[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oblała się rumieńcem i odwróciła wzrok, by spojrzeć namężczyznę w masce, który w ślad za nią poruszał się wokół sali, dlabezpieczeństwa trzymając się po przeciwległej stronie jej obwodu. Wybaczysz mi na chwilę? zapytała Ware a z uśmiechem. Ale tylko na chwilę.Minęła ich jakaś dama, lustrując wysoką sylwetkęWare a spojrzeniem pełnym aprobaty. Lepiej nie prowokuj, diable rzuciła mu zaczepnie Amelia.70/300 Robię to tylko dla ciebie powiedział, mrugnął, cofnął sięo krok i pocałował jej odzianą w rękawiczkę dłoń.Słysząc to ewidentne kłamstwo, wywróciła oczami, po czym za-częła się oddalać.Kierowała się w stronę holu, z którego możnabyło wejść do pokojów do odpoczynku.Nie spieszyła się chciałabyć pewna, że łatwo będzie ją śledzić.Prześlizgnęła się przez pełengości hol.Z otwartych drzwi sali balowej dochodziła muzyka.W kinkietach wiszących szeregiem na ścianie, migotały świece.Czuła się bezpieczna.Wzięła głęboki oddech, odwróciła się na pięcie i stanęła twarzw twarz z nim.Zatrzymał się nie więcej niż dwa metry za nią.Amelia uniosłabrew i gestem kazała mu podejść bliżej.Uśmiechnął się i uczyniłto, ale przystanął w dyskretnej odległości. Pańska maska. zaczęła. Jego maska poprawił ją z wyraznym francuskim akcentem. Dlaczego to robi? Chodzi mu o mnie czy o St.Johna? Nie wiem, kim jest St.John.Amelia wahała się chwilę, zastanawiając się w duchu, jakpostąpić.W końcu sięgnęła do kieszeni, wyciągnęła liścik, którytam ukryła, i podała go nieznajomemu.Francuz przyglądał się jej z lekko pochyloną na bok głową.Wziąłod niej zawiniątko i ukłonił się z galanterią. Mademoiselle. Proszę mu to przekazać rzekła, po czym minęła go z dumnieuniesionym podbródkiem i wróciła do Ware a.Rozdział 5 Na miłość boską! Po co tam szedłeś?Colin przechadzał się niespokojnie w tę i z powrotem przed ko-minkiem w gabinecie.Jego głos przypominał głuchy warkot. Bo poszedłem odparł swobodnie Jacques. Bo poszedłeś?! Bo poszedłeś! wykrzyknął Colin, spoglądającna przedmiot, który trzymał w ręku miniaturowy portrecikAmelii, przeznaczony tylko i wyłącznie dla oczu kochanka.W negliżu z jednym ramieniem prowokacyjnie nagim prawiepo samą pierś, z rozpuszczonymi, nieuczesanymi włosami, z czer-wonymi, lekko rozchylonymi wargami.Jakby przed chwilą ktośnamiętnie się z nią kochał.Po co powstał ten portret? Na pewno nie z myślą o nim.Musiałbyć zamówiony wiele miesięcy temu. Wyglądała przepięknie, monsieur.Colin zatrzymał się przy kominku i ciężko wsparł o gzyms.%7łałował, że jej nie widział. Jakiego koloru miała suknię? %7łółtego. Podeszła do ciebie? W pewnym sensie. Jacques w swobodnej pozie, zarzucającjedno ramię za plecy, usiadł na sofie.Poza ta zupełnie nie współ-grała ze wzburzeniem Colina. Podziwiam ją.72/300Colin gwałtownie wypuścił powietrze. Jasna cholera.Chciałem za wszelką cenę trzymać się nadystans. A po co? Dla jej bezpieczeństwa? Bardzo jej pilnują. Francuzzabębnił palcami o drewnianą ramę kanapy. Ciekawe dlaczego? Jej siostra i mąż siostry to znani przestępcy.Boją się, że ktośużyje Amelii przeciwko nim.Ja zresztą też się tego boję rzekłColin, po czym oddalił się od kominka i ciężko opadł na fotel przybiurku. Myślałem, że jej ojciec był wysoko postawionym człowiekiem. Tak, wicehrabią. Jacques uniósł brwi, a Colin mówił dalej.Jego chciwość była prawie tak wielka, jak jego okrucieństwo.Niewidział nic poza własnymi zachciankami i pragnieniami.Poślubiłpiękną wdowę tylko po to, by mieć dostęp do jej córki, a siostryAmelii.Wysłał Marię do najlepszych szkół, a potem sprzedawał zażonę mężczyznom, których następnie zabijał, by zagarnąć ichmajątek. Mon Dieu. Palce Jacques a znieruchomiały. Dlaczego nieuciekła? Bo lord Welton więził Amelię i w ten sposób szantażował Mar-ię, zmuszając ją do współpracy.Rysy Francuza wyostrzyły się. Mam nadzieję, że spotkała go należyta kara.Niewiele jestrzeczy, które wywołują u mnie gorszą nienawiść niż zbrodniedokonane na własnej rodzinie. Jaśnie pan stanął przed sądem i został powieszony.Starającsię o uwolnienie siostry, Maria poznała Christophera St.Johna znanego pirata i przemytnika.Wspólnymi siłami udało im sięuwolnić Amelię i udowodnić, że Welton był wplątany w zabójstwadwóch poprzednich mężów Marii.Colin przeczesał włosy ręką.73/300 Cała historia jest oczywiście znacznie bardziej skomplikowana,ale wystarczy powiedzieć, że St.John i jego żona mają licznychwrogów. Wziąwszy pod uwagę przeszłość panny Benbridge, jak równieżjej dzisiejszą sytuację, wydaje mi się jeszcze bardziej dziwne to, żedo mnie podeszła. Amelia nigdy nie robiła tego, czego od niej oczekiwano.Wrócił wzrokiem do miniatury, którą wciąż trzymał w ręku.Stanowiła pokusę nie do odparcia.Musiał znalezć jakiś sposób, byją zignorować. Co ci dała? Zaproszenie.Osobistą prośbę, by spotkać się z nią nawieczorze muzycznym u Fairchildów.Czyli kolejną szansę, by jązobaczyć i porozmawiać. Wybierzesz się? Myślę, że najlepiej bym zrobił, wyjeżdżając z miasta odparł,zastanawiając się nad zmianą miejsca pobytu.Mógłby udać się doBristolu, skąd wywodził się Cartland i sprawdzić, czy nie dowie siętam czegoś interesującego.Niemożliwe, by człowiek pokrojuCartlanda miał krystalicznie czystą przeszłość.Z pewnością zna-jdzie się coś, co pomoże wywabić go z ukrycia. Nie możemyryzykować zbyt długiego przebywania w jednym miejscu. A ja właśnie zaczynałem uczyć się z całego serca nie nienaw-idzić Londynu odparł Jacques drwiąco.Colin wiedział, że Francuz, choć mężnie próbuje to ukryć, uważaAnglię za odpychającą i tęskni za powrotem do domu. Nie musisz ze mną jechać. Colin uśmiechnął się, by złagodz-ić szorstkie słowa. Szczerze mówiąc, wciąż nie mogę zrozumieć,dlaczego tu jesteś.Jacques wzruszył krzepkimi ramionami. Niektórzy rodzą się po to, by rządzić.Ja narodziłem się po to,by służyć. Wstał. W takim razie idę pakować nasze rzeczy.74/300 Dziękuję odparł Colin i zacisnął w pięści drogocenny wizer-unek Amelii, po czym odłożył go do szuflady, obok maski. Zarazci pomogę.Wstając z fotela, powtórzył sobie w duchu, że nie może zrobićdla Amelii więcej, niż trzymać się od niej na dystans.Nie udało mu się jednak odwrócić myśli od małego portreciku,który wciąż stał mu przed oczami i gnębił tak dokuczliwie, że Colinnie wiedział, jak to zniesie.Amelia zawsze była znana ze swoich wędrówek.Jej niezwykłedzieciństwo sprawiło, że nienawidziła samotności, a zarazem jejpragnęła.Nigdy nie mogła długo usiedzieć w miejscu, wymyślałanajrozmaitsze powody, by zostać samą, nawet podczas bardzokameralnych przyjęć.Ware rozumiał jej niespokojną duszę i po-trzebę częstej zmiany otoczenia, dlatego nie wahał się co rusz pro-ponować jej przechadzki dla zaczerpnięcia świeżego powietrza.Kiedy więc poprosiła o chwilę samotności, by skorzystać z poko-ju wypoczynkowego, Ware nie przywiązał do tego większej wagi,tak samo zresztą jak lady Montrose, która pełniła funkcję przyz-woitki Amelii.Oboje z uśmiechem skinęli głową i pozwolili jejpójść, dokąd chciała.Jeśli Montoya się pojawi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Oblała się rumieńcem i odwróciła wzrok, by spojrzeć namężczyznę w masce, który w ślad za nią poruszał się wokół sali, dlabezpieczeństwa trzymając się po przeciwległej stronie jej obwodu. Wybaczysz mi na chwilę? zapytała Ware a z uśmiechem. Ale tylko na chwilę.Minęła ich jakaś dama, lustrując wysoką sylwetkęWare a spojrzeniem pełnym aprobaty. Lepiej nie prowokuj, diable rzuciła mu zaczepnie Amelia.70/300 Robię to tylko dla ciebie powiedział, mrugnął, cofnął sięo krok i pocałował jej odzianą w rękawiczkę dłoń.Słysząc to ewidentne kłamstwo, wywróciła oczami, po czym za-częła się oddalać.Kierowała się w stronę holu, z którego możnabyło wejść do pokojów do odpoczynku.Nie spieszyła się chciałabyć pewna, że łatwo będzie ją śledzić.Prześlizgnęła się przez pełengości hol.Z otwartych drzwi sali balowej dochodziła muzyka.W kinkietach wiszących szeregiem na ścianie, migotały świece.Czuła się bezpieczna.Wzięła głęboki oddech, odwróciła się na pięcie i stanęła twarzw twarz z nim.Zatrzymał się nie więcej niż dwa metry za nią.Amelia uniosłabrew i gestem kazała mu podejść bliżej.Uśmiechnął się i uczyniłto, ale przystanął w dyskretnej odległości. Pańska maska. zaczęła. Jego maska poprawił ją z wyraznym francuskim akcentem. Dlaczego to robi? Chodzi mu o mnie czy o St.Johna? Nie wiem, kim jest St.John.Amelia wahała się chwilę, zastanawiając się w duchu, jakpostąpić.W końcu sięgnęła do kieszeni, wyciągnęła liścik, którytam ukryła, i podała go nieznajomemu.Francuz przyglądał się jej z lekko pochyloną na bok głową.Wziąłod niej zawiniątko i ukłonił się z galanterią. Mademoiselle. Proszę mu to przekazać rzekła, po czym minęła go z dumnieuniesionym podbródkiem i wróciła do Ware a.Rozdział 5 Na miłość boską! Po co tam szedłeś?Colin przechadzał się niespokojnie w tę i z powrotem przed ko-minkiem w gabinecie.Jego głos przypominał głuchy warkot. Bo poszedłem odparł swobodnie Jacques. Bo poszedłeś?! Bo poszedłeś! wykrzyknął Colin, spoglądającna przedmiot, który trzymał w ręku miniaturowy portrecikAmelii, przeznaczony tylko i wyłącznie dla oczu kochanka.W negliżu z jednym ramieniem prowokacyjnie nagim prawiepo samą pierś, z rozpuszczonymi, nieuczesanymi włosami, z czer-wonymi, lekko rozchylonymi wargami.Jakby przed chwilą ktośnamiętnie się z nią kochał.Po co powstał ten portret? Na pewno nie z myślą o nim.Musiałbyć zamówiony wiele miesięcy temu. Wyglądała przepięknie, monsieur.Colin zatrzymał się przy kominku i ciężko wsparł o gzyms.%7łałował, że jej nie widział. Jakiego koloru miała suknię? %7łółtego. Podeszła do ciebie? W pewnym sensie. Jacques w swobodnej pozie, zarzucającjedno ramię za plecy, usiadł na sofie.Poza ta zupełnie nie współ-grała ze wzburzeniem Colina. Podziwiam ją.72/300Colin gwałtownie wypuścił powietrze. Jasna cholera.Chciałem za wszelką cenę trzymać się nadystans. A po co? Dla jej bezpieczeństwa? Bardzo jej pilnują. Francuzzabębnił palcami o drewnianą ramę kanapy. Ciekawe dlaczego? Jej siostra i mąż siostry to znani przestępcy.Boją się, że ktośużyje Amelii przeciwko nim.Ja zresztą też się tego boję rzekłColin, po czym oddalił się od kominka i ciężko opadł na fotel przybiurku. Myślałem, że jej ojciec był wysoko postawionym człowiekiem. Tak, wicehrabią. Jacques uniósł brwi, a Colin mówił dalej.Jego chciwość była prawie tak wielka, jak jego okrucieństwo.Niewidział nic poza własnymi zachciankami i pragnieniami.Poślubiłpiękną wdowę tylko po to, by mieć dostęp do jej córki, a siostryAmelii.Wysłał Marię do najlepszych szkół, a potem sprzedawał zażonę mężczyznom, których następnie zabijał, by zagarnąć ichmajątek. Mon Dieu. Palce Jacques a znieruchomiały. Dlaczego nieuciekła? Bo lord Welton więził Amelię i w ten sposób szantażował Mar-ię, zmuszając ją do współpracy.Rysy Francuza wyostrzyły się. Mam nadzieję, że spotkała go należyta kara.Niewiele jestrzeczy, które wywołują u mnie gorszą nienawiść niż zbrodniedokonane na własnej rodzinie. Jaśnie pan stanął przed sądem i został powieszony.Starającsię o uwolnienie siostry, Maria poznała Christophera St.Johna znanego pirata i przemytnika.Wspólnymi siłami udało im sięuwolnić Amelię i udowodnić, że Welton był wplątany w zabójstwadwóch poprzednich mężów Marii.Colin przeczesał włosy ręką.73/300 Cała historia jest oczywiście znacznie bardziej skomplikowana,ale wystarczy powiedzieć, że St.John i jego żona mają licznychwrogów. Wziąwszy pod uwagę przeszłość panny Benbridge, jak równieżjej dzisiejszą sytuację, wydaje mi się jeszcze bardziej dziwne to, żedo mnie podeszła. Amelia nigdy nie robiła tego, czego od niej oczekiwano.Wrócił wzrokiem do miniatury, którą wciąż trzymał w ręku.Stanowiła pokusę nie do odparcia.Musiał znalezć jakiś sposób, byją zignorować. Co ci dała? Zaproszenie.Osobistą prośbę, by spotkać się z nią nawieczorze muzycznym u Fairchildów.Czyli kolejną szansę, by jązobaczyć i porozmawiać. Wybierzesz się? Myślę, że najlepiej bym zrobił, wyjeżdżając z miasta odparł,zastanawiając się nad zmianą miejsca pobytu.Mógłby udać się doBristolu, skąd wywodził się Cartland i sprawdzić, czy nie dowie siętam czegoś interesującego.Niemożliwe, by człowiek pokrojuCartlanda miał krystalicznie czystą przeszłość.Z pewnością zna-jdzie się coś, co pomoże wywabić go z ukrycia. Nie możemyryzykować zbyt długiego przebywania w jednym miejscu. A ja właśnie zaczynałem uczyć się z całego serca nie nienaw-idzić Londynu odparł Jacques drwiąco.Colin wiedział, że Francuz, choć mężnie próbuje to ukryć, uważaAnglię za odpychającą i tęskni za powrotem do domu. Nie musisz ze mną jechać. Colin uśmiechnął się, by złagodz-ić szorstkie słowa. Szczerze mówiąc, wciąż nie mogę zrozumieć,dlaczego tu jesteś.Jacques wzruszył krzepkimi ramionami. Niektórzy rodzą się po to, by rządzić.Ja narodziłem się po to,by służyć. Wstał. W takim razie idę pakować nasze rzeczy.74/300 Dziękuję odparł Colin i zacisnął w pięści drogocenny wizer-unek Amelii, po czym odłożył go do szuflady, obok maski. Zarazci pomogę.Wstając z fotela, powtórzył sobie w duchu, że nie może zrobićdla Amelii więcej, niż trzymać się od niej na dystans.Nie udało mu się jednak odwrócić myśli od małego portreciku,który wciąż stał mu przed oczami i gnębił tak dokuczliwie, że Colinnie wiedział, jak to zniesie.Amelia zawsze była znana ze swoich wędrówek.Jej niezwykłedzieciństwo sprawiło, że nienawidziła samotności, a zarazem jejpragnęła.Nigdy nie mogła długo usiedzieć w miejscu, wymyślałanajrozmaitsze powody, by zostać samą, nawet podczas bardzokameralnych przyjęć.Ware rozumiał jej niespokojną duszę i po-trzebę częstej zmiany otoczenia, dlatego nie wahał się co rusz pro-ponować jej przechadzki dla zaczerpnięcia świeżego powietrza.Kiedy więc poprosiła o chwilę samotności, by skorzystać z poko-ju wypoczynkowego, Ware nie przywiązał do tego większej wagi,tak samo zresztą jak lady Montrose, która pełniła funkcję przyz-woitki Amelii.Oboje z uśmiechem skinęli głową i pozwolili jejpójść, dokąd chciała.Jeśli Montoya się pojawi [ Pobierz całość w formacie PDF ]