[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale to tylko chwilowe! - dodał szybko, widząc jak Mikah z pociemniałą z gniewu twarzą zaczyna podno­sić się z ziemi i silnie pociągnął go w dół.- To obca planeta, jesteś ranny, nie mamy ani krzty żywności, ani zielonego pojęcia jak tu można przetrwać.Jedyne, co możemy zrobić, by utrzymać się przy życiu, 19 robić to, co nam ten Stary Brzydal rozkaże.Jeżeli ma ochotę nazywać nas niewolnikami - dobra, możemy nimi być.- Lepiej umrzeć, niż żyć w łańcuchach.- Daj spokój tym bzdurom! Lepiej żyć w łańcu­chach i zorientować się, jak można się ich pozbyć.W ten sposób wyjdziesz z tego żywy i wolny, a nie martwy i wolny.To pierwsze rozwiązanie jest chyba o wiele sympatyczniejsze.A teraz zamknij się i jedz.Nie możemy nic zrobić, dopóki nie wykaraskasz się z tej kategorii chodzącego rannego.Przez całą resztę dnia tyraliera piechurów brnęła po piasku i Jason, poza pomaganiem Mikahowi, znalazł dwa krenoj - jadalne korzenie.Zatrzymali sięprzed zmierzchem i z ulgą opadli na piasek.Podczas rozdziału żywności otrzymali nieco większe porcje, być może w nagrodę za przykładną pracę Jasona.Następnego ranka nastąpiła przerwa w ich mono­tonnym marszu.Poszukiwanie żywności odbywało się równolegle do linii wybrzeża niewidocznego oceanu, a jeden z niewolników zawsze szedł po grani wydm, które zakrywały przed nimi wodę.W pewnym momen­cie musiał zobaczyć coś ważnego, zeskoczył bowiem z pagórka i zaczął dziko wymachiwać rękami.Ch'aka podbiegł do wydmy, porozmawiał przez chwilę z wy­wiadowcą i wreszcie przepędził go kopniakiem.Jason z zaciekawieniem się przyglądał, jak Ch'aka rozwinął niesiony na plecach pokaźny tobołek i wyjął z niego solidnie wyglądającą kuszę, napinaną za pomocą specjalnej korby.Ta skomplikowana i śmier­cionośna machina wyglądała tu, w tej prymitywnej, opartej na niewolnictwie społeczności, bardzo nie na miejscu i Jason żałował, że nie mógł się przyjrzeć jej z bliska.Ch'aka z jednej z sakw wyciągnął bełt i założył go na cięciwę.Niewolnicy w milczeniu siedzieli na piasku, pod­czas gdy ich pan podkradł się ostrożnie wzdłuż podsta­wy wydm, a potem bezszelestnie podczołgał się na ich szczyt i zniknął po drugiej stronie.Parę minut później zza wydm rozległo się wycie pełne bólu.Wszyscy zerwali się i pobiegli, by zaspokoić ciekawość.Jason zostawił Mikaha leżącego na piasku i był w pierwszych szeregach gapiów, którzy pokonali wydmy i znaleźli się na brzegu oceanu.Wszyscy zatrzymali się w zwykłej odległości i krzy­czeli na całe gardło, jak wspaniały był to strzał i jakwielkim myśliwym jest Ch'aka.Jason musiał przyznać.że było w tych okrzykach sporo racji.Na skraju wody leżało wielkie, owłosione, dwudyszne stworzenie.W je­go grubym karku sterczał pierzasty koniec bełtu, a cienki strumyk krwi spływał w dół i mieszał się z nadbiegającymi falami.- Mięso! Dziś mięso!- Ch'aka zabił rosmarol Ch'aka jest wspaniały!- Bądź pozdrowiony Ch'aka żywicielu! - wrzasnął Jason nie chcąc być gorszy od innych.- Kiedy będziemy jeść?Władca nie zwracał uwagi na niewolników.Sie­dział na wydmie, aż do chwili, gdy odpoczął po męczących podchodach.Potem znowu napiął kuszę, podszedł do zwierzęcia, wyciągnął za pomocą noża bełt i założył go, ociekający krwią, ponownie na cięciwę.- Zbierzcie drewno na ogień - rozkazał.- Ty, Opisweni, weź nóż i krój.Ch'aka cofnął się na sam szczyt wydmy i usiadł tam z kuszą wycelowaną w niewolnika, który zbliżył się do zdobyczy.Opisweni wyciągnął nóż tkwiący w zwierzę­ciu i zaczął rozbierać tuszę.Przez cały czas był odwrócony plecami do Ch'aki i wycelowanej broni.- Nasz pan i władca, jak widzę, darzy swych niewolników zaufaniem - mruknął pod nosem Jason przyłączając się do zbierających wyrzucone przez morze drewno.Ch'aka miał broń, ale zarazem wciąż bał się, że ktoś go zamorduje.Gdyby Opisweni spróbo­wał użyć noża do czegoś innego niż mu polecono, zarobiłby strzałę w kark.Niezwykle przekonywający układ.Zebrano dość drewna, by rozpalić pokaźne ogni­sko i gdy Jason powrócił ze swoją porcją paliwa, rosmaro został już pocięty na duże kawały.Ch'aka kopniakiem odpędził niewolników od stosu drewna i z kolejnego woreczka wydobył maleńkie urządzenie.Jason, zaciekawiony, przecisnął się jak mógł najbliżej, do pierwszego szeregu gapiów.Choć nigdy dotąd nie widział krzesiwa, cała operacja była prosta i zrozumia­ła.Napędzana sprężyną dźwignia uderzała kawałkiem kamienia o stalową płytkę krzesząc iskry, które padały na czarkę z hubą.Tam zaś Ch'aka rozdmuchiwał je tak długo, aż wreszcie rozgorzały płomieniem.Skąd wzięły się tu kusza i krzesiwo? Stanowiły przecież świadectwo cywilizacji bardziej zaawansowa­nej w rozwoju niż ci prymitywni nomadzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl