[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Albo jeszcze więcej.Kiedy banda okrutnych kapłanów tworzyła pierwsze cienie i wykorzystywała do tego celu jeńców wojennych.Przeniosłem się w przeszłość dosłownie na mgnienie oka, jednak tego wystarczyło, żebym nie miał najmniejszych wątpliwości, iż ongiś było to paskudne miejsce, na długo jeszcze przed jutrzenką dwunastu Wolnych Kompanii.- Zatrzymaj się natychmiast - wyszeptał Konował.Zatrzymałem się.Ton jego głosu nie dopuszczał sprzeciwu.- Co?- Spójrz w dół.Spojrzałem.U naszych stóp leżały wysuszone szczątki wrony.Widząc je, poczułem, jak przerażenie przenika mnie do szpiku kości, od stóp do głów.- Dopadł ją cień.Nie jesteśmy tutaj bezpieczni.- Wciąż mamy ze sobą sztandar.- Jednak w jego głosie nie usłyszałem zupełnej pewności.Czubkiem buta zepchnąłem martwego ptaka do szczeliny w posadzce, która znajdowała się już tylko w odległości paru stóp.Na próżno.Niektórzy z ludzi już go zobaczyli.Zrozumieli, co to znaczy.Ja zaś pojąłem, że znaczy to coś więcej, niż tylko to, że cienie grasują po tej części fortecy.Znaczyło to, że Duszołap świetnie znała to miejsce.Że.Szaleńczy śmiech dobiegł nas z miejsca, w którym weszliśmy do wnętrza komnaty.Duszolap się śmiała.Pani odwróciła się natychmiast, a zanim jeszcze skończyła się odwracać, wokół niej już formowały się czary.108.Ziemia zadrżała.Tym razem był to poważny wstrząs.Najgorszy, jaki przeżyliśmy, od czasu gdy weszliśmy na równinę.Prawdopodobnie również najgorszy od tamtego potwornego trzęsienia, które zniszczyło całe miasta i zabiło tysiące, zanim choćby opuściliśmy Taglios.Runąłem na posadzkę i zacząłem zsuwać się ku otchłani.Konował chwycił mnie, zaś Pani złapała jego nogi.Wszyscy pozostali padli również.Chichot Duszołap urwał się, jak nożem uciął.Pochodnie upadły na posadzkę i pogasły.Nie było nic, co mogłoby się od nich zająć.Coś upadło ze stropu.Coś przypominającego małe, szklane kuleczki albo przezroczysty grad.Niektóre roztrzaskiwały się od uderzenia, inne podskakiwały.Nie potrafiłem sobie z niczym skojarzyć ich natury.Z początku.Tron z zasiadającym na nim golemem przesunął się, pochylił naprzód tak, że niemal przewrócił, zatrzymał się dosłownie o włos przed obsunięciem w czerwoną otchłań.Potem nastąpił błysk niewiarygodnie białego światła.Oślepił mnie w jednej chwili.Kiedy leżałem rozpłaszczony na podłodze, usłyszałem, jak Duszołap przeklina kogoś trzema różnymi głosami i w trzech różnych językach.Powietrze pruło się, trzeszczało i wyło od przeszywających je czarów.Wokół mnie posypały się kolejne odłamki marmuru.Poczułem się nagle słaby i śpiący.Przyszło mi na myśl, że przecież wrony lubiły porywać w pazurki lśniące odłamki szkła i być może zbierały je w takim miejscu, w którym ich szefowa może spuścić je w postaci deszczu, kiedy zawładną nią namiętności.Mimo wszystko Duszołap udało się domknąć swą pułapkę.Pochwyciłem drzewce sztandaru i bez strachu usnąłem, zadowolony i pewny, że nie ma żadnego sposobu, aby Duszołap udało się wydostać z równiny.Cienie ją dostaną.Dostaną nas wszystkich, gdy tylko zajdzie słońce.Nie potrafiłem już chyba spać, żeby nie trafić do astralnego świata.W chwili, gdy udało mi się wydostać z ciała, natychmiast pomknąłem na północ, by jakoś opowiedzieć wszystko Jednookiemu lub Śpioszce, czy też komukolwiek, kto się nadarzy.Kiedy dotarłem do Bramy Cienia, odkryłem że wszystko zostało tam poważnie zrujnowane przez trzęsienie ziemi, zaś Jednooki już zdołał wymyśleć naprawdę interesujące wyjaśnienie tego, co się zdarzyło.Kazał żołnierzom zbierać się i gnał ich do Przeoczenia.W rzeczywistości to samo działo się wszędzie, jakby każdy z tych ludzi wpadł na ten sam pomysł w tym samym czasie.Nikt nie potrafił zapanować nad funkcjonowaniem swego umysłu.Godziny całe zabrało mi odnalezienie Śpioszki, bo chociaż Wujek Doj zabrał ją prosto do obozu Kompanii, idąc tam, krążył pośród nocy.Spała, kiedy ją odnalazłem, jej przebranie wciąż było w dobrym stanie.Szarpałem i szturchałem ją, robiłem wszystkie te rzeczy, na które duch jest w stanie się zdobyć, i ostatecznie uzyskałem jakąś reakcję.Większość dnia spędziłem na powolnym przekazywaniu krótkiej informacji.Zbliżał się już wieczór, kiedy przedostałem się przez Bramę Cienia i ruszyłem na południe.Musiałem zwalczyć pokusę, by jeszcze raz odwiedzić Sarie.Nie chciałem znajdować się blisko niej, gdy cienie wpiją się w moje ciało.Nie miałem pojęcia, jakie to przedziwne pobudki mną kierowały.Przekonany byłem jednak, że powinienem być w moim ciele, kiedy umrę.W przeciwnym razie groziło mi, że stanę się widmem, które nigdy nie zazna spoczynku.Duszołap napotkałem w połowie drogi powrotnej.Pędziła na północ na grzbiecie konia Pani, narzuciła potworne tempo.Wierzchowiec Konowała galopował o długość grzbietu za nią, mknął równie szybko.Dosiadający go jeździec skrył twarz w grzywie ogiera, jednak rozwiane z tyłu złote włosy zdradziły mi jego tożsamość.Nie możesz mieć tej kobiety, którą chcesz, zajmij się jej siostrą? Wierzba, Wierzba, skazałeś się na potępienie dla jakiejś cipy?Znalazłem się przed pyskiem prowadzącego konia, pewien, że zostanę zobaczony.Mój własny wierzchowiec zdolny był mnie zobaczyć.Może uda mi się przestraszyć tych chłopców.Widział mnie znakomicie.I przebiegł prosto przeze mnie.Najwyraźniej duchy nie potrafią przerazić tych stworów.Podskoczyłem i spróbowałem klepnąć Wierzbę, gdy gnał obok mnie.“Ty zdradziecki dupku”.Ktoś musiał pomóc jej wyzwolić się z więzów.W jaki sposób udało jej się do niego dobrać?Ruszyłem dalej na południe, w jeszcze bardziej ponurym nastroju.Zdawało się, że cała równina rozbrzmiewa śmiechem Duszołap.Wygrała.Po całym wieku oczekiwania udało jej się zwyciężyć.Pokonała swoją siostrę.Na koniec świat stał się zabawką w jej rękach.Mrok powoli gęstniał.Ruszyłem jeszcze szybciej.Minąłem bezładną tłuszczę ludzi i zwierząt, gnającą w próżnym wysiłku ucieczki na północ.Ich liczba była mniejsza niż połowa naszej kompanii.Sindawe i Bubba-do stanowili wśród nich jedyne godne wzmianki postaci.Nie spostrzegłem pantery.Kiedy dotarłem do szczeliny wiodącej do środka wewnętrznej komnaty, przekonałem się, że jest zablokowana.Ktoś zapchał ją łachmanami, skałami i potrzaskanymi kamieniami budulca.Przypuszczam, że po to by cienie nie wydostały się na wolność.To pewnie musiał być Łabędź.Duszołap wiedziała, że cienie prześlizną się przez najmniejszą dziurkę.Ona była przecież nową Władczynią Cienia.Kędy może się prześliznąć cień, mogłem i ja.A Łabędź nie wykonał szczególnie dobrej roboty.Golem czy czymkolwiek był wciąż prawie wisiał nad świecącą otchłanią [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Albo jeszcze więcej.Kiedy banda okrutnych kapłanów tworzyła pierwsze cienie i wykorzystywała do tego celu jeńców wojennych.Przeniosłem się w przeszłość dosłownie na mgnienie oka, jednak tego wystarczyło, żebym nie miał najmniejszych wątpliwości, iż ongiś było to paskudne miejsce, na długo jeszcze przed jutrzenką dwunastu Wolnych Kompanii.- Zatrzymaj się natychmiast - wyszeptał Konował.Zatrzymałem się.Ton jego głosu nie dopuszczał sprzeciwu.- Co?- Spójrz w dół.Spojrzałem.U naszych stóp leżały wysuszone szczątki wrony.Widząc je, poczułem, jak przerażenie przenika mnie do szpiku kości, od stóp do głów.- Dopadł ją cień.Nie jesteśmy tutaj bezpieczni.- Wciąż mamy ze sobą sztandar.- Jednak w jego głosie nie usłyszałem zupełnej pewności.Czubkiem buta zepchnąłem martwego ptaka do szczeliny w posadzce, która znajdowała się już tylko w odległości paru stóp.Na próżno.Niektórzy z ludzi już go zobaczyli.Zrozumieli, co to znaczy.Ja zaś pojąłem, że znaczy to coś więcej, niż tylko to, że cienie grasują po tej części fortecy.Znaczyło to, że Duszołap świetnie znała to miejsce.Że.Szaleńczy śmiech dobiegł nas z miejsca, w którym weszliśmy do wnętrza komnaty.Duszolap się śmiała.Pani odwróciła się natychmiast, a zanim jeszcze skończyła się odwracać, wokół niej już formowały się czary.108.Ziemia zadrżała.Tym razem był to poważny wstrząs.Najgorszy, jaki przeżyliśmy, od czasu gdy weszliśmy na równinę.Prawdopodobnie również najgorszy od tamtego potwornego trzęsienia, które zniszczyło całe miasta i zabiło tysiące, zanim choćby opuściliśmy Taglios.Runąłem na posadzkę i zacząłem zsuwać się ku otchłani.Konował chwycił mnie, zaś Pani złapała jego nogi.Wszyscy pozostali padli również.Chichot Duszołap urwał się, jak nożem uciął.Pochodnie upadły na posadzkę i pogasły.Nie było nic, co mogłoby się od nich zająć.Coś upadło ze stropu.Coś przypominającego małe, szklane kuleczki albo przezroczysty grad.Niektóre roztrzaskiwały się od uderzenia, inne podskakiwały.Nie potrafiłem sobie z niczym skojarzyć ich natury.Z początku.Tron z zasiadającym na nim golemem przesunął się, pochylił naprzód tak, że niemal przewrócił, zatrzymał się dosłownie o włos przed obsunięciem w czerwoną otchłań.Potem nastąpił błysk niewiarygodnie białego światła.Oślepił mnie w jednej chwili.Kiedy leżałem rozpłaszczony na podłodze, usłyszałem, jak Duszołap przeklina kogoś trzema różnymi głosami i w trzech różnych językach.Powietrze pruło się, trzeszczało i wyło od przeszywających je czarów.Wokół mnie posypały się kolejne odłamki marmuru.Poczułem się nagle słaby i śpiący.Przyszło mi na myśl, że przecież wrony lubiły porywać w pazurki lśniące odłamki szkła i być może zbierały je w takim miejscu, w którym ich szefowa może spuścić je w postaci deszczu, kiedy zawładną nią namiętności.Mimo wszystko Duszołap udało się domknąć swą pułapkę.Pochwyciłem drzewce sztandaru i bez strachu usnąłem, zadowolony i pewny, że nie ma żadnego sposobu, aby Duszołap udało się wydostać z równiny.Cienie ją dostaną.Dostaną nas wszystkich, gdy tylko zajdzie słońce.Nie potrafiłem już chyba spać, żeby nie trafić do astralnego świata.W chwili, gdy udało mi się wydostać z ciała, natychmiast pomknąłem na północ, by jakoś opowiedzieć wszystko Jednookiemu lub Śpioszce, czy też komukolwiek, kto się nadarzy.Kiedy dotarłem do Bramy Cienia, odkryłem że wszystko zostało tam poważnie zrujnowane przez trzęsienie ziemi, zaś Jednooki już zdołał wymyśleć naprawdę interesujące wyjaśnienie tego, co się zdarzyło.Kazał żołnierzom zbierać się i gnał ich do Przeoczenia.W rzeczywistości to samo działo się wszędzie, jakby każdy z tych ludzi wpadł na ten sam pomysł w tym samym czasie.Nikt nie potrafił zapanować nad funkcjonowaniem swego umysłu.Godziny całe zabrało mi odnalezienie Śpioszki, bo chociaż Wujek Doj zabrał ją prosto do obozu Kompanii, idąc tam, krążył pośród nocy.Spała, kiedy ją odnalazłem, jej przebranie wciąż było w dobrym stanie.Szarpałem i szturchałem ją, robiłem wszystkie te rzeczy, na które duch jest w stanie się zdobyć, i ostatecznie uzyskałem jakąś reakcję.Większość dnia spędziłem na powolnym przekazywaniu krótkiej informacji.Zbliżał się już wieczór, kiedy przedostałem się przez Bramę Cienia i ruszyłem na południe.Musiałem zwalczyć pokusę, by jeszcze raz odwiedzić Sarie.Nie chciałem znajdować się blisko niej, gdy cienie wpiją się w moje ciało.Nie miałem pojęcia, jakie to przedziwne pobudki mną kierowały.Przekonany byłem jednak, że powinienem być w moim ciele, kiedy umrę.W przeciwnym razie groziło mi, że stanę się widmem, które nigdy nie zazna spoczynku.Duszołap napotkałem w połowie drogi powrotnej.Pędziła na północ na grzbiecie konia Pani, narzuciła potworne tempo.Wierzchowiec Konowała galopował o długość grzbietu za nią, mknął równie szybko.Dosiadający go jeździec skrył twarz w grzywie ogiera, jednak rozwiane z tyłu złote włosy zdradziły mi jego tożsamość.Nie możesz mieć tej kobiety, którą chcesz, zajmij się jej siostrą? Wierzba, Wierzba, skazałeś się na potępienie dla jakiejś cipy?Znalazłem się przed pyskiem prowadzącego konia, pewien, że zostanę zobaczony.Mój własny wierzchowiec zdolny był mnie zobaczyć.Może uda mi się przestraszyć tych chłopców.Widział mnie znakomicie.I przebiegł prosto przeze mnie.Najwyraźniej duchy nie potrafią przerazić tych stworów.Podskoczyłem i spróbowałem klepnąć Wierzbę, gdy gnał obok mnie.“Ty zdradziecki dupku”.Ktoś musiał pomóc jej wyzwolić się z więzów.W jaki sposób udało jej się do niego dobrać?Ruszyłem dalej na południe, w jeszcze bardziej ponurym nastroju.Zdawało się, że cała równina rozbrzmiewa śmiechem Duszołap.Wygrała.Po całym wieku oczekiwania udało jej się zwyciężyć.Pokonała swoją siostrę.Na koniec świat stał się zabawką w jej rękach.Mrok powoli gęstniał.Ruszyłem jeszcze szybciej.Minąłem bezładną tłuszczę ludzi i zwierząt, gnającą w próżnym wysiłku ucieczki na północ.Ich liczba była mniejsza niż połowa naszej kompanii.Sindawe i Bubba-do stanowili wśród nich jedyne godne wzmianki postaci.Nie spostrzegłem pantery.Kiedy dotarłem do szczeliny wiodącej do środka wewnętrznej komnaty, przekonałem się, że jest zablokowana.Ktoś zapchał ją łachmanami, skałami i potrzaskanymi kamieniami budulca.Przypuszczam, że po to by cienie nie wydostały się na wolność.To pewnie musiał być Łabędź.Duszołap wiedziała, że cienie prześlizną się przez najmniejszą dziurkę.Ona była przecież nową Władczynią Cienia.Kędy może się prześliznąć cień, mogłem i ja.A Łabędź nie wykonał szczególnie dobrej roboty.Golem czy czymkolwiek był wciąż prawie wisiał nad świecącą otchłanią [ Pobierz całość w formacie PDF ]