirowała niczym uwięziony dym.Podniosła się i cisnęła flakonikiem o bruk.W górę wzbił się rozjarzony czerwony dym, który powoli nabierał kształtu.– Znasz swe zadanie, władco Galayn – rzekła przyboczna.– Jeśli ci się powiedzie, odzyskasz wolność.Wydobyła miecz i zamknęła na chwilę oczy, by zlokalizować w swym umyśle powiernika monety.Biegł szybko, ale ona była szybsza.Na jej twarz powrócił uśmiech.Za chwilę zdobędzie monetę.Gdy zaczęła biec, poruszała się tak prędko, że jej postać tworzyła zamazaną plamę, za którą nie mogłoby nadążyć niczyje spojrzenie, nawet spojrzenie władcy Galayn, który przedostał się do materialnego świata.Siedzący w swym gabinecie Baruk skrył twarz w dłoniach.Śmierć Mammota odczuł jak wbity w serce nóż.Przeszywający ból nadal go nie opuszczał.Był w pokoju sam.Roalda przed chwilą odesłał.Podejrzenia Rake’a okazały się słuszne.Nie chciał o tym mówić, uważając, że sprawa jest zbyt drażliwa.Alchemik musiał przyznać, że Tiste Andii miał rację.Czy jednak uwierzyłby mu, gdyby próbował go ostrzec? Rake przewidział, że Baruka rozgniewałaby podobna sugestia i dlatego – mądrze i litościwie – postanowił nie mówić nic.A teraz Mammot zginął, podobnie jak jaghucki tyran.Czy to Rake zabił jego starego druha? Jeśli tak, nie zrobił tego swym mieczem – kolejna łaska, którą okazał Mammotowi i Barukowi.Alchemik wyczuł w śmiertelnym krzyku przyjaciela coś przypominającego ulgę.Wtem usłyszał pod drzwiami ciche kaszlnięcie.Wstał szybko i zwrócił się w tamtą stronę.Uniósł brwi.– Czarownica Derudan!Kobieta miała zbielałą twarz i uśmiechała się blado.– Gdy Mammot zginął, pomyślałam o tobie.Dlatego tu przybyłam.Niestety – dodała, podchodząc do stojącego przy kominku fotela i kładąc fajkę wodną na podłodze obok niego – mój sługa wziął sobie wolne na resztę wieczoru.– Wyjęła cybuch i wysypała jego zawartość do wygaszonego paleniska.– W związku z tym jestem zmuszona do niemagicznych wysiłków – zakończyła z westchnieniem.Z początku Baruk miał jej za złe to wtargnięcie.Wolał oddawać się żałobie w samotności.Gdy jednak patrzył na jej wdzięczne, zgrabne ruchy, zmienił zdanie.Grotą czarownicy była Tennes, starożytna i powiązana z cyklem pór roku.Jednym z kilku bóstw, których pomocy mogła wezwać, był Tennerock, Dzik o Pięciu Kłach.Największą z mocy Derudan – a przynajmniej tą, w której miała udział – był Kieł zwany Miłością.Alchemik skarcił się w myśli.Dopiero w tej chwili zdał sobie sprawę, że jej obecność jest darem.Włożyła cybuch na miejsce i napełniła go świeżymi liśćmi, po czym zacisnęła na nim dłoń.Zawartość fajki rozjarzyła się nagłym ciepłem.Po chwili czarownica usiadła ciężko na fotelu, wsunęła ustnik między wargi i zaciągnęła się głęboko.Baruk podszedł do drugiego fotela.– Rake jest przekonany, że to jeszcze nie koniec – zauważył.Skinęła głową [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl