[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciała po prostupowiedzieć, że tak, ale to krótkie słowo uwięzło jej w gardle.Uśmiechnęła się bezradniei wzruszyła ramionami.Ostatecznie istota, którą miała przed sobą, była nią samą i za chwilęstanie się jej integralną częścią, więc chyba mogła ten raz pozwolić sobie na szczerość, zanim nazawsze i nieodwołalnie straci prawo do normalności. Nie.Niemniej jednak zrób to.Za pięć minut, godzinę, ani nawet wiek nie będę bardziejgotowa niż w tej chwili. Wilga krzyknęła przeszywająco i poderwała się do lotu.Czarodziejka nie potrafiłapowstrzymać westchnienia zachwytu, które wyrwało się z jej piersi, gdy ptak wzbił sięw powietrze, ciągnąc za sobą ognistą serpentynę dwubarwnego ogona.Przez chwilę miaławrażenie, że żywy płomień zniknie, połknięty przez błękit.Bezwiednie zrobiła kilka kroków doprzodu, podążając za nią i puszczając korę, na której wciąż trzymała opuszki palców.Kiedyniemal straciła ją z oczu, wilga zawróciła, zbliżając się coraz bardziej i bardziej, rosnąci pochłaniając cały świat.Elpis otworzyła ramiona na jej przyjęcie.Gorący podmuch płonącychskrzydeł tuż przy jej twarzy zmusił ją do zamknięcia oczu.W tej samej chwili odebrała gwałtowne uderzenie i paraliżujące gorąco, wlewające sięw jej ciało przez pierś.Zakrztusiła się powietrzem o smaku siarki i strzelających z ogniska iskier.Przez ułamek sekundy znów poczuła z całą gwałtownością ból przesuwających się we wnętrzujej głowy myślowych macek nie znających litości przeciwników i gorąco krwi, zalewającej jejtwarz.Nie zdołała zdusić w sobie wrzasku.Wszystko skończyło się równie gwałtownie, jakzaczęło.Zorientowała się, że klęczy w trawie.Po raz drugi dzisiejszego dnia przesunęła dłońmi potwarzy, upewniając się, że krew jest tylko wytworem wyobrazni, a tamten dzień od dawna ma zasobą.Dłonie dygotały tak silnie, jakby należały do kogoś innego.Z całych sił zacisnęła je natrawie i zamknęła oczy, kołysząc się w przód i w tył, pozwalając, by obrazy i wspomnieniaprzepływały przez nią niczym woda przez strumień.Było tak, jak mówiła Oriole.Wszystko wracało.Przed chwilą była Elpis.Jeszcze dawniejzwano ją Belial.Kim była istota, która właśnie przestała być Elpis, ale wciąż nie stała sięprawdziwą Belial? Kiedy powróciła też świadomość trzech potężnych bytów, które powołała dożycia miliardy lat temu i którym nadała miana aniołów, dziewczyna zbladła i skuliła się w sobie,jakby właśnie otrzymała cios buzdyganem między oczy.Jak mogłam? Jak mogłam być tak.okrutna.Bezwzględna.Potworna.Jak mogłam?Człowiek i Wampir obdarzyli ją zaufaniem, na które nie zasługiwała, a Elf miłością,której nie była godna.Była bestią, a oni jej ofiarami, nawet jeśli jeszcze o tym nie wiedzieli.Byłaich śmiercią.Zmiercią ich i swojego świata.Głowa okrutnie bolała.Małe, wredne stworzonka znów rozpoczęły oblężenie i ostrzał zeswoich po stokroć przeklętych trebuszy.Opanowała się przy pomocy głębokich wdechówi powolnych wydechów.Powietrze na szczęście smakowało już tylko powietrzem.Była potworem.Ale skruszonym.Zdecydowanym ocalić to, co jeszcze można byłoocalić.Głównie ich.Za wszelką cenę.Wstała, wyrywając kępki traw, zamknięte w więzieniupalców, które za nic nie chciały się otworzyć i sztywnym krokiem powlekła się między paprocie.Nigdy, nikomu nie daj sobie wmówić, że wyboru nie ma.Czasem jego dokonanie niewiele,albo niemal zupełnie nic nie zmienia w twoim położeniu, czasem może to być tylko tchórzliweskamlenie lub odwaga i pogarda w obliczu wroga lub śmierci, ale liczy się świadomość tego, żenie jesteś bezwolną marionetką, za sznurki której ktoś pociąga.Rozumiesz?Rozumiem, ojcze.Niezależnie od tego, jak bardzo usiłujesz mnie go pozbawić, nadal mamwybór.I nie zamierzam się przed nim uchylać.****Anate, nie zważając na ich protesty, zgrabnie przerzuciła nogę nad łbem konia, któregodzieliła z Sylwanem i zsunęła się na ziemię, tonąc po kolana w śniegu. Mówiliśmy chyba coś o posłuszeństwie, jeśli pamięć mi nie szwankuje.I to ty miałaśbyć posłuszna.Nie dotykaj go.Mówię poważnie.Driada puściła całą tę tyradę mimo uszu i energicznym krokiem podeszła do trupa,zadzierając głowę, by dokładnie mu się przyjrzeć.Nieszczęśnika przybito do drzewa stosunkowo niedawno, nieokreślona ilość jego poprzedników znajdowała się w stadium dalej posuniętegorozkładu.Często bezgłowe ciała o odrąbanych ramionach zdążyły już odpaść i walały sięw bliższej lub dalszej okolicy  swoich" drzew.Na początku Farys z Sylwanem starali się omijaćcuchnące, okrutnie okaleczone zwłoki, by oszczędzić małej driadzie ich widoku.Bardzo szybkookazało się to zadaniem niewykonalnym, było ich zbyt wielu, gdy naliczyli trzydziestu, przestalizawracać sobie głowę dochodzeniem, ilu dokładnie.O wiele poważniejszym problemem byłoraczej to, co do cholery wydarzyło się w ich świecie, odkąd go opuścili i jakim prawemwydarzyło się cokolwiek.Oriole przyrzekła im przecież zawiązanie swoistej pętli, dzięki którejpowrócą dokładnie w tą samą chwilę, którą opuścili.Mimo iż w świecie biało-czarnego lasuspędzili niemalże miesiąc, w tym nie powinna upłynąć nawet minuta. Anate, wracaj  Farys poparł przyjaciela. On nie żyje.Daj mu spokój.Równie dobrze mogliby przemawiać do kamienia i czekać, aż uprzejmie podejmiekonwersację.Mała driada stała nieruchoma niczym słup soli, dając im jasno do zrozumienia, jaknaiwne były ich obawy o to, iż widok trupów może ją przerazić oraz jak bardzo ceni sobie ichtroskę.Denat, który wzbudził w niej takie ożywione zainteresowanie, został przytwierdzony dokory dębu za pomocą włóczni czy może harpuna, wbitego w pierś.Jego stopy musiały znajdowaćsię kilka centymetrów nad ziemią, przynajmniej wtedy, gdy posiadał jeszcze stopy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl