[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przecież jego robota to strzec Olmera.Tak czy nie, Folko?Garbus zatrzymał się, zmierzył spojrzeniem zgrupowanych przed nim obrońców.Nie dał znaku, że zna Folka, Torina i Malca.A kiedy zaczął mówić, jego głos brzmiał jak zwykle sucho, zimno i beznamiętnie.- Mężowie Rohanu! Jesteście wspaniałymi wojownikami, to wiadomo wszem i wobec.Dlatego nie będę wam proponował poniżającej dla was kapitulacji, której nie możecie przyjąć.Proponuję interes.Wasza wolność i życie za życie czterech ujętych przez was jeńców.Wiem, są u was i żyją, ponieważ jesteście zbyt szlachetni, by mordować bezbronnych.Wiem też, dokąd podążacie.Do tajnego wejścia do Morii.Nie róbcie tego.Nawet jeśli przebijecie się do wrót, nie uczynicie ani kroku dalej.Od kilku dni zalega tam Błękitna Mgła! Wy - Sandello po raz pierwszy wskazał Torina, Folka i Malca - wiecie, co to jest.Możecie podejść i sami zobaczyć.Przepuścimy was, a ja tu zostanę jako zakładnik.Propozycja garbusa została wysłuchana w milczeniu.Oczekiwano pertraktacji, bardziej lub mniej poniżających warunków, a ten człowiek proponował coś zupełnie niewiarygodnego!Pierwszy odezwał się Eoden:- Chcesz, byśmy wypuścili jeńców? A w zamian pozwolisz nam odejść? Kim są w takim razie ci jeńcy, dlaczego są tak ważni? Może dla sprawy Marchii lepiej będzie zginąć i zabrać ich ze sobą do grobu? Oni - Eoden wskazał ruchem ręki gotowy do walki szyk - mogą się nie zgodzić.Głos garbusa lekko drżał, gdy odpowiadał:- Po co wam to bezsensowne zabójstwo? Możecie się mścić za swoje królestwo w inny sposób.Wypuszczam was z bronią.Pomyślcie!- A kto i jak zaręczy za twoje słowa? - Eofar zmrużył oczy.- Ja sam - odpowiedział po prostu Sandello.- Pójdę z wami bez broni i zdejmę zbroję.Możecie mnie zabić, gdy tylko poleci w waszym kierunku pierwsza strzała.Folko zerknął na towarzyszy.Na obliczach wojowników wyraźnie malowała się chęć uratowania życia - tym silniejsza, że jeszcze przed chwilą byli gotowi złożyć głowy i pożegnali się już z tym światem.- Poczekajcie! - krzyknął ktoś z tylnych szeregów.Pojawił się, rozepchnąwszy innych, wysoki wojownik z kilkoma świeżymi śladami szabli na twarzy.- Jeśli ta czwórka jest tak ważna dla nich, nie należy ich wypuszczać za nic w świecie! Ten szaleniec może wymienić swoje życie na wszystkie nasze, gdy wyjdziemy z ukrycia.Zabijmy ich! Zabijmy go! Polegniemy wszyscy, ale niech i oni umyją się krwią! Rohanu nie ma, co nam po życiu bez niego?!Folko trochę znał mówiącego.O ile inni mieli nadzieję, że ich bliscy ukryli się w górskich twierdzach, to ów człowiek sam pochował ojca, matkę, żonę i trójkę dzieci - wszyscy zginęli po bitwie na Łuku Iseny, gdy Dunlandczycy dorwali się do obozów.Ten człowiek z rozpaczy oszalał; jednakże takich jak on, którzy stracili wszystko, żyjących tylko dla jednego celu - zaszkodzić możliwie mocno wrogowi i honorowo zakończyć życie - było wielu.- Ty, wojowniku, możesz oczywiście zabić i mnie, i jeńców - odpowiedział blednąc garbus, a Folko mógł tylko zgadywać, co wywołało bladość na obliczu nieustraszonego szermierza.- Ale powiem więcej.Dam wam nie tylko glejt, wskażę również bezpieczną drogę do swoich.Tam, na południu - Sandello machnął ręką, wskazując kierunek - mamy trzydzieści tysięcy armii Południowego Królestwa na karku.Idźcie do nich.Zostawcie jeńców i idźcie.Jestem gotów być waszym zakładnikiem.W szeregach Mistrzów Koni rozległ się pomruk.Darowano im życie, ale za co? Dlaczego ta czwórka ludzi jest tak ważna? Być może wiedzą coś, wobec czego ich życie jest niczym.- Przyjmujemy twoje warunki! - oświadczył Eofar, a oddział odpowiedział okrzykami.- Marchia i tak się odrodzi! - zawołał Eoden.- Liczy się dla niej każde życie.Będziecie potrzebni Eodreinowi, kiedy wzniesie on królewski sztandar.Niech ci czterej odejdą.Znają miejsce zbiórki rohańskiej armii - dodał w myślach Folko.Bardzo chciał żyć, ale gryzła go świadomość, że wypuszczają z rąk coś niezwykle ważnego.Co mógł jednak zrobić?Jeńców wypchnięto przed szereg.Sandello przyjrzał się im w milczeniu, i hobbit mógłby przysiąc, że spojrzenie nieustraszonego szermierza wyraźnie stało się cieplejsze.Garbus bez pośpiechu zdjął płaszcz, zrzucił kolczugę, rozwiązał rzemyki nagolenników.Cisnął na trawę miecz, sztylet, drugi sztylet, nieco krótszy, wyjął zza cholewy buta.- Jestem gotów - powiedział.- Możecie mnie przeszukać.Torin w milczeniu wyszedł przed szereg.Ręce krasnoluda sprawdziły każdy szew na ubraniu garbusa.- Powiem wam tyle! - zagrzmiał nagle Torin.- Pójdę z nim w naszym ostatnim szeregu.Moja zbroja nie boi się waszych strzał! Niech się tylko ktoś ruszy, a ja rozkroję go -wskazał palcem Sandella - aż do samego brzucha! I dacie nam koni! Setkę! Żywo!- Dajcie im, co chcą! - krzyknął Sandello, odwracając się do swoich.- A wy spełnijcie swoją część umowy - zwrócił się do rohańskiego dowódcy.Eofar i Eoden wypchnęli jeńców z szeregu.Ci pospiesznie pomknęli do swoich, tylko Olwen na mgnienie oka zatrzymał się przy garbusie i wymienił z nim spojrzenia.Sandello niemal niedostrzegalnie kiwnął głową, a Folko był przekonany, że w tym momencie garbus miał na ustach najcieplejszy i najserdeczniejszy uśmiech, jaki hobbit kiedykolwiek widział.Mistrzowie Koni szykowali się do wyprawy.Po krótkim czasie Easterlingowie przyprowadzili obiecane konie.Sandello, wciąż bez broni i ze związanymi rękoma - przewidujący Torin wykazał się gorliwością - również wsiadł na konia.Krasnolud opuścił na twarz szczelną przyłbicę i pojechał tuż przy wierzchowcu Sandella.Obnażony sztylet przystawił do gardła garbusa, jednakże ten siedział spokojnie, jakby był wśród swoich.- Czy to naprawdę ktoś ważny? - zapytał szeptem Eofar hobbita.- Bo, niech nas strzegą.- To prawa ręka Olmera.Właściwie prawa i lewa jednocześnie.Maszerowali całą noc, zapomniawszy o zmęczeniu.Rano rozległy się triumfujące okrzyki na widok dużego oddziału.Na jego sztandarze widniało Białe Drzewo.Sandello dotrzymał słowa.12HURAGAN NAD ERIADOREMWojsko Południowego Królestwa podążało na północ odważnie i dumnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Przecież jego robota to strzec Olmera.Tak czy nie, Folko?Garbus zatrzymał się, zmierzył spojrzeniem zgrupowanych przed nim obrońców.Nie dał znaku, że zna Folka, Torina i Malca.A kiedy zaczął mówić, jego głos brzmiał jak zwykle sucho, zimno i beznamiętnie.- Mężowie Rohanu! Jesteście wspaniałymi wojownikami, to wiadomo wszem i wobec.Dlatego nie będę wam proponował poniżającej dla was kapitulacji, której nie możecie przyjąć.Proponuję interes.Wasza wolność i życie za życie czterech ujętych przez was jeńców.Wiem, są u was i żyją, ponieważ jesteście zbyt szlachetni, by mordować bezbronnych.Wiem też, dokąd podążacie.Do tajnego wejścia do Morii.Nie róbcie tego.Nawet jeśli przebijecie się do wrót, nie uczynicie ani kroku dalej.Od kilku dni zalega tam Błękitna Mgła! Wy - Sandello po raz pierwszy wskazał Torina, Folka i Malca - wiecie, co to jest.Możecie podejść i sami zobaczyć.Przepuścimy was, a ja tu zostanę jako zakładnik.Propozycja garbusa została wysłuchana w milczeniu.Oczekiwano pertraktacji, bardziej lub mniej poniżających warunków, a ten człowiek proponował coś zupełnie niewiarygodnego!Pierwszy odezwał się Eoden:- Chcesz, byśmy wypuścili jeńców? A w zamian pozwolisz nam odejść? Kim są w takim razie ci jeńcy, dlaczego są tak ważni? Może dla sprawy Marchii lepiej będzie zginąć i zabrać ich ze sobą do grobu? Oni - Eoden wskazał ruchem ręki gotowy do walki szyk - mogą się nie zgodzić.Głos garbusa lekko drżał, gdy odpowiadał:- Po co wam to bezsensowne zabójstwo? Możecie się mścić za swoje królestwo w inny sposób.Wypuszczam was z bronią.Pomyślcie!- A kto i jak zaręczy za twoje słowa? - Eofar zmrużył oczy.- Ja sam - odpowiedział po prostu Sandello.- Pójdę z wami bez broni i zdejmę zbroję.Możecie mnie zabić, gdy tylko poleci w waszym kierunku pierwsza strzała.Folko zerknął na towarzyszy.Na obliczach wojowników wyraźnie malowała się chęć uratowania życia - tym silniejsza, że jeszcze przed chwilą byli gotowi złożyć głowy i pożegnali się już z tym światem.- Poczekajcie! - krzyknął ktoś z tylnych szeregów.Pojawił się, rozepchnąwszy innych, wysoki wojownik z kilkoma świeżymi śladami szabli na twarzy.- Jeśli ta czwórka jest tak ważna dla nich, nie należy ich wypuszczać za nic w świecie! Ten szaleniec może wymienić swoje życie na wszystkie nasze, gdy wyjdziemy z ukrycia.Zabijmy ich! Zabijmy go! Polegniemy wszyscy, ale niech i oni umyją się krwią! Rohanu nie ma, co nam po życiu bez niego?!Folko trochę znał mówiącego.O ile inni mieli nadzieję, że ich bliscy ukryli się w górskich twierdzach, to ów człowiek sam pochował ojca, matkę, żonę i trójkę dzieci - wszyscy zginęli po bitwie na Łuku Iseny, gdy Dunlandczycy dorwali się do obozów.Ten człowiek z rozpaczy oszalał; jednakże takich jak on, którzy stracili wszystko, żyjących tylko dla jednego celu - zaszkodzić możliwie mocno wrogowi i honorowo zakończyć życie - było wielu.- Ty, wojowniku, możesz oczywiście zabić i mnie, i jeńców - odpowiedział blednąc garbus, a Folko mógł tylko zgadywać, co wywołało bladość na obliczu nieustraszonego szermierza.- Ale powiem więcej.Dam wam nie tylko glejt, wskażę również bezpieczną drogę do swoich.Tam, na południu - Sandello machnął ręką, wskazując kierunek - mamy trzydzieści tysięcy armii Południowego Królestwa na karku.Idźcie do nich.Zostawcie jeńców i idźcie.Jestem gotów być waszym zakładnikiem.W szeregach Mistrzów Koni rozległ się pomruk.Darowano im życie, ale za co? Dlaczego ta czwórka ludzi jest tak ważna? Być może wiedzą coś, wobec czego ich życie jest niczym.- Przyjmujemy twoje warunki! - oświadczył Eofar, a oddział odpowiedział okrzykami.- Marchia i tak się odrodzi! - zawołał Eoden.- Liczy się dla niej każde życie.Będziecie potrzebni Eodreinowi, kiedy wzniesie on królewski sztandar.Niech ci czterej odejdą.Znają miejsce zbiórki rohańskiej armii - dodał w myślach Folko.Bardzo chciał żyć, ale gryzła go świadomość, że wypuszczają z rąk coś niezwykle ważnego.Co mógł jednak zrobić?Jeńców wypchnięto przed szereg.Sandello przyjrzał się im w milczeniu, i hobbit mógłby przysiąc, że spojrzenie nieustraszonego szermierza wyraźnie stało się cieplejsze.Garbus bez pośpiechu zdjął płaszcz, zrzucił kolczugę, rozwiązał rzemyki nagolenników.Cisnął na trawę miecz, sztylet, drugi sztylet, nieco krótszy, wyjął zza cholewy buta.- Jestem gotów - powiedział.- Możecie mnie przeszukać.Torin w milczeniu wyszedł przed szereg.Ręce krasnoluda sprawdziły każdy szew na ubraniu garbusa.- Powiem wam tyle! - zagrzmiał nagle Torin.- Pójdę z nim w naszym ostatnim szeregu.Moja zbroja nie boi się waszych strzał! Niech się tylko ktoś ruszy, a ja rozkroję go -wskazał palcem Sandella - aż do samego brzucha! I dacie nam koni! Setkę! Żywo!- Dajcie im, co chcą! - krzyknął Sandello, odwracając się do swoich.- A wy spełnijcie swoją część umowy - zwrócił się do rohańskiego dowódcy.Eofar i Eoden wypchnęli jeńców z szeregu.Ci pospiesznie pomknęli do swoich, tylko Olwen na mgnienie oka zatrzymał się przy garbusie i wymienił z nim spojrzenia.Sandello niemal niedostrzegalnie kiwnął głową, a Folko był przekonany, że w tym momencie garbus miał na ustach najcieplejszy i najserdeczniejszy uśmiech, jaki hobbit kiedykolwiek widział.Mistrzowie Koni szykowali się do wyprawy.Po krótkim czasie Easterlingowie przyprowadzili obiecane konie.Sandello, wciąż bez broni i ze związanymi rękoma - przewidujący Torin wykazał się gorliwością - również wsiadł na konia.Krasnolud opuścił na twarz szczelną przyłbicę i pojechał tuż przy wierzchowcu Sandella.Obnażony sztylet przystawił do gardła garbusa, jednakże ten siedział spokojnie, jakby był wśród swoich.- Czy to naprawdę ktoś ważny? - zapytał szeptem Eofar hobbita.- Bo, niech nas strzegą.- To prawa ręka Olmera.Właściwie prawa i lewa jednocześnie.Maszerowali całą noc, zapomniawszy o zmęczeniu.Rano rozległy się triumfujące okrzyki na widok dużego oddziału.Na jego sztandarze widniało Białe Drzewo.Sandello dotrzymał słowa.12HURAGAN NAD ERIADOREMWojsko Południowego Królestwa podążało na północ odważnie i dumnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]