[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dopiero teraz zauważyli jego bladość, która powolizaczęła ustępować, a policzki zaróżowiły się i twarz wyglądałaznacznie zdrowiej.- To może chociaż lekarz - zaproponowała Ewa łagodnie.-Zrobiłby księdzu EKG, zapisał jakieś tabletki.Serce wróciłobydo normy.Nie najlepiej ksiądz wygląda.Proboszcz prychnął gniewnie.- Wy, młodzi.Wydaje wam się, że pigułki są idealnymrozwiązaniem.Cierpisz na bezsenność - weź pigułkę, bóległowy - weź pigułkę, męczą cię wyrzuty sumienia albo sa-motność - weź pigułkę.Jak sądzicie, ile pigułek może sobiezaaplikować człowiek, by osiągnąć szczęście, przedłużyć mło-dość lub życie? Starości nie ma co straszyć pigułkami.Trzebaprzywyknąć i polubić.- I ksiądz właśnie stara się polubić? - nie wytrzymał Robert.W jego głosie brzmiała przygana.- Jeśli ksiądz chce się jeszczedo czegoś przydać, powinien ksiądz dbać o zdrowie.Klasztorpotrzebuje gospodarza.- Dobrze już, dobrze - kapłan próbował go uspokoić.- Jeśli oto chodzi, masz rację.Przez moment wydawało mi się, że mamtu już niewiele do zrobienia.Ewa poklepała go po pomarszczonej dłoni.Proboszcz wzru-szył się, widząc w jej oczach troskę i chęć pomocy.Patrzyli nasiebie pogodnie dłuższą chwilę i Ewie przypomniał się dziadek,który zmarł na serce, gdy miała jedenaście lat.On też byłczerstwym staruszkiem.Pamiętała jego siwą głowę i szerokieramiona, na których ją nosił.I to, że podlewał ogródek w każdyletni wieczór po zachodzie słońca.- Co was sprowadza? Znowu jakieś tajemnice dziennika?Dziennika, który zniknął, by trafić w ręce Jacka, pomyślałkapłan z roztargnieniem, zastanawiając się, co teraz zrobi tenchłopak nie tylko z dziennikiem, ale i ze swoim życiem.Martwiłsię o niego bardziej, niż chciałby to przyznać.Z trudem oderwałsię od swoich rozważań i skupił na słowach gości.- Tym razem nie, a właściwie tak - przyznała Ewa.- Byliśmyna cmentarzu i szukaliśmy pamiątek przeszłości.Znaleźliśmynagrobki dwóch kobiet, które mogłyby być Marią Herbst.Napisy są nieczytelne, dlatego nie możemy tego stwierdzić zcałą pewnością.Ale jeden jest zarośnięty, a drugi ktośregularnie odwiedza.- Ja - odezwał się ksiądz Andrzej.- Kobieta, którą tampochowano, nazywała się Maria Herbert.- Skąd ksiądz wie ? - zapytał Robert zaskoczony tak wy-czerpującymi informacjami.- Była moją babką.To ja dbam o jej grób.Nie patrzcie tak namnie, to w końcu nie zbrodnia.Powiedziałbym, że wręczprzeciwnie, rzecz raczej chwalebna.Nie wiedziałem, że inte-resujecie się moją babką.- Właściwie bardziej interesuje nas ta druga.Herbert iHerbst - mruknął Robert pod nosem.- Dobrze, że przy-najmniej to się wyjaśniło.A kim jest Siegfried, jeśli faktycznietak miał na imię?- Moim dziadkiem.Pobrali się, gdy ona miała 30 lat.- Była ładna? - chciała wiedzieć Ewa.- Podobno bardzo - przyznał kapłan, nieco zdezorientowanydziwnym zestawem pytań.Ale, zaraz - postanowił zapanowaćnad chaotycznym przebiegiem rozmowy.- Powiedzcie mi,kochani, do czego zmierzacie?- Chcieliśmy się upewnić, który grób należy do córki pastora.- Po co? - dopytywał się duchowny, patrząc na twarze gości zciekawością.- Nie jestem pewna - Ewa popatrzyła na proboszcza bez-radnie.- Może spodziewaliśmy się jakiegoś wyjaśnienia.Wiem,że to głupie.Gdyby ksiądz okazał się wnukiem Ottona.-rozmarzyła się.- Niestety nic z tego, skoro to ta druga byłaksiędza babką.- Jesteście niepoprawni - zaoponował kapłan rozbawiony jejwizją.- Miał ksiądz plan - podpowiedział mu Robert - a kołatkaciągle wisi na księdza drzwiach.Czy to nie powód, by zacząćmieć wątpliwości?- Żeby je rozwiać, opowiem wam o mojej rodzinie - proboszczzamyślił się, jakby zbierał rozproszone wspomnienia.- No dobrze - zaczął.- Moja babka.nie była córką pastorai.powtórzę to jeszcze raz: po mężu nazywała się Herbert, a zdomu Schinkel.Maria Schinkel.- Jak to się stało, że ksiądz nie jest Niemcem?- Robert, po kolei.- Oczywiście, przepraszam - odezwał się Robert i wykonałgest, jakby miał zamiar zalepić sobie usta.- Już milczę.Jakgrób.- Tylko nie grób - mruknęła Ewa - grobów ci u nas dostatek.- Dobrze - ksiądz Andrzej znowu musiał zebrać myśli.- Mojababka, z domu Schinkel, była podobno piękną kobietą.Zadziadka wyszła jednak dopiero w wieku 30 lat, dlaczego takpóźno, nie wiem.Ślub odbył się tutaj, bo oboje mieszkali w tejsamej wsi, w roku 1892.W dwa lata później przyszedł na światmój ojciec, jedyne dziecko Marii i Siegfrieda Herbertów.Nadalimu imię Franz.Był bardzo zdolnym człowiekiem, dziadkowiebyli majętni, chcieli, by zdobył wykształcenie, dlatego wysłaligo na studia do Berlina.Został lekarzem i zamieszkał tam nastałe.Jego matka zmarła, gdy miał 22 lata, ojciec - cztery latapóźniej.Nie miał do kogo wracać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Dopiero teraz zauważyli jego bladość, która powolizaczęła ustępować, a policzki zaróżowiły się i twarz wyglądałaznacznie zdrowiej.- To może chociaż lekarz - zaproponowała Ewa łagodnie.-Zrobiłby księdzu EKG, zapisał jakieś tabletki.Serce wróciłobydo normy.Nie najlepiej ksiądz wygląda.Proboszcz prychnął gniewnie.- Wy, młodzi.Wydaje wam się, że pigułki są idealnymrozwiązaniem.Cierpisz na bezsenność - weź pigułkę, bóległowy - weź pigułkę, męczą cię wyrzuty sumienia albo sa-motność - weź pigułkę.Jak sądzicie, ile pigułek może sobiezaaplikować człowiek, by osiągnąć szczęście, przedłużyć mło-dość lub życie? Starości nie ma co straszyć pigułkami.Trzebaprzywyknąć i polubić.- I ksiądz właśnie stara się polubić? - nie wytrzymał Robert.W jego głosie brzmiała przygana.- Jeśli ksiądz chce się jeszczedo czegoś przydać, powinien ksiądz dbać o zdrowie.Klasztorpotrzebuje gospodarza.- Dobrze już, dobrze - kapłan próbował go uspokoić.- Jeśli oto chodzi, masz rację.Przez moment wydawało mi się, że mamtu już niewiele do zrobienia.Ewa poklepała go po pomarszczonej dłoni.Proboszcz wzru-szył się, widząc w jej oczach troskę i chęć pomocy.Patrzyli nasiebie pogodnie dłuższą chwilę i Ewie przypomniał się dziadek,który zmarł na serce, gdy miała jedenaście lat.On też byłczerstwym staruszkiem.Pamiętała jego siwą głowę i szerokieramiona, na których ją nosił.I to, że podlewał ogródek w każdyletni wieczór po zachodzie słońca.- Co was sprowadza? Znowu jakieś tajemnice dziennika?Dziennika, który zniknął, by trafić w ręce Jacka, pomyślałkapłan z roztargnieniem, zastanawiając się, co teraz zrobi tenchłopak nie tylko z dziennikiem, ale i ze swoim życiem.Martwiłsię o niego bardziej, niż chciałby to przyznać.Z trudem oderwałsię od swoich rozważań i skupił na słowach gości.- Tym razem nie, a właściwie tak - przyznała Ewa.- Byliśmyna cmentarzu i szukaliśmy pamiątek przeszłości.Znaleźliśmynagrobki dwóch kobiet, które mogłyby być Marią Herbst.Napisy są nieczytelne, dlatego nie możemy tego stwierdzić zcałą pewnością.Ale jeden jest zarośnięty, a drugi ktośregularnie odwiedza.- Ja - odezwał się ksiądz Andrzej.- Kobieta, którą tampochowano, nazywała się Maria Herbert.- Skąd ksiądz wie ? - zapytał Robert zaskoczony tak wy-czerpującymi informacjami.- Była moją babką.To ja dbam o jej grób.Nie patrzcie tak namnie, to w końcu nie zbrodnia.Powiedziałbym, że wręczprzeciwnie, rzecz raczej chwalebna.Nie wiedziałem, że inte-resujecie się moją babką.- Właściwie bardziej interesuje nas ta druga.Herbert iHerbst - mruknął Robert pod nosem.- Dobrze, że przy-najmniej to się wyjaśniło.A kim jest Siegfried, jeśli faktycznietak miał na imię?- Moim dziadkiem.Pobrali się, gdy ona miała 30 lat.- Była ładna? - chciała wiedzieć Ewa.- Podobno bardzo - przyznał kapłan, nieco zdezorientowanydziwnym zestawem pytań.Ale, zaraz - postanowił zapanowaćnad chaotycznym przebiegiem rozmowy.- Powiedzcie mi,kochani, do czego zmierzacie?- Chcieliśmy się upewnić, który grób należy do córki pastora.- Po co? - dopytywał się duchowny, patrząc na twarze gości zciekawością.- Nie jestem pewna - Ewa popatrzyła na proboszcza bez-radnie.- Może spodziewaliśmy się jakiegoś wyjaśnienia.Wiem,że to głupie.Gdyby ksiądz okazał się wnukiem Ottona.-rozmarzyła się.- Niestety nic z tego, skoro to ta druga byłaksiędza babką.- Jesteście niepoprawni - zaoponował kapłan rozbawiony jejwizją.- Miał ksiądz plan - podpowiedział mu Robert - a kołatkaciągle wisi na księdza drzwiach.Czy to nie powód, by zacząćmieć wątpliwości?- Żeby je rozwiać, opowiem wam o mojej rodzinie - proboszczzamyślił się, jakby zbierał rozproszone wspomnienia.- No dobrze - zaczął.- Moja babka.nie była córką pastorai.powtórzę to jeszcze raz: po mężu nazywała się Herbert, a zdomu Schinkel.Maria Schinkel.- Jak to się stało, że ksiądz nie jest Niemcem?- Robert, po kolei.- Oczywiście, przepraszam - odezwał się Robert i wykonałgest, jakby miał zamiar zalepić sobie usta.- Już milczę.Jakgrób.- Tylko nie grób - mruknęła Ewa - grobów ci u nas dostatek.- Dobrze - ksiądz Andrzej znowu musiał zebrać myśli.- Mojababka, z domu Schinkel, była podobno piękną kobietą.Zadziadka wyszła jednak dopiero w wieku 30 lat, dlaczego takpóźno, nie wiem.Ślub odbył się tutaj, bo oboje mieszkali w tejsamej wsi, w roku 1892.W dwa lata później przyszedł na światmój ojciec, jedyne dziecko Marii i Siegfrieda Herbertów.Nadalimu imię Franz.Był bardzo zdolnym człowiekiem, dziadkowiebyli majętni, chcieli, by zdobył wykształcenie, dlatego wysłaligo na studia do Berlina.Został lekarzem i zamieszkał tam nastałe.Jego matka zmarła, gdy miał 22 lata, ojciec - cztery latapóźniej.Nie miał do kogo wracać [ Pobierz całość w formacie PDF ]