[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z każdym krokiem w głowie czuł pul­sujący ból.“Przyjaźń.Och, już to widzę.Wielkie nieba, Van” - przyganiał sam sobie.- Sam doskonale wiesz, że szu­kasz pretekstów, żeby się z nim jak najczęściej spotykać.”Wreszcie powiał wiatr, silny wiatr wyginający konary drzew.Vanyel rozgrzał się już trochę szybkim spacerem, lecz chociaż miło było czuć na czole chłodne powietrze, drżał od niego.“Cóż, nikomu to nie szkodzi, poza mną.Nie ulega wątpliwości, że zaprzągłem w to całą moją zdolność panowania nad sobą.”Niepokoiła go głębia tego zainteresowania młodym bar­dem, i wcale nie dlatego, żeby był przekonany, iż chłopiec ugania się za nim z uwielbienia dla jego bohaterstwa.Kiedy zaczęła zapadać noc i w oknach pałacu jęły zapalać się światła, uprzytomnił sobie, że w ciągu ostatnich kilku tygo­dni jego związek ze Stefenem wprawiał go w coraz większe zakłopotanie.Gwiazdy pojawiły się na długo, zanim dotarł do furtki pałacowych ogrodów, popatrzył więc na nie z ża­lem, że w ich konstelacjach nie może wyczytać odpowiedzi na swe pytania.“Nic z tego nie rozumiem.Tak bardzo pragnę się o niego troszczyć.aż za bardzo.Odnoszę wrażenie jakbym zdra­dzał pamięć Lendela.”Odwrócił wzrok od nocnego nieba i przyciągnąwszy do siebie drzwi, zmrużył oczy oślepione światłem latarni tuż przy wejściu.Wszedł do hallu i zamknął za sobą drzwi.“Święci bo­gowie, ten chłopak powinien się cieszyć, że nie jestem Len­delem - pomyślał, odzyskując humor.- Lendel już dawno z radością zaciągnąłby go do łóżka.Bogowie, po­trzebny mi ten ból głowy jak.”Najwyraźniej jednak bogowie byli innego zdania, gdyż w tej akurat sekundzie spostrzegł go paź czekający w hallu i wybiegł mu na spotkanie.- Heroldzie Vanyelu! - wydyszało dziecko.- Król ciebie wzywa! Jisa zrobiła coś okropnego!Paź niewiele był w stanie mu powiedzieć, tyle tylko że Jisa przyszła do komnaty Randala z Trevenem i pewnym nieznajomym.Potem dało się słyszeć jakieś wrzaski i wez­wano pazia stojącego na korytarzu.Randal przewrócił się na kanapę, Shavri i Jisa zbladły jak śmierć, po czym Shavri wysłała pazia na poszukiwania Vanyela.W komnacie Randala oczekiwało nań niezwykłe zgro­madzenie: król z Shavri, Jisa z Trevenem, kasztelan, Josh i jakiś obcy w szatach kapłana Astera.Do tego istny rój służących i straży.W tym momencie Vanyel był już przygotowany na wysłuchanie niemalże wszystkiego - opo­wieści o kradzieży, morderstwie, pijaństwie - ale nie tego, co tak beznamiętnie, z buntowniczo zadartym nosem, oz­najmiła mu Jisa.- Za mąż? - wybuchnął zduszonym śmiechem, spogląda­jąc na Jisę, potem na Trevena i znów na nią.- Wyszłaś za mąż? Jak to? Kto w imię bogów odważył się dać wam ślub?- Ja, heroldzie Vanyelu.- Powiedział nieznajomy, wbrew oczekiwaniom Vanyela wcale nie przestraszony, a wręcz prowokujący.Gdy uniósł głowę, jego kaptur opadł w tył, wydobywając jego twarz z cienia.Vanyel nie znał go.Nie był to człowiek młody, raczej w średnim wieku lub nawet starszy - tak go ocenił herold.W każdym razie wyglądał na zbyt dojrzałego, aby dać się wciągnąć w tę hecę podstępem.- Nikt mnie nie zbałamucił - kontynuował kapłan, jak gdyby czytał w myślach Vanyela.- Wiedziałem kim są; powiedzieli mi.Przecież nikt nie zabronił im się pobrać i nie znajdowałem żadnego powodu, dla którego miałbym odmówić im prawa do zrobienia tego.- Nie znajdowałeś powodu.- Vanyel nie potrafił wykrztusić nic więcej.- Śluby mają pełną moc wiążąca - usprawiedliwia­jąco rzekł Josh.- Mogą być zerwane tylko wtedy, gdyby jedno z nich zażądało rozwodu.Treven objął Jisę ramieniem, a ona ujęła w dłonie jego rękę.Pełne buntu - ale i strachu - spojrzenia tych dwojga zawisły teraz na Vanyelu.Randal nabrał troszkę kolorów i westchnął.Shavri w mgnieniu oka znalazła się przy nim i w następnej sekun­dzie zabrała go do ich prywatnych komnat.- Nie znajdował powodu - powtórzył Vanyel wciąż nie mogąc w to wszystko uwierzyć.- A co z obowiązka­mi Trevena wobec Valdemaru? Co zrobimy, jeżeli jedynym wyjściem z sytuacji będzie przypieczętowanie jakiegoś po­koju jego małżeństwem?Słowa te skierował do kapłana, ale odpowiedź nadeszła od Trevena.- Myślałem o tym, heroldzie Vanyelu - zaczął chło­pak.- Myślałem o tym bardzo długo.Później przeprowa­dziłem pewne szczegółowe badania i jeżeli nie chcesz, abym stał się shayn, to wiedz, że nie istnieje kandydatka do ta­kiego małżeństwa, nawet w Karsie, chyba że gdzieś na Pół­nocy żyje sobie córka jakiegoś barbarzyńskiego wodza, o którym nic nie wiemy.Spośród niezamężnych żadna nie może już mieć dzieci, a pozostałe to jeszcze niemowlęta.Większość mężatek, które ewentualnie mogłyby stracić mę­żów w ciągu pięciu lat, związana jest kontraktami nieroze­rwalnie łączącymi je z ziemią ojczystą ich małżonków, re­szta natomiast spełnia tylko rolę regentek zastępujących swe nieletnie dzieci.- Pomimo stosunkowo spokojnego tonu, wyraz twarzy Trevena nie wróżył nic dobrego temu, kto zechciałby wejść mu w drogę.- Nie widziałem żadnego powodu, dla którego mielibyśmy odmawiać sobie szczęścia, skoro wiemy, że łączy nas więź życia.- Szczęścia? - Głos Shavri zabrzmiał nienaturalnie pi­skliwie.- Ty mówisz tutaj o szczęściu? - Stała w drzwiach, nerwowo ściskając kraj swej sukni.- Wciągnąłeś moją córkę w kolejkę do tronu, smarkaty głupcze! Czy ty masz pojęcie, jak długo i z jakim wysiłkiem walczyłam o utrzy­manie jej z dala od tego? Widziałeś, co korona uczyniła z Randiego, oboje widzieliście.Trevenie, jak mogłeś ściąg­nąć to samo cierpienie na Jisę?- Shavri nie chce korony, więc myśli, że jej córka też nie powinna jej chcieć - zauważyła Yfandes.- Twój sprzeciw jest racjonalny, ale jej całkowicie emocjonalny.Jisa, puściwszy mimo uszu żarliwą przemowę swej matki, zwróciła się do Vanyela i kasztelana.- Jeżeli wiąże się z tym cierpienie, jestem gotowa je przyjąć - oznajmiła ze spokojem, kierując swe słowa do nich, zamiast do matki.- Nie winie mamy za to, że nie pragnie korony - nie chce brać na siebie odpowiedzialno­ści, nie lubi roli przywódczyni i nie nadaje się do niej.Twierdzi, że tron to ból, i to prawda, dla niej to ból, lecz, moi panowie, ja nie jestem moją matką! Dlaczegóż by miała za mnie podejmować decyzje?Kapłan skinął lekko, Shavri zbladła.- Mamo.- Teraz Jisa zwróciła się do niej błagalnym tonem.- Mamo, przykro mi, ale ty i ja to dwie różne osoby.Ja mam naturę przywódcy, zawsze miałam, sama tak mówiłaś.Nie boję się władzy, ale czuję wobec niej respekt, a także wobec odpowiedzialności, którą władza nakłada na człowieka.Jest jeszcze jedno: Treven będzie królem, a ja jego partnerką.Będziemy się dzielili władzą, odpowiedzial­nością oraz, cierpieniem.Będziemy w innej sytuacji.Nie potrafisz tego dostrzec?Shavri potrząsnęła głową, niezdolna wypowiedzieć choć­by słowa.W końcu odwróciła się i uciekła, aby schronić się w swym pokoju.Arved poczerwieniał ze złości.- Kto dał wam prawo decydowania, co jest właściwe? - ryknął na Trevena.Młodzieniec zbladł, lecz nie ustąpił.- Dwie sprawy, panie - odrzekł pewnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl