[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dwukrotnie musiał powalać na ziemię jakiegoś tępaka, który zwyczajnie nie pozwalał się wyminąć, tylko stale przed nim tańcował.Nie czuł się z tym dobrze-prawie wszyscy Cairhienianie byli od niego znacznie niżsi - ale nie można ryzykować z człowiekiem, który trzyma rękę na rękojeści miecza.Któregoś razu spróbowała tego pewna młoda kobieta i po tym, jak odebrał jej miecz, tak mu się naprzykrzała, że w końcu oddał go jej; tej najpierw odebrało mowę, a potem zaczęła krzyczeć w ślad za nim, że on nie ma honoru, dopóki jakieś Panny nie odciągnęły jej na bok i nie zaczęły czegoś zapalczywie jej tłumaczyć.Z drugiej zaś strony ludzie wiedzieli, że jest przyjacielem Randa.Niezależnie od okoliczności, w jakich tu przybył, niektórzy Aielowie i Tairenianie pamiętali go z Kamienia i wieść się rozeszła.Na korytarzach przedstawiali mu się lordowie i lady, których nigdy w życiu nie widział, a taireniańscy Wysocy Lordowie, którzy tak zadzierali przed nim nosa w Łzie, w Cairhien zagadywali go niczym starzy przyjaciele.Większość pachniała strachem, a oprócz niego czymś, czego nie potrafił nazwać.Dotarło do niego, że oni wszyscy dążą do jednego.- Obawiam się, że Lord Smok nie we wszystkim obdarza mnie swym zaufaniem - rzekł uprzejmie do kobiety o chłodnym wzroku, której imię brzmiało Colavaere - a nawet jeśli zdarza mu się to czynić, to chyba nie spodziewasz się, że ja owo zaufanie naruszę.- Uśmiech jego rozmówczyni zdawał się pochodzić z jakichś niebotycznych wyżyn; zdawała się nadto zastanawiać, czy jego skóra nie nadawałaby się przypadkiem na dywanik.Dziwnie pachniała, twardo, gładko i jakoś tak wyniośle.- Doprawdy nie mam pojęcia, co zamierza Rand - oświadczył Meilanowi.Mężczyzna spoglądał na niego, wysoko zadzierając nos, a uśmiechał się niemalże tak samo jak Colavaere.Wydzielał zresztą identyczny zapach i to podobnie stężony.- Może ty sam powinieneś go zapytać.- Gdybym to wiedział, to i tak nie głosiłbym o tym po całym mieście - powiedział Maringilowi, siwowłosemu mężczyźnie obdarzonemu twarzą łasicy i zbyt licznymi zębami.W owym czasie zaczął już odczuwać znużenie tymi ciągłymi próbami wyciśnięcia z niego informacji.Również Maringil specyficznie pachniał i to równie silnie jak Colavaere albo Meilan.Za całą trójką ta woń wlokła się mocniej niż za innymi, niebezpieczna woń - Perrin czuł w kościach - podobna do zwietrzałego wierzchołka góry tuż przed lawiną.Bezustannie zajęty wystrzeganiem się młodych cairhieniańskich durniów i wciąganiem tej groźnej woni do nosa nie potrafił rozpoznać zapachu Berelain, dopóki ta nie podkradła się dostatecznie blisko, by móc dopaść go z zaskoczenia.Niby sunęła po korytarzach niczym łabędź po gładkiej powierzchni stawu, a mimo to czuł się jak ofiara drapieżnego ptaka.W rozmowach wymienił imię Faile więcej razy niż potrafił zliczyć; Berelain zdawała się tego nie słyszeć.Prosił ją, żeby przestała; zdziwiła się, co on ma na myśli.Powiedział jej, że ma go zostawić w spokoju; roześmiała się, poklepała go po policzku i zapytała, co takiego ona ma przestać robić.Co oczywiście musiało nastąpić dokładnie w tym momencie, kiedy z najbliższego korytarza wyłoniła się Faile, akurat wtedy, kiedy on cofał się gwałtownie.Faile musiało się wydawać, że on się tak cofnął na jej widok.Bez chwili wahania gładko okręciła się na pięcie, ani nie zwalniając ani nie przyspieszając kroku.Pobiegł za nią, dogonił i szedł obok w zbolałym milczeniu.Mężczyzna raczej nie jest w stanie powiedzieć tego, co chce tam, gdzie mogą to słyszeć inni.Faile pachniała całkiem przyjemnie przez całą drogę do ich komnat, ale dalej.och, co za ostra woń wypełniła mu nozdrza.- To wcale nie było tak, jak to wyglądało - powiedział, ledwie drzwi się zamknęły.Z jej strony ani słowa; uniosła brwi, niemo pytając.- Cóż, to.Berelain poklepała mnie po policzku.- Nadal się uśmiechała, ale poza tym ponuro zmarszczyła brwi; wśród cierni wykwitł oset gniewu.-.zrobiła to sama z siebie.Ja jej nie zachęcałem, Faile.Ona naprawdę zrobiła to sama z siebie.- Bardzo chciał, żeby Faile nareszcie się odezwała, ale ona tylko patrzyła.Wydawało mu się, że na coś czeka, ale na co? Nagłe zrozumienie chwyciło go za gardło i jak to często bywało, kiedy z nią rozmawiał, zacisnęło niczym pętla.- Faile, przepraszam.- Gniew przekształcił się w brzytwę.- Ach tak - odparła beznamiętnym tonem i posuwistym krokiem wyszła z komnaty.Wychodziło na to, że popełniał błąd za błędem, nawet nie rozumiejąc, jak to się dzieje.Przeprosił, a wszak nie zrobił nic, za co miałby przepraszać.Tamtego dnia podsłuchał Bain i Chiad, które dyskutowały, czy powinny pomóc Faile i razem z nią go zbić! Nie dowiedział się, czy to Faile podsunęła im ten pomysł-była zapalczywa, ale żeby aż tak? - podejrzewał jednak, że one chciały, żeby on to usłyszał.Wpadł w złość.Najwyraźniej jego żona omawiała ich wspólne sprawy z tymi dwiema, sprawy, które powinny pozostać między mężem i żoną; ta myśl sprawiła, że rozzłościł się jeszcze bardziej.O jakich to jeszcze tajnikach ich pożycia gadała z nimi przy herbatce? Tamtego wieczora, ku jego zdumieniu, Faile włożyła mimo upału grubą, wełnianą koszulę nocną.Kiedy próbował pocałować ją w policzek, mruknęła, że ma za sobą męczący dzień i odwróciła się do niego plecami.Pachniała furią, tak ostro, że mogłaby rozpołowić brzytwę.Nie potrafił zasnąć przy tym zapachu i im dłużej tak leżał obok niej, wpatrzony w spowitą w mrok komnatę, tym bardziej stawał się zły.Dlaczego ona to robi? Czy ona nie widzi, że on kocha tylko i wyłącznie ją? Czy nie udowadniał jej co rusz, że bardziej niż czegokolwiek innego w życiu pragnie ją tulić po wsze czasy? Czy należało go winić za to, że jakiejś kobiecie wleciała osa do nosa i zachciało jej się flirtować? Powinien był przełożyć ją sobie przez kolano i tak wysmagać po siedzeniu, żeby nareszcie przejrzała na oczy.Tylko że już to kiedyś zrobił, wtedy, gdy jej się zdawało, że może go bić pięścią, kiedy chciała postawić na swoim.Sam zresztą odczuł to znacznie boleśniej; nie znosił nawet myśli, że Faile mogłaby stać się krzywda.Pragnął z nią żyć w pokoju.Z nią i tylko z nią.Dlatego właśnie podjął decyzję, gdy tak leżał o pierwszym szarym brzasku ich szóstego dnia w Cairhien.Wiedział, że w Kamieniu Berelain flirtowała z kilkunastoma mężczyznami; niezależnie od tego, co ją podkusiło, by wybrać sobie jego za swoją ofiarę, zasadzi się na innego, jeśli będzie trzymał się od niej z daleka dostatecznie długo.A kiedy już Berelain znajdzie sobie inną ofiarę, Faile odzyska rozsądek.Takie rozwiązanie wydawało mu się najprostsze.Kiedy już nadeszła pora, że mógł narzucić coś na grzbiet, wyruszył na poszukiwanie Loiala, zjadł z nim śniadanie, a potem towarzyszył mu do Biblioteki Królewskiej.A kiedy zobaczył tam szczupłą Aes Sedai i Loial mu powiedział, że przychodzi tam codziennie - Loial był bardzo nieśmiały przy Aes Sedai, ale nie miał nic przeciwko, gdy otaczało go ich pięćdziesiąt - Perrin znalazł Gaula, po czym zapytał, czy on nie miałby ochoty na polowanie.Na wzgórzach otaczających miasto jeleni albo królików było niewiele, a te nieliczne cierpiały z powodu suszy tak samo jak ludzie, ale nos Perrina mógł ich doprowadzić do odpowiednio licznej zwierzyny, gdyby rzeczywiście zależało mu na zdobyciu mięsa.Nawet nie nałożył strzały na cięciwę, ale uparł się, że pozostanie za miastem, dopóki Gaul nie zapytał, czy on przypadkiem nie zamierza polować na nietoperze przy świetle księżyca - Perrin niekiedy zapominał, że inni ludzie nie widzą tak dobrze w ciemnościach jak on [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl