[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dupaynil powinien to wiedzieć, a jednak nie wiedział.Zorientował się nagle, że odkąd ten arogancki młodzieniec opuścił Akademię, w całym wszechświecie nie pojawiła się na jego temat najmniejsza wzmianka.To dziwne.Randolph był bogaty, miał swoje koneksje, pochodził z rodu Paradenów.Powinien coś robić, zaistnieć w towarzyskich ploteczkach, zostać oficerem służącym w którejś z gwiezdnych kompanii ciotki Luizy.Chyba że zmienił tożsamość.Możliwe, choć dosyć kosztowne.Lecz to z kolei nie stanowiło problemu dla żadnego Paradena.Dlaczego jednak poprzestali na jednym ataku wymierzonym przeciwko Sassinak? Szkoda, że nie ma przy sobie jej akt, tam może znalazłby jakieś ślady starannie maskowanych prób zamachu.Nagle pojął: Weftowie.Ona uratowała ich przed oskarżeniami Paradena w Akademii, oni w rewanżu ocalili jej życie, gdy wystrzelono ją w kapsule.Weftowie mogli zdusić w zarodku dziesiątki spisków, nic jej nawet o tym nie mówiąc.A jeśli ona wiedziała o tych próbach, lecz nigdy ich ze sobą nie powiązała? Albo, nie bacząc na przepisy, nigdy nie pofatygowała się, by zdać z nich raport.Oparł się o ścianę kajuty, spocony, zły na siebie i na wszystkich możliwych spiskowców.Przecież wykrywanie cudzych działań, łączenie za sobą faktów, przesiewanie danych i ich interpretowanie należało do zakresu jego zawodowych obowiązków.Tego go uczono, w tym miał być dobry.A teraz proszę: wszystkie nitki ułożyły się w jeden skomplikowany wzór, a on tkwił tu pozbawiony możliwości przekazania komukolwiek tych informacji.Ale z ciebie spryciarz, pomyślał z goryczą.Idziesz na śmierć wygrawszy wojnę, lecz straciwszy bitwę.Dobrze wiedział - widniało to w jej aktach, sama zresztą mu o tym powiedziała - że Sassinak do dziś dnia nie znała prawdziwych powodów śmierci Abego.Nigdy o tym nie zapomniała, nigdy nie dawało jej to spokoju.Teraz mógł jej to wytłumaczyć, zyskując w ten sposób przebaczenie za wszystkie nieporozumienia.Ale było już za późno!Myśląc o Sassinak, przypomniał sobie o jej przeżyciach w kapsule ewakuacyjnej.Choć raport sporządzony był beznamiętnym językiem jej ówczesnego kapitana, czytając go, Dupaynil i tak czuł ciarki na plecach.Wykorzystała do końca zasoby tlenu kapsuły, chcąc zachować przytomność i złożyć zeznania.Dupaynil zadrżał.On sam poddałby się hibernacji w chwili, gdy zrozumiałby, co się stało - skazując się zapewne w ten sposób na śmierć.Albo, tak jak Lunzie, zostałby odnaleziony wiele lat po fakcie.Ten drugi scenariusz również go przerażał.Nie mógł się doczekać, kiedy uda mu się przekazać świeżo nabytą wiedzę najbardziej właściwej osobie.Co Sassinak zrobiłaby w takiej sytuacji, na eskortowcu pełnym renegatów? Z trudem mógł ją sobie wyobrazić gdziekolwiek poza mostkiem Zaid-Dayana, lecz służyła przecież na mniejszych jednostkach.Czy znalazłaby broń (ale gdzie?) i sterroryzowała ich na mostku? A może uciekłaby w nie uszkodzonej jeszcze kapsule ewakuacyjnej, z funkcjonującą radiostacją, mając nadzieję, że ktoś ją w porę odnajdzie? (W porę? Porę na co? Na życie? Na sąd?) Na pewno jednak nie siedziałaby na łóżku, myśląc, co powinna zrobić.Podjęłaby jakieś działania, a przy jej szczęściu na pewno by się jej udało.Kiedy wreszcie parę godzin później (długich, ciężkich godzin, które należało raczej przespać) przyszedł mu do głowy pewien pomysł, wydawał się wręcz trywialny.Przypuszczalnie planowanemu zabójstwu towarzyszyć będzie próbny alarm.Dla zachowania pozorów wszyscy wejdą do kapsuł ewakuacyjnych.Znaleźli jeden z podsłuchów, ale jeszcze nie wszystkie (bo z pewnością odcięliby fonię i niczego by nie słyszał).Więc znów spróbuje zapuścić sondę w łącza, przestawić aparaturę kontrolną i pozamykać ich wszystkich - a przynajmniej większość - w kapsułach.Nie uda im się odpalić jego szalupy, za to on będzie w stanie wystrzelić ich.Dopiero w trakcie programowania aparatury kontrolnej zdał sobie sprawę, że rozwiązanie wcale nie jest takie proste.We Flocie funkcjonowało pewne określenie osoby, która bezprawnie przejmuje kontrolę na statku, zabijając kapitana i załogę: stara, brzydka nazwa prowadząca prosto pod sąd wojskowy, który mógłby go skazać na śmierć.Nie planuję wszczęcia buntu, powiedział sobie zdecydowanie.To oni są zbrodniarzami.Lecz tamci nie zostali jeszcze skazani, więc do chwili osądzenia ich Dupaynil byłby wedle wszelkich praw i przepisów nie tylko buntownikiem, ale również mordercą.I piratem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Dupaynil powinien to wiedzieć, a jednak nie wiedział.Zorientował się nagle, że odkąd ten arogancki młodzieniec opuścił Akademię, w całym wszechświecie nie pojawiła się na jego temat najmniejsza wzmianka.To dziwne.Randolph był bogaty, miał swoje koneksje, pochodził z rodu Paradenów.Powinien coś robić, zaistnieć w towarzyskich ploteczkach, zostać oficerem służącym w którejś z gwiezdnych kompanii ciotki Luizy.Chyba że zmienił tożsamość.Możliwe, choć dosyć kosztowne.Lecz to z kolei nie stanowiło problemu dla żadnego Paradena.Dlaczego jednak poprzestali na jednym ataku wymierzonym przeciwko Sassinak? Szkoda, że nie ma przy sobie jej akt, tam może znalazłby jakieś ślady starannie maskowanych prób zamachu.Nagle pojął: Weftowie.Ona uratowała ich przed oskarżeniami Paradena w Akademii, oni w rewanżu ocalili jej życie, gdy wystrzelono ją w kapsule.Weftowie mogli zdusić w zarodku dziesiątki spisków, nic jej nawet o tym nie mówiąc.A jeśli ona wiedziała o tych próbach, lecz nigdy ich ze sobą nie powiązała? Albo, nie bacząc na przepisy, nigdy nie pofatygowała się, by zdać z nich raport.Oparł się o ścianę kajuty, spocony, zły na siebie i na wszystkich możliwych spiskowców.Przecież wykrywanie cudzych działań, łączenie za sobą faktów, przesiewanie danych i ich interpretowanie należało do zakresu jego zawodowych obowiązków.Tego go uczono, w tym miał być dobry.A teraz proszę: wszystkie nitki ułożyły się w jeden skomplikowany wzór, a on tkwił tu pozbawiony możliwości przekazania komukolwiek tych informacji.Ale z ciebie spryciarz, pomyślał z goryczą.Idziesz na śmierć wygrawszy wojnę, lecz straciwszy bitwę.Dobrze wiedział - widniało to w jej aktach, sama zresztą mu o tym powiedziała - że Sassinak do dziś dnia nie znała prawdziwych powodów śmierci Abego.Nigdy o tym nie zapomniała, nigdy nie dawało jej to spokoju.Teraz mógł jej to wytłumaczyć, zyskując w ten sposób przebaczenie za wszystkie nieporozumienia.Ale było już za późno!Myśląc o Sassinak, przypomniał sobie o jej przeżyciach w kapsule ewakuacyjnej.Choć raport sporządzony był beznamiętnym językiem jej ówczesnego kapitana, czytając go, Dupaynil i tak czuł ciarki na plecach.Wykorzystała do końca zasoby tlenu kapsuły, chcąc zachować przytomność i złożyć zeznania.Dupaynil zadrżał.On sam poddałby się hibernacji w chwili, gdy zrozumiałby, co się stało - skazując się zapewne w ten sposób na śmierć.Albo, tak jak Lunzie, zostałby odnaleziony wiele lat po fakcie.Ten drugi scenariusz również go przerażał.Nie mógł się doczekać, kiedy uda mu się przekazać świeżo nabytą wiedzę najbardziej właściwej osobie.Co Sassinak zrobiłaby w takiej sytuacji, na eskortowcu pełnym renegatów? Z trudem mógł ją sobie wyobrazić gdziekolwiek poza mostkiem Zaid-Dayana, lecz służyła przecież na mniejszych jednostkach.Czy znalazłaby broń (ale gdzie?) i sterroryzowała ich na mostku? A może uciekłaby w nie uszkodzonej jeszcze kapsule ewakuacyjnej, z funkcjonującą radiostacją, mając nadzieję, że ktoś ją w porę odnajdzie? (W porę? Porę na co? Na życie? Na sąd?) Na pewno jednak nie siedziałaby na łóżku, myśląc, co powinna zrobić.Podjęłaby jakieś działania, a przy jej szczęściu na pewno by się jej udało.Kiedy wreszcie parę godzin później (długich, ciężkich godzin, które należało raczej przespać) przyszedł mu do głowy pewien pomysł, wydawał się wręcz trywialny.Przypuszczalnie planowanemu zabójstwu towarzyszyć będzie próbny alarm.Dla zachowania pozorów wszyscy wejdą do kapsuł ewakuacyjnych.Znaleźli jeden z podsłuchów, ale jeszcze nie wszystkie (bo z pewnością odcięliby fonię i niczego by nie słyszał).Więc znów spróbuje zapuścić sondę w łącza, przestawić aparaturę kontrolną i pozamykać ich wszystkich - a przynajmniej większość - w kapsułach.Nie uda im się odpalić jego szalupy, za to on będzie w stanie wystrzelić ich.Dopiero w trakcie programowania aparatury kontrolnej zdał sobie sprawę, że rozwiązanie wcale nie jest takie proste.We Flocie funkcjonowało pewne określenie osoby, która bezprawnie przejmuje kontrolę na statku, zabijając kapitana i załogę: stara, brzydka nazwa prowadząca prosto pod sąd wojskowy, który mógłby go skazać na śmierć.Nie planuję wszczęcia buntu, powiedział sobie zdecydowanie.To oni są zbrodniarzami.Lecz tamci nie zostali jeszcze skazani, więc do chwili osądzenia ich Dupaynil byłby wedle wszelkich praw i przepisów nie tylko buntownikiem, ale również mordercą.I piratem [ Pobierz całość w formacie PDF ]