[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O Ýadnym honorarium, rzecz jasna, marzyç nawet nie by"o moÝna ale jaki honor! Gdy na ferie zawioz"am ów numer Filomaty do do-mu, doczeka"am nazajutrz innej wspania"ej nagrody PieÊni Horace-go, wydanych w równoleg"ym (obok "aci’skiego orygina"u) niemiec-kim przek"adzie.I ta odtàd jedna z najbardziej ulubionych moichksiàÝek zniknàç mia"a wkrótce nieodwo"alnie.O Ko"ymie nie wiedzia"am, o istnieniu Workuty nie mia"am poj´cia,ale Ýe i czym sà Wyspy So"owieckie podówczas skrótowo okreÊlanejako So"ówki dowiedzia"am si´ juÝ jako kilkunastoletnia dziewczynadoÊç dok"adnie.Przyjecha" wtedy do nas na odpoczynek, jak to "agod-nie a eufemistycznie okreÊlano, ksiàdz N., ptasiokruchy, drobniutki,niski, siwy, o wyblak"oniebieskich, cz´sto "zawiàcych oczach.I niekie-dy wieczorami najstarszej tylko naszej grupie o wieloletniej bytno-Êci w obozie (nie okreÊlano go jeszcze wtedy mianem "agru) so"owiec-kim opowiada".Mój BoÝe cÃ³Ý w istocie móg" podówczas nam, nietylko najprawdziwszym ceglanym murem oddzielonym od Ýycia,przekazaç z grozy przeÝyç, które dopiero po wielu dziesiàtkach lat do-- 126 -cieraç do nas zacz´"y z tomów So"Ýenicyna, a bardziej jeszcze z krót-kich opowiada’ Sza"amowa? Mówi", oczywiÊcie, Ýe g"ód, nieludzkapraca, skrajne wyniszczenie ludzi i okrucie’stwo dozorców, i brak Bo-ga, zaci´ta walka z religià i chyba w"aÊnie przez to i dlatego wszystkotak tam by"o, byç musia"o.A s"ucha"yÊmy tych krótkich, cichych opo-wieÊci teÝ po trochu jak historycznej, dalekiej, wr´cz nierealnej relacji.Nie mieÊci"o si´ to i w Ýaden sposób zmieÊciç nie mog"o w kr´gunaszych dotychczasowych poj´ç i przeÝyç.Budzi"o niekiedy przeraÝe-nie, nawet groz´ ale tak, jakby dzia"o si´ z dala od normalnego, zro-zumia"ego Êwiata, jakby na innej planecie.Spotka’ tych nie by"o zresz-tà wiele: moÝe z dziesi´ç.Cichutki ksiàdz N.przemieszka" par´ mie-si´cy za furtà, w kapelanii, czyli domku naszego kapelana, widywanogo kràÝàcego po parku z brewiarzem w r´ku, niekiedy odprawia" teÝmsz´ w naszej kaplicy i pewnego dnia zniknà" równie niepostrzeÝenie,jak si´ pojawi".Przyby"y nam natomiast w grupie Êrednich i najstarszych dwienowe koleÝanki: Êmig"e, smuk"e, ciemnookie, o d"ugich, za pas sp"y-wajàcych warkoczach: Hanka i Wanda.TeÝ w tym samym czasie, czy-li w drugiej po"owie lat trzydziestych, i teÝ stamtàd nie z So"ówekwprawdzie, lecz z tej dziwnej krainy, o której wspomina"o si´ niejasnoi niech´tnie, pó"szeptem najcz´Êciej, a którà okreÊlano ma"o zrozumia-"ym terminem: bolszewia.Przed czerwonym niebezpiecze’stwem , bolszewickà zarazàczy wreszcie najproÊciej groênà Ýydokomunà ostrzega"y juÝ wów-czas wprawdzie przeliczne gazety (jak by"o z radiem, trudno ustaliç,gdyÝ z wyjàtkiem chopinowskich recitali w Êrody o dziewiàtej wie-czorem, gdzie wykonawcami byli przewaÝnie Henryk Sztompka lubStanis"aw Szpinalski nie s"ucha"yÊmy go nigdy prawie).Narasta"ajednoczeÊnie i wzbiera"a coraz groêniej fala antysemityzmu: haniebnegetto "awkowe na uniwersytecie, falangowskie bojówki z kijami, Ýylet-kami i kastetami, masakrujàce studentów Úydów (a cz´Êciej jeszcze bo s"absze studentki).Szerzono has"a i hase"ka pe"ne zakamuflowa-nej lub bezpoÊredniej, rasowej nienawiÊci: Úydzi na Madagaskar! , Swój do swego po swoje! albo wr´cz imperatyw: Nie kupuj u Úy-da!.W owocarniach i malutkich sklepikach spoÝywczych pojawi"ysi´ nad beczkami Êledzi i kiszonej kapusty odpustowe obrazki z Mat-kà Boskà karmiàcà Dzieciàtko i koniecznie, ale to koniecznie! zapa-lonà przed nimi ma"à, czerwonà lampkà, na znak, Ýe w"aÊciciel jestprawym katolikiem.Niestety, kler, zw"aszcza niÝszy, Ýywo uczestni-czy" w ca"ej tej haniebnej kampanii, czemu teÝ z kolei dziwiç si´ trud-- 127 -no, skoro rej w niej wodzi" niezmiernie popularny i chyba najta’szyz podówczas istniejàcych dziennik, wydawany i redagowany przezpodsto"ecznych zakonników.Antysemityzm, szcz´Êliwie, za mury nasze nie dotar", niemniejszczytne idea"y, na których opiera"a si´ dotychczasowa nasza eduka-cja, j´"y si´ chybotaç.Kluczowym tedy has"em (zamiast popularniej-szej Ýydomasonerii ) sta"a si´ komunomasoneria , pojemnie miesz-czàc w sobie poj´cia obu najbardziej wrogich a niebezpiecznych si".W tym teÝ czasie urozmaicano nam cotygodniowe, najbardziej nielu-biane godziny naprawek, czyli cerowania po’czoch i innego nudziar-stwa z ig"à w r´ku, lekturà spaÊnego jakiegoÊ powieÊcid"a, którego ty-tu"u ni autora w pami´ci zatrzymaç si´ nie uda"o (a teÝ i nie by"o war-to).Opisane tam niecne praktyki mi´dzynarodowe masoneryjnej ma-fii by"y, zaiste, krew w Ýy"ach mroÝàce, lecz tak bombastycznie, a przytym niezdarnie zrelacjonowane, Ýe nawet nasze niedoÊwiadczone, leczjuÝ przecieÝ bystro krytyczne umys"y przyjmowa"y je co najmniejz g"´bokim niedowierzaniem.Od przyby"ych z groênej bolszewii sióstr S.dowiedzia"yÊmy si´zresztà znacznie mniej niÝ od kruchoptasiego starego ksi´dza.Milkli-we by"y z natury, choç pilne bardzo i gdy tylko pokona"y gramatycz-no-ortograficzne zawi"oÊci i wyzby"y si´ choç nie ca"kiem nazbytrozlewnie Êpiewnego akcentu, okaza"y si´ jednymi z najlepszychuczennic.Na wszelkie jednak konkretne pytania, jak tam naprawd´jest, odpowiada"y zgodnie albo krótkim Strasznie! , albo potrzàsa"yg"owami na znak, Ýe Ýadnych bliÝszych szczegó"ów podaç nie chcà,czy teÝ nie mogà.M"odsza, Hanka, po dwóch dopiero latach zwierzy-"a w sekrecie najbliÝszej swej przyjació"ce histori´ dziewczynki, któràszkolni koledzy dla zabawy wepchn´li do do"u kloacznego, dodajàcponadto, Ýe starsze uczennice by"y jeszcze bardziej zagroÝone [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.O Ýadnym honorarium, rzecz jasna, marzyç nawet nie by"o moÝna ale jaki honor! Gdy na ferie zawioz"am ów numer Filomaty do do-mu, doczeka"am nazajutrz innej wspania"ej nagrody PieÊni Horace-go, wydanych w równoleg"ym (obok "aci’skiego orygina"u) niemiec-kim przek"adzie.I ta odtàd jedna z najbardziej ulubionych moichksiàÝek zniknàç mia"a wkrótce nieodwo"alnie.O Ko"ymie nie wiedzia"am, o istnieniu Workuty nie mia"am poj´cia,ale Ýe i czym sà Wyspy So"owieckie podówczas skrótowo okreÊlanejako So"ówki dowiedzia"am si´ juÝ jako kilkunastoletnia dziewczynadoÊç dok"adnie.Przyjecha" wtedy do nas na odpoczynek, jak to "agod-nie a eufemistycznie okreÊlano, ksiàdz N., ptasiokruchy, drobniutki,niski, siwy, o wyblak"oniebieskich, cz´sto "zawiàcych oczach.I niekie-dy wieczorami najstarszej tylko naszej grupie o wieloletniej bytno-Êci w obozie (nie okreÊlano go jeszcze wtedy mianem "agru) so"owiec-kim opowiada".Mój BoÝe cÃ³Ý w istocie móg" podówczas nam, nietylko najprawdziwszym ceglanym murem oddzielonym od Ýycia,przekazaç z grozy przeÝyç, które dopiero po wielu dziesiàtkach lat do-- 126 -cieraç do nas zacz´"y z tomów So"Ýenicyna, a bardziej jeszcze z krót-kich opowiada’ Sza"amowa? Mówi", oczywiÊcie, Ýe g"ód, nieludzkapraca, skrajne wyniszczenie ludzi i okrucie’stwo dozorców, i brak Bo-ga, zaci´ta walka z religià i chyba w"aÊnie przez to i dlatego wszystkotak tam by"o, byç musia"o.A s"ucha"yÊmy tych krótkich, cichych opo-wieÊci teÝ po trochu jak historycznej, dalekiej, wr´cz nierealnej relacji.Nie mieÊci"o si´ to i w Ýaden sposób zmieÊciç nie mog"o w kr´gunaszych dotychczasowych poj´ç i przeÝyç.Budzi"o niekiedy przeraÝe-nie, nawet groz´ ale tak, jakby dzia"o si´ z dala od normalnego, zro-zumia"ego Êwiata, jakby na innej planecie.Spotka’ tych nie by"o zresz-tà wiele: moÝe z dziesi´ç.Cichutki ksiàdz N.przemieszka" par´ mie-si´cy za furtà, w kapelanii, czyli domku naszego kapelana, widywanogo kràÝàcego po parku z brewiarzem w r´ku, niekiedy odprawia" teÝmsz´ w naszej kaplicy i pewnego dnia zniknà" równie niepostrzeÝenie,jak si´ pojawi".Przyby"y nam natomiast w grupie Êrednich i najstarszych dwienowe koleÝanki: Êmig"e, smuk"e, ciemnookie, o d"ugich, za pas sp"y-wajàcych warkoczach: Hanka i Wanda.TeÝ w tym samym czasie, czy-li w drugiej po"owie lat trzydziestych, i teÝ stamtàd nie z So"ówekwprawdzie, lecz z tej dziwnej krainy, o której wspomina"o si´ niejasnoi niech´tnie, pó"szeptem najcz´Êciej, a którà okreÊlano ma"o zrozumia-"ym terminem: bolszewia.Przed czerwonym niebezpiecze’stwem , bolszewickà zarazàczy wreszcie najproÊciej groênà Ýydokomunà ostrzega"y juÝ wów-czas wprawdzie przeliczne gazety (jak by"o z radiem, trudno ustaliç,gdyÝ z wyjàtkiem chopinowskich recitali w Êrody o dziewiàtej wie-czorem, gdzie wykonawcami byli przewaÝnie Henryk Sztompka lubStanis"aw Szpinalski nie s"ucha"yÊmy go nigdy prawie).Narasta"ajednoczeÊnie i wzbiera"a coraz groêniej fala antysemityzmu: haniebnegetto "awkowe na uniwersytecie, falangowskie bojówki z kijami, Ýylet-kami i kastetami, masakrujàce studentów Úydów (a cz´Êciej jeszcze bo s"absze studentki).Szerzono has"a i hase"ka pe"ne zakamuflowa-nej lub bezpoÊredniej, rasowej nienawiÊci: Úydzi na Madagaskar! , Swój do swego po swoje! albo wr´cz imperatyw: Nie kupuj u Úy-da!.W owocarniach i malutkich sklepikach spoÝywczych pojawi"ysi´ nad beczkami Êledzi i kiszonej kapusty odpustowe obrazki z Mat-kà Boskà karmiàcà Dzieciàtko i koniecznie, ale to koniecznie! zapa-lonà przed nimi ma"à, czerwonà lampkà, na znak, Ýe w"aÊciciel jestprawym katolikiem.Niestety, kler, zw"aszcza niÝszy, Ýywo uczestni-czy" w ca"ej tej haniebnej kampanii, czemu teÝ z kolei dziwiç si´ trud-- 127 -no, skoro rej w niej wodzi" niezmiernie popularny i chyba najta’szyz podówczas istniejàcych dziennik, wydawany i redagowany przezpodsto"ecznych zakonników.Antysemityzm, szcz´Êliwie, za mury nasze nie dotar", niemniejszczytne idea"y, na których opiera"a si´ dotychczasowa nasza eduka-cja, j´"y si´ chybotaç.Kluczowym tedy has"em (zamiast popularniej-szej Ýydomasonerii ) sta"a si´ komunomasoneria , pojemnie miesz-czàc w sobie poj´cia obu najbardziej wrogich a niebezpiecznych si".W tym teÝ czasie urozmaicano nam cotygodniowe, najbardziej nielu-biane godziny naprawek, czyli cerowania po’czoch i innego nudziar-stwa z ig"à w r´ku, lekturà spaÊnego jakiegoÊ powieÊcid"a, którego ty-tu"u ni autora w pami´ci zatrzymaç si´ nie uda"o (a teÝ i nie by"o war-to).Opisane tam niecne praktyki mi´dzynarodowe masoneryjnej ma-fii by"y, zaiste, krew w Ýy"ach mroÝàce, lecz tak bombastycznie, a przytym niezdarnie zrelacjonowane, Ýe nawet nasze niedoÊwiadczone, leczjuÝ przecieÝ bystro krytyczne umys"y przyjmowa"y je co najmniejz g"´bokim niedowierzaniem.Od przyby"ych z groênej bolszewii sióstr S.dowiedzia"yÊmy si´zresztà znacznie mniej niÝ od kruchoptasiego starego ksi´dza.Milkli-we by"y z natury, choç pilne bardzo i gdy tylko pokona"y gramatycz-no-ortograficzne zawi"oÊci i wyzby"y si´ choç nie ca"kiem nazbytrozlewnie Êpiewnego akcentu, okaza"y si´ jednymi z najlepszychuczennic.Na wszelkie jednak konkretne pytania, jak tam naprawd´jest, odpowiada"y zgodnie albo krótkim Strasznie! , albo potrzàsa"yg"owami na znak, Ýe Ýadnych bliÝszych szczegó"ów podaç nie chcà,czy teÝ nie mogà.M"odsza, Hanka, po dwóch dopiero latach zwierzy-"a w sekrecie najbliÝszej swej przyjació"ce histori´ dziewczynki, któràszkolni koledzy dla zabawy wepchn´li do do"u kloacznego, dodajàcponadto, Ýe starsze uczennice by"y jeszcze bardziej zagroÝone [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]