[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znam takie rzeczy, wobec których cała twoja wiedza wydałaby sięśmieszna, gdybym chciała o nich mówić."Dziecko wyciągało ku jej twarzy niecierpliwe paluszki, a ona zginała je i prostowała. Poczekaj trochę powiedziała. Doktorzy nie wszystko wiedzą.Poczekaj trochę,Ryszardzie.Będziemy jeszcze mieli dzieci. Wsunęła rękę pod pieluszkę chłopczyka.Ryszard wyszedł z jej pokoju i siadł na frontowych stopniach.Za nim dom znowupulsował życiem, a jeszcze kilka minut temu zdawał się cichy i martwy.Tysiące rzeczy było dozrobienia.Bukszpanowy żywopłot, który utrzymywał ogród w ryzach, nie był strzyżony odsześciu miesięcy.Dawno już temu przygotował pod trawnik ziemię, która czekała nasienia.Niewybrał jeszcze miejsca na suszenie bielizny.Tuż przy nim była poręcz frontowych schodów.Położył na niej dłoń i gładził ją, jakby była wygiętą szyją konia.Whiteside owie stali się w Pastwiskach Niebieskich pierwszą rodziną niemal od dnia, gdysię tu osiedlili.Byli wykształceni, mieli dobrą farmę i choć niezbyt bogaci, nie odczuwali brakupieniędzy.A co najważniejsze, żyli wygodnie w pięknym domu.Ten dom był symbolem ichrodziny przestronny, zbytkowny jak na tamte czasy, ciepły, gościnny i biały.Jego rozmiarydawały wrażenie solidności, ale jego biały, zawsze czysty i świeży kolor wywyższał go ponadinne domy w dolinie i górował nad nimi, podobnie jak nadreński zamek góruje nad przyległąwioską.Rodziny żyjące w Pastwiskach zawsze podziwiały ten biały dom, a także czuły siępewniejsze, bezpieczniejsze, bo tu był.Zawierał w sobie autorytet i kulturę, zdrowy sąd i dobreobyczaje.Sam widok tego domu był dla sąsiadów zapewnieniem, że Ryszard Whiteside jestdżentelmenem, że nie postąpi nigdy w sposób niski, okrutny lub nie przemyślany.Byli dumni ztego domu, jak drobni dzierżawcy w jakimś księstwie bywali dumni z książęcej siedziby.Choćniektórzy sąsiedzi wzbogacili się bardziej niż Whiteside, to jednak zdawali sobie sprawę, że niemogliby zbudować takiego domu, nawet gdyby go najdokładniej skopiowali.I głównie z powodutego domu Ryszard stał się w Pastwiskach wyrocznią obyczajów, a z biegiem czasu równieżjakby nieoficjalnym sędzią we wszelkich drobnych sporach.Zaufanie, jakim się cieszył, zrodziłow Ryszardzie ojcowskie uczucie dla całej doliny.Gdy się postarzał, zaczął uważać wszystkiesprawy doliny za swoje własne i ludzie dumni byli, że tak się stało.Przeszło pięć lat, zanim intuicja powiedziała Alicji, że może mieć drugie dziecko. Zawołam doktora rzekł Ryszard, gdy mu się z tego zwierzyła. Doktor będziewiedział, czy to jest bezpieczne, czy nie. Nie, Ryszardzie.Doktorzy nie wiedzą.Mówię ci, kobiety lepiej się na tym znają niżdoktorzy.Ryszard posłuchał jej, bo bał się tego, co doktor może powiedzieć. To jest boskie ziarno tłumaczył sobie. Natura zaszczepiła w kobiecie tę wewnętrznąwiedzę po to, żeby gatunek mógł się rozmnażać.Przez sześć miesięcy wszystko było dobrze, potem w domu zapanowała choroba.Doktor,gdy go w końcu wezwano, był tak rozgniewany, że nie chciał mówić z Ryszardem.Czas porodubył czasem grozy.Ryszard siedział przy kominku ściskając poręcz fotela i nasłuchiwał słabegokrzyku dochodzącego z sypialni na górze.Twarz mu poszarzała.Po wielu godzinach krzykucichł.Ryszard był tak przytłoczony lękiem, że nawet nie podniósł oczu, kiedy doktor wszedł dobawialni. Niech pan wyciągnie butelkę rzekł zmęczonym głosem doktor. Napijmy się za pana,głupcze! Niech pana wszyscy diabli.Ryszard dalej na niego nie patrzył i nie odpowiadał.Doktor wymyślał mu jeszcze przezchwilę.Potem złagodniał. Pańska żona nie umarła.Bóg raczy wiedzieć dlaczego.To, przez co przeszła, zabiłobypluton żołnierzy.Te słabe kobiety! Mają niespożytą żywotność.Ale dziecko nie żyje. Naglepoczuł chęć ukarania Ryszarda.za to, że nie usłuchał jego zaleceń. Nie zostało nawet tyle, żebypochować.Odwrócił się i szybko wyszedł, bo złościło go, że mu tak bardzo jego żal.Alicja stała się kaleką.Mały John nigdy jej nie znał innej.Odkąd pamiętał, zawsze ojciecwnosił ją po schodach na górę i znosił na dół.Alicja rzadko się odzywała, ale coraz częściejzagadkowy i mądry uśmiech zjawiał się w jej oczach.Lecz mimo swej słabości, dobrzezarządzała domem.Nieokrzesane wiejskie dziewczyny, które służbę w domu Whiteside'owtraktowały jako najlepsze przygotowanie do małżeństwa, przychodziły do niej przed każdymposiłkiem po dyspozycje.Alicja ze swego łóżka lub fotela na biegunach prowadziła cały dom.Co wieczór Ryszard zanosił ją do sypialni.Gdy leżała na białych poduszkach, przysuwał krzesło, siadał przy łóżku i gładził jej dłoń,póki nie zasnęła.Co wieczór pytała: Jesteś zadowolony, Ryszardzie? Jestem zadowolony mówił.Opowiadał jej o farmie i o ludziach z doliny.Był to raport ze zdarzeń dnia.Gdy mówił,na jej twarzy pojawiał się uśmiech i trwał, aż oczy jej się zamknęły.Ryszard zdmuchiwał lampę.Taki był codzienny rytuał.Kiedy John skończył dziesięć lat, rodzice wyprawili mu urodzinowe przyjęcie.Przyszływszystkie dzieci z doliny i krążąc na palcach po całym domu przyglądały się wspaniałościom,które znały dotąd ze słyszenia.Alicja siedziała na werandzie. Nie musicie się tak cicho zachowywać powiedziała. Biegajcie sobie i bawcie sięswobodnie.Ale one nie potrafiły biegać i krzyczeć w domu Whiteside'ow.Byłoby to jak biegać ikrzyczeć w kościele.Kiedy obeszły już wszystkie pokoje, nie mogły dłużej wytrzymać.Przeniosły się do stodoły, skąd ich wrzaski dochodziły na werandę, gdzie siedziała uśmiechniętaAlicja.Tego wieczoru, leżąc w łóżku, zapytała: Jesteś zadowolony, Ryszardzie?Na jego twarzy wciąż jeszcze było rozbawienie. Jestem zadowolony powiedział. Nie powinieneś martwić się o to, czy będą jeszcze dzieci mówiła dalej. Poczekajtrochę.Wszystko obróci się na dobre [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Znam takie rzeczy, wobec których cała twoja wiedza wydałaby sięśmieszna, gdybym chciała o nich mówić."Dziecko wyciągało ku jej twarzy niecierpliwe paluszki, a ona zginała je i prostowała. Poczekaj trochę powiedziała. Doktorzy nie wszystko wiedzą.Poczekaj trochę,Ryszardzie.Będziemy jeszcze mieli dzieci. Wsunęła rękę pod pieluszkę chłopczyka.Ryszard wyszedł z jej pokoju i siadł na frontowych stopniach.Za nim dom znowupulsował życiem, a jeszcze kilka minut temu zdawał się cichy i martwy.Tysiące rzeczy było dozrobienia.Bukszpanowy żywopłot, który utrzymywał ogród w ryzach, nie był strzyżony odsześciu miesięcy.Dawno już temu przygotował pod trawnik ziemię, która czekała nasienia.Niewybrał jeszcze miejsca na suszenie bielizny.Tuż przy nim była poręcz frontowych schodów.Położył na niej dłoń i gładził ją, jakby była wygiętą szyją konia.Whiteside owie stali się w Pastwiskach Niebieskich pierwszą rodziną niemal od dnia, gdysię tu osiedlili.Byli wykształceni, mieli dobrą farmę i choć niezbyt bogaci, nie odczuwali brakupieniędzy.A co najważniejsze, żyli wygodnie w pięknym domu.Ten dom był symbolem ichrodziny przestronny, zbytkowny jak na tamte czasy, ciepły, gościnny i biały.Jego rozmiarydawały wrażenie solidności, ale jego biały, zawsze czysty i świeży kolor wywyższał go ponadinne domy w dolinie i górował nad nimi, podobnie jak nadreński zamek góruje nad przyległąwioską.Rodziny żyjące w Pastwiskach zawsze podziwiały ten biały dom, a także czuły siępewniejsze, bezpieczniejsze, bo tu był.Zawierał w sobie autorytet i kulturę, zdrowy sąd i dobreobyczaje.Sam widok tego domu był dla sąsiadów zapewnieniem, że Ryszard Whiteside jestdżentelmenem, że nie postąpi nigdy w sposób niski, okrutny lub nie przemyślany.Byli dumni ztego domu, jak drobni dzierżawcy w jakimś księstwie bywali dumni z książęcej siedziby.Choćniektórzy sąsiedzi wzbogacili się bardziej niż Whiteside, to jednak zdawali sobie sprawę, że niemogliby zbudować takiego domu, nawet gdyby go najdokładniej skopiowali.I głównie z powodutego domu Ryszard stał się w Pastwiskach wyrocznią obyczajów, a z biegiem czasu równieżjakby nieoficjalnym sędzią we wszelkich drobnych sporach.Zaufanie, jakim się cieszył, zrodziłow Ryszardzie ojcowskie uczucie dla całej doliny.Gdy się postarzał, zaczął uważać wszystkiesprawy doliny za swoje własne i ludzie dumni byli, że tak się stało.Przeszło pięć lat, zanim intuicja powiedziała Alicji, że może mieć drugie dziecko. Zawołam doktora rzekł Ryszard, gdy mu się z tego zwierzyła. Doktor będziewiedział, czy to jest bezpieczne, czy nie. Nie, Ryszardzie.Doktorzy nie wiedzą.Mówię ci, kobiety lepiej się na tym znają niżdoktorzy.Ryszard posłuchał jej, bo bał się tego, co doktor może powiedzieć. To jest boskie ziarno tłumaczył sobie. Natura zaszczepiła w kobiecie tę wewnętrznąwiedzę po to, żeby gatunek mógł się rozmnażać.Przez sześć miesięcy wszystko było dobrze, potem w domu zapanowała choroba.Doktor,gdy go w końcu wezwano, był tak rozgniewany, że nie chciał mówić z Ryszardem.Czas porodubył czasem grozy.Ryszard siedział przy kominku ściskając poręcz fotela i nasłuchiwał słabegokrzyku dochodzącego z sypialni na górze.Twarz mu poszarzała.Po wielu godzinach krzykucichł.Ryszard był tak przytłoczony lękiem, że nawet nie podniósł oczu, kiedy doktor wszedł dobawialni. Niech pan wyciągnie butelkę rzekł zmęczonym głosem doktor. Napijmy się za pana,głupcze! Niech pana wszyscy diabli.Ryszard dalej na niego nie patrzył i nie odpowiadał.Doktor wymyślał mu jeszcze przezchwilę.Potem złagodniał. Pańska żona nie umarła.Bóg raczy wiedzieć dlaczego.To, przez co przeszła, zabiłobypluton żołnierzy.Te słabe kobiety! Mają niespożytą żywotność.Ale dziecko nie żyje. Naglepoczuł chęć ukarania Ryszarda.za to, że nie usłuchał jego zaleceń. Nie zostało nawet tyle, żebypochować.Odwrócił się i szybko wyszedł, bo złościło go, że mu tak bardzo jego żal.Alicja stała się kaleką.Mały John nigdy jej nie znał innej.Odkąd pamiętał, zawsze ojciecwnosił ją po schodach na górę i znosił na dół.Alicja rzadko się odzywała, ale coraz częściejzagadkowy i mądry uśmiech zjawiał się w jej oczach.Lecz mimo swej słabości, dobrzezarządzała domem.Nieokrzesane wiejskie dziewczyny, które służbę w domu Whiteside'owtraktowały jako najlepsze przygotowanie do małżeństwa, przychodziły do niej przed każdymposiłkiem po dyspozycje.Alicja ze swego łóżka lub fotela na biegunach prowadziła cały dom.Co wieczór Ryszard zanosił ją do sypialni.Gdy leżała na białych poduszkach, przysuwał krzesło, siadał przy łóżku i gładził jej dłoń,póki nie zasnęła.Co wieczór pytała: Jesteś zadowolony, Ryszardzie? Jestem zadowolony mówił.Opowiadał jej o farmie i o ludziach z doliny.Był to raport ze zdarzeń dnia.Gdy mówił,na jej twarzy pojawiał się uśmiech i trwał, aż oczy jej się zamknęły.Ryszard zdmuchiwał lampę.Taki był codzienny rytuał.Kiedy John skończył dziesięć lat, rodzice wyprawili mu urodzinowe przyjęcie.Przyszływszystkie dzieci z doliny i krążąc na palcach po całym domu przyglądały się wspaniałościom,które znały dotąd ze słyszenia.Alicja siedziała na werandzie. Nie musicie się tak cicho zachowywać powiedziała. Biegajcie sobie i bawcie sięswobodnie.Ale one nie potrafiły biegać i krzyczeć w domu Whiteside'ow.Byłoby to jak biegać ikrzyczeć w kościele.Kiedy obeszły już wszystkie pokoje, nie mogły dłużej wytrzymać.Przeniosły się do stodoły, skąd ich wrzaski dochodziły na werandę, gdzie siedziała uśmiechniętaAlicja.Tego wieczoru, leżąc w łóżku, zapytała: Jesteś zadowolony, Ryszardzie?Na jego twarzy wciąż jeszcze było rozbawienie. Jestem zadowolony powiedział. Nie powinieneś martwić się o to, czy będą jeszcze dzieci mówiła dalej. Poczekajtrochę.Wszystko obróci się na dobre [ Pobierz całość w formacie PDF ]