[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Harry był z pewnością bardziej oswojony z lodem, Rosjanin wyglądał przy nim niezdarnie.Nagle Keogh wykonał slalomowy zakręt pod ostrym kątem, aż łyżwy wyrzuciły chmurę śniegu i lodu.Udało mu się ominąć Szukszina.Skręcił raz jeszcze równie ostro i wrócił do dawnego kursu.Jego łyżwy wyhamowały na krawędzi zdradzieckiego kręgu, gdzie świeży lód ledwo się trzymał.Szukszin także musiał gwałtownie skręcić, rozpostarł szeroko ramiona, ledwo uniknął własnej pułapki.- Ostrożnie, ojcze! - krzyknął Keogh przez ramię i przyśpieszył.- O mało co nie zderzyłem się z tobą.Obserwatorzy słyszeli to.- Szczęściarz, ten młody! - powiedział Mongoł.Dragosani nie rozumiał, co to ma wspólnego ze szczęściem.Rosjanin zatrzymał się i zamarł w pochylonej pozycji, obserwując jazdę syna.Ciało jego wyraźnie drżało - jakby odczuwał ból czy jakieś emocjonalne napięcie.- Tutaj, Harry - zawołał ochryple.- Tutaj.Jesteś dla mnie za dobry, mógłbyś kręcić kółka wokół mnie.Harry powrócił, krążył wokół pochylonej postaci.Z każdym kołem, łyżwy zbliżały się do krawędzi pułapki.Szukszin wyciągnął ramiona i chwycił Keogha za ręce, obracał nim wokół własnej osi.- Teraz - szepnął Batu do Dragosaniego - Coup de grace!Nagle Szukszin przestał się obracać i rzucił się na Keogha.Keogh skręcił, chciał uniknąć zderzenia.Łyżwiarze mieli sczepione ręce.Jedna z łyżew Keogha zagłębiła się w wyżłobieniu kręgu wyciętego przez Szukszina.Zatrzymał się.Uścisk Rosjanina uratował go przed upadkiem na kruchy płat lodu.Szukszin wybuchnął nagłym śmiechem, odrzucił Harry’ego od siebie - w ramiona śmierci.Keogh trzymał się jednak mocno rękawów ojczyma i pociągnął go za sobą.Ten stracił równowagę i runął, Harry zrobił unik i przerzucił Rosjanina przez biodro.Chciał się uwolnić od niego, ale bezskutecznie.Mężczyzna wpadł do własnej pułapki-przerębli, pociągając Keogha za sobą.Spleceni ze sobą padli na lód, który natychmiast zaczął się zapadać.Krąg zazgrzytał na krawędziach, woda wytrysnęła w górę czarnymi bryzgami.Dysk zadygotał i rozłamał się na dwie części.Szukszin wrzasnął niczym szalona, raniona bestia.Półkole lodu uniosło się na krawędzi, wpadli do mroźnej wody.- Szybko, Maks - sapał Dragosani.- Nie możemy ich obu stracić.- Którego mamy uratować? - rzucił Mongoł, gdy biegli po lodzie.- Keogha - padła odpowiedź.W ostatniej chwili fantastyczny pomysł wpadł mu do głowy.Skoro potrafił „nauczyć się ” nekromancji od Diabła z groby i dzięki temu kradł myśli zmarłych, to może da radę kraść także ich talenty.Dlaczego by nie skraść talentu Keogha i użyć do swoich celów?Batu i Dragosani zbliżyli się do dziury, kawałki lodu unosiły się na czarnej, zimnej wodzie.Kiedy ostrożnie podeszli do krawędzi, tylko płynąca pod lodem rzeka szemrała cicho.Na chwilę ręka wystrzeliła z wody, chwyciła krawędzi, zniknęła jednak, zanim Dragosani zdążył ją pochwycić.- Tędy! - rzucił Borys.- Z biegiem rzeki.- Myślisz, że jest szansa? - Batu uważał, że sprawa jest beznadziejna.- Niewielka - wykrzyknął nekromanta.Biegali po lodzie, jak szybko tylko mogli w świetle zimnego, srebrnego księżyca.Pod lodem Harry zdołał zrzucić kurtkę.Pod koszulą miał gumową, wodoodporną kamizelkę, a mimo to zimno było przeraźliwe.Szukszin nie mógł tego przetrzymać.Harry zaczął płynąć.Szukał miejsc, gdzie zbierało się powietrze.Płynął ku matce, w strumieniu jej myśli, tak jak nieomylnie podążał za nimi dwie godziny temu z zamkniętymi oczyma.Wtedy jednak powietrza było pod dostatkiem - i było ciepło, lam była jego matka - tam! Zaczął szybciej płynąć, coś jednak chwyciło go za nogę - ojczym.Harry płynął, rozpaczliwie rzucał ramionami i jedną wolną ręką.Płynął jak nigdy dotąd.Płuca wybuchały, serce waliło jak młot z w żebra.Szukszin uczepił się, jego ręce niczym kleszcze wielkiego kraba trzymały Harry’ego.Nie mógł płynąć, woda była czarna jak krew wielkiego, obcego organizmu.„Mamo! Pomóż mi!” - krzyknął w myślach Harry, starał się wziąć oddech, ale tylko lodowata woda wlała się przez usta i nozdrza.- Harry! - odpowiedziała natychmiast.Była blisko, jej głos przepełniała rozpacz.Wierzgnął obiema nogami w kierunku Rosjanina, uderzył plecami i głową w pokrywę lodu, która natychmiast rozerwała się na kawałki.Głowa i ramiona Keogha wydostały się na powierzchnię.Oczy zaczęły przyzwyczajać się do powietrza, zmysły przestały dygotać.Ostatkiem sił Harry złapał się nadbrzeżnych korzeni i powoli wydostał się z przerębla.Woda zawirowała.Obok wynurzyła się szalona twarz Szukszina.Krztusił się i kaszlał, wymiotował wodą.Chwycił syna rękoma silnymi jak stalowe szpony.Harry kopnął go kolanem w żebra, mimo to Szukszin nie puszczał i ciągnął Harry’ego w kipiel.Keogh walczył, walił pięściami - bez skutku.Rosjanin zdobywał przewagę, Harry już się zanurzał.Sięgnął raz jeszcze w kierunku mocnych korzeni na brzegu rzeki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Harry był z pewnością bardziej oswojony z lodem, Rosjanin wyglądał przy nim niezdarnie.Nagle Keogh wykonał slalomowy zakręt pod ostrym kątem, aż łyżwy wyrzuciły chmurę śniegu i lodu.Udało mu się ominąć Szukszina.Skręcił raz jeszcze równie ostro i wrócił do dawnego kursu.Jego łyżwy wyhamowały na krawędzi zdradzieckiego kręgu, gdzie świeży lód ledwo się trzymał.Szukszin także musiał gwałtownie skręcić, rozpostarł szeroko ramiona, ledwo uniknął własnej pułapki.- Ostrożnie, ojcze! - krzyknął Keogh przez ramię i przyśpieszył.- O mało co nie zderzyłem się z tobą.Obserwatorzy słyszeli to.- Szczęściarz, ten młody! - powiedział Mongoł.Dragosani nie rozumiał, co to ma wspólnego ze szczęściem.Rosjanin zatrzymał się i zamarł w pochylonej pozycji, obserwując jazdę syna.Ciało jego wyraźnie drżało - jakby odczuwał ból czy jakieś emocjonalne napięcie.- Tutaj, Harry - zawołał ochryple.- Tutaj.Jesteś dla mnie za dobry, mógłbyś kręcić kółka wokół mnie.Harry powrócił, krążył wokół pochylonej postaci.Z każdym kołem, łyżwy zbliżały się do krawędzi pułapki.Szukszin wyciągnął ramiona i chwycił Keogha za ręce, obracał nim wokół własnej osi.- Teraz - szepnął Batu do Dragosaniego - Coup de grace!Nagle Szukszin przestał się obracać i rzucił się na Keogha.Keogh skręcił, chciał uniknąć zderzenia.Łyżwiarze mieli sczepione ręce.Jedna z łyżew Keogha zagłębiła się w wyżłobieniu kręgu wyciętego przez Szukszina.Zatrzymał się.Uścisk Rosjanina uratował go przed upadkiem na kruchy płat lodu.Szukszin wybuchnął nagłym śmiechem, odrzucił Harry’ego od siebie - w ramiona śmierci.Keogh trzymał się jednak mocno rękawów ojczyma i pociągnął go za sobą.Ten stracił równowagę i runął, Harry zrobił unik i przerzucił Rosjanina przez biodro.Chciał się uwolnić od niego, ale bezskutecznie.Mężczyzna wpadł do własnej pułapki-przerębli, pociągając Keogha za sobą.Spleceni ze sobą padli na lód, który natychmiast zaczął się zapadać.Krąg zazgrzytał na krawędziach, woda wytrysnęła w górę czarnymi bryzgami.Dysk zadygotał i rozłamał się na dwie części.Szukszin wrzasnął niczym szalona, raniona bestia.Półkole lodu uniosło się na krawędzi, wpadli do mroźnej wody.- Szybko, Maks - sapał Dragosani.- Nie możemy ich obu stracić.- Którego mamy uratować? - rzucił Mongoł, gdy biegli po lodzie.- Keogha - padła odpowiedź.W ostatniej chwili fantastyczny pomysł wpadł mu do głowy.Skoro potrafił „nauczyć się ” nekromancji od Diabła z groby i dzięki temu kradł myśli zmarłych, to może da radę kraść także ich talenty.Dlaczego by nie skraść talentu Keogha i użyć do swoich celów?Batu i Dragosani zbliżyli się do dziury, kawałki lodu unosiły się na czarnej, zimnej wodzie.Kiedy ostrożnie podeszli do krawędzi, tylko płynąca pod lodem rzeka szemrała cicho.Na chwilę ręka wystrzeliła z wody, chwyciła krawędzi, zniknęła jednak, zanim Dragosani zdążył ją pochwycić.- Tędy! - rzucił Borys.- Z biegiem rzeki.- Myślisz, że jest szansa? - Batu uważał, że sprawa jest beznadziejna.- Niewielka - wykrzyknął nekromanta.Biegali po lodzie, jak szybko tylko mogli w świetle zimnego, srebrnego księżyca.Pod lodem Harry zdołał zrzucić kurtkę.Pod koszulą miał gumową, wodoodporną kamizelkę, a mimo to zimno było przeraźliwe.Szukszin nie mógł tego przetrzymać.Harry zaczął płynąć.Szukał miejsc, gdzie zbierało się powietrze.Płynął ku matce, w strumieniu jej myśli, tak jak nieomylnie podążał za nimi dwie godziny temu z zamkniętymi oczyma.Wtedy jednak powietrza było pod dostatkiem - i było ciepło, lam była jego matka - tam! Zaczął szybciej płynąć, coś jednak chwyciło go za nogę - ojczym.Harry płynął, rozpaczliwie rzucał ramionami i jedną wolną ręką.Płynął jak nigdy dotąd.Płuca wybuchały, serce waliło jak młot z w żebra.Szukszin uczepił się, jego ręce niczym kleszcze wielkiego kraba trzymały Harry’ego.Nie mógł płynąć, woda była czarna jak krew wielkiego, obcego organizmu.„Mamo! Pomóż mi!” - krzyknął w myślach Harry, starał się wziąć oddech, ale tylko lodowata woda wlała się przez usta i nozdrza.- Harry! - odpowiedziała natychmiast.Była blisko, jej głos przepełniała rozpacz.Wierzgnął obiema nogami w kierunku Rosjanina, uderzył plecami i głową w pokrywę lodu, która natychmiast rozerwała się na kawałki.Głowa i ramiona Keogha wydostały się na powierzchnię.Oczy zaczęły przyzwyczajać się do powietrza, zmysły przestały dygotać.Ostatkiem sił Harry złapał się nadbrzeżnych korzeni i powoli wydostał się z przerębla.Woda zawirowała.Obok wynurzyła się szalona twarz Szukszina.Krztusił się i kaszlał, wymiotował wodą.Chwycił syna rękoma silnymi jak stalowe szpony.Harry kopnął go kolanem w żebra, mimo to Szukszin nie puszczał i ciągnął Harry’ego w kipiel.Keogh walczył, walił pięściami - bez skutku.Rosjanin zdobywał przewagę, Harry już się zanurzał.Sięgnął raz jeszcze w kierunku mocnych korzeni na brzegu rzeki [ Pobierz całość w formacie PDF ]