[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pięknie, ale moglibyśmy sobie tym tylko przeszkodzić.Można oczywiście spróbować przemycić bombę do Waszyngtonu, chociaż ryzyko oceniam jako bardzo poważne.Zbyt poważne, komendancie.Mój plan bierze pod uwagę fakt, że mamy tylko jedną bombę i tylko jedną szansę.Nie wolno nam ryzykować wpadki.Dlatego musimy działać tam, gdzie nam najwygodniej.- A niemiecka część akcji?- Z tym nie będzie kłopotu.- Uda nam się? - rzucił Kati, zapatrzony w wypalone słońcem wzgórza Libanu.- Powinno.Daję nam sześćdziesiąt procent szans.Nawet jeśli się nie uda, Amerykanie i Rosjanie dostaną za swoje, powtarzał sobie komendant.Pytanie tylko, czy im to wystarczy.Twarz Katiego stężała.Chodziło o jeszcze jedno.Kati wiedział, że powoli umiera.Choroba postępowała raz szybciej, raz wolniej, jak nieubłagany przypływ, który nawet gdy na chwilę opada, nigdy nie osiąga stanu jeszcze sprzed miesiąca czy roku.Dzisiaj Kati czuł się doskonale, lecz wiedział, jak złudne może być to odczucie.Miał tyle samo szans, by dożyć następnego roku, ile plan Bocka na to, by się powiódł.Czy Kati mógł sobie pozwolić na to, by odejść, nie upewniwszy się, że jego misja zakończyła się nareszcie?Nie mógł, a ponieważ umierał, nie dbał też o to, że umrą także inni.Poza tym, chodziło przecież o niewiernych.Günther to niewierny; gorzej, bo niedowiarek.Marvin Russell następny, ten to już zupełny poganin.Bock proponował jednak, by zgładzić.na pewno nie niewiernych.Ostatecznie nawet oni są Ludem Księgi, zbłąkanymi wyznawcami Proroka Jezusa i wierzą w jedynego Boga.Inna rzecz, że Żydzi to także Lud Księgi.Tak głosi Koran.Żydzi to duchowi spadkobiercy islamu, takie same dziatki Abrahama jak Arabowie.Ich religia była tak podobna.Lecz wojna Katiego z Izraelem nie dotyczyła religii, lecz ziemi, z której Żydzi wygnali jego lud, twierdząc, że kieruje nimi religia, podczas gdy nie o nakazy wiary chodziło.Kati ujrzał nagle wszystkie sprzeczności w swoich poglądach.Jego wrogiem był Izrael.I Amerykanie.A także Rosjanie.Na tym zasadzała się jego prywatna teologia, bo choć uważał się za muzułmanina, nie kierował się w życiu poszanowaniem Boga, niezależnie co sam twierdził na ten temat wobec podwładnych.- Zaplanuj resztę szczegółów, Günther.20ZAWODYW połowie sezonu rozgrywek Narodowej Ligi Futbolu Wikingowie i Szturmowcy nadal prowadzili stawkę.Drużyna z San Diego otrząsnęła się po porażce z Wikingami i tydzień później na własnym boisku dołożyła Indianapolis, czerwonej latarni na końcu tabeli, aż czterdzieści pięć do trzech.Wikingowie musieli natomiast zmagać się długo z nowojorskimi Gigantami, lecz ostatecznie wygrali dwadzieścia jeden do siedemnastu.W trzeciej kwadrze ósmego meczu sezonu Tony Wills przebiegł z piłką tysięczny jard i bez wahania uznany został debiutantem roku.Został też oficjalnym rzecznikiem Ligi na rzecz prezydenckiej Krucjaty Antynarkotycznej (czyli KRAN-u).Wikingowie wyłożyli się następnie w meczu z zespołem z San Francisco, przegrywając dwadzieścia cztery do szesnastu i w ten sposób doszlusowali do Szturmowców, którzy również wygrali siedem meczów i przegrali jeden.Na szczęście ich najbliższym rywalem mieli być mistrzowie grupy centralnej, Niebiesko-Czarnej, czyli Niedźwiedzie, a tych udało się usadzić wynikiem cztery do trzech.Liga Narodowa dawno zatraciła wyrównany poziom, dzięki czemu jedyne niespodzianki mogli sprawić zawodnicy Delfinów i Piratów, którzy w karneciku balowym zastrzegli sobie taniec ze Szturmowcami na sam koniec sezonu.Wszystko to nie mogło pocieszyć Ryana, sypiającego coraz gorzej, mimo nieustannego zmęczenia, które wydawało mu się już nieodłączną częścią życia.Dawniej, kiedy niespokojne myśli nie pozwalały mu zasnąć, stawał przy oknie i spoglądał na Zatokę Chesapeake, patrząc jak o kilka kilometrów od niego przepływają statki i kutry.Teraz siadywał przy oknie.Czuł słabość w obolałych nogach, a przy wiecznym zmęczeniu nawet stanie wydawało mu się nieznośnym wysiłkiem.Żołądek przewracał mu się od kwasu, który brał się z nieustannego napięcia, olbrzymich ilości kawy i alkoholu.Jack najbardziej potrzebował snu, odpoczynku, dzięki któremu rozluźniłby mięśnie.Twardy sen bez snów pozwoliłby mu zapomnieć o ciężarze codziennych decyzji.Tęsknił także za ruchem fizycznym i wieloma innymi sprawami.Tęsknił za tym, by znowu poczuć się mężczyzną.Tymczasem jednak nie mógł zasnąć i zadręczał się myślą o porażkach, jakie niosły mu wciąż dni i noce.Jack Ryan zdawał sobie sprawę, jak bardzo nienawidzi go Liz Elliot.Wiedział nawet, co było tego przyczyną, pamiętał przecież ich pierwsze spotkanie, kilka lat wcześniej, w Chicago, kiedy Elliot była w podłym humorze a on sam w nie lepszym.Na przywitanie powiedzieli sobie wówczas kilka przykrych słów.Różnica polegała na tym, że Ryan przeważnie zapominał o urazach, podczas gdy Elliot pamiętała je doskonale.Poza tym mogła wmówić prezydentowi, co tylko chciała.Właśnie za jej sprawą rola Ryana w pracach nad Traktatem miała na zawsze pozostać w cieniu.Traktat stanowił tymczasem jedyne prawdziwe osiągnięcie Jacka Ryana poza obrębem CIA.Owszem, Ryan szczycił się tym, co zdziałał dla Agencji, lecz zdawał sobie sprawę, że chodziło za każdym razem o wąskie cele polityczne, na skalę kraju, gdy tymczasem na Traktacie Watykańskim zyskał cały świat.Jego jedno jedyne, znakomite osiągnięcie przypisywano komu innemu.Jack nie rościł sobie wyłącznych pretensji do Traktatu, nad którym pracowało tyle innych osób, lecz chciał przynajmniej dać się poznać jako jeden z głównych graczy.Czy żądał zbyt wiele? Harował czternaście godzin dziennie, większość w samochodzie, trzy razy nadstawiał karku za swój kraj - po co? Po to, by jakaś zdzira z Bennington mogła wyrzucać jego analizy do kosza.Liz, gdyby nie ja, w ogóle by cię nie było w Białym Domu.Ani ciebie, ani twojego szefa, twojego Robota, gubernatora Jonathana Roberta Fowlera z Ohio!Tego jednak Jack nie mógł powiedzieć samej Liz Elliot.Zobowiązał się przecież do milczenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Pięknie, ale moglibyśmy sobie tym tylko przeszkodzić.Można oczywiście spróbować przemycić bombę do Waszyngtonu, chociaż ryzyko oceniam jako bardzo poważne.Zbyt poważne, komendancie.Mój plan bierze pod uwagę fakt, że mamy tylko jedną bombę i tylko jedną szansę.Nie wolno nam ryzykować wpadki.Dlatego musimy działać tam, gdzie nam najwygodniej.- A niemiecka część akcji?- Z tym nie będzie kłopotu.- Uda nam się? - rzucił Kati, zapatrzony w wypalone słońcem wzgórza Libanu.- Powinno.Daję nam sześćdziesiąt procent szans.Nawet jeśli się nie uda, Amerykanie i Rosjanie dostaną za swoje, powtarzał sobie komendant.Pytanie tylko, czy im to wystarczy.Twarz Katiego stężała.Chodziło o jeszcze jedno.Kati wiedział, że powoli umiera.Choroba postępowała raz szybciej, raz wolniej, jak nieubłagany przypływ, który nawet gdy na chwilę opada, nigdy nie osiąga stanu jeszcze sprzed miesiąca czy roku.Dzisiaj Kati czuł się doskonale, lecz wiedział, jak złudne może być to odczucie.Miał tyle samo szans, by dożyć następnego roku, ile plan Bocka na to, by się powiódł.Czy Kati mógł sobie pozwolić na to, by odejść, nie upewniwszy się, że jego misja zakończyła się nareszcie?Nie mógł, a ponieważ umierał, nie dbał też o to, że umrą także inni.Poza tym, chodziło przecież o niewiernych.Günther to niewierny; gorzej, bo niedowiarek.Marvin Russell następny, ten to już zupełny poganin.Bock proponował jednak, by zgładzić.na pewno nie niewiernych.Ostatecznie nawet oni są Ludem Księgi, zbłąkanymi wyznawcami Proroka Jezusa i wierzą w jedynego Boga.Inna rzecz, że Żydzi to także Lud Księgi.Tak głosi Koran.Żydzi to duchowi spadkobiercy islamu, takie same dziatki Abrahama jak Arabowie.Ich religia była tak podobna.Lecz wojna Katiego z Izraelem nie dotyczyła religii, lecz ziemi, z której Żydzi wygnali jego lud, twierdząc, że kieruje nimi religia, podczas gdy nie o nakazy wiary chodziło.Kati ujrzał nagle wszystkie sprzeczności w swoich poglądach.Jego wrogiem był Izrael.I Amerykanie.A także Rosjanie.Na tym zasadzała się jego prywatna teologia, bo choć uważał się za muzułmanina, nie kierował się w życiu poszanowaniem Boga, niezależnie co sam twierdził na ten temat wobec podwładnych.- Zaplanuj resztę szczegółów, Günther.20ZAWODYW połowie sezonu rozgrywek Narodowej Ligi Futbolu Wikingowie i Szturmowcy nadal prowadzili stawkę.Drużyna z San Diego otrząsnęła się po porażce z Wikingami i tydzień później na własnym boisku dołożyła Indianapolis, czerwonej latarni na końcu tabeli, aż czterdzieści pięć do trzech.Wikingowie musieli natomiast zmagać się długo z nowojorskimi Gigantami, lecz ostatecznie wygrali dwadzieścia jeden do siedemnastu.W trzeciej kwadrze ósmego meczu sezonu Tony Wills przebiegł z piłką tysięczny jard i bez wahania uznany został debiutantem roku.Został też oficjalnym rzecznikiem Ligi na rzecz prezydenckiej Krucjaty Antynarkotycznej (czyli KRAN-u).Wikingowie wyłożyli się następnie w meczu z zespołem z San Francisco, przegrywając dwadzieścia cztery do szesnastu i w ten sposób doszlusowali do Szturmowców, którzy również wygrali siedem meczów i przegrali jeden.Na szczęście ich najbliższym rywalem mieli być mistrzowie grupy centralnej, Niebiesko-Czarnej, czyli Niedźwiedzie, a tych udało się usadzić wynikiem cztery do trzech.Liga Narodowa dawno zatraciła wyrównany poziom, dzięki czemu jedyne niespodzianki mogli sprawić zawodnicy Delfinów i Piratów, którzy w karneciku balowym zastrzegli sobie taniec ze Szturmowcami na sam koniec sezonu.Wszystko to nie mogło pocieszyć Ryana, sypiającego coraz gorzej, mimo nieustannego zmęczenia, które wydawało mu się już nieodłączną częścią życia.Dawniej, kiedy niespokojne myśli nie pozwalały mu zasnąć, stawał przy oknie i spoglądał na Zatokę Chesapeake, patrząc jak o kilka kilometrów od niego przepływają statki i kutry.Teraz siadywał przy oknie.Czuł słabość w obolałych nogach, a przy wiecznym zmęczeniu nawet stanie wydawało mu się nieznośnym wysiłkiem.Żołądek przewracał mu się od kwasu, który brał się z nieustannego napięcia, olbrzymich ilości kawy i alkoholu.Jack najbardziej potrzebował snu, odpoczynku, dzięki któremu rozluźniłby mięśnie.Twardy sen bez snów pozwoliłby mu zapomnieć o ciężarze codziennych decyzji.Tęsknił także za ruchem fizycznym i wieloma innymi sprawami.Tęsknił za tym, by znowu poczuć się mężczyzną.Tymczasem jednak nie mógł zasnąć i zadręczał się myślą o porażkach, jakie niosły mu wciąż dni i noce.Jack Ryan zdawał sobie sprawę, jak bardzo nienawidzi go Liz Elliot.Wiedział nawet, co było tego przyczyną, pamiętał przecież ich pierwsze spotkanie, kilka lat wcześniej, w Chicago, kiedy Elliot była w podłym humorze a on sam w nie lepszym.Na przywitanie powiedzieli sobie wówczas kilka przykrych słów.Różnica polegała na tym, że Ryan przeważnie zapominał o urazach, podczas gdy Elliot pamiętała je doskonale.Poza tym mogła wmówić prezydentowi, co tylko chciała.Właśnie za jej sprawą rola Ryana w pracach nad Traktatem miała na zawsze pozostać w cieniu.Traktat stanowił tymczasem jedyne prawdziwe osiągnięcie Jacka Ryana poza obrębem CIA.Owszem, Ryan szczycił się tym, co zdziałał dla Agencji, lecz zdawał sobie sprawę, że chodziło za każdym razem o wąskie cele polityczne, na skalę kraju, gdy tymczasem na Traktacie Watykańskim zyskał cały świat.Jego jedno jedyne, znakomite osiągnięcie przypisywano komu innemu.Jack nie rościł sobie wyłącznych pretensji do Traktatu, nad którym pracowało tyle innych osób, lecz chciał przynajmniej dać się poznać jako jeden z głównych graczy.Czy żądał zbyt wiele? Harował czternaście godzin dziennie, większość w samochodzie, trzy razy nadstawiał karku za swój kraj - po co? Po to, by jakaś zdzira z Bennington mogła wyrzucać jego analizy do kosza.Liz, gdyby nie ja, w ogóle by cię nie było w Białym Domu.Ani ciebie, ani twojego szefa, twojego Robota, gubernatora Jonathana Roberta Fowlera z Ohio!Tego jednak Jack nie mógł powiedzieć samej Liz Elliot.Zobowiązał się przecież do milczenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]