[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Albo tenis albo harfa.Wybieraj.Poza tym nie musisz graćaż tyle.Przetrenujesz się.Musisz ćwiczyć dobrze, niekonieczniedużo.Znałam kiedyś harfistkę, która nie ćwiczyła prawie wcale,ale kiedy grała, człowiekowi dech zapierało w piersiach, wgłowie wirowało.To był wielki talent.Nie została wirtuozem,choć sztuka została.Zajmuje się kwiatami, ale muzyka wciążgra w jej sercu.I to jest najważniejsze.Gra przede wszystkimmusi sprawiać przyjemność tobie.Inni to poczują, nie musiszsię obawiać.Jeśli jednak& - zamilkła i zapytała, lustrującdziewczynkę badawczym spojrzeniem: - Czy ty lubisz grać?- Tak - odpowiedziała mała bez namysłu.- Jak bardzo?- Bardzo.Naprawdę.- Dziewczynka była gotowa przysiąc.- Już dobrze, dobrze.- Eliza nie potrzebowała żadnychobietnic.To jedynie słowa.W muzyce one nic nie znaczą.Muzyka obywa się i bez nich.- A co najbardziej? Masz jakiśulubiony utwór?- No nie wiem, zagram wszystko, co pani każe.- Kasiaprzerwała i poprawiła się.- Co maestra każe.- To, co maestra każe, trzeba grać na lekcji.Teraz lekcja jestskończona.Co ty byś chciała zagrać dla własnej przyjemności.Wiesz, co to przyjemność?- Chyba tak&- Chyba?- Może Sonatę Księżycową? Bardzo lubię ją grać.- Zwietny wybór - odparła Eliza.Wskazała trzy harfy stojącew rzędzie.Pierwsza była najwyższa.To współczesna Salvi, naktórej mała grała przed chwilą.Obok stał XIX-wieczny Erard zbarokowo zdobioną ramą.Na samym końcu stała mała,niepozorna harfa koncertowa.Była złocona, delikatnierzezbiona, gotycka.Nie była większa niż dziewczynka.Jejmechanizm też różnił się od pozostałych instrumentów.Zamiast siedmiu pedałów, miała jedynie trzy.Tamte posiadałydwa rzędy strun, ta miała tylko jeden.Struny umocowano naspecyficznych barankach , nieokręcone wokół palików, zmożliwością regulacji.Była to zabytkowa, złocona XVII-wieczna Cousineau, wyjątkowa rzadkość.- Którą wybierasz? - zapytała Eliza.- Na której zagrasz misonatę cis-moll?- Ja? - zawahała się Kasia.- Sama nie wiem.- Zmiało, nie bój się.Może na tej ostatniej? Nie chciałabyś?- Ale przecież jej nawet nie wolno dotykać.Nie wiem&Jeszcze coś popsuję.- Daj spokój - zaśmiała się Eliza.- Nikt nie może zepsućharfy.Nawet amstaff mojej przyjaciółki nie zdołał jej przegryzć,a co dopiero mała dziewczynka.Ostatnia szansa.Nastroić?Mała nie wahała się dłużej.Przesunęła stołeczek w kierunkuzabytkowej harfy koncertowej, usadowiła się, ułożyła ręce, poczym nagle zdjęła je i zapytała z niepokojem:- A mogę najpierw siku?Eliza wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem.- Oczywiście.W takich warunkach harfistka nie może i niepowinna grać.Trzy plusy za to.Leć.Wiesz gdzie.Eliza zabrała się za strojenie harfy.Kolejno uderzała idokręcała struny, by instrument wydobywał jaknajdelikatniejszy dzwięk.Zanim mała wróciła, harfa była jużgotowa.Eliza na zachętę zagrała Kasi celtycką wariację, którawymagała wielkiej biegłości i delikatności jednocześnie.Podkoniec utworu skrzywiła się lekko, jakby coś ją bolało.Zarazjednak na jej twarzy pojawił się taki sam japoński uśmiech,jakiego przed chwilą uczyła małą.- Ale maestra pięknie gra - powiedziała szczerzedziewczynka.Eliza uśmiechnęła się.To dla niej oczywiste, nieoczekiwała komplementów, ale słowa dziewczynki sprawiły jejprzyjemność.Mała umiała się zachować.Kasia, zachęcona jejprzyzwoleniem, mówiła dalej: - Nigdy nie słyszałam, jak panigra.Tylko na płytach i w telewizji.- To nie ja gram - odparła skromnie Eliza.- To harfa.Mówiłam ci, że to magiczny instrument.Odgania złe duchy.Jeśli będziesz grać pięknie, one nigdy nie będą miały do ciebiedostępu.Umowa stoi? - Wyciągnęła dłoń do małej.- Stoi.- Dziewczynka podała swoją delikatnie, jakby z lekkąobawą.Po czym zasiadła na stołku i zagrała obiecaną sonatę.Eliza słuchała bez słowa, z prawdziwym zadowoleniem.Mimo iż Kasia w połowie znów usztywniła rękę, nie zwróciła jejuwagi.Uznała, że na żmudne ustawienie aparatu gry przyjdzieczas.Będą nad tym pracowały przez najbliższy rok, jeśli małasię nie podda.Tego nikt nigdy nie wiedział.To przecież jeszczedziecko.Jak się rozwinie jej ciało? Czy duch podąży za nim?Jakiej długości będą jej palce, przedramiona, czy nie dopadniejej choroba stawów? Dla harfistki nawet alergia może byćprzeszkodą.Kobiety uczulone na metal muszą mieć specjalnestruny z jelit, inaczej na palcach robią im się pęcherze.A znakładkami, plastrami czy z bolącą ręką nie można grać.Dziśmaestra nie chciała jej tym wszystkim zniechęcać.Słuchała,znosząc jej płaskie dzwięki i pomyłki.Zauważyła jednak, żemała się stara [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Albo tenis albo harfa.Wybieraj.Poza tym nie musisz graćaż tyle.Przetrenujesz się.Musisz ćwiczyć dobrze, niekonieczniedużo.Znałam kiedyś harfistkę, która nie ćwiczyła prawie wcale,ale kiedy grała, człowiekowi dech zapierało w piersiach, wgłowie wirowało.To był wielki talent.Nie została wirtuozem,choć sztuka została.Zajmuje się kwiatami, ale muzyka wciążgra w jej sercu.I to jest najważniejsze.Gra przede wszystkimmusi sprawiać przyjemność tobie.Inni to poczują, nie musiszsię obawiać.Jeśli jednak& - zamilkła i zapytała, lustrującdziewczynkę badawczym spojrzeniem: - Czy ty lubisz grać?- Tak - odpowiedziała mała bez namysłu.- Jak bardzo?- Bardzo.Naprawdę.- Dziewczynka była gotowa przysiąc.- Już dobrze, dobrze.- Eliza nie potrzebowała żadnychobietnic.To jedynie słowa.W muzyce one nic nie znaczą.Muzyka obywa się i bez nich.- A co najbardziej? Masz jakiśulubiony utwór?- No nie wiem, zagram wszystko, co pani każe.- Kasiaprzerwała i poprawiła się.- Co maestra każe.- To, co maestra każe, trzeba grać na lekcji.Teraz lekcja jestskończona.Co ty byś chciała zagrać dla własnej przyjemności.Wiesz, co to przyjemność?- Chyba tak&- Chyba?- Może Sonatę Księżycową? Bardzo lubię ją grać.- Zwietny wybór - odparła Eliza.Wskazała trzy harfy stojącew rzędzie.Pierwsza była najwyższa.To współczesna Salvi, naktórej mała grała przed chwilą.Obok stał XIX-wieczny Erard zbarokowo zdobioną ramą.Na samym końcu stała mała,niepozorna harfa koncertowa.Była złocona, delikatnierzezbiona, gotycka.Nie była większa niż dziewczynka.Jejmechanizm też różnił się od pozostałych instrumentów.Zamiast siedmiu pedałów, miała jedynie trzy.Tamte posiadałydwa rzędy strun, ta miała tylko jeden.Struny umocowano naspecyficznych barankach , nieokręcone wokół palików, zmożliwością regulacji.Była to zabytkowa, złocona XVII-wieczna Cousineau, wyjątkowa rzadkość.- Którą wybierasz? - zapytała Eliza.- Na której zagrasz misonatę cis-moll?- Ja? - zawahała się Kasia.- Sama nie wiem.- Zmiało, nie bój się.Może na tej ostatniej? Nie chciałabyś?- Ale przecież jej nawet nie wolno dotykać.Nie wiem&Jeszcze coś popsuję.- Daj spokój - zaśmiała się Eliza.- Nikt nie może zepsućharfy.Nawet amstaff mojej przyjaciółki nie zdołał jej przegryzć,a co dopiero mała dziewczynka.Ostatnia szansa.Nastroić?Mała nie wahała się dłużej.Przesunęła stołeczek w kierunkuzabytkowej harfy koncertowej, usadowiła się, ułożyła ręce, poczym nagle zdjęła je i zapytała z niepokojem:- A mogę najpierw siku?Eliza wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem.- Oczywiście.W takich warunkach harfistka nie może i niepowinna grać.Trzy plusy za to.Leć.Wiesz gdzie.Eliza zabrała się za strojenie harfy.Kolejno uderzała idokręcała struny, by instrument wydobywał jaknajdelikatniejszy dzwięk.Zanim mała wróciła, harfa była jużgotowa.Eliza na zachętę zagrała Kasi celtycką wariację, którawymagała wielkiej biegłości i delikatności jednocześnie.Podkoniec utworu skrzywiła się lekko, jakby coś ją bolało.Zarazjednak na jej twarzy pojawił się taki sam japoński uśmiech,jakiego przed chwilą uczyła małą.- Ale maestra pięknie gra - powiedziała szczerzedziewczynka.Eliza uśmiechnęła się.To dla niej oczywiste, nieoczekiwała komplementów, ale słowa dziewczynki sprawiły jejprzyjemność.Mała umiała się zachować.Kasia, zachęcona jejprzyzwoleniem, mówiła dalej: - Nigdy nie słyszałam, jak panigra.Tylko na płytach i w telewizji.- To nie ja gram - odparła skromnie Eliza.- To harfa.Mówiłam ci, że to magiczny instrument.Odgania złe duchy.Jeśli będziesz grać pięknie, one nigdy nie będą miały do ciebiedostępu.Umowa stoi? - Wyciągnęła dłoń do małej.- Stoi.- Dziewczynka podała swoją delikatnie, jakby z lekkąobawą.Po czym zasiadła na stołku i zagrała obiecaną sonatę.Eliza słuchała bez słowa, z prawdziwym zadowoleniem.Mimo iż Kasia w połowie znów usztywniła rękę, nie zwróciła jejuwagi.Uznała, że na żmudne ustawienie aparatu gry przyjdzieczas.Będą nad tym pracowały przez najbliższy rok, jeśli małasię nie podda.Tego nikt nigdy nie wiedział.To przecież jeszczedziecko.Jak się rozwinie jej ciało? Czy duch podąży za nim?Jakiej długości będą jej palce, przedramiona, czy nie dopadniejej choroba stawów? Dla harfistki nawet alergia może byćprzeszkodą.Kobiety uczulone na metal muszą mieć specjalnestruny z jelit, inaczej na palcach robią im się pęcherze.A znakładkami, plastrami czy z bolącą ręką nie można grać.Dziśmaestra nie chciała jej tym wszystkim zniechęcać.Słuchała,znosząc jej płaskie dzwięki i pomyłki.Zauważyła jednak, żemała się stara [ Pobierz całość w formacie PDF ]