[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mają gorsze, niż sądziłem, intencje - powiedział.- W asabisach mają sojuszników, których potrzebują, by przejąć nad Anauroch militarną kontrolę.Beduinów potrzebują jedynie jako niewolników - w najgorszym tego słowa znaczeniu.- Czy kiedykolwiek w to wątpiłeś? - spytała Ruha.Przez resztę dnia jechała niezwykle blisko boku Harfiarza.Pozostawała cicha i zamyślona, ale Lander odnosił niejasne wrażenie, że bycie blisko niego sprawiało jej przyjemność.Uczucie było dosyć przyjemne, ale wprowadzało Landera w stan otumaniającego podniecenia, a to go denerwowało.Późnym popołudniem Lander popatrzył w dół i zauważył, że grunt z pustynnego, piaszczystego pyłu zamienił się w płaską, bezkresną mozaikę kamyków wielkości monety.Były przeważnie czerwonego koloru, ich odcień przechodził od jasnego do ciemnego brązu.Wszystkie były błyszczące i gładkie, co dawało powierzchni pustyni ognistego, żwirowatego wyglądu.Zdawało się to bardziej pasować do kotliny, którą pozostawili za sobą, niż do otwartej przestrzeni, przez którą wędrowali.Schyliwszy się, by obejrzeć kamyki, Lander zapytał:- Czy było tu niegdyś jezioro? Ruha zaśmiała się.- Nie bądź głupi.To Zwierciadło, w którym przegląda się At'ar - powiedziała, spoglądając na słońce.- Kozah ma nadzieję odzyskać serce żony, oczyszczając je swoim podmuchem, żeby mogła podziwiać swoje odbicie w kamykach.Lander popatrzył na przestworza: choć słońce było białe, a ziemia czerwona, był w stanie zrozumieć dlaczego Beduini kojarzyli ognisty grunt z okrutną boginią.- Tak, teraz rozumiem - rzekł ponownie wyprostowując się.Jego niewiedza wzbudziła chichot Ruhy.Jechali przez Zwierciadło At'ar przez resztę popołudnia.Lander wkrótce przekonał się, iż wygładzone morze skał ciągnie się w nieskończoność.Z początku wydawało się drapieżnie piękne, teraz było wściekłą jednostajnością.Na dwie godziny przed zmierzchem cały szczep skręcił pod kątem prostym na północ.Lander szukał na horyzoncie jakiegoś naturalnego znaku, który musiał przeoczyć, ale poza kamienistą równiną niczego nie znalazł.Pognał wielbłąda naprzód i z Ruha tuż obok siebie, zrównał się z Sa'arem.Szejk wciąż zdawał się drzemać, lecz kiedy Harfiarz podjechał, otworzył jedno oko.Popatrzył najpierw na Landera, potem na Ruhę i widząc ich bliskie sąsiedztwo uniósł brew.- Tak? Czy mogę coś dla was zrobić?- Dlaczego skręcamy? - spytał Lander.- Czy jesteśmy niedaleko Well of the Chasm?Sa'ar pokręcił głową.- Nie.Skręcamy, by nie znaleźć się na drodze Zhentarimczyków, kiedy do gonią nas tej nocy.- Co? - Lander niemal wyskrzeczał pytanie.Nie mógł przestać myśleć o tym, jak bardzo starał się pozostawać przed nimi przez ostatnie kilka tygodni.Szejk wzruszył ramionami.- Nie możemy poruszać się tak szybko, jak najeźdźcy.Asabisi na pewno są w stanie prześcignąć nas dziś w nocy - jedynym wyjściem jest zejście z ich drogi, kiedy będą przechodzić.- Co z twoimi sprzymierzeńcami w Well of the Chasm - zapytał Lander.Sa'ar tylko się uśmiechnął.- O nich się nie martw.Zhentarimczycy nie przybędą przed posłańcami, których wysłałem - odparł szejk.- Raz'hadi będą unikać nieprzyjaciela, dopóki nie przybędziemy.- Ciągle będziecie mniej liczni.Co wtedy zrobicie? Sa'ar wzruszył jedynie ramionami.- Nie mogę się wypowiadać w imieniu Utiby i jego ludzi - rzekł.- Zobaczymy co się stanie, kiedy tam dotrzemy.- Szejk ma rację, Landerze - powiedziała Ruha.- Beduini nie planują wszystkiego na zapas.Szejk skinął i wskazał na Ruhę.- Dobrze zrobisz słuchając tej kobiety, przyjacielu - na chwilę zamyślił się, spojrzał na Ruhę i dodał - jednak zachowując dyskretną odległość.Oczy Ruhy rozszerzyły się.Pozwoliła wielbłądowi pozostać z tyłu.Zmieszany jej zmianą Lander również przyzwolił wielbłądowi zwolnić i wyrównał z wdową.Gdy podjechał zbyt blisko, ta taktownie odsunęła wielbłąda i otworzyła przestrzeń między nimi.- Co to wszystko ma znaczyć? - zapytał Harfiarz ponownie kierując wierzchowca w stronę jej wielbłąda.Ruha odsunęła się ostrożnie.- Sa'ar sądzi, że jestem bezwstydna - odparła.- To bzdura!Oczy wdowy zwęziły się potakująco, ale pokręciła głową.- Nieprawda.W jego oczach ciągle jestem częścią rodziny mego męża.Proszę, nie podjeżdżaj bliżej.Napomnienie Sa'ara zirytowało Harfiarza, gdyż w rozmowie z wdową nie widział niczego złego i nie sądził, by czymkolwiek interesem było mówienie kobiecie, jak blisko może podjechać do mężczyzny.Przez następną godzinę próbował ponownie nawiązać rozmowę, ale Ruha unikała pytań [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Mają gorsze, niż sądziłem, intencje - powiedział.- W asabisach mają sojuszników, których potrzebują, by przejąć nad Anauroch militarną kontrolę.Beduinów potrzebują jedynie jako niewolników - w najgorszym tego słowa znaczeniu.- Czy kiedykolwiek w to wątpiłeś? - spytała Ruha.Przez resztę dnia jechała niezwykle blisko boku Harfiarza.Pozostawała cicha i zamyślona, ale Lander odnosił niejasne wrażenie, że bycie blisko niego sprawiało jej przyjemność.Uczucie było dosyć przyjemne, ale wprowadzało Landera w stan otumaniającego podniecenia, a to go denerwowało.Późnym popołudniem Lander popatrzył w dół i zauważył, że grunt z pustynnego, piaszczystego pyłu zamienił się w płaską, bezkresną mozaikę kamyków wielkości monety.Były przeważnie czerwonego koloru, ich odcień przechodził od jasnego do ciemnego brązu.Wszystkie były błyszczące i gładkie, co dawało powierzchni pustyni ognistego, żwirowatego wyglądu.Zdawało się to bardziej pasować do kotliny, którą pozostawili za sobą, niż do otwartej przestrzeni, przez którą wędrowali.Schyliwszy się, by obejrzeć kamyki, Lander zapytał:- Czy było tu niegdyś jezioro? Ruha zaśmiała się.- Nie bądź głupi.To Zwierciadło, w którym przegląda się At'ar - powiedziała, spoglądając na słońce.- Kozah ma nadzieję odzyskać serce żony, oczyszczając je swoim podmuchem, żeby mogła podziwiać swoje odbicie w kamykach.Lander popatrzył na przestworza: choć słońce było białe, a ziemia czerwona, był w stanie zrozumieć dlaczego Beduini kojarzyli ognisty grunt z okrutną boginią.- Tak, teraz rozumiem - rzekł ponownie wyprostowując się.Jego niewiedza wzbudziła chichot Ruhy.Jechali przez Zwierciadło At'ar przez resztę popołudnia.Lander wkrótce przekonał się, iż wygładzone morze skał ciągnie się w nieskończoność.Z początku wydawało się drapieżnie piękne, teraz było wściekłą jednostajnością.Na dwie godziny przed zmierzchem cały szczep skręcił pod kątem prostym na północ.Lander szukał na horyzoncie jakiegoś naturalnego znaku, który musiał przeoczyć, ale poza kamienistą równiną niczego nie znalazł.Pognał wielbłąda naprzód i z Ruha tuż obok siebie, zrównał się z Sa'arem.Szejk wciąż zdawał się drzemać, lecz kiedy Harfiarz podjechał, otworzył jedno oko.Popatrzył najpierw na Landera, potem na Ruhę i widząc ich bliskie sąsiedztwo uniósł brew.- Tak? Czy mogę coś dla was zrobić?- Dlaczego skręcamy? - spytał Lander.- Czy jesteśmy niedaleko Well of the Chasm?Sa'ar pokręcił głową.- Nie.Skręcamy, by nie znaleźć się na drodze Zhentarimczyków, kiedy do gonią nas tej nocy.- Co? - Lander niemal wyskrzeczał pytanie.Nie mógł przestać myśleć o tym, jak bardzo starał się pozostawać przed nimi przez ostatnie kilka tygodni.Szejk wzruszył ramionami.- Nie możemy poruszać się tak szybko, jak najeźdźcy.Asabisi na pewno są w stanie prześcignąć nas dziś w nocy - jedynym wyjściem jest zejście z ich drogi, kiedy będą przechodzić.- Co z twoimi sprzymierzeńcami w Well of the Chasm - zapytał Lander.Sa'ar tylko się uśmiechnął.- O nich się nie martw.Zhentarimczycy nie przybędą przed posłańcami, których wysłałem - odparł szejk.- Raz'hadi będą unikać nieprzyjaciela, dopóki nie przybędziemy.- Ciągle będziecie mniej liczni.Co wtedy zrobicie? Sa'ar wzruszył jedynie ramionami.- Nie mogę się wypowiadać w imieniu Utiby i jego ludzi - rzekł.- Zobaczymy co się stanie, kiedy tam dotrzemy.- Szejk ma rację, Landerze - powiedziała Ruha.- Beduini nie planują wszystkiego na zapas.Szejk skinął i wskazał na Ruhę.- Dobrze zrobisz słuchając tej kobiety, przyjacielu - na chwilę zamyślił się, spojrzał na Ruhę i dodał - jednak zachowując dyskretną odległość.Oczy Ruhy rozszerzyły się.Pozwoliła wielbłądowi pozostać z tyłu.Zmieszany jej zmianą Lander również przyzwolił wielbłądowi zwolnić i wyrównał z wdową.Gdy podjechał zbyt blisko, ta taktownie odsunęła wielbłąda i otworzyła przestrzeń między nimi.- Co to wszystko ma znaczyć? - zapytał Harfiarz ponownie kierując wierzchowca w stronę jej wielbłąda.Ruha odsunęła się ostrożnie.- Sa'ar sądzi, że jestem bezwstydna - odparła.- To bzdura!Oczy wdowy zwęziły się potakująco, ale pokręciła głową.- Nieprawda.W jego oczach ciągle jestem częścią rodziny mego męża.Proszę, nie podjeżdżaj bliżej.Napomnienie Sa'ara zirytowało Harfiarza, gdyż w rozmowie z wdową nie widział niczego złego i nie sądził, by czymkolwiek interesem było mówienie kobiecie, jak blisko może podjechać do mężczyzny.Przez następną godzinę próbował ponownie nawiązać rozmowę, ale Ruha unikała pytań [ Pobierz całość w formacie PDF ]