[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wdychała pachnące wiosną powietrze i czuła, że jej dobrze.Nic tak jak spacer nie dostarczało jejzastrzyku pozytywnej energii.Patrzyła na swoje miasto skąpane w słońcu, a z każdym krokiemnarastał w niej poziom endorfin.Lubiła Olsztyn.Drażniły ją krytyczne głosy, że to miasto prowincjonalne, bez charakteru, bezprzyszłości, za to z bałaganem architektonicznym, dziurawymi, zakorkowanymi ulicami i obskurnymdworcem.To było jej miasto.Pamiętała jeszcze dawną olsztyńską starówkę.Z odrapanymi walącymi się kamienicami,drewnianymi budkami na placu przy Wysokiej Bramie, po prostu brzydką.Teraz jest tu tak ładnie,myślała, patrząc na nowe domy na Targu Rybnym.Nogi same poniosły ją w stronę zamku.Przy pomniku Kopernika kłębiła się jakaś wycieczka.Ludzie, nawet starsi, siadali na kolanach słynnemu astronomowi i pstrykali sobie zdjęcia.Też miała takie zdjęcie.Patryk zrobił je rok temu w zimowej scenerii, kiedy wybrali się napierwszy wspólny spacer.Potem oprawił fotografię w ramki i postawił na biurku.Zdjęcie było czarno-białe.Owinięta długim, grubym szalem Anna siedziała przytulona do Kopernika.WtedyPatryk pierwszy raz ją pocałował.Może matka ma rację, może niepotrzebnie tak się boję, przecież dobrze nam razem.Zamyśliła sięgłęboko.Fakt, nie był najłatwiejszym partnerem, ale zawsze najpierw myślał o niej.Tak jak podczaswyprawy na żagle ubiegłego lata.Rozszalała się burza, potężny wiatr kładł jacht na wodę.Patryknajpierw mocno zasznurował jej kapok, a dopiero potem włożył swój.Trzymał ją cały czas za rękę,kiedy zdjęta strachem ślizgała się po pokładzie, usiłując dojść do relingów.Jak miała anginę,rzeczywiście wziął kilka wolnych dni.Leżała wtedy z wysoką gorączką, a Patryk siedział przy niejcałą noc.Robił okłady, zmieniał przepoconą piżamę i pościel.Dlaczego zapomniałam o tym, kiedymi się oświadczał, przecież miłość wyraża się w takich codziennych drobiazgach.Wycieczka odeszła i słynny Mikołaj na chwilę został sam.Od ciągłego trzymania na kolanachturystów miał w tym miejscu wypolerowaną na złoto szatę.Złotem mienił się też czubek nosaastronoma, wytarty ustawicznymi pocałunkami.Jak biedak to znosi, pomyślała Anna.Przysiadła obok posągu i wystawiła twarz do słońca.Ciepłe promienie łaskotały jej policzki, lekkiwietrzyk rozwiewał włosy. Anka, co ty tu robisz?  Wyrwał ją z zamyślenia głos Małgosi.Stała przed nią promienna,w powłóczystej spódnicy, ażurowym swetrze i z wielkim bursztynem na szyi. Ooo! Cześć, kochana. Anna serdecznie wyściskała przyjaciółkę. To raczej ja powinnamzapytać, co cię tu przygnało. Takie piękne słońce, że wyskoczyłam w plener i coś tam sobie packałam  odpowiedziała Gośka,wskazując na sporych rozmiarów teczkę malarską przewieszoną przez ramię. Wstąpimy gdzieś? Jasne.Kawa? Lody? Na co masz ochotę? Wiesz, a może obejrzyjmy wystawę fotografii? Jeszcze jej nie widziałam, a podobno jest fajna zaproponowała przyjaciółka.Artystyczna dusza Gośki aż rwała się do zamkowej galerii.Spędziły w niej prawie godzinę, krążąc w zamyśleniu między czarno-białymi zdjęciami samotnychludzi.Taki właśnie był tytuł wystawy,  Samotność.W zatrzymanych w kadrze twarzach było cośniezwykle przygnębiającego.W większości portrety przedstawiały starych ludzi, ich pooranebruzdami twarze i spojrzenia, które dawno straciły blask.Ale były też inne prace. Spójrz na to. Gośka wskazała głową na fotografię młodej dziewczyny siedzącej na podłodzez podkulonymi nogami.Z jej wielkich oczu bił taki smutek, że Annie przeszły ciarki po plecach. Myślisz, że to pozowane?  spytała przyciszonym głosem. Nie wiem, wygląda, jakby naprawdę coś ją dręczyło  odpowiedziała Gośka, zapatrzonaw dziewczynę.Anna odniosła wrażenie, że już gdzieś widziała tę twarz, ale nie mogła sobie przypomnieć gdzie.Dziewczyna nie miała więcej niż siedemnaście lat.Jej czoło przysłaniała długa grzywka, a prostewłosy sięgały poniżej ramion. Jest strasznie smutna, ale od cholery śliczna!  Gośka też nie mogła oderwać wzroku od tegozdjęcia. Muszę ją zapamiętać, może uda mi się namalować portret.Cudna dziewczyna.Jak myślisz,co ją może dręczyć w tym wieku? Chłopak ją rzucił? Nie wiem, ale rzeczywiście jest bardzo ładna i taka sympatyczna mimo tego smutku, aż chciałobysię przytulić to biedactwo  rozczuliła się Anna.Pod zdjęciem nie było żadnego podpisu.Anna zagadnęła pracownicę galerii, czy wiadomo coświęcej o tej modelce, ale dowiedziała się tylko, że wszystkie zdjęcia zostały zrobione w okolicach Poznania.Przez dłuższą chwilę przypatrywała się fotografii.Dziewczyna rzeczywiście była niezwyklepiękna.Miała na sobie chyba czarną sukienkę przed kolana i ciężkie wojskowe buty.Jednaknajwiększą uwagę zwracały jej oczy, wielkie, ciemne i nieobecne.Patrzyła gdzieś przed siebiei może nawet nie widziała, jak fotograf zrobił jej zdjęcie.Anna poczuła dziwną sympatię do tej dziewczyny.Niemal sama odczuwała jej smutek.Niewiedziała, dlaczego tak na nią podziałało to zdjęcie, ale nie mogła przestać o nim myśleć. Chyba nie ma nic gorszego na świecie niż samotność  powiedziała Małgosia, kiedy opuściływystawę.Anna znała to uczucie.Nigdy nie czuła się tak samotna, jak wtedy, po krótkim rozstaniu z Patrykiem.Było to jeszcze gorsze niż tamte lata, kiedy tęskniła za ojcem. Masz rację, kochana, masz rację.Chodzmy tam. Wskazała głową park zamkowy w pączkującejzieleni.W dole migotała wąska wstążka Ayny. Wiesz, myślę, że obie mamy szczęście  mówiła Małgosia, gdy szły po stromych kamiennychstopniach. Znalazłyśmy najlepsze lekarstwo na samotność. Miłość? Miłość.A wiesz, kiedy się kończy? Ta pierwsza, jeszcze różowa. Kiedy nakryjesz swoje kochanie z kimś innym?  spytała Anna, myśląc o Beacie i Witku. Wtedy to już jest po ptakach.Zaczyna się dużo wcześniej. Kiedy? Wtedy, kiedy zaczyna cię drażnić, jak twój ukochany gryzie jabłko.Wracając do domu, Anna zastanawiała się nad sensem tej uwagi.Kto wie, może to i racja, myślała.Jej na razie nie przeszkadzało, jak Patryk gryzł jabłka.Robił to dość głośno, ale mógł chrupać,cmokać, łykać do woli.Kochała go w każdej sytuacji.Tak samo mocno w garniturze, jak i w wyciągniętym dresie.W wyglansowanych butach i w rozdeptanych kapciach.Pachnącego przed wyjściem i spoconego posprzątaniu piwnicy.W całości.Ale ze mnie Gałczyński w spódnicy, uśmiechnęła się, kojarząc swojeporównania z ulubionym wierszem.Przecięła plac Konsulatu i weszła na Warmińską.Z daleka widziała, jak Patryk mocował sięz czymś, co starał się wyciągnąć z bagażnika. Cześć, kotku.Strasznie się zaklinował!  Stęknął, wyciągając wreszcie ze środka żółty rower. Kupiłeś rower? Dla ciebie.Czas zacząć nasze wycieczki. Pocałował ją na powitanie.Patryk uwielbiał rowerowe wypady i poprzedniej wiosny zaraził tym swoim upodobaniem Annę.Najczęściej jezdzili po lasach.Doskonale orientował się w topografii wszystkich ścieżek.Dla Anny,która wjeżdżając do lasu, natychmiast traciła orientację, był najlepszym przewodnikiem.Czasem natakie wycieczki wybierał się z nimi Witek.Beata stroniła od wszelkiego wysiłku fizycznego, a możeod towarzystwa męża, toteż rzadko z nimi jezdziła. Patryk, ale ja mam już rower. Taaak  powiedział przeciągle, jakby uważał jej słowa za kiepski żart. Starszy niż ustawaprzewiduje. Wcale nie.Wystarczy zmienić opony.Ile on kosztował?  Wskazała głową na niezle wypasionyjednoślad [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl