[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale to by było dziecinne posunięcie, więc nawet nie zabrał głosu.Clif, najmłodszy w tym towarzystwie, wysadziłby w powietrze planetkę za osiem godzin, byle nie zagrażała już nikomu więcej.Brucco gubił się w domysłach i żałował straconych możliwości.A doktor Teca cierpiał z powodu nieprzyjemnego przeczucia, że wkrótce przyjdzie mu się pocić w okrętowym lazarecie.Intuicja podpowiadała mu, że ranny Kerk to dopiero początek, a intuicja rzadko zawodziła Pyrrusan.I nagle w tej uroczystej ciszy podniósł się z miejsca Revered Berwick.- Panowie - przemówił członek rzeczywisty Rady Konsorcjum.- Proszę o pozwolenie ogłoszenia decyzji władz nadrzędnych o przekazaniu nadzwyczajnych pełnomocnictw w sprawie naszego projektu osobiście w moje ręce.Daną mi władzą mam prawo do wykonania właśnie takiego kroku.- Przepraszam - zainteresował się Dorf, pełniący podczas nieobecności Mety obowiązki kapitana okrętu - czy nie mógłby pan sprecyzować, jaką właściwie władzę ma pan na myśli?- Oczywiście - powiedział Berwick - ale najpierw objaśnię panom moją decyzję.Rozkaz zniszczenia Obiektu 001 mogę wydać wyłącznie ja i tylko wtedy, gdy uznam to za konieczne.- Czy to znaczy, że odwołuje pan własne zlecenie? - nie wytrzymał Kerk.- W takim razie, zgodnie z umową, mamy prawo do połowy wynagrodzenia określonego w rozdziale piątym i natychmiastowego wycofania się na ojczystą planetę.- Nie słucha mnie pan uważnie, Kerk.Wcale nie odwołuję zlecenia.Pański statek i cała jego potęga są mi nadal potrzebne do wykonania zadania, ale w jeszcze większym stopniu jest mi niezbędny Jason dinAlt i póki istnieje nadzieja na uratowanie go, będziemy badali tę asteroidę, nie zaś niszczyli.- Ale - przypomniał mu ponownie Brucco - kto upoważnił pana do podejmowania takich decyzji?- Korpus Specjalny Ligi Światów - uroczyście oświadczył Berwick i wyjął z kieszeni duży plastikowy certyfikat, na którym jaskrawy hologram przedstawiał mieniącą się tęczowo pięcioramienną gwiazdę.- Tylko tego nam brakowało - mruknął Kerk.I dodał w duchu: Już po naszej forsie! Jasonie, gdzie jesteś!Ocknęli się w zupełnych ciemnościach.Pachniało wilgocią, O było zimno i brakowało tlenu, by odetchnąć pełną piersią.Jason obmacał się i odkrył, że na mocno uszkodzonym lekkim skafandrze, na szczęście, zachowało się całe niezbędne wyposażenie.Nawet pistolet.Jason zaczął od włączenia latarki.Zobaczył, że leżąca obok niego Meta drgnęła, a Troy usiadł i rozejrzał się nieprzytomnie.Jego skafander ucierpiał najmocniej metalizowana tkanina dosłownie wisiała w strzępach.Pomieszczenie było malutkie, szorstka podłoga płynnie przechodziła w równie szorstki sufit, a wszystko przypominało nie tyle celę więzienną, co norę zwierzęcia.Ale po chwili udało mu się odkryć idealnie równą szczelinę, obrysowującą regularny owal.Najprawdopodobniej drzwi, które zaczęły się otwierać, jakby się cofały pod spojrzeniem Jasona.Zasada ich działania była niezrozumiała.Otwór drzwiowy nie tylko uwalniał się od przegrody, wstawionej niczym korek w butelkę, ale również jakoś dziwnie się rozszerzał.Jak płatki przesłony w obiektywie.Ciąg dalszy dziwnych przygód.A kiedy człowiek nie wie, według jakich reguł działa wróg, walka z nim nie ma sensu.Jason nawet nie próbował.Marzył tylko o jednym: wyjaśnić, przynajmniej częściowo, co tu się dzieje.Wtedy pojawi się szansa na ucieczkę.Na razie takiej szansy nie widział, unikał więc wszelkich energicznych działań.Może nawet niepotrzebnie włączył latarkę, ale wyłączenie jej byłoby jeszcze mniej rozsądnym pomysłem.Jason cierpliwie czekał, walcząc z lękiem, do którego już niemal przywykł i który nie wywoływał już nawet bólu głowy.Meta wciąż znajdowała się w szoku.Może nie było to takie najgorsze, bo przynajmniej nie planowała żadnych gwałtownych mchów w najbliższej przyszłości.Czego nie można było powiedzieć o Troyu.Jason nie zdążył powstrzymać młodego pyrrusańskiego uczonego, który strzelił w otwierające się drzwi strugą oślepiającej plazmy.W odpowiedzi błyskawicznie wsunęły się do ciasnego pomieszczenia błyszczące stalowe ręce.Manipulatory - było ich pięć albo sześć - rzeczywiście przypominały kościste, nadmiernie wydłużone ludzkie kończyny z pięciopalczastymi dłońmi.Stalowe ręce błyskawicznie rozbroiły Troya, zdarły z niego resztki skafandra, cisnęły na podłogę i unieruchomiły, wprawnie uciskając kilka stref bólu.Następnie pojawiła się jeszcze jedna ręka ze środkowym palcem ostrym jak skalpel i zabrała się do otwierania jamy brzusznej Pyrrusanina.Troy zaczął krzyczeć, ale ani Jason, ani Meta nie mieli siły, żeby poruszyć choć palcem.To było jak nocny koszmar i potem, we wspomnieniach, Jason nie potrafił wytłumaczyć, czy sparaliżował go strach, czy też osiągnięto ten efekt za pomocą specjalnego oddziaływania.A błyszczący stalowy manipulator wywlekał z brzucha Troya kolejne organy i przekazywał je dalej, przez otwór drzwiowy, za pomocą szeregu takich samych rąk.Troy już nie krzyczał, a tylko chrypiał.I kiedy koszmarny skalpel otworzył lewą stronę klatki piersiowej i przymierzył się do wyjęcia serca, Jason i Meta jednocześnie otrząsnęli się z oszołomienia i bez słowa, równocześnie oddali po strzale w głowę Troya.Nie było sensu strzelać w stalowe łapy, tym bardziej w ich właściciela.Już raz polewali go ogniem tam, na powierzchni.A Troy.Biedny Troy! Nie mogli patrzeć na jego męczarnie.I, może nawet nieświadomie, nie chcieli, żeby głowa Troya dostała się obcym.Przejęcie jego mózgu mogło być naprawdę niebezpieczne.Po strzałach pomieszczenie jakby się poszerzyło, ściany niespodziewanie zaczęły słabo świecić, a latarka stała się niepotrzebna.W otworze drzwi, w miejsce manipulatorów, które znikły, unosząc ze sobą szczątki Troya, pojawiła się znana im czarna postać.Tym razem była znacznie mniejsza i najbardziej przypominała cień człekokształtnej małpy - przygarbionej, barczystej, z wciągniętą w ramiona głową.Jakby czuła się winna, przemknęło przez myśl Jasonowi, tym bardziej że nie emitowała lęku.Jakby cała nienawiść zagadkowej istoty wylała się na nieszczęsnego Troya, a teraz monstrum stało przed nimi i prosiło o wybaczenie jak dziecko, które nabroiło [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Ale to by było dziecinne posunięcie, więc nawet nie zabrał głosu.Clif, najmłodszy w tym towarzystwie, wysadziłby w powietrze planetkę za osiem godzin, byle nie zagrażała już nikomu więcej.Brucco gubił się w domysłach i żałował straconych możliwości.A doktor Teca cierpiał z powodu nieprzyjemnego przeczucia, że wkrótce przyjdzie mu się pocić w okrętowym lazarecie.Intuicja podpowiadała mu, że ranny Kerk to dopiero początek, a intuicja rzadko zawodziła Pyrrusan.I nagle w tej uroczystej ciszy podniósł się z miejsca Revered Berwick.- Panowie - przemówił członek rzeczywisty Rady Konsorcjum.- Proszę o pozwolenie ogłoszenia decyzji władz nadrzędnych o przekazaniu nadzwyczajnych pełnomocnictw w sprawie naszego projektu osobiście w moje ręce.Daną mi władzą mam prawo do wykonania właśnie takiego kroku.- Przepraszam - zainteresował się Dorf, pełniący podczas nieobecności Mety obowiązki kapitana okrętu - czy nie mógłby pan sprecyzować, jaką właściwie władzę ma pan na myśli?- Oczywiście - powiedział Berwick - ale najpierw objaśnię panom moją decyzję.Rozkaz zniszczenia Obiektu 001 mogę wydać wyłącznie ja i tylko wtedy, gdy uznam to za konieczne.- Czy to znaczy, że odwołuje pan własne zlecenie? - nie wytrzymał Kerk.- W takim razie, zgodnie z umową, mamy prawo do połowy wynagrodzenia określonego w rozdziale piątym i natychmiastowego wycofania się na ojczystą planetę.- Nie słucha mnie pan uważnie, Kerk.Wcale nie odwołuję zlecenia.Pański statek i cała jego potęga są mi nadal potrzebne do wykonania zadania, ale w jeszcze większym stopniu jest mi niezbędny Jason dinAlt i póki istnieje nadzieja na uratowanie go, będziemy badali tę asteroidę, nie zaś niszczyli.- Ale - przypomniał mu ponownie Brucco - kto upoważnił pana do podejmowania takich decyzji?- Korpus Specjalny Ligi Światów - uroczyście oświadczył Berwick i wyjął z kieszeni duży plastikowy certyfikat, na którym jaskrawy hologram przedstawiał mieniącą się tęczowo pięcioramienną gwiazdę.- Tylko tego nam brakowało - mruknął Kerk.I dodał w duchu: Już po naszej forsie! Jasonie, gdzie jesteś!Ocknęli się w zupełnych ciemnościach.Pachniało wilgocią, O było zimno i brakowało tlenu, by odetchnąć pełną piersią.Jason obmacał się i odkrył, że na mocno uszkodzonym lekkim skafandrze, na szczęście, zachowało się całe niezbędne wyposażenie.Nawet pistolet.Jason zaczął od włączenia latarki.Zobaczył, że leżąca obok niego Meta drgnęła, a Troy usiadł i rozejrzał się nieprzytomnie.Jego skafander ucierpiał najmocniej metalizowana tkanina dosłownie wisiała w strzępach.Pomieszczenie było malutkie, szorstka podłoga płynnie przechodziła w równie szorstki sufit, a wszystko przypominało nie tyle celę więzienną, co norę zwierzęcia.Ale po chwili udało mu się odkryć idealnie równą szczelinę, obrysowującą regularny owal.Najprawdopodobniej drzwi, które zaczęły się otwierać, jakby się cofały pod spojrzeniem Jasona.Zasada ich działania była niezrozumiała.Otwór drzwiowy nie tylko uwalniał się od przegrody, wstawionej niczym korek w butelkę, ale również jakoś dziwnie się rozszerzał.Jak płatki przesłony w obiektywie.Ciąg dalszy dziwnych przygód.A kiedy człowiek nie wie, według jakich reguł działa wróg, walka z nim nie ma sensu.Jason nawet nie próbował.Marzył tylko o jednym: wyjaśnić, przynajmniej częściowo, co tu się dzieje.Wtedy pojawi się szansa na ucieczkę.Na razie takiej szansy nie widział, unikał więc wszelkich energicznych działań.Może nawet niepotrzebnie włączył latarkę, ale wyłączenie jej byłoby jeszcze mniej rozsądnym pomysłem.Jason cierpliwie czekał, walcząc z lękiem, do którego już niemal przywykł i który nie wywoływał już nawet bólu głowy.Meta wciąż znajdowała się w szoku.Może nie było to takie najgorsze, bo przynajmniej nie planowała żadnych gwałtownych mchów w najbliższej przyszłości.Czego nie można było powiedzieć o Troyu.Jason nie zdążył powstrzymać młodego pyrrusańskiego uczonego, który strzelił w otwierające się drzwi strugą oślepiającej plazmy.W odpowiedzi błyskawicznie wsunęły się do ciasnego pomieszczenia błyszczące stalowe ręce.Manipulatory - było ich pięć albo sześć - rzeczywiście przypominały kościste, nadmiernie wydłużone ludzkie kończyny z pięciopalczastymi dłońmi.Stalowe ręce błyskawicznie rozbroiły Troya, zdarły z niego resztki skafandra, cisnęły na podłogę i unieruchomiły, wprawnie uciskając kilka stref bólu.Następnie pojawiła się jeszcze jedna ręka ze środkowym palcem ostrym jak skalpel i zabrała się do otwierania jamy brzusznej Pyrrusanina.Troy zaczął krzyczeć, ale ani Jason, ani Meta nie mieli siły, żeby poruszyć choć palcem.To było jak nocny koszmar i potem, we wspomnieniach, Jason nie potrafił wytłumaczyć, czy sparaliżował go strach, czy też osiągnięto ten efekt za pomocą specjalnego oddziaływania.A błyszczący stalowy manipulator wywlekał z brzucha Troya kolejne organy i przekazywał je dalej, przez otwór drzwiowy, za pomocą szeregu takich samych rąk.Troy już nie krzyczał, a tylko chrypiał.I kiedy koszmarny skalpel otworzył lewą stronę klatki piersiowej i przymierzył się do wyjęcia serca, Jason i Meta jednocześnie otrząsnęli się z oszołomienia i bez słowa, równocześnie oddali po strzale w głowę Troya.Nie było sensu strzelać w stalowe łapy, tym bardziej w ich właściciela.Już raz polewali go ogniem tam, na powierzchni.A Troy.Biedny Troy! Nie mogli patrzeć na jego męczarnie.I, może nawet nieświadomie, nie chcieli, żeby głowa Troya dostała się obcym.Przejęcie jego mózgu mogło być naprawdę niebezpieczne.Po strzałach pomieszczenie jakby się poszerzyło, ściany niespodziewanie zaczęły słabo świecić, a latarka stała się niepotrzebna.W otworze drzwi, w miejsce manipulatorów, które znikły, unosząc ze sobą szczątki Troya, pojawiła się znana im czarna postać.Tym razem była znacznie mniejsza i najbardziej przypominała cień człekokształtnej małpy - przygarbionej, barczystej, z wciągniętą w ramiona głową.Jakby czuła się winna, przemknęło przez myśl Jasonowi, tym bardziej że nie emitowała lęku.Jakby cała nienawiść zagadkowej istoty wylała się na nieszczęsnego Troya, a teraz monstrum stało przed nimi i prosiło o wybaczenie jak dziecko, które nabroiło [ Pobierz całość w formacie PDF ]