[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdybym go teraz posiadał, załatwiłbym tego żołnierza niczym nie ryzykując.Usłyszałem przerywany sygnał dźwiękowy i zobaczyłem, że mężczyzna sięgnął do pasa po małą krótkofalówkę.Powiedział kilka słów, a ja zorientowałem się, że ktoś mu odpowiedział, chociaż nie byłem w stanie usłyszeć treści tej rozmowy.Prawdopodobnie było to jedynie rutynowe sprawdzanie czujności.Niestety, nie byliśmy małymi, delikatnymi stworzonkami.Stary Park Lacoch o wiele lepiej nadawałby się do tej sytuacji; był taki drobny i miał takie kocie ruchy.Musieliśmy się stąd wycofać.Mnie nie zagrażało żadne niebezpieczeństwo, ale Darva znajdowała się zbyt blisko naszych prześladowców.Powoli, ostrożnie, sięgnąłem po spory kamień, zauważając mimochodem, że nawet kamienie promieniują tymi wardenowskimi falami.Darva równie powoli i ostrożnie odwróciła głowę, zauważyła, co zamierzam i lekko skinęła głową, po czym ponownie skierowała wzrok na żołnierza.Błyskawicznie i z całą mocą rzuciłem kamień.To nie był dobry rzut.Dłonie miałem stwardniałe i groźne, ale ramiona słabe.Mimo to kamień narobił hałasu za plecami żołnierza, a ten skoczył na równe nogi, obrócił się, błyskawicznie wyciągnął pistolet i rozejrzał się podejrzliwie.Kamień, jak już wspomniałem, nie był rzucony zbyt silnie i chociaż wylądował tam, gdzie trzeba, żołnierz zaczął przesuwać się w kierunku Darvy.Wydawało mi się, że dostrzegam, jak „zapalają” się jego „organizmy Wardena”, choć nie jest to na pewno właściwe słowo na określenie tego zjawiska.Wyczułem, jak kanały łączności pomiędzy jego „wardenkami” a tymi z otoczenia rozedrgały podejrzliwością, ciekawością, że się tak wyrażę, choć tak naprawdę mogłem jedynie zgadywać, co się w rzeczywistości stało.Darva stała pochylona na tle szerokich liści i krzaków, zielonych jak ona sama i nawet ja miałbym kłopoty z dostrzeżeniem jej, gdybym nie wiedział, gdzie się znajduje.Nie należało się więc obawiać zmysłów fizycznych przeciwnika, lecz zmysłu Wardenowskiego.Z jakiegoś powodu nie zauważył jej jeszcze.Możliwe, że podświadomie zagłuszaliśmy jego kanały łączności, ale wiedziałem, iż wkrótce znajdzie się tak blisko, że w żaden sposób jej nie przegapi.Wiedziałem także, że musi skorzystać jeszcze ze swojej krótkofalówki.W tym momencie podjąłem decyzję, mając nadzieję, że Darva zachowa przytomność umysłu i zareaguje właściwie w tym ułamku sekundy, który będzie miała do swej dyspozycji.Mężczyzna zatrzymał się nie dalej jak dwa, trzy metry od niej, obrócił powoli i – co sobie natychmiast uświadomiłem – dostrzegł ją, wpierw swym Wardenowskim zmysłem, a potem, wiedząc już, że tam jest, wzrokiem.Uśmiechnął się krzywo.– No, no! Odmieniec dysponujący Sztuką – odezwał się, najwyraźniej bardzo z.– siebie zadowolony.W tym momencie wyskoczyłem z ukrycia.– Hej! – zawołałem wkładając wszystkie siły w skok mojego życia.Kiedy głowa i pistolet mężczyzny skierowały się w moją stronę, Darva z półobrotu zadała mu uderzenie, które niemal oderwało mu głowę od reszty ciała.Palec żołnierza nacisnął spust i promień biało-niebieskiego światła wystrzelił z broni, obracając w popiół gałąź wysoko nad moją głową.Darva nie zatrzymała się, tylko ruszyła natychmiast w moim kierunku; ja jednak podbiegłem wprost do zabitego.Patrzyła na mnie ze zdziwieniem.Wyrwałem pistolet z martwej dłoni żołnierza i okręciwszy się na ogonie popędziłem w dżunglę.Słyszałem za nami krzyk tego drugiego mężczyzny i usłyszałem raczej, niż zobaczyłem strzały z laserowego pistoletu.Darva znajdowała się przede mną i znikała już w zaroślach.Kiedy upewniłem się; że jest w miarę bezpieczna, przybrałem typową dla kamuflażu postawę i czekałem.Dwoje żołnierzy, mężczyzna i kobieta biegło wprost w dżunglę z pistoletami w dłoniach.Nagle zdałem sobie sprawę z tego, jakie kłopoty mogą mi sprawić moje przerośnięte łapy i szpony, jeśli chodzi o szybkość i precyzję, ale dotyk broni był tak uspokajający! A ja przecież byłem najlepszy! I cel nie był dalej niż dziesięć metrów.Z całkowitym spokojem nacisnąłem dwukrotnie spust, wypalając w ich piersiach dwa niewielkie, równiutkie, okrągłe otwory.Upadli do tyłu i znieruchomieli.Podszedłem do nich i tak szybko, jak potrafiłem, zabrałem ich broń i pasy z zapasowymi nabojami, po czym odwróciłem się i podążyłem za Darvą.Wręczyłem jej jeden z pasów i pistolet z wyłączonym zasilaniem, po czym bez słowa ruszyliśmy biegiem w głąb dżungli.Po jakimś czasie zatrzymaliśmy się i wsparłszy na ogonach łapaliśmy oddech, próbując się nieco odprężyć.– Niewiele brakowało – wykrztusiła z trudem.– Ale się opłacało – skinąłem głową.– Opłacało? – zdziwiła się.– Dlaczego miałbyś podejmować aż takie ryzyko dla tych dwóch pistoletów? – poruszyła szponami.– Nam one są zupełnie niepotrzebne.– Mylisz się – odparłem.– Żadne z nas nie jest szybsze od środków łączności, czy od dobrze mierzonego strzału – uśmiechnąłem się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Gdybym go teraz posiadał, załatwiłbym tego żołnierza niczym nie ryzykując.Usłyszałem przerywany sygnał dźwiękowy i zobaczyłem, że mężczyzna sięgnął do pasa po małą krótkofalówkę.Powiedział kilka słów, a ja zorientowałem się, że ktoś mu odpowiedział, chociaż nie byłem w stanie usłyszeć treści tej rozmowy.Prawdopodobnie było to jedynie rutynowe sprawdzanie czujności.Niestety, nie byliśmy małymi, delikatnymi stworzonkami.Stary Park Lacoch o wiele lepiej nadawałby się do tej sytuacji; był taki drobny i miał takie kocie ruchy.Musieliśmy się stąd wycofać.Mnie nie zagrażało żadne niebezpieczeństwo, ale Darva znajdowała się zbyt blisko naszych prześladowców.Powoli, ostrożnie, sięgnąłem po spory kamień, zauważając mimochodem, że nawet kamienie promieniują tymi wardenowskimi falami.Darva równie powoli i ostrożnie odwróciła głowę, zauważyła, co zamierzam i lekko skinęła głową, po czym ponownie skierowała wzrok na żołnierza.Błyskawicznie i z całą mocą rzuciłem kamień.To nie był dobry rzut.Dłonie miałem stwardniałe i groźne, ale ramiona słabe.Mimo to kamień narobił hałasu za plecami żołnierza, a ten skoczył na równe nogi, obrócił się, błyskawicznie wyciągnął pistolet i rozejrzał się podejrzliwie.Kamień, jak już wspomniałem, nie był rzucony zbyt silnie i chociaż wylądował tam, gdzie trzeba, żołnierz zaczął przesuwać się w kierunku Darvy.Wydawało mi się, że dostrzegam, jak „zapalają” się jego „organizmy Wardena”, choć nie jest to na pewno właściwe słowo na określenie tego zjawiska.Wyczułem, jak kanały łączności pomiędzy jego „wardenkami” a tymi z otoczenia rozedrgały podejrzliwością, ciekawością, że się tak wyrażę, choć tak naprawdę mogłem jedynie zgadywać, co się w rzeczywistości stało.Darva stała pochylona na tle szerokich liści i krzaków, zielonych jak ona sama i nawet ja miałbym kłopoty z dostrzeżeniem jej, gdybym nie wiedział, gdzie się znajduje.Nie należało się więc obawiać zmysłów fizycznych przeciwnika, lecz zmysłu Wardenowskiego.Z jakiegoś powodu nie zauważył jej jeszcze.Możliwe, że podświadomie zagłuszaliśmy jego kanały łączności, ale wiedziałem, iż wkrótce znajdzie się tak blisko, że w żaden sposób jej nie przegapi.Wiedziałem także, że musi skorzystać jeszcze ze swojej krótkofalówki.W tym momencie podjąłem decyzję, mając nadzieję, że Darva zachowa przytomność umysłu i zareaguje właściwie w tym ułamku sekundy, który będzie miała do swej dyspozycji.Mężczyzna zatrzymał się nie dalej jak dwa, trzy metry od niej, obrócił powoli i – co sobie natychmiast uświadomiłem – dostrzegł ją, wpierw swym Wardenowskim zmysłem, a potem, wiedząc już, że tam jest, wzrokiem.Uśmiechnął się krzywo.– No, no! Odmieniec dysponujący Sztuką – odezwał się, najwyraźniej bardzo z.– siebie zadowolony.W tym momencie wyskoczyłem z ukrycia.– Hej! – zawołałem wkładając wszystkie siły w skok mojego życia.Kiedy głowa i pistolet mężczyzny skierowały się w moją stronę, Darva z półobrotu zadała mu uderzenie, które niemal oderwało mu głowę od reszty ciała.Palec żołnierza nacisnął spust i promień biało-niebieskiego światła wystrzelił z broni, obracając w popiół gałąź wysoko nad moją głową.Darva nie zatrzymała się, tylko ruszyła natychmiast w moim kierunku; ja jednak podbiegłem wprost do zabitego.Patrzyła na mnie ze zdziwieniem.Wyrwałem pistolet z martwej dłoni żołnierza i okręciwszy się na ogonie popędziłem w dżunglę.Słyszałem za nami krzyk tego drugiego mężczyzny i usłyszałem raczej, niż zobaczyłem strzały z laserowego pistoletu.Darva znajdowała się przede mną i znikała już w zaroślach.Kiedy upewniłem się; że jest w miarę bezpieczna, przybrałem typową dla kamuflażu postawę i czekałem.Dwoje żołnierzy, mężczyzna i kobieta biegło wprost w dżunglę z pistoletami w dłoniach.Nagle zdałem sobie sprawę z tego, jakie kłopoty mogą mi sprawić moje przerośnięte łapy i szpony, jeśli chodzi o szybkość i precyzję, ale dotyk broni był tak uspokajający! A ja przecież byłem najlepszy! I cel nie był dalej niż dziesięć metrów.Z całkowitym spokojem nacisnąłem dwukrotnie spust, wypalając w ich piersiach dwa niewielkie, równiutkie, okrągłe otwory.Upadli do tyłu i znieruchomieli.Podszedłem do nich i tak szybko, jak potrafiłem, zabrałem ich broń i pasy z zapasowymi nabojami, po czym odwróciłem się i podążyłem za Darvą.Wręczyłem jej jeden z pasów i pistolet z wyłączonym zasilaniem, po czym bez słowa ruszyliśmy biegiem w głąb dżungli.Po jakimś czasie zatrzymaliśmy się i wsparłszy na ogonach łapaliśmy oddech, próbując się nieco odprężyć.– Niewiele brakowało – wykrztusiła z trudem.– Ale się opłacało – skinąłem głową.– Opłacało? – zdziwiła się.– Dlaczego miałbyś podejmować aż takie ryzyko dla tych dwóch pistoletów? – poruszyła szponami.– Nam one są zupełnie niepotrzebne.– Mylisz się – odparłem.– Żadne z nas nie jest szybsze od środków łączności, czy od dobrze mierzonego strzału – uśmiechnąłem się [ Pobierz całość w formacie PDF ]