[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Następnie poczerwieniał ze złości, a jego ręka uniosła się, aby zadać cios wrogowi.Och, z jakąż radością rozbiłby łeb temu cudzoziemcowi, który pozwalał sobie na kpiny w stosunku do władcy’ Deszczowców.Ale w ostatniej chwili powstrzymał się i powiedział tonem nie wróżącym nic dobrego:— Będziesz dziś sądzony.Staniesz przed Tajnym Trybunałem Niezwykle Mokrej Pieczęci, żebyś nie powiedział, że w naszym państwie nie ma sprawiedliwości.Ruszaj do góry! I ty też — dodał pod adresem Salamandrusa, kopiąc go w plecy.Po chwili Baltazar i dozorca Jeziora Tysiąca Nenufarów znaleźli się w jasno oświetlonym korytarzu.Natychmiast otoczył ich oddział strażników zakutych w stal od stóp do głowy.Największy Deszczowiec wydał rozkaz dowódcy oddziału:— Zaprowadź ich przed Trybunał.I powiedz sędziom, że jeśli ich nie ukarzą jak najsurowiej — sam im głowy z karków pozdejmuję.Niech wiedzą, że u nas panuje Sprawiedliwość.Więźniowie, popychani brutalnie przez strażników, ruszyli długim korytarzem.Minąwszy szereg sal, wartownicy zatrzymali się przed drzwiami opatrzonymi napisem “Pływalnia Najwyższego Trybunału” i zastukali w nie drzewcami swych włóczni.Obydwie połówki masywnych, dębowych drzwi otwarły się ze zgrzytem zawiasów i oddział wkroczył do olbrzymiej sali, na środku której widniała wielka sadzawka, wyłożona zielonymi kafelkami.W pachnącej anyżkiem wodzie moczył się już zespół sędziowski, złożony z Największego Strażnika Niezwykle Mokrej Pieczęci, Naczelnego Prokuratora, Najwyższego Sędziego Trybunału oraz czterech sędziów zapasowych.Na widok oskarżonych Największy Strażnik wylazł na brzeg basenu, otrzepał się jak pies z wody i zaskrzeczał żabim głosem:— Oto owi zbrodniarze, niarze, arze.Oto najgorsze wyrzutki ludzkości, kości, ości.Największy Strażnik słynął bowiem w całej Krainie Deszczu jako człowiek powtarzający po kilka razy końcówki wypowiadanych przez siebie wyrazów.W ślad za nim wyszedł z basenu Naczelny Prokurator.Woda ściekająca z niego tworzyła na posadzce dużą kałużę.Największy Strażnik zatoczył wokół oskarżonych kilka kółek, oglądając ich z zaciekawieniem jak okazy jakichś niezwykłych zwierząt.— Co to za figury, gury, ury?.Jakie zwyrodniałe ublicza, liczą, icza.Myślę, że skażemy ich na długoletnie ciężkie roboty, boty, oty.Co o tym myślicie, licie, icie?Naczelny prokurator wyciągnął rękę ku oskarżonym:— Ustawcie ich pod ścianą — rozkazał strażnikom — i czyńcie swoją powinność.Strażnicy pchnęli Gąbkę i Salamandrusa ku ścianie, a dowódca ich stanął na baczność przed Prokuratorem i zameldował:— Oto dwaj więźniowie, przysłani przez Naszego Pana i Władcę.Macie ich skazać na śmierć.Nasz Pan ł Władca — oby żył bez końca — kazał wam powiedzieć, że porachuje się z wami, jeżeli wyrok będzie zbyt łagodny.To są wrogowie państwa, najgorsi zbrodniarze, jakich kiedykolwiek nosiła ziemia.Skończyłem.— Możesz spłynąć — powiedział Prokurator.—I powiedz Największemu, że wszysitko będzie w porządku.Niech śpi spokojnie.— Według rozkazu — zawołał żandarm, strzelił’ obcasami i na czele swych ludzi opuścił ,salę.A Największy Strażnik Niezwykle Mokrej Piecząci zwrócił się do oskarżonych:— Rozprawa się zaczyna, czyna, yna.W kącie sali stoją miednice, nice, ice.Jest w nich woda.Macie do niej włożyć nogi, ogi, gi.Baltazar Gąbka gwałtownie zaprotestował:— Nie będę moczył nóg.Nikt mnie do tego nie zmusi.Nie jestem Deszczowcem.— Ale taki panuje u nas zwyczaj — powiedział Prokurator.— Musicie się do niego zastosować.— Nigdy — odparł Gąbka w swoim oraz Salamandrusa imieniu.— Wobec tego oskarżam was o wrogość w stosunki» do przepisów panujących w naszym państwie.— Nie macie prawa mnie sądzić — rzekł Baltazar — ponieważ jestem cudzoziemcem.Naczelny Prokurator roześmiał się nieprzyjemnie, dał nurka i przepłynął na drugi brzeg basenu.Wynurzywszy głowę z wody, powiedział:— Wesoły chłopczyk z tego uczonego, co?Wszyscy członkowie Trybunału zarechotali, ponieważ nikt nie miał ochoty narażać się Naczelnemu Prokuratorowi.— Zaczynamy rozprawę — zawołał Prokurator.— Panowie, proszę o chwilę uwagi.— Po czym przystąpił do zadawania pytań:— Nazwisko i imię?— Baltazar Gąbka.— Zawód?— Żabolog.— Miejsce urodzenia?— Gród Kraka.— A teraz ten drugi: nazwisko?— Salamandrus.— Zawód?— Dozorca Jeziora Tysiąca Nenufarów.— Gdzie urodzony?— W Kibi-Kibi.— W porządku.Ta sprawa już załatwiona.A teraz słuchajcie aktu oskarżenia:“Oskarżam was p przestępstwo, polegające na odmowie włożenia nóg do miednicy z wodą.Przestępstwo to — samo w sobie przerażające i trudne wprost do pojęcia — jest jeszcze cięższe w wypadku oskarżonego Salamandrusa, będącego przecież Deszczowcem”.— Wstyd mi z tego powodu — powiedział Salamandrus.— Nazwa Deszczowiec stała się bowiem postrachem dla ludzi porządnych, odkąd naszym władcą jest ten tyran i okrutnik!Prokurator zatkał sobie uszy dłońmi, a Największy Strażnik aż pobladł z wrażenia.— Człowieku, wieku, eku — zawołał z rozpaczą w głosie.— Sam sobie grób kopiesz, opiesz! Opamiętaj się, co ty mówisz?— Mówię prawdę — rzekł Salamandrus.— Wstyd mi, że jestem obywatelem takiego państwa.Tu oto stoi nasz gość, profesor Baltazar Gąbka, człowiek znany na całym świecie jako specjalista od żab i ślimaków.Przyjechał do nas, aby prowadzić badania naukowe.A teraz grozi mu kara śmierci.Za co?— A właśnie, za co? — zapytał Prokurator.— Toś ty powinien wiedzieć — rzekł Salamandrus — bo ty jesteś Prokuratorem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Następnie poczerwieniał ze złości, a jego ręka uniosła się, aby zadać cios wrogowi.Och, z jakąż radością rozbiłby łeb temu cudzoziemcowi, który pozwalał sobie na kpiny w stosunku do władcy’ Deszczowców.Ale w ostatniej chwili powstrzymał się i powiedział tonem nie wróżącym nic dobrego:— Będziesz dziś sądzony.Staniesz przed Tajnym Trybunałem Niezwykle Mokrej Pieczęci, żebyś nie powiedział, że w naszym państwie nie ma sprawiedliwości.Ruszaj do góry! I ty też — dodał pod adresem Salamandrusa, kopiąc go w plecy.Po chwili Baltazar i dozorca Jeziora Tysiąca Nenufarów znaleźli się w jasno oświetlonym korytarzu.Natychmiast otoczył ich oddział strażników zakutych w stal od stóp do głowy.Największy Deszczowiec wydał rozkaz dowódcy oddziału:— Zaprowadź ich przed Trybunał.I powiedz sędziom, że jeśli ich nie ukarzą jak najsurowiej — sam im głowy z karków pozdejmuję.Niech wiedzą, że u nas panuje Sprawiedliwość.Więźniowie, popychani brutalnie przez strażników, ruszyli długim korytarzem.Minąwszy szereg sal, wartownicy zatrzymali się przed drzwiami opatrzonymi napisem “Pływalnia Najwyższego Trybunału” i zastukali w nie drzewcami swych włóczni.Obydwie połówki masywnych, dębowych drzwi otwarły się ze zgrzytem zawiasów i oddział wkroczył do olbrzymiej sali, na środku której widniała wielka sadzawka, wyłożona zielonymi kafelkami.W pachnącej anyżkiem wodzie moczył się już zespół sędziowski, złożony z Największego Strażnika Niezwykle Mokrej Pieczęci, Naczelnego Prokuratora, Najwyższego Sędziego Trybunału oraz czterech sędziów zapasowych.Na widok oskarżonych Największy Strażnik wylazł na brzeg basenu, otrzepał się jak pies z wody i zaskrzeczał żabim głosem:— Oto owi zbrodniarze, niarze, arze.Oto najgorsze wyrzutki ludzkości, kości, ości.Największy Strażnik słynął bowiem w całej Krainie Deszczu jako człowiek powtarzający po kilka razy końcówki wypowiadanych przez siebie wyrazów.W ślad za nim wyszedł z basenu Naczelny Prokurator.Woda ściekająca z niego tworzyła na posadzce dużą kałużę.Największy Strażnik zatoczył wokół oskarżonych kilka kółek, oglądając ich z zaciekawieniem jak okazy jakichś niezwykłych zwierząt.— Co to za figury, gury, ury?.Jakie zwyrodniałe ublicza, liczą, icza.Myślę, że skażemy ich na długoletnie ciężkie roboty, boty, oty.Co o tym myślicie, licie, icie?Naczelny prokurator wyciągnął rękę ku oskarżonym:— Ustawcie ich pod ścianą — rozkazał strażnikom — i czyńcie swoją powinność.Strażnicy pchnęli Gąbkę i Salamandrusa ku ścianie, a dowódca ich stanął na baczność przed Prokuratorem i zameldował:— Oto dwaj więźniowie, przysłani przez Naszego Pana i Władcę.Macie ich skazać na śmierć.Nasz Pan ł Władca — oby żył bez końca — kazał wam powiedzieć, że porachuje się z wami, jeżeli wyrok będzie zbyt łagodny.To są wrogowie państwa, najgorsi zbrodniarze, jakich kiedykolwiek nosiła ziemia.Skończyłem.— Możesz spłynąć — powiedział Prokurator.—I powiedz Największemu, że wszysitko będzie w porządku.Niech śpi spokojnie.— Według rozkazu — zawołał żandarm, strzelił’ obcasami i na czele swych ludzi opuścił ,salę.A Największy Strażnik Niezwykle Mokrej Piecząci zwrócił się do oskarżonych:— Rozprawa się zaczyna, czyna, yna.W kącie sali stoją miednice, nice, ice.Jest w nich woda.Macie do niej włożyć nogi, ogi, gi.Baltazar Gąbka gwałtownie zaprotestował:— Nie będę moczył nóg.Nikt mnie do tego nie zmusi.Nie jestem Deszczowcem.— Ale taki panuje u nas zwyczaj — powiedział Prokurator.— Musicie się do niego zastosować.— Nigdy — odparł Gąbka w swoim oraz Salamandrusa imieniu.— Wobec tego oskarżam was o wrogość w stosunki» do przepisów panujących w naszym państwie.— Nie macie prawa mnie sądzić — rzekł Baltazar — ponieważ jestem cudzoziemcem.Naczelny Prokurator roześmiał się nieprzyjemnie, dał nurka i przepłynął na drugi brzeg basenu.Wynurzywszy głowę z wody, powiedział:— Wesoły chłopczyk z tego uczonego, co?Wszyscy członkowie Trybunału zarechotali, ponieważ nikt nie miał ochoty narażać się Naczelnemu Prokuratorowi.— Zaczynamy rozprawę — zawołał Prokurator.— Panowie, proszę o chwilę uwagi.— Po czym przystąpił do zadawania pytań:— Nazwisko i imię?— Baltazar Gąbka.— Zawód?— Żabolog.— Miejsce urodzenia?— Gród Kraka.— A teraz ten drugi: nazwisko?— Salamandrus.— Zawód?— Dozorca Jeziora Tysiąca Nenufarów.— Gdzie urodzony?— W Kibi-Kibi.— W porządku.Ta sprawa już załatwiona.A teraz słuchajcie aktu oskarżenia:“Oskarżam was p przestępstwo, polegające na odmowie włożenia nóg do miednicy z wodą.Przestępstwo to — samo w sobie przerażające i trudne wprost do pojęcia — jest jeszcze cięższe w wypadku oskarżonego Salamandrusa, będącego przecież Deszczowcem”.— Wstyd mi z tego powodu — powiedział Salamandrus.— Nazwa Deszczowiec stała się bowiem postrachem dla ludzi porządnych, odkąd naszym władcą jest ten tyran i okrutnik!Prokurator zatkał sobie uszy dłońmi, a Największy Strażnik aż pobladł z wrażenia.— Człowieku, wieku, eku — zawołał z rozpaczą w głosie.— Sam sobie grób kopiesz, opiesz! Opamiętaj się, co ty mówisz?— Mówię prawdę — rzekł Salamandrus.— Wstyd mi, że jestem obywatelem takiego państwa.Tu oto stoi nasz gość, profesor Baltazar Gąbka, człowiek znany na całym świecie jako specjalista od żab i ślimaków.Przyjechał do nas, aby prowadzić badania naukowe.A teraz grozi mu kara śmierci.Za co?— A właśnie, za co? — zapytał Prokurator.— Toś ty powinien wiedzieć — rzekł Salamandrus — bo ty jesteś Prokuratorem [ Pobierz całość w formacie PDF ]