[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nieposzedłem do łóżka, tylko oglądałem kiepskie filmy, aż nieco popółnocy zmorzył mnie sen.* * *W nocy zaczęły wiać wichry z Santa Ana.Obudziłem się i leżąc nakanapie, słuchałem, jak gwiżdżą w dolinie, wysysając wilgoć z nocnegopowietrza.Czułem piasek w oczach, a ubranie przykleiło mi się do ciała.Nie zadałem sobie trudu, żeby je zdjąć, poszedłem do sypialni,wpełzłem pod kołdrę i zasnąłem.Wschód słońca przyniósł wspaniały czwartkowy poranek, nieboodświeżone i doskonale błękitne jak na porcelanie z Delft.Drzewai krzewy polakierowane intensywną, bożonarodzeniową zielenią.Aleten widok miał w sobie skazę  był doprowadzony do zimnej perfekcji,jak komputerowo zaprogramowana reprodukcja obrazu jakiegośstarego mistrza.Czułem się niemrawo, byłem nie całkiem rozbudzony.Zawlokłem się pod prysznic.Gdy się wycierałem, zadzwonił Milo.  Sprawdziłem rejestrację hondy.Samochód jest z osiemdziesiątegotrzeciego roku, zarejestrowany na firmę technologiczną Nowe Granice.Mają skrytkę pocztową w Westwood.Coś ci to mówi? Nowe Granice  powiedziałem. Nie.Brzmi jak jakiś zakładzajmujący się technologiami specjalistycznymi  co też by miało sens,jeśli kierowcą był ktoś z mieszkańców osiedla. Nieważne.Poza tym pewnie zainteresuje cię, że na sobotę mamumówione spotkanie z panią Esme Ferguson.U niej, o drugiej.Herbatkaz odstającym paluszkiem i okazanie współczucia. Myślałem, że Frisk prowadzi wszystkie przesłuchania. Ma pierwszeństwo, ale nie zadzwonił do niej.Szykuje się dozamknięcia sprawy.Widocznie w kartotekach nie znaleziono podnazwiskiem Burden nic, co wiązałoby się z polityką  nie ma przeszłościkryminalnej, nigdy nawet nie dostała mandatu.Nie wykonywaładziwnych telefonów, które można by prześledzić, nie pracowała dlaMassengila ani dla Latcha.Uważają to więc za przypadek psychicznyi są gotowi tak to sklasyfikować.Czy nie jest miło, kiedy wszystko takgładko idzie?* * *Przed dziesiątą znów byłem w Hale u.Na podwórko wyszło naprzerwę kilkadziesięcioro dzieci; biegały, wspinały się, chowały,szukały.Asfalt błyszczał jak granit pod rozpalonym słońcem.Przed dwunastą skończyłem sesje grupowe, przeznaczając resztędnia na indywidualne oceny dzieci, które określiłem jako osobywysokiego ryzyka.Po kolejnych dwóch godzinach badań doszedłem downiosku, że pięciorgu z nich nic nie będzie; pozostałym przydałaby sięterapia indywidualna.Spędziłem jeszcze godzinę, prowadząc terapię zabawową,doradztwo wspierające i ćwiczenia rozluzniające, po czym zjawiłem się w gabinecie Lindy.Carla przeglądała stos papierów.W niebieskiejopasce do punkowej fryzury wyglądała jak dwunastoletniadziewczynka. Doktor Overstreet jest w śródmieściu  powiedziała. Nazebraniu. Biedna doktor Overstreet.Uśmiechała się jakoś mniej beztrosko niż zazwyczaj. Był ktoś od doktora Dobbsa?  spytałem. Nie, ale przyszedł ktoś inny. Przyłożyła dłoń do twarzyi wykonała gest, jakby kneblowała sobie usta. Kto?Powiedziała mi w tajemnicy. Gdzie? Pewnie w jednej z klas, może pan się domyślić tak samo jak ja.* * *Nie musiałem się domyślać.Gdy szedłem korytarzem, usłyszałemmuzykę.Nieudaczne, powtarzające się bluesowe frazy na harmonijceustnej.Otworzyłem drzwi klasy i zobaczyłem dwanaścioro piątoklasistów,którzy siedzieli ciszej niż kiedykolwiek przedtem.Gordon Latch, bez marynarki, z poluzowanym krawatem,podwiniętymi rękawami, siedział na biurku w pozie kwiat lotosu.W jednej ręce trzymał niklowane organki, drugą gładził swojąszarobrązową czuprynę.Za nim, ubrany w grafitowy, obszernygarnitur, zwrócony tyłem do tablicy, z rękoma skrzyżowanymi na piersistał z beznamiętnym wyrazem twarzy Bud Ahlward.On pierwszy mnie zauważył.Następnie odwrócił się Latch,uśmiechnął się i powiedział: Doktor Delaware! Niech pan wejdzie i przyłączy się do zabawy. Nauczycielka siedziała z tyłu sali, udając, że sprawdza jakieśklasówki.Jedna z młodszych, tuż po szkole, cicha, niezbyt stanowcza.Spojrzała na mnie i wzruszyła ramionami.W sali zrobiło się cicho.Dzieci wpatrywały się we mnie. Hej, ludziska  zakrzyknął Latch, przyłożył harmonijkę do usti zagrał kilka taktów Oh, Susana.Ahlward wystukiwał rytm jedną, wysuniętą lekko na bok stopąi koncentrował się, jakby to wymagało ogromnego wysiłku.Latchzamknął oczy i dmuchnął mocniej.Zamilkł, po czym obdarzył dzieciszerokim uśmiechem.Kilkoro z nich zaczęło się wiercić.Podszedłem do biurka.Latch opuścił harmonijkę i powiedział: Pomyśleliśmy z Budem, że byłoby dobrze was odwiedzić.%7łeby teludziska mogły zadać parę pytań. Lekko mrugnął, przyciszył głos.Na temat naszej poprzedniej rozmowy. Rozumiem. Zabrałem też ze sobą M.D. Uniósł harmonijkę.Odwrócił się dodzieciaków i machnął harmonijką. Co oznacza M.D., ludziska?Dzieci w ławkach zaszemrały. Właśnie  ucieszył się Latch. Mały Dylan. Wydał dwa dzwięki,łapiąc pomiędzy nimi oddech. Stary M.D.Mam go od czasówBerkeley.To taki uniwersytet na północy, niedaleko San Francisco,ludziska.Czy ktoś z was wie, gdzie leży San Francisco?Nikt się nie odezwał. Dawno temu mieli tam gigantyczne trzęsienie ziemi.I wielkipożar.Mają tam wspaniałą, ogromną Chińską Dzielnicę i most ZłoteWrota.Czy ktoś z was słyszał o moście Złote Wrota?%7ładnych ochotników. W każdym razie ten M.D.to mój mały, zaufany, muzycznyprzyjaciel.Nieraz pomógł mi przetrwać ciężkie dni, kiedy miałem dużopracy domowej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl