[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dlaczego pan pyta?- Czy jest pan pewien, że nikt inny nie był zamieszany w to przeniesienie?- Nie wiem, Niełatwo było to załatwić z Wydziałem Personalnym.- A co z Forbushe'em? Admirał potrząsnął głową.- Kiedy Pilcher został przeniesiony do pańskiego biura? - chciał wiedzieć Benjamin.- Mniej więcej rok temu.- Mógłby pan sprawdzić w Personalnym? - spytał Markham.- Czego miałbym szukać?- Wszystkiego, co wydaje się dziwne - zmiany w normalnej procedurze przenoszenia oficera z jednego zadania do drugiego - powiedział Benjamin.- Myśli pan.Benjamin uśmiechnął się.- Gdy trzeba wykonać specjalne zadanie, umieszczenie odpowiednich ludzi w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu wymaga pewnych zabiegów.A ci ludzie z pewnością mieli tego rodzaju zadanie specjalne.A zatem nie musi pan przemawiać w telewizji dziś wieczorem - powiedział Hubbered, stając przed biurkiem prezydenta.Ten wskazał mu krzesło.- Usiądź, Brett.Wyglądasz na zupełnie wykończonego.Hubbered usiadł.- Te ostatnie dwa dni były wyczerpujące.Nie jestem zupełnie pewien, czy rozumiem, dlaczego odwołał pan stan pełnej gotowości.Prezydent pochylił się do przodu, oparł łokcie na biurku i powiedział:- Rosjanie nie byli w to zamieszani.- Ale Pietrow był agentem KGB i miał powiązania z Tullem i Forbushe'em.Prezydent potrząsnął głową.- Pietrow był podwójnym agentem.Pracował dla.Brett, czy czujesz się dobrze?- Chyba się zaziębiłem - odpowiedział Hubbered.- Wezwę mojego lekarza - prezydent sięgnął po telefon.- Nie ma potrzeby - powstrzymał go Hubbered.- Wydaje mi się, że przede wszystkim potrzebuję snu.Jeżeli mógłby mnie pan zwolnić na resztę popołudnia, pojechałbym do domu i trochę się przespał.- Masz moje błogosławieństwo - powiedział prezydent.- Niech jeden z twoich ludzi powiadomi stacje radiowe i telewizyjne, że nie będę dzisiaj przemawiać.Wyprostował się.- Nie możesz sobie wyobrazić, jak wspaniale się czuję w tej chwili.- Naturalnie podzielam pańskie uczucia - odparł Hubbered, podchodząc do drzwi.- Dbaj o siebie, Brett - pożegnał go prezydent.- Właśnie to zamierzam zrobić - brzmiała odpowiedź.Biuro Lotza znajdowało się w Hotelu Watergate.Lotz miał gruby dywan i wspaniały widok na rzekę.Miał także piękną, ciemnowłosą sekretarkę i ujmujący uśmiech.- Czym mogę panu służyć? - spytał, witając się z nimi i wskazując głębokie klubowe fotele ustawione wokół szklanego stolika, co miało nadać rozmowie mniej oficjalny charakter.- To ja aresztowałem pańskiego przyjaciela Lucky'ego - powiedział Benjamin, uśmiechając się do Lotza.- A pan go wyciągnął - dodał Markham.Lotz zamarł; potem na jego usta wypełzł krzywy uśmieszek.- Mam nadzieję, że panowie nie mają żadnych zastrzeżeń - powiedział.- Wszystko dokonało się zgodnie z prawem.- Nigdy w to nie wątpiliśmy - zapewnił go Benjamin.- A zatem nie rozumiem celu wizyty panów - Markham nagle wstał i podszedł do okna.- Proszę sobie wyobrazić - powiedział - do rzeki jest dwadzieścia pięter.Podszedł do drzwi i zamknął je.- Co pan wyprawia? - spytał Lotz, wstając.Benjamin wstał pierwszy i uderzył go pięścią w brzuch.Lotz zgiął się wpół i osunął na fotel.- Jesteś skończony - wysapał.Ból wykrzywiał mu twarz, a z oczu pociekły łzy.-Obaj.Benjamin uderzył go w twarz.Po brodzie Lotza pociekła krew.- Dobrze - powiedział Markham - teraz wiesz, kim jesteśmy, a my wiemy, kim ty jesteś.Prawnik potrząsnął głową.Benjamin schwycił krawat Lotza, owinął go sobie dookoła ręki i mocno nim szarpnął.- Powiedz nam o swoich powiązaniach z Libijczykami.- Mój kark- Złamię ci ten pieprzony kark - warknął Benjamin - jeżeli nie powiesz mi wszystkiego, co wiesz o roli Libii w porwaniu C-1- Podprowadź go do okna - zaproponował Markham - Wyrzucimy skurwysyna!Nagle na spodniach Lotza pojawiła się mokra plama.- Zlał się w spodnie! - wykrzyknął drwiąco Markham.- Obaj moglibyście być milionerami - powiedział Lotz.- Nie rozumie - rzucił Benjamin.- Po prostu nie rozumie, że strasznie wpadł i że nie może niczego zaproponować, bo nie ma niczego do zaproponowania.Lotz podniósł oczy.- Lucky był łącznikiem Forbushe'a.- Dobry początek - powiedział Markham.- Powiedz nam więcej.- Forbushe pracuje dla rządu libijskiego.- To znaczy jest szpiegiem?- Takim jak ty - dorzucił Benjamin.- A Tull? - pytał dalej Markham.- Też - powiedział Lotz, sapiąc głośno.- Kto ich zwerbował?- Forbushe sam się zgłosił.Wierzy w sprawę arabską.Pomimo z angielska brzmiącego nazwiska jest Arabem.Jego rodzice byli Arabami.- A co z Tullem? Lotz potrząsnął głową.- Nie miałem z nim do czynienia Kierował nim ktoś inny.Markham złapał go za włosy i pociągnął go w tył, gdy zadzwonił telefon.- Ocalony przez dzwonek - skomentował.Wyposażony w głośnik telefon stał na stoliku.- Odbierz - polecił Benjamin.- To pan Hubbered - powiedziała sekretarka.- Chce się z panem jak najszybciej zobaczyć w swoim domu.Mówi, że to pilne.Lotz podziękował i rozłączył się.Benjamin uśmiechnął się szeroko.- Bezsprzecznie zna pan niektóre ważne osobistości w tym mieście, prawda?Po czym powiedział:- Jestem pewien, że masz tu zapasowe ubranie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Dlaczego pan pyta?- Czy jest pan pewien, że nikt inny nie był zamieszany w to przeniesienie?- Nie wiem, Niełatwo było to załatwić z Wydziałem Personalnym.- A co z Forbushe'em? Admirał potrząsnął głową.- Kiedy Pilcher został przeniesiony do pańskiego biura? - chciał wiedzieć Benjamin.- Mniej więcej rok temu.- Mógłby pan sprawdzić w Personalnym? - spytał Markham.- Czego miałbym szukać?- Wszystkiego, co wydaje się dziwne - zmiany w normalnej procedurze przenoszenia oficera z jednego zadania do drugiego - powiedział Benjamin.- Myśli pan.Benjamin uśmiechnął się.- Gdy trzeba wykonać specjalne zadanie, umieszczenie odpowiednich ludzi w odpowiednim czasie w odpowiednim miejscu wymaga pewnych zabiegów.A ci ludzie z pewnością mieli tego rodzaju zadanie specjalne.A zatem nie musi pan przemawiać w telewizji dziś wieczorem - powiedział Hubbered, stając przed biurkiem prezydenta.Ten wskazał mu krzesło.- Usiądź, Brett.Wyglądasz na zupełnie wykończonego.Hubbered usiadł.- Te ostatnie dwa dni były wyczerpujące.Nie jestem zupełnie pewien, czy rozumiem, dlaczego odwołał pan stan pełnej gotowości.Prezydent pochylił się do przodu, oparł łokcie na biurku i powiedział:- Rosjanie nie byli w to zamieszani.- Ale Pietrow był agentem KGB i miał powiązania z Tullem i Forbushe'em.Prezydent potrząsnął głową.- Pietrow był podwójnym agentem.Pracował dla.Brett, czy czujesz się dobrze?- Chyba się zaziębiłem - odpowiedział Hubbered.- Wezwę mojego lekarza - prezydent sięgnął po telefon.- Nie ma potrzeby - powstrzymał go Hubbered.- Wydaje mi się, że przede wszystkim potrzebuję snu.Jeżeli mógłby mnie pan zwolnić na resztę popołudnia, pojechałbym do domu i trochę się przespał.- Masz moje błogosławieństwo - powiedział prezydent.- Niech jeden z twoich ludzi powiadomi stacje radiowe i telewizyjne, że nie będę dzisiaj przemawiać.Wyprostował się.- Nie możesz sobie wyobrazić, jak wspaniale się czuję w tej chwili.- Naturalnie podzielam pańskie uczucia - odparł Hubbered, podchodząc do drzwi.- Dbaj o siebie, Brett - pożegnał go prezydent.- Właśnie to zamierzam zrobić - brzmiała odpowiedź.Biuro Lotza znajdowało się w Hotelu Watergate.Lotz miał gruby dywan i wspaniały widok na rzekę.Miał także piękną, ciemnowłosą sekretarkę i ujmujący uśmiech.- Czym mogę panu służyć? - spytał, witając się z nimi i wskazując głębokie klubowe fotele ustawione wokół szklanego stolika, co miało nadać rozmowie mniej oficjalny charakter.- To ja aresztowałem pańskiego przyjaciela Lucky'ego - powiedział Benjamin, uśmiechając się do Lotza.- A pan go wyciągnął - dodał Markham.Lotz zamarł; potem na jego usta wypełzł krzywy uśmieszek.- Mam nadzieję, że panowie nie mają żadnych zastrzeżeń - powiedział.- Wszystko dokonało się zgodnie z prawem.- Nigdy w to nie wątpiliśmy - zapewnił go Benjamin.- A zatem nie rozumiem celu wizyty panów - Markham nagle wstał i podszedł do okna.- Proszę sobie wyobrazić - powiedział - do rzeki jest dwadzieścia pięter.Podszedł do drzwi i zamknął je.- Co pan wyprawia? - spytał Lotz, wstając.Benjamin wstał pierwszy i uderzył go pięścią w brzuch.Lotz zgiął się wpół i osunął na fotel.- Jesteś skończony - wysapał.Ból wykrzywiał mu twarz, a z oczu pociekły łzy.-Obaj.Benjamin uderzył go w twarz.Po brodzie Lotza pociekła krew.- Dobrze - powiedział Markham - teraz wiesz, kim jesteśmy, a my wiemy, kim ty jesteś.Prawnik potrząsnął głową.Benjamin schwycił krawat Lotza, owinął go sobie dookoła ręki i mocno nim szarpnął.- Powiedz nam o swoich powiązaniach z Libijczykami.- Mój kark- Złamię ci ten pieprzony kark - warknął Benjamin - jeżeli nie powiesz mi wszystkiego, co wiesz o roli Libii w porwaniu C-1- Podprowadź go do okna - zaproponował Markham - Wyrzucimy skurwysyna!Nagle na spodniach Lotza pojawiła się mokra plama.- Zlał się w spodnie! - wykrzyknął drwiąco Markham.- Obaj moglibyście być milionerami - powiedział Lotz.- Nie rozumie - rzucił Benjamin.- Po prostu nie rozumie, że strasznie wpadł i że nie może niczego zaproponować, bo nie ma niczego do zaproponowania.Lotz podniósł oczy.- Lucky był łącznikiem Forbushe'a.- Dobry początek - powiedział Markham.- Powiedz nam więcej.- Forbushe pracuje dla rządu libijskiego.- To znaczy jest szpiegiem?- Takim jak ty - dorzucił Benjamin.- A Tull? - pytał dalej Markham.- Też - powiedział Lotz, sapiąc głośno.- Kto ich zwerbował?- Forbushe sam się zgłosił.Wierzy w sprawę arabską.Pomimo z angielska brzmiącego nazwiska jest Arabem.Jego rodzice byli Arabami.- A co z Tullem? Lotz potrząsnął głową.- Nie miałem z nim do czynienia Kierował nim ktoś inny.Markham złapał go za włosy i pociągnął go w tył, gdy zadzwonił telefon.- Ocalony przez dzwonek - skomentował.Wyposażony w głośnik telefon stał na stoliku.- Odbierz - polecił Benjamin.- To pan Hubbered - powiedziała sekretarka.- Chce się z panem jak najszybciej zobaczyć w swoim domu.Mówi, że to pilne.Lotz podziękował i rozłączył się.Benjamin uśmiechnął się szeroko.- Bezsprzecznie zna pan niektóre ważne osobistości w tym mieście, prawda?Po czym powiedział:- Jestem pewien, że masz tu zapasowe ubranie [ Pobierz całość w formacie PDF ]