[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ogień wesoło skwierczał w kominku, siedziała zaczarowana koło dużego zielonego fotela, na którym tata rozpierał się wygodnie i zapalał fajkę.Więc jeśli on przyjeżdżał czy przylatywał od strony pokoju rodziców, to postanowiła podpatrzyć to jego nadejście.Calutkie dni przed świętami była grzeczna — Mikołaj przychodził tylko do grzecznych dzieci — ale nie udawało się.Drzwi do pokoju mama zamykała, a potem były prezenty.Kiedyś udało jej się zobaczyć ślady śniegu na podłodze, te ślady prowadziły do drzwi altany.Potem zobaczyła mokre buty ojca i uśmiechała się do siebie, kiedy mama szybko, szybko prowadziła ją do okna, bo wydawało jej się, że już, tuż-tuż, a może słyszała dzwoneczki?Więc biegła do okna i uśmiechała się do siebie w brzuchu, tajemnica łaskotała ją lekko, miała swoją własną tajemnicę, o której nie mówiła rodzicom, żeby byli uśmiechnięci i zadowoleni, że wierzy w Mikołaja i renifery.A przecież ona cieszyła się, że buty ojca były wilgotne od śniegu, bo to znaczyło, że tata ją kocha.A jeszcze wcześniej, w przeddzień Wigilii, zamiast spać, skradała się pod kuchnię, żeby poczuć zapach odwijanego piernika, który matka przekładała do kredensu po dwóch tygodniach trzymania go na dolnych półkach spiżarni.Pachniało miodem i gałką muszkatołową.To było tak dawno.Starała się, żeby wspomnienia nie miały tu dostępu, ale skrzypienie podłogi pozwoliło na przesączanie się pod zmrużone powieki obrazów, których nie chciała pamiętać.Ojciec z mamą objęci, przytuleni — córeczka, nasza córeczka, moja córeczka — ojciec puszczał mamę i podnosił ją wysoko, wysoko, tak że mogła zdjąć z górnej gałązki choinki długi cukierek zawinięty w złoty papier — nie, nie róbcie tego, proszę, umówiliśmy się, mama marszczyła brwi, nic nie zostanie z naszej choinki — bierz, bierz, zachęcały śmiejące się oczy ojca, niepewnie szarpała cukierek, choinka drżała pod jej małymi dłońmi — poczekaj, mówił ojciec, poczekaj — odwiązywał ciemną nitkę, mama już nie udawała zagniewanej, a cukier rozpuszczał się wolno w jej dłoni, kiedy druga połowa cukierka ginęła w buzi.Sięgnęła do lodówki, nikłe światełko małej lampki rzuciło światło na jej bose stopy.Szklanka mleka przed snem pomoże jej zasnąć.Jaka bzdura.Popije melatoninę, piątkę, może jej umysł się uspokoi, tak jak uspokaja się przez te wszystkie dni w roku, w czasie których święta nie mają do niej dostępu.Zamknęła lodówkę.Czy to nie ona odkryła, że sprzedaż lodówek spada, jeśli spot reklamowy pokazuje kobietę, która zagląda do wnętrza i pokazuje wszystkie półeczki i schowki? Pokazuje i pokazuje, taka wygoda, tu na masło, tu na jajka, tu na butelki, tu na mięsko, oto szuflady do zamrażarki, jakież wygodne, jakie czyściutkie, jakie pojemne.Dlaczego sprzedaż zaczęła spadać?Ile czasu jej to zajęło? Odkrycie, że lodówka na spocie reklamowym musi być zamknięta.Nie może być otwarta tak długo.Psuje się.Nie spełnia swojego zadania.Jakie jest podstawowe zadanie lodówki? Trzymać zimno.Utrzymywać stałą niską temperaturę.Kobieta w reklamie rozmrażała lodówkę, zachwycając się niebieskimi, estetycznymi półeczkami.Ile czasu jej to zajęło? Czy to nie wtedy została dyrektorem marketingu? Specjalistką od reklam? Najwyższym autorytetem?CHCESZ BYĆ MŁODA? CHCESZ BYĆ PIĘKNA? CHCESZ BYĆ NIEZALEŻNA? ZASŁUGUJESZ NA TO!Szampony, proszki, telewizory, chusteczki higieniczne, samochody, wycieczki, papier toaletowy, farba do włosów.Wielka aktorka i proszek do prania.Aktorka Seksbomba i pierwsza poważna kłótnia z szefem.— Nie tak należy zrobić reklamę! Nie tak!— A jak? Jak to sobie pani wyobraża?— Ona nie powinna zostawiać śladów szminki po to, żeby je spierać! Mężczyźni będą chcieli zachować ślad szminki, to bez sensu!— Ale to kobiety piorą te koszule, prawda?— Jeśli Seksbomba zostawia ślady, to nie po to, żeby je znalazła żona!— Ten proszek ci pomoże! Oto co mówi reklama!— Pomoże zdradzać? Tego kobiety nie chcą! One w ten sposób nie myślą!— Myślą!— Nie tylko myślą, ale czują!— Bardzo proszę, to co pani ma do zaproponowania?Spot został nakręcony.Seksbomba wiła się w ramionach mężczyzny, ślady szminki brudziły biel koszuli.OTO PROSZEK, KTÓRY WSZYSTKO SPIERZE!A potem już była Wigilia bez ojca.Zielony fotel został odsunięty pod okno, nikt na nim nie siadał.Tego dnia matka trzymała ją za rękę, głos miała nabrzmiały łzami.— A dziecko? Dlaczego nie myślisz o naszej córce?— Na pewno będziesz się nią czule opiekować.— Tatusiu, gdzie ty chcesz iść? Kiedy wrócisz?— Popatrz na nią, spójrz na mnie, nie możesz nam tego zrobić!— Kiedy wrócisz, tatusiu, mogę iść z tobą?— Powiedz to, sam jej powiedz, że nas już nie kochasz! Pożałujesz!— Tatusiu, gdzie ty idziesz, tatusiu, nie odchodź!— Idź do swojego pokoju, tatuś nas już nie kocha!— Nie szantażuj mnie!— Nie masz Boga w sercu! Idź, Natalio, do swojego pokoju! Tatuś już nie chce z tobą mieć nic wspólnego!— Nie wykorzystuj dziecka przeciwko mnie!I trzaśniecie drzwi.I nigdy więcej mokrych butów w przedpokoju.Ciocia Jaśmina, chlipiąca w Wigilię, pochylona twarz za blisko.— Biedna, biedna córciu.Wcale nie była jej córcią, była córeczką tatusia!— Nie zaczekamy na tatusia? Przecież jest nakrycie dla niego.I matka podrywająca się od stołu, od choinki, w pędzie porywająca puste nakrycie, czekające na wędrowca, i płacz matki z kuchni, i ciocia Jaśmina biegnąca za nią, i wujek, który niezdarnym ruchem przyciągał ją do siebie.— Chodź, Naciu, rozpalimy ogień.Nie lubiła, jak ktoś mówił na nią Nacią — była Natalią, Talią.Nacią brzmiała jak natka pietruszki, a ona nie chciała być pietruszką, była królewną taty, nie zielskiem.A ogień nie chciał się rozpalić, tata robił to zgrabniej, nie dymiło na cały pokój.Potem Wigilie bez cioci i wujka.Przeprowadzili się do innego miasta, krótkie kartki: „Niech Bóg ma was w swojej opiece”.Ale Bóg nie miał ich w opiece, w każdym razie jej nie miał w opiece, bo już w żadną Wigilię, kiedy dzieją się cuda, cud się nie zdarzył, tata nie pojawił się w drzwiach, nie wziął jej na ręce, nie zbliżył się do choinki i nie powiedział: „Moja córeczka! Moja duża córeczka!”.I nie odwiązał żadnego cukierka spod sufitu, a choinka nie zachwiała się, stukocząc radośnie bombkami.Matka z roku na rok stawała się bardziej nieobecna, wpadała w siebie coraz bardziej i bardziej, kurcząc się i malejąc.— Nie ufaj mężczyznom.Musisz sobie radzić sama.Nigdy im nie ufaj — szeptała w rzadkich chwilach przytomności.A potem przenosiła się w swój własny, niedostępny Natalii świat, w którym roiło się od dobrych wspomnień, zatrutych wspomnień, świat, w którym dla córki nie było miejsca.I wijąca się Seksbomba, brudząca koszulę.I najlepszy proszek świata, dostępny dla twojej kieszeni.Oszczędzisz!Widzisz, jak ładnie schodzi obca szminka? Możecie po tym proszku dalej udawać, że nic się nie stało!Nie! Nie tak ma być!Ta Seksbomba niech wybrudzi mu koszulę, dobrze.I niech on, wychodząc, zauważy.I ta Seksomba niech nieudolnie sczyści te plamy, zostaje ślad, szarawy, brzydki zaciek.On wchodzi do innego domu.Wita go inna kobieta.— W środę też mam konferencję.Przebitka na łazienkę.Na kobietę.Na proszek.Cięcie.Środa.Patrzy na zegarek.Osiemnasta.Żona wchodzi do pokoju, trzyma w rękach śnieżnobiałą koszulę, bez plam, zacieków, przebitka na ręce Seksbomby z brudną koszulą, on bierze z rąk żony koszulę, waha się, obejmuje ją.— Nie pójdę, niech sobie radzą beze mnie.Koniec [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl