[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mówię poważnie!Nie wiem, co o tym myślisz, ale jeśli o mnie chodzi, to między nami jeszcze nieskończone.Nie ma na to żadnych szans.Musiałaś uderzyć mnie czymś w rodzajuczarodziejskiej pięści, bo nie mogę przestać myśleć o Tobie.Nawet teraz.A oto, co odpisałam na Florydę:Weber, dziękuję ci bardzo za najpiękniejszą kurtkę na świecie.Nigdy nie mia-łam czegoś podobnego.Nie wiem, co mogłabym powiedzieć poza tym, że będęo nią dbała.Twoja uprzejmość jest nieuczciwie wielka.Nie sądzę, żebym kiedy-kolwiek odwiedziła Twój Roześmiany Kapelusz , ale miło mi mieć ten klucz naswoim kółeczku.Spojrzałam na list i zmieniłam ze dwadzieścia razy interpunkcję.Potem wrzu-ciłam go do kosza na śmieci i poszłam zrobić obiad.Danek i ja pokłóciliśmy się.To była kłótnia typu: jest środek zimy nudzimysię i nie ma nic lepszego do roboty jak dokuczać sobie nawzajem.Danek miał78trochę racji, ja też.Kogo to obchodzi? Na koniec wyszłam z pokoju królewskimkrokiem. Idę spać.Na szczęście położyłam Mae pół godziny przed tym, jak daliśmy pokaz na-szych sztucznych ogni.Chwała Bogu, że łazienka była połączona z sypialnią, więcnie musiałam tracić twarzy, jeszcze raz ocierając się o mojego męża w drodze dowanny.Była wprawdzie dopiero dziewiąta wieczorem, ale nie pozostało mi nicinnego niż łóżko.Sen zaczął się w pustym pokoju, który przypominał mi salę ćwiczeń baleto-wych.W środku stały kobiety w średnim wieku, ubrane w niemożliwe do opisaniastroje, było ich chyba ze dwadzieścia, a w rękach miały identyczne, długie, zielo-ne szale, którymi zamiatały podłogę, wykonując długie, taneczne łuki.Końcówkakażdego szala płonęła, ale ogień nie rozprzestrzeniał się ani nie pożerał jedwabiu.Migotał na koniuszku jak zapalony knot.Kobiety wpatrywały się we mnie pustym wzrokiem.Powietrze w pokoju by-ło ciężkie i śmierdzące zjełczałym potem i dymem.Szale płonęły dziwacznymi,obcymi barwami.Ty już tu nie mieszkasz.Nazywasz się James! Mówiły to jednym głosem,a to bezbarwne unisono pozbawiało mnie odwagi. Nie masz prawa do Kości.%7łyjesz gdzie indziej!Ruszyły w moją stronę.Za nimi szale błyszczące ogony. Jeżeli tu zostaniesz, twoja Mae spłonie.Mały szalik.Jedwabne niemowlę.Nasze sny są niczym bałagan, jaki robią w kuchni dzieci, kiedy w pobliżunie ma nikogo, kto by na nie krzyknął.Keczup, jedno albo dwa jajka, polewaczekoladowa wszystko zmieszane i rozrzucone dookoła.Gdzie są kiełki pszeniczne? Spójrzcie na tę puszkę małży! Wrzućcie je dośrodka! Trochę jawy, trochę marzeń, dużo rzeczy Bóg wie skąd i voila! To byłonocne kino.Ale z nadejściem mojej tajemniczej, wyjątkowej Rondui wszystkozaczęło się upraszczać, rzeczy łączyły się ze sobą i czasem przerażały.Obudziłam się.Dopiero drugi raz w moich snach pojawiały się odnośniki dorzeczywistego świata, ale w obu przypadkach miało to związek z Mae.Wyśliznęłam się z łóżka najciszej, jak mogłam, i poszłam do dziennego poko-ju.Nie wiadomo dlaczego mała lampka nad kołyską Mae była zapalona, a mojacórka leżała na plecach, całkowicie rozbudzona.Była chyba trzecia nad ranem. Cześć, mamusiu! Mae?Miała pięć miesięcy i potrafiła mnie zawołać. Tak, mamusiu, czekałam na ciebie.Zciskając krawędz kołyski, patrzyłamna nią. Idz i obejrzyj swoją twarz, mamusiu.To zrobiły te kobiety.Tak się ich boję.One palą.79Następną rzeczą, jaką pamiętam, był widok mojej twarzy, zupełnie nowej w ła-zienkowym lustrze.Kolorowe spirale i wiry, niebieskie piegi, mały, czarny pie-przyk to wszystko było wyrysowane na moim czole, policzkach, na podbród-ku.Dotknęłam kilku miejsc, żeby się upewnić.Skóra, jakby chcąc podkreślićprzemianę, była śliska i gładka.Pod moimi niedowierzającymi, ślizgającymi siępalcami mała myszka nad prawym okiem rozmazała się na zawsze.Fioletowekółko przybrało formę stożka, barwy indygo.Obudziłam się i tym razem świat był naprawdę mój: Danek tuż przy moimprawym boku, jego plecy zaokrąglone, ciepłe i tak bardzo znajome, poduszka podmoją głową, włoski budzik ruszający do ataku ze swym niewzruszonym, elektro-nicznym buczeniem. Zwięci Pańscy! To znowu pan?Doręczyciel telegramów patrzył na mnie z niesmakiem i wyciągał rękę z na-stępną kopertą. Po prostu wykonuję swój zawód, proszę pani [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Mówię poważnie!Nie wiem, co o tym myślisz, ale jeśli o mnie chodzi, to między nami jeszcze nieskończone.Nie ma na to żadnych szans.Musiałaś uderzyć mnie czymś w rodzajuczarodziejskiej pięści, bo nie mogę przestać myśleć o Tobie.Nawet teraz.A oto, co odpisałam na Florydę:Weber, dziękuję ci bardzo za najpiękniejszą kurtkę na świecie.Nigdy nie mia-łam czegoś podobnego.Nie wiem, co mogłabym powiedzieć poza tym, że będęo nią dbała.Twoja uprzejmość jest nieuczciwie wielka.Nie sądzę, żebym kiedy-kolwiek odwiedziła Twój Roześmiany Kapelusz , ale miło mi mieć ten klucz naswoim kółeczku.Spojrzałam na list i zmieniłam ze dwadzieścia razy interpunkcję.Potem wrzu-ciłam go do kosza na śmieci i poszłam zrobić obiad.Danek i ja pokłóciliśmy się.To była kłótnia typu: jest środek zimy nudzimysię i nie ma nic lepszego do roboty jak dokuczać sobie nawzajem.Danek miał78trochę racji, ja też.Kogo to obchodzi? Na koniec wyszłam z pokoju królewskimkrokiem. Idę spać.Na szczęście położyłam Mae pół godziny przed tym, jak daliśmy pokaz na-szych sztucznych ogni.Chwała Bogu, że łazienka była połączona z sypialnią, więcnie musiałam tracić twarzy, jeszcze raz ocierając się o mojego męża w drodze dowanny.Była wprawdzie dopiero dziewiąta wieczorem, ale nie pozostało mi nicinnego niż łóżko.Sen zaczął się w pustym pokoju, który przypominał mi salę ćwiczeń baleto-wych.W środku stały kobiety w średnim wieku, ubrane w niemożliwe do opisaniastroje, było ich chyba ze dwadzieścia, a w rękach miały identyczne, długie, zielo-ne szale, którymi zamiatały podłogę, wykonując długie, taneczne łuki.Końcówkakażdego szala płonęła, ale ogień nie rozprzestrzeniał się ani nie pożerał jedwabiu.Migotał na koniuszku jak zapalony knot.Kobiety wpatrywały się we mnie pustym wzrokiem.Powietrze w pokoju by-ło ciężkie i śmierdzące zjełczałym potem i dymem.Szale płonęły dziwacznymi,obcymi barwami.Ty już tu nie mieszkasz.Nazywasz się James! Mówiły to jednym głosem,a to bezbarwne unisono pozbawiało mnie odwagi. Nie masz prawa do Kości.%7łyjesz gdzie indziej!Ruszyły w moją stronę.Za nimi szale błyszczące ogony. Jeżeli tu zostaniesz, twoja Mae spłonie.Mały szalik.Jedwabne niemowlę.Nasze sny są niczym bałagan, jaki robią w kuchni dzieci, kiedy w pobliżunie ma nikogo, kto by na nie krzyknął.Keczup, jedno albo dwa jajka, polewaczekoladowa wszystko zmieszane i rozrzucone dookoła.Gdzie są kiełki pszeniczne? Spójrzcie na tę puszkę małży! Wrzućcie je dośrodka! Trochę jawy, trochę marzeń, dużo rzeczy Bóg wie skąd i voila! To byłonocne kino.Ale z nadejściem mojej tajemniczej, wyjątkowej Rondui wszystkozaczęło się upraszczać, rzeczy łączyły się ze sobą i czasem przerażały.Obudziłam się.Dopiero drugi raz w moich snach pojawiały się odnośniki dorzeczywistego świata, ale w obu przypadkach miało to związek z Mae.Wyśliznęłam się z łóżka najciszej, jak mogłam, i poszłam do dziennego poko-ju.Nie wiadomo dlaczego mała lampka nad kołyską Mae była zapalona, a mojacórka leżała na plecach, całkowicie rozbudzona.Była chyba trzecia nad ranem. Cześć, mamusiu! Mae?Miała pięć miesięcy i potrafiła mnie zawołać. Tak, mamusiu, czekałam na ciebie.Zciskając krawędz kołyski, patrzyłamna nią. Idz i obejrzyj swoją twarz, mamusiu.To zrobiły te kobiety.Tak się ich boję.One palą.79Następną rzeczą, jaką pamiętam, był widok mojej twarzy, zupełnie nowej w ła-zienkowym lustrze.Kolorowe spirale i wiry, niebieskie piegi, mały, czarny pie-przyk to wszystko było wyrysowane na moim czole, policzkach, na podbród-ku.Dotknęłam kilku miejsc, żeby się upewnić.Skóra, jakby chcąc podkreślićprzemianę, była śliska i gładka.Pod moimi niedowierzającymi, ślizgającymi siępalcami mała myszka nad prawym okiem rozmazała się na zawsze.Fioletowekółko przybrało formę stożka, barwy indygo.Obudziłam się i tym razem świat był naprawdę mój: Danek tuż przy moimprawym boku, jego plecy zaokrąglone, ciepłe i tak bardzo znajome, poduszka podmoją głową, włoski budzik ruszający do ataku ze swym niewzruszonym, elektro-nicznym buczeniem. Zwięci Pańscy! To znowu pan?Doręczyciel telegramów patrzył na mnie z niesmakiem i wyciągał rękę z na-stępną kopertą. Po prostu wykonuję swój zawód, proszę pani [ Pobierz całość w formacie PDF ]