[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozśmieszyło mnie to i nieco złagodniałam.- Nie dla byle czego poleciał, tylko dla życiowej sprawy.Gdyby został, na twoim miejscu straciłabym do niego zaufanie.- Nie.Pani nie rozumie.Bo widzi pani, ja z nim NIE POSZŁAM do łóżka.W pierwszym odruchu się skrzywiłam, w drugim wyprostowałam.Nie w kadłubie, na twarzy.- Wiesz co, ja może jestem staroświecka, ale zaczynanie znajomości od łóżka nigdy nie wydawało mi się słuszne i właściwe.Z drugiej strony owszem, zgadzam się, powinien był ostrzej lecieć, pchać się, no, mówiąc elegancko, seksem prychać.Tymczasem udało mu się przestawić i to cię niepokoi.- Toteż właśnie.Może ja mu się podobam, może on mnie szanuje.- A, to już przestał cię uważać za panienkę na zawołanie?- Przestał.Boże, co za idiotka! Najtrudniej spojrzeć na siebie z dystansu, jak pani się ze mnie natrząsa, to mi dobrze robi.Zaczął mnie uważać za człowieka i teraz mi brakuje tego małpiego rozumu, to znaczy owszem, dało się zauważyć, ale właśnie poleciał i nie wrócił.A ja czekałam.- I od tego czekania straciłaś opamiętanie.Mogę cię zapewnić, że nie wyrzucił cię z serca i umysłu, na jego prośbę przyleciałam tu o świcie.O czwartej rano mnie błagał i ręczę ci, że nie kropnął się potem spać.Trudności stwarzać możesz, dlaczego nie, dodają nawet smaku, byle bez przesady.Nie będę cię agitować, wyjaśniam, a ty rób, jak uważasz.Z całą pewnością nie była to głupia dziewczyna, rozumiała, co się do niej mówi.Porzuciła tę dal za oknem, chociaż widok na morze był wysoce atrakcyjny, twarz jej się rozjaśniła, a oczy rozbłysły.Trochę niepewnie zastanowiłam się, czy nie powinnam ich ze sobą zeswatać przemocą, mieliby z siebie wzajemną pociechę, ale jeszcze nigdy czegoś takiego nie próbowałam i nie byłam pewna długofalowych rezultatów.Sama na takim swataniu wyszłam nie najlepiej.- Idę do roboty - zadecydowała Marzena.- Za kwadrans zaczynam dyżur.A, właśnie, tu mam spisane wszystko, co widziałam, chciała pani zeznanie na piśmie, proszę bardzo.A, właśnie! On tu był, ten facet.Dziś, przy śniadaniu.Przez chwilę nie wiedziałam, o jakim facecie mówi.A, prawda, ten, który nadzorował strzępienie liny, powinien to być Bertel.- Spotkał się z taką chudą, pani Garbacka.Powinna wiedzieć, jak on się nazywa.Bertel, byłam pewna.Odczepiłam się od turbulencji sercowych, potrzebna mi była Wydra.Bezmyślnie popędziłam na plażę.Miał rację rybak, który padł ofiarą Zygmusiowego hasła.Wiało potężnie, na maszcie powiewała czarna flaga, sztorm się rozszalał.Uparłam się ochłonąć w wodzie, moja kąpiel polegała na stawianiu oporu już złamanej fali, kiedy piąty raz przekotłowało mnie na piasku i wylazłam na czworakach, uznałam wreszcie, że mam dosyć.Chmury co chwilę przesłaniały słońce i Wydry, oczywiście, nie było, za to wściekle sypało piaskiem.Ludzie tłoczyli się znacznie mniej niż w dniach poprzednich, plaża świeciła prawie pustką i Zygmuś bez trudu dostrzegł mnie z daleka.Ciekawa byłam jego wrażeń po wczorajszych ekscesach, powitałam go zatem z bardzo ograniczonym wstrętem.Niepokoiła mnie myśl, że może się zniechęcił do tropicielskich starań i znów go będę miała na karku bez przerwy.- Ach-ach-ach! - zaczął już z dużej odległości, prezentując mieszaninę sprzecznych ze sobą uczuć, bo i niesmak był w tym, i oburzenie, i duma.- Emocje-emocje! Okropne-okropne! Jakaś-jakaś pomyłka, nieporozumienie.? Panda-panda, chuda kobieta, przeciwnicy, sceny-sceny, oburzające! Wszystko-wszystko ci opowiem!Relację z wczorajszych wydarzeń przerwałam mu w połowie, bo z przejęcia znów każde słowo zaczął powtarzać po trzy razy i tego już nie dawało się wytrzymać, szczególnie że głównym zainteresowaniem obdarzył własną, zhańbioną walizkę.- Załatwiłeś to pierwszorzędnie - pochwaliłam go.- Doskonale wypadło, wyobraź sobie, że naprawdę umawiali się na tę noc, a przez całą awanturę plany im się wściekły.Nic nie zrobili i teraz będą musieli organizować się na nowo, może nawet w ogóle zrezygnują.Jeśli wkroczył przypadek, to wyjątkowo szczęśliwy.Zygmuś zaczął się wahać co do przypadku.Może miał jakieś przeczucie, a może wiódł go genialny instynkt.Przemyślał sprawę, własna interwencja wydała mu się niezbędna.Nie miałam wątpliwości, że do wieczora podcinanie ludziom nóg walizką przeistoczy się w jego umyśle w czyn zgoła historyczny, godny bitwy pod Grunwaldem.Sam, własnym, bezbłędnym działaniem, uniemożliwił przestępstwo, uratował mienie, a może i życie, wszystkich turystów w Krynicy Morskiej, udowodnił istnienie w sobie iskry bożej nadprzyrodzonej i tylko patrzeć, jak na dworcu autobusowym stanie jego pomnik.Jak dla mnie, pomniki Zygmusia mogły sobie stać na wszystkich rogach ulic, zaczęłam właśnie mieć większe zmartwienie.Zastanowiłam się, w jaki sposób odstawić go teraz od piersi, przejęty był ciągle i musiał się zwierzać.Kogo by nim uszczęśliwić?Musiałam znaleźć Wydrę, upewnić się co do Bertela, wyjaśnić niezrozumiałe drobnostki, ponadto przekazać majorowi zeznanie Marzeny, które mi się gniotło w torbie.Na plażę wyszedł Seweryn.Rozejrzał się po okolicy, tak jakby miał nadzieję, że wiatr wieje tylko na lądzie, a nad samym morzem go nie ma, podszedł bliżej wody i spróbował zapalić papierosa.Oszalał chyba.Wszystko mu gasło, ale czynił te próby dostatecznie długo, żebym wreszcie ujrzała w nim ratunek.- Nie rozedrę się na sztuki - powiedziałam z naciskiem, przerywając Zygmusiowi rozstrzyganie kwestii, w jakim momencie doznał przypływu genialnego natchnienia, na widok Wydry z niedźwiedziem czy na dźwięk hasła wygłoszonego przez rybaka.- Muszę załatwić dwie różne sprawy, a ten tutaj jest trzeci.Poznajesz go przecież?Zapatrzony w głąb genialnego siebie, Zygmuś dopiero teraz zauważył Seweryna.- Ależ-ależ! Jak możesz pytać-pytać?! Południowiec-południowiec!- Oka od niego należy nie oderwać - pouczyłam.- Dokąd pójdzie, co zrobi, z kim się spotka! I pamiętaj, to wszystko w tajemnicy! Ja nawet nie mogę się przyznać, że ci cokolwiek powiedziałam, ale skoro już się włączyłeś, łap go teraz!- Męczące-męczące - zaopiniował Zygmuś z lekką naganą, ale zerwał się z piasku i chwycił walizkę.Z kąpieli w rosnących falach zrezygnował, zdaje się, dość chętnie.Seweryn poddał się i z nie zapalonym papierosem w palcach zawrócił ku wydmom.Całym sobą informował, że tam zapali, bo tu nie może.Widoczne to było na nim jak oczekiwanie na psie, pies na swojego pana też czeka całym sobą.Zygmuś ruszył za nim posuwistym krokiem, miał długie nogi i doganiał go szybko.Na dalszy ciąg nie czekałam.Wydry nie było nigdzie, odnalazłam zatem pana Janusza.Dzięki Zygmusiowi wiedziałam, gdzie mieszka.Siedział w domu, uznawszy pogodę za niezbyt plażową, siostrzeniec zaś jeździł na wrotkach po okolicznych alejkach.Ucieszył się na mój widok ogromnie, bo zapewne się nudził.- Co to było wczoraj, na tym pokerze? - spytałam bez żadnych dyplomatycznych zabiegów.- Dlaczego pani Nina tak znienacka wyleciała? Przegrała czy wygrała?- Wygrała oczywiście - odparł pan Janusz żywo.- A dlaczego nagle wyleciała, powiem pani, że nie wiem.Jakoś tak ni z tego, ni z owego pokłóciła się z mężem i jeszcze z drugim facetem równocześnie, zerwała się, obrażona, i wybiegła.Przyznam się pani do podejrzeń [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl