[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wnioskuje, że muszą trzymać co najmniej dwa oddziały w pogotowiu każdejbazy w stanie pełnej gotowości.Bart zainteresował się: - Dlaczego więcej niż jeden?- Bo przecież żaden statek nie może trwać w gotowości null przez więcej niż pięćdo sześciu godzin bez uniknięcia samorozładowania.A stan gotowości powinien byćutrzymywany przez cały czas.Więc muszą mieć blizniacze oddziały.Bart zarumienił się: - Oczywiście - mruknął.- Głupie pytanie.- W porządku, stary.Do rzeczy.Zawsze gdzieś w odległości kilku lat świetlnych, amoże nawet będzie to mniej niż rok od dowolnej bazy znajduję się jakaś flota gotowa bazieprzybyć z pomocą w każdej chwili.Zaledwie wynurzamy się z hipersfery, baza wysyławiadomość do posterunków.Dysponując dokładnymi danymi flota bardzo szybko trafia napole walki.- Taak - Bart lekko uniósł brwi.- To logiczne.Ale co to ma wspólnego z systememwykrywania na Bercie?- To przede wszystkim daje możliwość dokładnego wyliczenia czasu.Wszystkie trzyzasadzki, w które się do tej pory wpakowaliśmy, miały pewną wspólną cechę.Od naszegopojawienia się do wyjścia z null floty wroga upływało za każdym razem około dziesięciuminut.Po kolei: czas na zaprogramowanie wiadomości i wysłanie informacji, czas naprzekazanie danych przez posterunki, czas podróży floty w okolice bazy.- To wydaje się interesujące.- Nasz minimalny czas ataku wynosi około czterech i pół minuty.Wynurzamy się,wyrzucamy wszystko, ładujemy osłony do null i znikamy.Użycie wszystkich dział,promienników i wyrzutni oczywiście musi zabierać tyle energii, że naładowanie z czterechminut wzrasta o co najmniej pół minuty.Bart skinął głową.- Dysponując danymi o położeniu wroga - ciągnął John - moglibyśmy wybraćoptymalne miejsce wynurzenia.Załóżmy, że logicznie biorąc flota przyczajona w zasadzcema kryjówkę po przeciwnej stronie planety, na której jest baza.Muszą wtedy przejść przezplanetę lub obok i wynurzyć się z prędkością skierowaną od planety.Muszą stanąć izawrócić.W skali całej floty to wymaga czasu.Jeśli skądś przybywają, ale z tej samej strony,po której jest baza, również muszą wyhamować.W obydwu przypadkach muszą być tymzajęci przez co najmniej kilka sekund.- Lecz - wtrącił Bart - jeżeli będą przebywać po stycznej do powierzchni planety?Wtedy będą mogli zachować pewną prędkość.A my z kolei będziemy przecież wiedzieli, zktórej strony lecą, możemy przewidzieć ich kierunek poruszania się po wynurzeniu! - wstał,przeszedł po sali, popatrzył na tablice na sprężynach.- Wiec możemy określić ich położenie,kiedy jeszcze sami będziemy w null.Przy uderzeniu z bliska, a możemy to uczynić dziękitemu urządzeniu - leciutko przesunął palcami po brzegu tablicy - możemy się następnieoddalać w kierunku przeciwnym do tego, w którym oni podążą po wynurzeniu.Nie będąmogli nawet rozpocząć pościgu, póki nie wyhamują!John ponownie się uśmiechnął: - Nie w przeciwną stronę.To by mogło doprowadzićdo zderzenia.Zawsze znajdziemy sobie jakiś optymalny tor lub nawet kilka torów.Jeśliuderzymy na bazę natychmiast po wynurzeniu, a potem wejdziemy na ten tor, to nigdy nasnie dogonią.Bart również się uśmiechał, mówiąc: - Mimo wszystko nie powinniśmy chybaryzykować tego już przy tym uderzeniu.Mogą się okazać na tyle sprytni, żeby minimalnieopóznić wysianie danych aż do sprawdzenia, w którym kierunku uciekamy.- Zawsze możemy skręcić dwa razy - odparł John.- A to i tak ma przecież być naszostatni atak.Jest tylko jeden problem.-Jaki?- Flota-zasadzka w null może się poruszać z prędkością ośmiu lat świetlnych naminutę, wiec może w czasie tych czterech minut potrzebnych nam na atak znajdować sięnawet w odległości trzydziestu paru lat świetlnych.Oczywiście przy założeniu, że przesłaniewiadomości nie wymaga czasu.Myślę, że śmiało możemy podzielić te odległość na pół.Todaje szesnaście lat.Jeśli uwzględnimy jeszcze te parę sekund na nie przewidziane straty,możemy przyjąć, że posterunek nieprzyjaciela najprawdopodobniej jest gdzieś w odległościdwunastu lat świetlnych od bazy.Nie sądzę, aby to cudowne urządzenie Berty miało aż takwielki zasięg.- Ja też - odparł Bart - liczyłem na rok świetlny lub dwa co najwyżej.- Taak.Zdążyłyby nam wyrosnąć długie brody, zanim byśmy ich zlokalizowali natakiej przestrzeni o promieniu dwunastu lat świetlnych.Ale jest jeszcze jedno: nie będąryzykowali przechodzenia przez planetę, o ile nie zmusi ich do tego konieczność.To zawszeprzecież te piec czy sześć procent ryzyka wyrzucenia z ram przestrzeni przez zniekształceniaw null.Jeżeli po uderzeniu rozpoczniemy ucieczkę w stronę słońca, to najprawdopodobniejunikniemy kolizyjnych torów.A teraz, o ile dane Vez Do Hana nie są całkowicie błędne.Atak przebiegł tak gładko, jak został zaplanowany.To był suchy, piaszczysty świat ośrednicy około siedmiu tysięcy mil i (jak wykazały instrumenty) o dużym jądrze z żelaza.Napowierzchni biegły długie pasy piachu pofałdowanego uderzeniami wichrów, niewysokie iłyse góry swoim czerwonawym kolorem przywodziły na myśl kopce tlenku żelazowego.Oceany były maleńkie, rzek niewiele, nikła roślinność miała brzydki oliwkowo-brązowykolor.Ciśnienie atmosferyczne na poziomie zero wynosiło mniej niż dziesięć funtów na calkwadratowy, tlenu w powietrzu niewiele ponad osiem procent.Budynki - jak można byłowywnioskować ze zdjęć - wyposażone były w regulatory ciśnienia.Nie wyglądało na to, abyżyły tam jakieś rodzime zwierzęta, brakowało również typowo cywilnej zabudowycharakterystycznej dla miasteczek Bizh.John jak zwykle prowadzący atak na Lunie, cieszyłsię z tego.Bo naprawdę zniszczyli na tej planecie wszystko [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Wnioskuje, że muszą trzymać co najmniej dwa oddziały w pogotowiu każdejbazy w stanie pełnej gotowości.Bart zainteresował się: - Dlaczego więcej niż jeden?- Bo przecież żaden statek nie może trwać w gotowości null przez więcej niż pięćdo sześciu godzin bez uniknięcia samorozładowania.A stan gotowości powinien byćutrzymywany przez cały czas.Więc muszą mieć blizniacze oddziały.Bart zarumienił się: - Oczywiście - mruknął.- Głupie pytanie.- W porządku, stary.Do rzeczy.Zawsze gdzieś w odległości kilku lat świetlnych, amoże nawet będzie to mniej niż rok od dowolnej bazy znajduję się jakaś flota gotowa bazieprzybyć z pomocą w każdej chwili.Zaledwie wynurzamy się z hipersfery, baza wysyławiadomość do posterunków.Dysponując dokładnymi danymi flota bardzo szybko trafia napole walki.- Taak - Bart lekko uniósł brwi.- To logiczne.Ale co to ma wspólnego z systememwykrywania na Bercie?- To przede wszystkim daje możliwość dokładnego wyliczenia czasu.Wszystkie trzyzasadzki, w które się do tej pory wpakowaliśmy, miały pewną wspólną cechę.Od naszegopojawienia się do wyjścia z null floty wroga upływało za każdym razem około dziesięciuminut.Po kolei: czas na zaprogramowanie wiadomości i wysłanie informacji, czas naprzekazanie danych przez posterunki, czas podróży floty w okolice bazy.- To wydaje się interesujące.- Nasz minimalny czas ataku wynosi około czterech i pół minuty.Wynurzamy się,wyrzucamy wszystko, ładujemy osłony do null i znikamy.Użycie wszystkich dział,promienników i wyrzutni oczywiście musi zabierać tyle energii, że naładowanie z czterechminut wzrasta o co najmniej pół minuty.Bart skinął głową.- Dysponując danymi o położeniu wroga - ciągnął John - moglibyśmy wybraćoptymalne miejsce wynurzenia.Załóżmy, że logicznie biorąc flota przyczajona w zasadzcema kryjówkę po przeciwnej stronie planety, na której jest baza.Muszą wtedy przejść przezplanetę lub obok i wynurzyć się z prędkością skierowaną od planety.Muszą stanąć izawrócić.W skali całej floty to wymaga czasu.Jeśli skądś przybywają, ale z tej samej strony,po której jest baza, również muszą wyhamować.W obydwu przypadkach muszą być tymzajęci przez co najmniej kilka sekund.- Lecz - wtrącił Bart - jeżeli będą przebywać po stycznej do powierzchni planety?Wtedy będą mogli zachować pewną prędkość.A my z kolei będziemy przecież wiedzieli, zktórej strony lecą, możemy przewidzieć ich kierunek poruszania się po wynurzeniu! - wstał,przeszedł po sali, popatrzył na tablice na sprężynach.- Wiec możemy określić ich położenie,kiedy jeszcze sami będziemy w null.Przy uderzeniu z bliska, a możemy to uczynić dziękitemu urządzeniu - leciutko przesunął palcami po brzegu tablicy - możemy się następnieoddalać w kierunku przeciwnym do tego, w którym oni podążą po wynurzeniu.Nie będąmogli nawet rozpocząć pościgu, póki nie wyhamują!John ponownie się uśmiechnął: - Nie w przeciwną stronę.To by mogło doprowadzićdo zderzenia.Zawsze znajdziemy sobie jakiś optymalny tor lub nawet kilka torów.Jeśliuderzymy na bazę natychmiast po wynurzeniu, a potem wejdziemy na ten tor, to nigdy nasnie dogonią.Bart również się uśmiechał, mówiąc: - Mimo wszystko nie powinniśmy chybaryzykować tego już przy tym uderzeniu.Mogą się okazać na tyle sprytni, żeby minimalnieopóznić wysianie danych aż do sprawdzenia, w którym kierunku uciekamy.- Zawsze możemy skręcić dwa razy - odparł John.- A to i tak ma przecież być naszostatni atak.Jest tylko jeden problem.-Jaki?- Flota-zasadzka w null może się poruszać z prędkością ośmiu lat świetlnych naminutę, wiec może w czasie tych czterech minut potrzebnych nam na atak znajdować sięnawet w odległości trzydziestu paru lat świetlnych.Oczywiście przy założeniu, że przesłaniewiadomości nie wymaga czasu.Myślę, że śmiało możemy podzielić te odległość na pół.Todaje szesnaście lat.Jeśli uwzględnimy jeszcze te parę sekund na nie przewidziane straty,możemy przyjąć, że posterunek nieprzyjaciela najprawdopodobniej jest gdzieś w odległościdwunastu lat świetlnych od bazy.Nie sądzę, aby to cudowne urządzenie Berty miało aż takwielki zasięg.- Ja też - odparł Bart - liczyłem na rok świetlny lub dwa co najwyżej.- Taak.Zdążyłyby nam wyrosnąć długie brody, zanim byśmy ich zlokalizowali natakiej przestrzeni o promieniu dwunastu lat świetlnych.Ale jest jeszcze jedno: nie będąryzykowali przechodzenia przez planetę, o ile nie zmusi ich do tego konieczność.To zawszeprzecież te piec czy sześć procent ryzyka wyrzucenia z ram przestrzeni przez zniekształceniaw null.Jeżeli po uderzeniu rozpoczniemy ucieczkę w stronę słońca, to najprawdopodobniejunikniemy kolizyjnych torów.A teraz, o ile dane Vez Do Hana nie są całkowicie błędne.Atak przebiegł tak gładko, jak został zaplanowany.To był suchy, piaszczysty świat ośrednicy około siedmiu tysięcy mil i (jak wykazały instrumenty) o dużym jądrze z żelaza.Napowierzchni biegły długie pasy piachu pofałdowanego uderzeniami wichrów, niewysokie iłyse góry swoim czerwonawym kolorem przywodziły na myśl kopce tlenku żelazowego.Oceany były maleńkie, rzek niewiele, nikła roślinność miała brzydki oliwkowo-brązowykolor.Ciśnienie atmosferyczne na poziomie zero wynosiło mniej niż dziesięć funtów na calkwadratowy, tlenu w powietrzu niewiele ponad osiem procent.Budynki - jak można byłowywnioskować ze zdjęć - wyposażone były w regulatory ciśnienia.Nie wyglądało na to, abyżyły tam jakieś rodzime zwierzęta, brakowało również typowo cywilnej zabudowycharakterystycznej dla miasteczek Bizh.John jak zwykle prowadzący atak na Lunie, cieszyłsię z tego.Bo naprawdę zniszczyli na tej planecie wszystko [ Pobierz całość w formacie PDF ]