[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wybieraj, panie, we wszystkich snach szafnych jeno rozkosze cię czekają.- Obaczymy - rzekł król i podłączył się do snu zwanego “Łoże królewny Hopsali”.Widzi komnatę cudnej piękności, w złotogłowiu całą.Przez szyby kryształowe blaski leją się jak woda źródlana, a u gotowalni perłowej królewna stoi, po - ziewając, i do snu się sposobi.Zdziwił się król Rozporyk temu widokowi, chciał chrząknąć głośno, aby znak dać swej obecności, lecz ani pary nie mógł z gęby puścić - czyżby zatkana? Chce więc z kolei gębę własną pomacać, lecz i tego nie może - nogą ruszyć zamierzył, również nie zdoła, zląkł się, szuka wzrokiem, gdzie by tu przysiąść, bo go słabość zdjęła ze strachu wielkiego - i to niemożliwe.Tymczasem królewna ziewnęła raz, drugi, trzeci i jak nie gruchnie na łoże, zmorzona sennością, aż zatrzeszczał cały król Rozporyk, on to bowiem we własnej osobie był łożem królewny Hopsali! Sny widać niespokojne dręczyły dziewicę, tak przewracała się, tak piąstkami szturchała króla, tak go nóżkami kopała, aż gniew okropny chwycił królewską osobę, snem w łoże przemienioną.Zmagał się z tą swoją naturą król i wysilał, że zworniki w nim puściły, fugi rozlazły się, nogi rozjechały ku czterem kątom, królewna z wrzaskiem na podłogę rymnęła, on sam zaś, od własnego rozpadu zbudzony, widzi, że znów jest w przedpokojach pałacowych, a obok niego Chytrian - Cyberner kornie schylony.- Ach, ty, niezguło! - krzyknął król.- Na co sobie pozwalasz? Jakże tak można?! Łożem mam być komuś innemu, nie sobie, pokrako? Zapominasz się, mój panie!Przeląkł się gniewu królewskiego Chytrian i prosi, aby król innego zechciał skosztować snu, przeprasza za omyłkę i poty perswaduje, aż Rozporyk, udobruchany, ujął w dwa palce kontakcik i podłączył się do snu pod tytułem: “Słodycz w ramionach Oktopiny, pieszczotliwie ośmiornej”.Patrzy i widzi się wśród gapiów na placu wielkim, kędy orszak idzie cały w jedwabiach, słoniach nakręcanych, muślinach i lektykach z hebanu; środkiem sunie jedna, do kapliczki złotej podobna, w niej zaś za ośmiorgiem zasłon postać cudowna w swojej damskości anielskiej, o licu lśniącym, wejrzeniu galaktycznym, z zausznicami wysokiej częstotliwości, że dreszcz poczuł król w krzyżu i chciał spytać, co to za osoba taka, urody i stanu jakby niebiańskiego, lecz nim usta otworzył, usłyszał szmer uwielbienia tłumów: - Oktopina! Oktopina jedzie!W samej rzeczy, obchodzono właśnie z największą pompą i wspaniałością córy królewskiej zrękowiny z rycerzem zamorskim imieniem Snu - pan.Zdziwił się król, że nie on jest tym rycerzem, a gdy orszak przeszedł i zamknęły się za nim bramy pałacowe, udał się wraz z innymi uczestnikami zbiorowiska do pobliskiej gospody; ujrzał tam Snupana, który jeno w hajdawerach damasceńskich, gwoździami złotymi nabijanych, z pustym po jontoforezie dzbanem w garści, prosto na niego szedł, objął go, do piersi przycisnął i szeptem palącym prosto w ucho mu prawi:- Randkę mam z królewną Oktopina na podwórcu pałacowym, w gaju krzewów kolczastych, przy fontannie rtęciowej, o północy, wszelako pójść nie śmiem, gdyż od uciechy zbyt wiele trunku pochłonąłem, i błagam cię przeto, obcy przybyszu, żeś jest do mnie jak kropla do kropli podobny - pójdź w moje miejsce, ucałuj dłoń królewny, nazywając się Snupanem, a wdzięczności mej za to nigdy nie wysłowię!- Czemu nie? - rzekł król po małym namyśle.- Pójść można.Czy zaraz?- Ależ tak, spiesz, bo właśnie północ się zbliża, pamiętaj jeno - o spotkaniu tym król nie wie, nikt w ogóle, jeno królewna i rurtian stary, temu włóż w rękę, gdy drogę ci zastawi, ten oto woreczek od dukatów ciężki, a wpuści bez gadania!Skinął król, chwycił worek z dukatami i prosto do zamku bieży, bo właśnie zegary głosami puchaczy żeliwnych środek nocy obwieszczają.Przemknął jak duch po moście zwodzonym, w czeluście fos zajrzał, schylił się i kończystym kratom, zwisającym ze sklepienia bramy, uszedł - i na dziedzińcu, pod krzakiem kolczastym, u fontanny, co rtęcią bije, dojrzał jaśniejącą w bieli księżycowej postać cudowną królewny Oktopiny, a tak nad wszelki podziw godną pożądania, aż się zatrząsł cały.Patrząc na te dreszcze i wstrząsy śniącego monarchy w przedpokoju pałacowym, zarechotał z cicha Chytrian i ręce zatarł w przeświadczeniu, iż zguba królewska gotowa, bo dobrze wiedział, jak potężnymi uściski pochwyci Oktopina, kochanka ośmioma, nieszczęsnego amanta! Wiedział dobrze, jakimi go ona ssawkami - pieszczawkami w głąb snu wciągnie, aby już nigdy nie mógł ku jawie wypłynąć! I w rzeczy samej dążył, łaknąc uścisków królewny, Rozporyk wzdłuż muru, w cieniu krużganków, tam gdzie jej anielskość księżycowe jaśniała, gdy raptem drogę zastąpił mu stary furtian i halabardą drogę zastawił.Podniósł dłoń z dukatami król, lecz poczuł ciężar ich luby a ogromny, i żal mu się zrobiło, jakże to - dla jednego uścisku taką fortunę marnować?- Naści dukata - rzecze, rozsupłując worek - abyś mnie puścił.- Proszę dziesięć - furtian odpowie.- Dziesięć dukatów za jedną chwilę - oszalałeś chyba! - roześmiał się król.- Taniej nie będzie - rzecze furtian.- Ani jednego dukata nie opuścisz?- Ani jednego, mój panie.- Widzisz go! - wrzasnął król, że był z natury do pasji szewskich skłonny.- A to mi zuchwalec! Nic ci nie dam, drabie! - Furtian wtedy halabardą go łupnął, aż zagrzmiało Rozporykowi w głowie i zwalił się z krużgankami, dziedzińcem, mostem zwodzonym i snem całym w nicość, aby w następnej sekundzie oczy rozemknąć u boku Chytriana, przed Szafą Senną.Stropił się niezmiernie Cyberner i w duchu policzył, że już mu się drugi raz nie udało; pierwszy - przez strachliwość, a drugi - przez chciwość królewską.Zrobił jednak dobrą minę do złej gry i dalej prosić króla, aby innymi snami duszę pocieszył.Wybrał tedy Rozporyk sen: “O lubczyku - śrubczyku”.Zaraz stał się Paralizym, władcą Epileponru i Malacji, starcem przestarym, roztrzęsionym, okrutnej sprośności, z duszą występków pożądającą.Cóż z tego jednak, gdy stawy trzeszczą, ręce nóg nie słuchają, a nogi głowy! Może mi się jeszcze polepszy - pomyślał i wysłał zaraz wodzów swoich, degene - rałów Eklamptona i Torturiusza, aby ścinali i palili, co się da, w jasyr biorąc i łupy zagarniając.Poszli, nacięli, napalili, na - rabowali, wracają i tymi się odzywają doń słowy:- Panie i władco! Nacięliśmy, napaliliśmy, a oto łupy wojenne i jasyr: piękna Adorycja, księżna Enców i Penców, z całym skarbcem swoim!- Hę? Że co? Ze skarbcem? - zachrypiał, trzęsąc się, król.- Ale gdzie? Nic nie widzę! A co tak trzeszczy i szuści?- Tu oto, na tej kanapie koronnej, Wasza Królewska Mość! - wrzasnęli chórem degenerałowie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl