[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przy kawie porozmawiamy o naszych sprawach.Hoover rączo zerwał się od stołu.Myślał tylko o tym, że im szybciej dowie się, o co chodzi, tym prędzej zacznie działać i będzie mógł niedługo zabrać się do ukochanej pracy.Właściwie już pracował.- Czy pan wie - zapytała gubernator Rolison, gdy przeszli do jej gabinetu - dlaczego nazywają mnie Threear?- Wiem - odparł Hoover i pomyślał, że jeżeli pani gubernator takie ma pojęcie o zdolnościach inspektorów, to sprawa, dla której go wezwała, nie powinna mu zająć więcej niż pół godziny i będzie zmuszony wrócić do domu.- Nie, dopiero następnym rejsem pijaczyny "Goody'ego" - sprostował, przypominając sobie, że jest to jedyny sposób opuszczenia tego zapomnianego przez Federację miejsca.Reprezentacyjnym krążownikiem szos Threear nie dotarłby na End.W gabinecie kawę podała im piskliwa osóbka z centrali łączności i zostali sami.- Sprawa, dla której wezwaliśmy pana, jest nietypowa - zaczął Scopolicky, chcąc ułatwić zadanie pani gubernator.Hoover potulnie skłonił głowę, choć w duchu pomyślał, że pan sekretarz gówno wie, jakie to sprawy są dla inspektorów typowe, a jakie nie.Zmilczał jednak, nie chcąc opóźniać rozwoju wypadków.- Tak - podjęła temat Threear.- Ta sprawa nie będzie prawdopodobnie wymagała od pana żadnych z waszych osławionych umiejętności, nie będzie pan musiał walczyć, posługiwać się skomplikowanym sprzętem, kamuflować, skradać, et cetera.Hoover powtórnie pokornie skłonił głowę na znak zgody, chociaż z dużo większym trudem przyszło mu powstrzymać się od wyrażenia zdania na ten temat.Pogodził się z myślą, że w oczach Romy Ridley Rolison jest skrzyżowaniem Indianina Chytrego Lisa z Supermanem.- Najdziwniejsze, a zarazem najgroźniejsze jest to - ciągnęła Threear - że rzecz dzieje się najzupełniej jawnie, że nikt nie kryje się z przynależnością do Stowarzyszenia, a zarazem jest ono chyba groźne dla całej Federacji.Tak sądzimy.Gubernator spojrzała wyczekująco na Scopolicky'ego, a ten skinął potakująco głową.Hoover pomyślał, że w końcu wie mniej więcej, o co chodzi.Kolejna organizacja, która nie lubi Rządu, uwiła sobie gniazdko w błotach Ampis.- Oni zachowują się tak, jakby wiedzieli, że są nie do pokonania, że są silniejsi i nic im nie grozi.A jednocześnie oficjalnie niczego nie pragną, nie żądają - po prostu spotykają się i medytują.To wszystko, co robią.Hoover zacisnął zęby, policzył pod wyczekującym spojrzeniem obojga rozmówców do dziesięciu, a potem powiedział:- Może zróbmy tak: ja będę zadawał pytania, a wy będziecie odpowiadać.To system sprawdzony od stuleci.Pytanie pierwsze: jakie to stowarzyszenie?- Nazywamy je Stowarzyszeniem Tysiąc.Oni.- Chwileczkę - przerwał Hoover.- Jak są zorganizowani, jaka jest struktura tej grupy?- To jest właśnie najtrudniejsza kwestia - powiedział wahając się Scopolicky - bo z jednej strony niby wszystko o nich wiadomo, a z drugiej.Zresztą, sam pan zobaczy.Na czele Stowarzyszenia stoi Wielki Wąż, który ma pod sobą - choć to wyrażenie niczego nie tłumaczy - dziewięciu Wodników, ci z kolei przewodzą dziewięćdziesięciu Smokom wybranym spośród około dziewięciuset Adeptów, W sumie jest to około tysiąca ludzi, stąd nazwa.- I co pan w tym widzi niezwykłego? - nie wytrzymał Hoover.- Zasada stara jak świat i istniejąca od starożytnego Egiptu po dzisiejsze Wojska Galaktyczne.Liczby tylko różne.Ma pan rację, ale nie w tym jest niezwykłość Tysiąca.Nie wiem czy będę umiał panu wytłumaczyć, na czym to polega.Najkrócej rzecz ujmując, w każdej wymienionej przez pana formacji zasada przekazywania poleceń jest prosta - dowódca wydaje rozkaz swoim oficerom, ci podoficerom, a dalej są żołnierze, którzy rozkaz wykonują i meldunek o tym wraca do głównodowodzącego tą samą drogą.Dla uproszczenia załóżmy, że Stowarzyszenie Tysiąc jest strukturą wojskową.Otóż wtedy mielibyśmy armie, w której poborowi rozkazują oficerom, a nawet marszałkowi!- Anarchia! - prychnął z pogardą i oburzeniem Hoover.- Właśnie że nie! - wykrzyknął Scopolicky.- Stowarzyszenie jest zdyscyplinowane.Moje porównanie z wojskiem nie jest najszczęśliwsze, bo wziąłem je z drugiego bieguna U nich nie ma dowódców, nie ma rozkazów, tylko mnie jest brak słów na określenie tego, co się tam dzieje.To jest nowa struktura władzy! Nie możemy jej pojąć, chociaż każdy z tych ludzi zapytany z osobna stara się nam wytłumaczyć wszystko i dokładnie.Wszyscy oni mówią to samo, tylko my nie rozumiemy.Żeby ich pojąć, trzeba być jednym z nich.A ja się boję, mnie oni przerażają i nie wstąpię tam.To jest właśnie pana zadanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.- Przy kawie porozmawiamy o naszych sprawach.Hoover rączo zerwał się od stołu.Myślał tylko o tym, że im szybciej dowie się, o co chodzi, tym prędzej zacznie działać i będzie mógł niedługo zabrać się do ukochanej pracy.Właściwie już pracował.- Czy pan wie - zapytała gubernator Rolison, gdy przeszli do jej gabinetu - dlaczego nazywają mnie Threear?- Wiem - odparł Hoover i pomyślał, że jeżeli pani gubernator takie ma pojęcie o zdolnościach inspektorów, to sprawa, dla której go wezwała, nie powinna mu zająć więcej niż pół godziny i będzie zmuszony wrócić do domu.- Nie, dopiero następnym rejsem pijaczyny "Goody'ego" - sprostował, przypominając sobie, że jest to jedyny sposób opuszczenia tego zapomnianego przez Federację miejsca.Reprezentacyjnym krążownikiem szos Threear nie dotarłby na End.W gabinecie kawę podała im piskliwa osóbka z centrali łączności i zostali sami.- Sprawa, dla której wezwaliśmy pana, jest nietypowa - zaczął Scopolicky, chcąc ułatwić zadanie pani gubernator.Hoover potulnie skłonił głowę, choć w duchu pomyślał, że pan sekretarz gówno wie, jakie to sprawy są dla inspektorów typowe, a jakie nie.Zmilczał jednak, nie chcąc opóźniać rozwoju wypadków.- Tak - podjęła temat Threear.- Ta sprawa nie będzie prawdopodobnie wymagała od pana żadnych z waszych osławionych umiejętności, nie będzie pan musiał walczyć, posługiwać się skomplikowanym sprzętem, kamuflować, skradać, et cetera.Hoover powtórnie pokornie skłonił głowę na znak zgody, chociaż z dużo większym trudem przyszło mu powstrzymać się od wyrażenia zdania na ten temat.Pogodził się z myślą, że w oczach Romy Ridley Rolison jest skrzyżowaniem Indianina Chytrego Lisa z Supermanem.- Najdziwniejsze, a zarazem najgroźniejsze jest to - ciągnęła Threear - że rzecz dzieje się najzupełniej jawnie, że nikt nie kryje się z przynależnością do Stowarzyszenia, a zarazem jest ono chyba groźne dla całej Federacji.Tak sądzimy.Gubernator spojrzała wyczekująco na Scopolicky'ego, a ten skinął potakująco głową.Hoover pomyślał, że w końcu wie mniej więcej, o co chodzi.Kolejna organizacja, która nie lubi Rządu, uwiła sobie gniazdko w błotach Ampis.- Oni zachowują się tak, jakby wiedzieli, że są nie do pokonania, że są silniejsi i nic im nie grozi.A jednocześnie oficjalnie niczego nie pragną, nie żądają - po prostu spotykają się i medytują.To wszystko, co robią.Hoover zacisnął zęby, policzył pod wyczekującym spojrzeniem obojga rozmówców do dziesięciu, a potem powiedział:- Może zróbmy tak: ja będę zadawał pytania, a wy będziecie odpowiadać.To system sprawdzony od stuleci.Pytanie pierwsze: jakie to stowarzyszenie?- Nazywamy je Stowarzyszeniem Tysiąc.Oni.- Chwileczkę - przerwał Hoover.- Jak są zorganizowani, jaka jest struktura tej grupy?- To jest właśnie najtrudniejsza kwestia - powiedział wahając się Scopolicky - bo z jednej strony niby wszystko o nich wiadomo, a z drugiej.Zresztą, sam pan zobaczy.Na czele Stowarzyszenia stoi Wielki Wąż, który ma pod sobą - choć to wyrażenie niczego nie tłumaczy - dziewięciu Wodników, ci z kolei przewodzą dziewięćdziesięciu Smokom wybranym spośród około dziewięciuset Adeptów, W sumie jest to około tysiąca ludzi, stąd nazwa.- I co pan w tym widzi niezwykłego? - nie wytrzymał Hoover.- Zasada stara jak świat i istniejąca od starożytnego Egiptu po dzisiejsze Wojska Galaktyczne.Liczby tylko różne.Ma pan rację, ale nie w tym jest niezwykłość Tysiąca.Nie wiem czy będę umiał panu wytłumaczyć, na czym to polega.Najkrócej rzecz ujmując, w każdej wymienionej przez pana formacji zasada przekazywania poleceń jest prosta - dowódca wydaje rozkaz swoim oficerom, ci podoficerom, a dalej są żołnierze, którzy rozkaz wykonują i meldunek o tym wraca do głównodowodzącego tą samą drogą.Dla uproszczenia załóżmy, że Stowarzyszenie Tysiąc jest strukturą wojskową.Otóż wtedy mielibyśmy armie, w której poborowi rozkazują oficerom, a nawet marszałkowi!- Anarchia! - prychnął z pogardą i oburzeniem Hoover.- Właśnie że nie! - wykrzyknął Scopolicky.- Stowarzyszenie jest zdyscyplinowane.Moje porównanie z wojskiem nie jest najszczęśliwsze, bo wziąłem je z drugiego bieguna U nich nie ma dowódców, nie ma rozkazów, tylko mnie jest brak słów na określenie tego, co się tam dzieje.To jest nowa struktura władzy! Nie możemy jej pojąć, chociaż każdy z tych ludzi zapytany z osobna stara się nam wytłumaczyć wszystko i dokładnie.Wszyscy oni mówią to samo, tylko my nie rozumiemy.Żeby ich pojąć, trzeba być jednym z nich.A ja się boję, mnie oni przerażają i nie wstąpię tam.To jest właśnie pana zadanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]