[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myśli te były niesprawiedliwe i nieludzkookrutne.Osądził i Abogina, i jego żonę, i Papczyńskiego, i wszystkich tych, co mieszkają wróżowym półmroku i od których pachnie perfumami; przez całą drogę nienawidził ich ipogardzał aż do bólu.I w jego świadomości kształtowało się mocne przekonanie o nich.Ból Kiriłowa z czasem minie, ale przekonanie to, niesprawiedliwe i niegodne człowieka,nie zmieni się i pozostanie w nim aż do śmierci.188721WIEROCZKAIwan Aleksejewicz Ogniew dobrze pamiętał, jak otworzył tamtego sierpniowego wieczorubrzęczące szklane drzwi i wyszedł na taras.Miał wtedy na sobie lekką pelerynę i słomianykapelusz z szerokim rondem, o, właśnie ten, co wala się teraz razem z kozakami pod łóżkiem.W jednej ręce trzymał duży plik książek i zeszytów, w drugiej gruby sękaty kij.Za drzwiami, oświetlając mu lampą drogę, stał gospodarz domu Kuzniecow, łysy staruszekz długą siwą brodą, ubrany w śnieżnobiałą pikową marynarkę.%7łyczliwie się uśmiechał i kiwałgłową. %7łegnam pana! krzyknął do niego Ogniew.Kuzniecow postawił lampę na stoliku i wyszedł na taras.Dwa długie, wąskie cienieprzesunęły się po schodkach w stronę klombów z kwiatami, zachwiały się i oparły głowami opnie lip. %7łegnam pana i jeszcze raz wielkie dzięki, mój drogi! powiedział Iwan Aleksejewicz.Dziękuję za pańską serdeczność, ciepło, miłość.Nigdy, przenigdy nie zapomnę pańskiejgościnności.I pan jest miły, i pańska córka, i wszyscy tu u was są sympatyczni, weseli iserdeczni.Tacy wspaniali ludzie, że brak mi słów!Nadmiar uczuć i wpływ wypitej przed chwilą nalewki sprawiły, że Ogniew mówiłmelodyjnym jak u seminarzysty głosem i był tak wzruszony, że wyrażał swoje uczucia nie tylesłowami, co mruganiem oczu i wzruszaniem ramion.Kuzniecow, również podchmielony irozczulony, przyciągnął do siebie młodego człowieka i ucałował go. Jak pies do was się przywiązałem! ciągnął Ogniew. Prawie codziennie tu przyłaziłem,z dziesięć razy nocowałem, a ile nalewki wypiłem, aż strach! A głównie za to panu jestemwdzięczny, Gawryle Piotrowiczu, że z pracą mi pan pomógł.Bez pana grzebałbym się tu zeswoją statystyką do pazdziernika.Tak i napiszę w przedmowie, że gorąco dziękujęprzewodniczącemu N go urzędu ziemskiego Kuzniecowowi za jego uprzejmą pomóc.Statystyka ma przed sobą piękną przyszłość! Wierze Gawryłownie proszę przekazać mojeuszanowanie, a doktorom, obydwóm sędziom śledczym i pańskiemu sekretarzowi proszępowiedzieć, że nigdy nie zapomnę ich pomocy! A teraz uściśnijmy się i ucałujemy po razostatni.Rozmiękczony Ogniew jeszcze raz pocałował się ze staruszkiem i zaczął schodzić poschodkach.Na ostatnim stopniu obejrzał się i zapytał: Zobaczymy się jeszcze kiedyś? Bóg jeden wie! odpowiedział stary człowiek. Chyba nie! Ma pan rację! Do Petersburgu pan za nic w świecie nie zechce przyjechać, a ja już chybanie trafię po raz drugi do tego samego powiatu.Więc żegnam pana! Zostawiłby pan te książki! krzyknął za nim Kuzniecow. Chce się panu ciągnąć zesobą taki ciężar? Przyślę je panu jutro przez umyślnego.Ale Ogniew już go nie słyszał i szybkim krokiem oddalał się od domu.W rozgrzanymwinem sercu czuł jednocześnie radość, ciepło i smutek.Szedł i rozmyślał nad tym, jak częstozdarza się spotkać w życiu dobrych ludzi i jaka szkoda, że nie pozostaje po tych spotkaniachnic, prócz wspomnień.Bywa, że przemkną na horyzoncie żurawie, słaby wiatr przyniesie ichtęskny, pełen uniesienia krzyk, a za chwilę, ile nie wpatruj się z nadzieją w siną dal, żadnegośladu już nie zobaczysz, żadnego dzwięku nie usłyszysz.Tak samo jest z ludzmi, z ichtwarzami i mową przemkną przez nasze życie i znikną w przeszłości, nie pozostawiając posobie nic, prócz ledwo zauważalnych śladów w pamięci.Przebywając od wiosny w N skimpowiecie i wpadając do gościnnych Kuzniecowów prawie codziennie, Iwan Alekseiczprzywiązał się do staruszka, jego córki i służących jak do własnej rodziny, poznał na wylotcały dom, przytulną werandę, zakręty alejek, kontury drzew nad kuchnią i łaznią; ale wyjdzie22zaraz przez tę furtkę i wszystko stanie się wspomnieniem i nie będzie już miało dla niegotakiego znaczenia, a za rok czy dwa obrazy całkiem wyblakną i nie będą warte więcej niżwymysły i twory wyobrazni. Najważniejsze w życiu to ludzie! myślał rozrzewniony, idąc aleją w stronę furtki.Tak!W ogrodzie było cicho i ciepło.Pachniało rezedą, tytoniem i heliotropem, które jeszczekwitły na klombach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Myśli te były niesprawiedliwe i nieludzkookrutne.Osądził i Abogina, i jego żonę, i Papczyńskiego, i wszystkich tych, co mieszkają wróżowym półmroku i od których pachnie perfumami; przez całą drogę nienawidził ich ipogardzał aż do bólu.I w jego świadomości kształtowało się mocne przekonanie o nich.Ból Kiriłowa z czasem minie, ale przekonanie to, niesprawiedliwe i niegodne człowieka,nie zmieni się i pozostanie w nim aż do śmierci.188721WIEROCZKAIwan Aleksejewicz Ogniew dobrze pamiętał, jak otworzył tamtego sierpniowego wieczorubrzęczące szklane drzwi i wyszedł na taras.Miał wtedy na sobie lekką pelerynę i słomianykapelusz z szerokim rondem, o, właśnie ten, co wala się teraz razem z kozakami pod łóżkiem.W jednej ręce trzymał duży plik książek i zeszytów, w drugiej gruby sękaty kij.Za drzwiami, oświetlając mu lampą drogę, stał gospodarz domu Kuzniecow, łysy staruszekz długą siwą brodą, ubrany w śnieżnobiałą pikową marynarkę.%7łyczliwie się uśmiechał i kiwałgłową. %7łegnam pana! krzyknął do niego Ogniew.Kuzniecow postawił lampę na stoliku i wyszedł na taras.Dwa długie, wąskie cienieprzesunęły się po schodkach w stronę klombów z kwiatami, zachwiały się i oparły głowami opnie lip. %7łegnam pana i jeszcze raz wielkie dzięki, mój drogi! powiedział Iwan Aleksejewicz.Dziękuję za pańską serdeczność, ciepło, miłość.Nigdy, przenigdy nie zapomnę pańskiejgościnności.I pan jest miły, i pańska córka, i wszyscy tu u was są sympatyczni, weseli iserdeczni.Tacy wspaniali ludzie, że brak mi słów!Nadmiar uczuć i wpływ wypitej przed chwilą nalewki sprawiły, że Ogniew mówiłmelodyjnym jak u seminarzysty głosem i był tak wzruszony, że wyrażał swoje uczucia nie tylesłowami, co mruganiem oczu i wzruszaniem ramion.Kuzniecow, również podchmielony irozczulony, przyciągnął do siebie młodego człowieka i ucałował go. Jak pies do was się przywiązałem! ciągnął Ogniew. Prawie codziennie tu przyłaziłem,z dziesięć razy nocowałem, a ile nalewki wypiłem, aż strach! A głównie za to panu jestemwdzięczny, Gawryle Piotrowiczu, że z pracą mi pan pomógł.Bez pana grzebałbym się tu zeswoją statystyką do pazdziernika.Tak i napiszę w przedmowie, że gorąco dziękujęprzewodniczącemu N go urzędu ziemskiego Kuzniecowowi za jego uprzejmą pomóc.Statystyka ma przed sobą piękną przyszłość! Wierze Gawryłownie proszę przekazać mojeuszanowanie, a doktorom, obydwóm sędziom śledczym i pańskiemu sekretarzowi proszępowiedzieć, że nigdy nie zapomnę ich pomocy! A teraz uściśnijmy się i ucałujemy po razostatni.Rozmiękczony Ogniew jeszcze raz pocałował się ze staruszkiem i zaczął schodzić poschodkach.Na ostatnim stopniu obejrzał się i zapytał: Zobaczymy się jeszcze kiedyś? Bóg jeden wie! odpowiedział stary człowiek. Chyba nie! Ma pan rację! Do Petersburgu pan za nic w świecie nie zechce przyjechać, a ja już chybanie trafię po raz drugi do tego samego powiatu.Więc żegnam pana! Zostawiłby pan te książki! krzyknął za nim Kuzniecow. Chce się panu ciągnąć zesobą taki ciężar? Przyślę je panu jutro przez umyślnego.Ale Ogniew już go nie słyszał i szybkim krokiem oddalał się od domu.W rozgrzanymwinem sercu czuł jednocześnie radość, ciepło i smutek.Szedł i rozmyślał nad tym, jak częstozdarza się spotkać w życiu dobrych ludzi i jaka szkoda, że nie pozostaje po tych spotkaniachnic, prócz wspomnień.Bywa, że przemkną na horyzoncie żurawie, słaby wiatr przyniesie ichtęskny, pełen uniesienia krzyk, a za chwilę, ile nie wpatruj się z nadzieją w siną dal, żadnegośladu już nie zobaczysz, żadnego dzwięku nie usłyszysz.Tak samo jest z ludzmi, z ichtwarzami i mową przemkną przez nasze życie i znikną w przeszłości, nie pozostawiając posobie nic, prócz ledwo zauważalnych śladów w pamięci.Przebywając od wiosny w N skimpowiecie i wpadając do gościnnych Kuzniecowów prawie codziennie, Iwan Alekseiczprzywiązał się do staruszka, jego córki i służących jak do własnej rodziny, poznał na wylotcały dom, przytulną werandę, zakręty alejek, kontury drzew nad kuchnią i łaznią; ale wyjdzie22zaraz przez tę furtkę i wszystko stanie się wspomnieniem i nie będzie już miało dla niegotakiego znaczenia, a za rok czy dwa obrazy całkiem wyblakną i nie będą warte więcej niżwymysły i twory wyobrazni. Najważniejsze w życiu to ludzie! myślał rozrzewniony, idąc aleją w stronę furtki.Tak!W ogrodzie było cicho i ciepło.Pachniało rezedą, tytoniem i heliotropem, które jeszczekwitły na klombach [ Pobierz całość w formacie PDF ]