[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To, że się walnął w głowę, jeszcze nie daje mu prawa do zawstydzenia jej.Ranobędzie miał dość czasu na poważną rozmowę.Zaczął schodzić chwiejnie, ponieważ każdy krok odzywał się bólem w jego gło-wie.Jutro będzie pracował wolniej.Wygrzebał z walizki ekstramocny tylenol, poszedłdo łazienki i połknął cztery pastylki, popijając je wodą prosto z kranu.Musi kupić pa-pierowe kubki.Wrócił do salonu i wyłączył światło.Pomacał się po głowie, by sprawdzić, czy ciąglekrwawi.Miał wrażenie, że rana już się pokryła strupem.Niezbyt poważne obrażenie,choć guz wydawał się spory.A jeśli ma wstrząs mózgu? Powinien pojechać do szpita-la.Ale co mu tam powiedzą? %7łeby wziął tylenol i się położył.Tyle sam może zrobić, niemusi w tym celu płacić za poradę i czekać trzy godziny na pogotowiu.Może umrze tej nocy we śnie.I co z tego? Niech się Sylvie martwi, co zrobić z ciałem.Niech nawiedzone staruszki posypią go czosnkiem i zakopią na podwórku.Był zbytchory i zmęczony, żeby go to obchodziło.Tak to się zaczyna, pomagasz komuś i proszę,co się dzieje.Stracił dwadzieścia tysięcy dolarów przez Cindy, a teraz ma wstrząs mózgui może umrzeć przez Sylvie.Nie bądz dzieckiem, pomyślał.Nic ci nie będzie.Położył się na boku.Głowa pulsowała mu boleśnie.No, tylenol, nie zawiedz mnie.Woda przestała szumieć.Jak miło.Sylvie najwyrazniej opróżniła cały bojler i terazidzie sobie zadowolona do łóżka, czysta po raz pierwszy od lat.A on przez nią cierpiw samotności.Na schodach rozległy się ciche kroki.Przyszła sprawdzić, co sobie zrobił? Nie, niewolno mu jej z góry osądzać.Na pewno miała swoje powody, dla których przesunęławarsztat i zapomniała go odstawić na miejsce.Powinien być sprawiedliwy i ją wysłu-chać.Jak dobry ojciec.Ta myśl jeszcze spotęgowała ból.Nie jest jej ojcem.Nie jest dla niej nikim, nawet go-spodarzem, ponieważ nie bierze od niej czynszu.A jednak traktuje ją jak córkę, praw-da? Ponieważ kiedy brała prysznic, a on stał u drzwi, myślał tylko o jej skromności, tyl-ko tego chciał bronić.Nie czuł pożądania.Nie zaliczała się do tej samej kategorii co Cin-dy Claybourne.Kiedy pocałował Cindy, pożądanie omal nie zbiło go z nóg.Oboje bylisobie równi.Sylvie była bezpańskim zwierzątkiem.Wziął ją pod opiekę.Tak jak Cindy.Bez stawiania żadnych warunków.Ale musiał się zdobyć na wysiłek niezbyt wielki, lecz jednak żeby nie otworzyćtych drzwi.Nieważne.Sylvie była coraz bliżej, a on musiał się z nią rozmówić, bez względu na116to, czy jego podświadomość uznała ją za córkę, czy nie.Powoli, z wysiłkiem, podniósłsię i usiadł.Wyłoniła się z mroku i weszła w plamę światła latarni.Mokre włosy zwisały jej wo-kół twarzy, ciężkie i proste, odrobinę falujące w miejscach, gdzie przeschły.Chyba niespodobał się jej szlafrok, który dla niej kupił, bo była w swojej spłowiałej błękitnej su-kienczynie.Ale w tym świetle i wreszcie czysta wydawała się niemal ładna w pewiensmutny, senny sposób. Jeszcze nie śpisz? spytała cicho. Chcesz powiedzieć: jeszcze żyjesz? Słucham? Usłyszałam, że wszedłeś na piętro, kiedy brałam prysznic.Chciałeś cze-goś? Nie było cię, gdy wróciłem z kolacją.Kurze udka.Wołałem, ale nie odpowiedzia-łaś, więc co miałem zrobić? Nie mamy kuchenki mikrofalowej, a kiedy wystygną, są nie-smaczne.No to je zjadłem. To dobrze.Nie, nie było dobrze.Wcale nie chciał jej powiedzieć tego, co mówił.Miał ją zrugać.To przez tę głowę.Nie mógł zebrać myśli.Pokazał jej poduszkę.Jakby mogła coś zobaczyć w tych ciemnościach. Co to? spytała. Nic wielkiego.Tylko moja krew. Skaleczyłeś się? Tak.Przez ciebie.Bo przysunęłaś mój warsztat do pryczy. Nie mruknęła. Walnąłem się o niego, kiedy usiadłem, żeby zdjąć skarpetki.Omal nie zemdla-łem. Powinieneś pojechać do szpitala. Nie, postanowiłem umrzeć w domu warknął. To może być wstrząs mózgu. Więc dlaczego o tym nie pomyślałaś, kiedy zaczęłaś tu wszystko ruszać? Chyba cięprosiłem, żebyś nie dotykała moich narzędzi. Nie dotykałam niczego. Więc kto tu był, święty Mikołaj? Da j że spokój, nie można przesunąć warsztatuprzez pół pokoju i zapomnieć o tym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.To, że się walnął w głowę, jeszcze nie daje mu prawa do zawstydzenia jej.Ranobędzie miał dość czasu na poważną rozmowę.Zaczął schodzić chwiejnie, ponieważ każdy krok odzywał się bólem w jego gło-wie.Jutro będzie pracował wolniej.Wygrzebał z walizki ekstramocny tylenol, poszedłdo łazienki i połknął cztery pastylki, popijając je wodą prosto z kranu.Musi kupić pa-pierowe kubki.Wrócił do salonu i wyłączył światło.Pomacał się po głowie, by sprawdzić, czy ciąglekrwawi.Miał wrażenie, że rana już się pokryła strupem.Niezbyt poważne obrażenie,choć guz wydawał się spory.A jeśli ma wstrząs mózgu? Powinien pojechać do szpita-la.Ale co mu tam powiedzą? %7łeby wziął tylenol i się położył.Tyle sam może zrobić, niemusi w tym celu płacić za poradę i czekać trzy godziny na pogotowiu.Może umrze tej nocy we śnie.I co z tego? Niech się Sylvie martwi, co zrobić z ciałem.Niech nawiedzone staruszki posypią go czosnkiem i zakopią na podwórku.Był zbytchory i zmęczony, żeby go to obchodziło.Tak to się zaczyna, pomagasz komuś i proszę,co się dzieje.Stracił dwadzieścia tysięcy dolarów przez Cindy, a teraz ma wstrząs mózgui może umrzeć przez Sylvie.Nie bądz dzieckiem, pomyślał.Nic ci nie będzie.Położył się na boku.Głowa pulsowała mu boleśnie.No, tylenol, nie zawiedz mnie.Woda przestała szumieć.Jak miło.Sylvie najwyrazniej opróżniła cały bojler i terazidzie sobie zadowolona do łóżka, czysta po raz pierwszy od lat.A on przez nią cierpiw samotności.Na schodach rozległy się ciche kroki.Przyszła sprawdzić, co sobie zrobił? Nie, niewolno mu jej z góry osądzać.Na pewno miała swoje powody, dla których przesunęławarsztat i zapomniała go odstawić na miejsce.Powinien być sprawiedliwy i ją wysłu-chać.Jak dobry ojciec.Ta myśl jeszcze spotęgowała ból.Nie jest jej ojcem.Nie jest dla niej nikim, nawet go-spodarzem, ponieważ nie bierze od niej czynszu.A jednak traktuje ją jak córkę, praw-da? Ponieważ kiedy brała prysznic, a on stał u drzwi, myślał tylko o jej skromności, tyl-ko tego chciał bronić.Nie czuł pożądania.Nie zaliczała się do tej samej kategorii co Cin-dy Claybourne.Kiedy pocałował Cindy, pożądanie omal nie zbiło go z nóg.Oboje bylisobie równi.Sylvie była bezpańskim zwierzątkiem.Wziął ją pod opiekę.Tak jak Cindy.Bez stawiania żadnych warunków.Ale musiał się zdobyć na wysiłek niezbyt wielki, lecz jednak żeby nie otworzyćtych drzwi.Nieważne.Sylvie była coraz bliżej, a on musiał się z nią rozmówić, bez względu na116to, czy jego podświadomość uznała ją za córkę, czy nie.Powoli, z wysiłkiem, podniósłsię i usiadł.Wyłoniła się z mroku i weszła w plamę światła latarni.Mokre włosy zwisały jej wo-kół twarzy, ciężkie i proste, odrobinę falujące w miejscach, gdzie przeschły.Chyba niespodobał się jej szlafrok, który dla niej kupił, bo była w swojej spłowiałej błękitnej su-kienczynie.Ale w tym świetle i wreszcie czysta wydawała się niemal ładna w pewiensmutny, senny sposób. Jeszcze nie śpisz? spytała cicho. Chcesz powiedzieć: jeszcze żyjesz? Słucham? Usłyszałam, że wszedłeś na piętro, kiedy brałam prysznic.Chciałeś cze-goś? Nie było cię, gdy wróciłem z kolacją.Kurze udka.Wołałem, ale nie odpowiedzia-łaś, więc co miałem zrobić? Nie mamy kuchenki mikrofalowej, a kiedy wystygną, są nie-smaczne.No to je zjadłem. To dobrze.Nie, nie było dobrze.Wcale nie chciał jej powiedzieć tego, co mówił.Miał ją zrugać.To przez tę głowę.Nie mógł zebrać myśli.Pokazał jej poduszkę.Jakby mogła coś zobaczyć w tych ciemnościach. Co to? spytała. Nic wielkiego.Tylko moja krew. Skaleczyłeś się? Tak.Przez ciebie.Bo przysunęłaś mój warsztat do pryczy. Nie mruknęła. Walnąłem się o niego, kiedy usiadłem, żeby zdjąć skarpetki.Omal nie zemdla-łem. Powinieneś pojechać do szpitala. Nie, postanowiłem umrzeć w domu warknął. To może być wstrząs mózgu. Więc dlaczego o tym nie pomyślałaś, kiedy zaczęłaś tu wszystko ruszać? Chyba cięprosiłem, żebyś nie dotykała moich narzędzi. Nie dotykałam niczego. Więc kto tu był, święty Mikołaj? Da j że spokój, nie można przesunąć warsztatuprzez pół pokoju i zapomnieć o tym [ Pobierz całość w formacie PDF ]