[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Na​tu​ral​nie.Gmach komisariatu policji w Hamburgu miał kształt cylindra – z atrium w centralnej częścii rozchodzącymi się promieniście skrzydłami.Koncepcja architekta zakładała, że projekt będzielustrzanym odbiciem policyjnej gwiazdy.Fabel i Müller-Voigt podążali lekko skręcającymkorytarzem w kierunku windy, prowadząc niezobowiązującą konwersację.Fabel jechał zaledwiedwa piętra w dół.Gdy tylko wsiedli do windy, postawa Müllera-Voigta uległa całkowitej zmianie.Stał się wyraźnie podenerwowany, choć Fabel nie przypominał sobie, by senator kiedykolwiek siętak za​cho​wy​wał.– Niech pan mnie posłucha, Fa​bel.Muszę z pa​nem pomówić, i to pil​nie.– O czym?– To długa hi​sto​ria, ale to sza​le​nie istot​ne.Na​prawdę po​trze​buję pańskiej po​mo​cy.– Nie ro​zu​miem.Ma pan na myśli pro​fe​sjo​nalną po​moc?– Tak.Nie.Być może.To sprawa życia lub śmierci.To coś, co chciałbym, żeby na raziezostało między nami.Zrozumie pan, kiedy porozmawiamy.Czy może pan dziś wieczorem przyjechaćdo mnie do domu? Gdzieś około wpół do ósmej?Fa​bel pod​niósł wyżej akta.– Miałem za​miar zająć się czy​ta​niem.– To ważniej​sza spra​wa, Fa​bel.Winda zjechała na poziom, na którym mieścił się Wydział Zabójstw.Drzwi rozsunęły się i Fabelwy​siadł, lecz wy​sunął rękę, aby za​po​biec za​mknięciu się win​dy.– Jeśli to coś ofi​cjal​ne​go.– Niech pan się zgodzi, Fabel.Naprawdę muszę z panem pogadać.Nie mam nikogo pozapa​nem.Czy ze​chce pan to dla mnie zro​bić?Fa​bel przez mo​ment spoglądał na se​na​to​ra.– Przyjdę – po​wie​dział, a po​tem za​brał rękę, po​zwa​lając, by drzwi się za​mknęły.Kiedy szedł korytarzem w stronę swojego biura, prześladował go widok twarzy Müllera-Voigta.Nigdy dotąd nie widział, żeby polityk był tak zdenerwowany.Nawet wówczas, gdy przesłuchiwał gojako po​ten​cjal​ne​go po​dej​rza​ne​go w śledz​twie w spra​wie mor​der​stwa.Najbardziej nie dawała mu spokoju myśl, że Müller-Voigt wcale nie wyglądał nazde​ner​wo​wa​ne​go.Wyglądał na prze​rażone​go jak dia​bli.ROZ​DZIAŁ 11Niels Freese czekał pod drzewem na rogu ulicy i od czasu do czasu spoglądał na znajdującą sięnaprzeciwko kawiarnię.W ręku ściskał czarną sportową torbę, ciasno obejmując palcami jejplastikową rączkę.Dziś ubrał się w ciemną, luźną kurtkę wojskową oraz dżinsy, a na czubek wąskiej,długiej głowy wsadził wełnianą czapkę, która w rzeczywistości była zwiniętą kominiarką, jakiejużywa się podczas jazdy na nartach.Kiedy nadejdzie właściwy moment, łatwo można ściągnąć jąw dół, żeby za​kryć rysy twa​rzy.Ten mo​ment właśnie nad​cho​dził.Szybko sprawdził, czy Harald wciąż jest na swoim miejscu i czy silnik kradzionego motocyklacyka miarowo, a potem zacisnął dłoń dookoła rękojeści naładowanego automatycznego pistoletui z po​wro​tem skon​cen​tro​wał uwagę na nad​jeżdżającym mer​ce​de​sie.Niels Freese miał dwadzieścia osiem lat i był tak naładowany gniewem, jak tylko może byćczłowiek w jego wieku.Właściwie gniew to nie jest wystarczająco mocne słowo ani odpowiednioszerokie pojęcie, by oddać emocje, które targały Nielsem, kiedy tak stał i czekał, aż luksusowysamochód zaparkuje pod kawiarnią.Był jak człowiek obdarzony wzrokiem w świecie samychślepców.Ślepców, którzy utracili zdolność widzenia na własne życzenie.Jednak z drugiej stronyprzez całe swo​je życie Niels wszyst​ko po​strze​gał in​a​czej niż zwy​kli lu​dzie.To właśnie gniew i frustracja Nielsa zwróciły uwagę Strażników Gai, którzy zdołali okiełznać teuczucia, nadać im określony kształt i spożytkować do własnych celów.Niels był chodzącym – alboraczej kulejącym – przykładem, jaką szkodę może wyrządzić naturze aroganckie postępowanieczłowieka.Lekarze usiłowali mu wmówić, że stało się tak z innego powodu, lecz Niels wiedział –po prostu wie​dział – że to chemikalia wykorzystywane w fabryce, w której pracowała jego matka,były przy​czyną pro​blemów przy po​ro​dzie, co skończyło się dla nie​go uszko​dze​niem mózgu.I wcale nie chodziło o to, że stał się jakimś głuptasem: uszkodzenie dotyczyło sprawneurologicznych i spowodowało niewielki paraliż, przez który Niels trochę utykał.Objawiało się totakże w inny sposób, i to rzeczywiśćie sprawiało mu mnóstwo kłopotów.Przez całe życie Niels miałtrudności z przetwarzaniem informacji, przez co nie był zdolny do natychmiastowych reakcji na to, codziało się w jego otoczeniu.Przez to pojawiły się pewne niewielkie „problemy rozwojowe”, jakokreślali je lekarze.Poza tym zdarzało mu się déjà vu.Oczywiście każdy od czasu do czasu tegodoświadcza, lecz Nielsowi zdarzało się to codziennie, nieraz po dwadzieścia razy w ciągu dnia.Zupełnie jakby obwody w jego mózgu splątały się, co wywoływało krótkie spięcie; na pewnymetapie déjà vu rozwinęło się w pełnowymiarową, powtarzającą się paramnezję.Wkrótce poukończeniu dziesięciu lat Niels doświadczył epizodów depersonalizacji, podczas których wierzył, żetak naprawdę wcale nie istnieje.Tak samo miewał urojenia, że wcale nie mieszka w swoimprawdziwym domu, lecz w jego doskonałej replice, i że ta replika w rzeczywistości znajduje sięo miliony lat świetlnych od realnego świata.Na pewien czas zabrano go z domu na oddziałpsychiatryczny w Hamburg Eilbeek Hospital, gdzie leczono go litem, a później immunoglobulinamii kortykosteroidami.Przywidzenia powoli zaczęły słabnąć, choć nigdy nie znikły zupełnie, ale Nielsna​uczył się dawać so​bie z nimi radę.Epi​zo​dy déjà vu po​zo​stały jed​nak tak samo ostre.Choroba umysłowa odseparowała Nielsa od rówieśników w szkole i skończyło się na tym, żedorastał, nie mając przyjaciół i wyłączony z towarzystwa [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl