[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- GaoLing przebrnęła z trudem przez długą listę imion, od ledwo narodzonych dzieci po osoby, które, zdaniem Matki, musiały już nie żyć.Na następnej stronie nasza stara ku­zynka napisała coś takiego: - “Wiem, że wciąż jesteś w ża­łobie i ze smutku prawie nie możesz jeść.Nie jest to za­tem dobry czas, aby zaprosić was wszystkich do Pekinu.Zastanawiałam się jednak nad tym, o czym rozmawiały­śmy podczas naszego ostatniego spotkania na pogrzebie".GaoLing przerwała czytanie i spytała Matki:- O czym rozmawiałyście? - Ja też byłam ciekawa.Matka trzepnęła GaoLing w rękę.- Nie bądź taka wścibska.Czytaj, a powiem ci wszyst­ko, co powinnaś wiedzieć.- “Chciałabym pokornie cię prosić, aby Twoja córka numer jeden.- chodziło o mnie, więc spuchłam z dumy - przyjechała do Pekinu i przypadkowo poznała mojego da­lekiego krewnego".- GaoLing spojrzała na mnie chmur­nie, a mnie ucieszyła jej zazdrość.- “Ten krewniak - ciąg­nęła mniej przejętym głosem GaoLing - ma czterech synów, którzy są moimi siódmymi kuzynami w trzecim po­koleniu i noszą inne nazwisko.Mieszkają w tej samej wsi, co wy, ale z Tobą prawie w ogóle nie są spokrewnieni".Gdy usłyszałam słowa “prawie w ogóle nie są spokrew­nieni", wiedziałam, że to przypadkowe spotkanie ma na celu zbadanie, czy mogłabym wejść do tej rodziny poprzez małżeństwo.Miałam czternaście lat (według chińskiego kalendarza), a większość dziewcząt w moim wieku była już zamężna.Stara Wdowa Lau nie chciała zdradzić, o jaką rodzinę chodzi, dopóki nie nabierze pewności, czy nasza rodzina uzna, że owa propozycja będzie dla nas korzystna.- “Szczerze mówiąc - pisała - sama nie pomyślałabym o tej rodzinie.Ale ojciec przyszedł do mnie, pytając o LuLing.Zapewne widzieli dziewczynę i jej uroda i ła­godność zrobiły na nich wrażenie".Moja twarz pokryła się rumieńcem.W końcu Matka dowiedziała się, co mówią o mnie inni.Być może także do­strzeże we mnie te zalety.- Też chcę jechać do Pekinu - odezwała się GaoLing głosem skarżącego się kota.- Ktoś cię zapraszał? - zganiła ją Matka.- Nie? A więc nie mów głupio, że chcesz jechać.- Gdy znowu jęknęła, Matka pociągnęła ją za warkocz, mówiąc: - Zamknij usta.- Po czym podała mi list, abym dokończyła czytanie.Usiadłam prosto zwrócona twarzą do Matki i zaczęłam z uczuciem czytać:- “Rodzina proponuje spotkanie w waszym sklepie z tuszem w Pekinie".- Przerwałam na chwilę, żeby posłać GaoLing triumfalny uśmiech.Nigdy nie widziałam sklepu, ona też nie.- “W ten sposób - ciągnęłam - gdyby nie do­szło do zgodności interesów, żadna z rodzin nie zazna publicznego wstydu.Jeśli obie rodziny dojdą do porozumie­nia, wówczas będzie to błogosławieństwo bogów, w którym nie będzie żadnej mojej zasługi".- Zasługi żadnej - prychnęła Matka.- Ale przyjmie mnóstwo prezentów.Dalsza część listu brzmiała następująco:- “Na pewno zgodzisz się, że trudno znaleźć dobrą sy­nową.Może pamiętasz moją drugą synową? Ze wstydem przyznaję, że okazała się bez serca.Dziś dała do zrozumie­nia, że piastunka Twojej córki nie powinna jej towarzy­szyć w podróży do Pekinu.Powiedziała, że jeśli ktoś zoba­czy je razem, zapamięta tylko uderzającą szpetotę piastunki, a nie rozkwitającą urodę panienki.Oświadczy­łam jej, że to nonsens.Wszakże pisząc ten list, zdaję sobie sprawę, że będzie kłopot z przyjęciem jeszcze jednej słu­żącej, ponieważ moje skarżą się, że nie mogą się pomie­ścić w jednym łóżku.Może więc lepiej będzie, jeśli pia­stunka jednak nie przyjedzie.Wybacz, nic nie poradzę na ubóstwo mojego gospodarstwa.".Dopiero gdy skończyłam czytać, spojrzałam zmieszana na Drogą Ciocię.- Nieważne - powiedziała na migi.- Powiem jej później, że mogę spać na podłodze.Odwróciłam się do Matki, czekając, co ma do powie­dzenia.- Odpisz Starej Wdowie Lau.Napisz, że wyprawię cię za tydzień.Sama bym cię zawiozła, ale jest sezon tuszu i mamy dużo pracy.Poproszę pana Weia, aby wziął cię swo­im wozem.Zawsze pierwszego jedzie do Pekinu z towarem do sklepów z lekami i za niewielką sumę zgodzi się zabrać dodatkowego pasażera.Droga Ciocia zaczęła machać dłońmi, żeby zwrócić na siebie moją uwagę.- Powiedz jej teraz, że nie możesz jechać sama.Kto spraw­dzi, czy to będzie dobre małżeństwo? A jeżeli ta wścibska głu­pia kuzynka próbuje cię sprzedać za bezcen rodzinie biedaków jako drugą żonę? Poproś ją, żeby to przemyślała.Pokręciłam głową.Bałam się rozgniewać Matkę niepo­trzebnymi pytaniami i zmarnować okazję wyjazdu do Pe­kinu.Droga Ciocia pociągnęła mnie za rękaw.Nie zwróciłam na nią uwagi.Ostatnio zrobiłam tak kilka razy, co do­prowadzało ją do wściekłości.Nie umiała mówić, a Matka nie umiała czytać, więc gdy nie chciałam pośredniczyć w rozmowie, Droga Ciocia nie była w stanie się z nią poro­zumieć.Już w naszym pokoju Droga Ciocia zaczęła mnie błagać:- Jesteś za młoda, żeby jechać sama.To bardziej niebez­pieczne, niż ci się wydaje.Mogą cię zabić bandyci, odciąć ci głowę i nadziać na pał.Nie odpowiadałam jej, nie kłóciłam się, nie dawałam pretekstu do dalszych wywodów.Ale tego dnia, nazajutrz i jeszcze następnego dnia jej ręce nie przestawały mnie przekonywać.Od czasu do czasu złościła się na to, co Stara Wdowa Lau napisała w liście.- Tej kobiety nie obchodzi, co jest dla ciebie najlepsze.Wtyka nos w cudze sprawy dla pieniędzy.Niedługo będzie cuchnęła jak tyłki, które wącha.Później Droga Ciocia wręczyła mi list, który miałam dać GaoLing, a ona miała odczytać go Matce.Skinęłam głową i gdy tylko wyszła z pokoju i znalazła się za rogiem korytarza, przeczytałam: “Poza strzelaninami i rozrucha­mi niebezpieczne są także zarazki, których wiele krąży w powietrzu lata.W Pekinie ludzie zapadają na dziwne choroby, nieznane u nas, od których LuLing mogą odpaść końce palców i nos.Na szczęście znam leki na takie przy­padłości, więc LuLing po powrocie do domu nie przywie­zie epidemii.".Kiedy Droga Ciocia zapytała, czy oddałam list Matce, zmieniłam twarz i serce w kamień.- Tak - skłamałam.Droga Ciocia westchnęła z ulgą.Pierwszy raz uwierzyła w moje kłamstwo.Zastanawiałam się, cóż się w niej zmie­niło, że tym razem nie wyczuła, że nie mówię prawdy.A może to ja się zmieniłam?W wieczór poprzedzający dzień mojego wyjazdu Droga Ciocia stanęła przede mną, trzymając w dłoni list, który wcześniej zmięłam w kulę i wcisnęłam do kieszeni spodni.- Co to ma znaczyć? - Złapała mnie za rękę.- Puść - zaprotestowałam.- Nie możesz mi już mówić, co mam robić.- Wydaje ci się, że jesteś taka mądra? Wciąż jesteś głu.pim dzieckiem.- Nie.Już cię nie potrzebuję.- Gdybyś miała rozum, tobyś mnie potrzebowała.- Chcesz mnie tu zatrzymać tylko po to, żeby nie stra­cić posady piastunki.Twarz jej pociemniała, jak gdyby się zakrztusiła.- Posady? Myślisz, że jestem tu tylko z powodu marnej posady piastunki? Aj-ja! Nie chcę żyć, jeżeli mam słuchać rze­czy, które wygaduje to dziecko!Dyszałyśmy ze wzburzenia.Zaczęłam krzyczeć o tym, co często słyszałam od Matki i ciotek:- Ale żyjesz, nasza rodzina z dobroci ulitowała się nad tobą i ocaliła ci życie.Nie musieliśmy tego robić.Najmłod­szy Wuj nigdy nie powinien próbować się z tobą żenić.Zro­bił to i sprowadził nieszczęście.Dlatego zabił go własny koń.Wszyscy o tym wiedzą.Jej ramiona opadły i pomyślałam, że przyznaje mi w ten sposób rację.W tej chwili czułam do niej podobną litość co do żebraków, którym nie potrafiłam spojrzeć w oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl