[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pamiętała, jak wyglądał Arin, kiedy go kupiła: posiniaczony i dumny.Pamiętała jego opór.Kiedyś zastanawiała się, czemu niewolnicy, zamiast starać się uniknąć kary, niekiedy sami się o nią proszą.Teraz wiedziała.Ta krótka chwila, gdy miała nad Sarsine władzę, była upajająco słodka.Przez moment to Kestrel miała kontrolę nad sytuacją.Ból nie miał znaczenia.– Sarsine jest moją kuzynką – wyjaśnił Arin.– Nie widziałem jej od lat.Po wojnie sprzedano ją w niewolę, trafiła do służby domowej.Ja zostałem robotnikiem…– Nic mnie to nie obchodzi – oznajmiła Kestrel.Arin popatrzył jej w oczy.Jego tęczówki miały barwę zimowego morza, w które tak niedawno się wpatrywała, zastanawiając się, jak by to było w nim utonąć.Odwrócił wzrok.– Chcę, żebyś jej pilnowała – powiedział do kuzynki.– Zaprowadź ją do wschodniego skrzydła.W granicach komnat ma mieć swobodę ruchu…– Arinie! Czyś ty oszalał?– Zabierz wszystko, co mogłoby jej posłużyć za broń, i pilnuj, żeby zewnętrzne drzwi były przez cały czas zamknięte.Zapewnij jej wszystko, czego potrzebuje, ale pamiętaj, że jest więźniem.– Wschodnie skrzydło! – Głos Sarsine był pełen niesmaku.– Jest córką generała.– Och, wiem.– I więźniem politycznym – ciągnął Arin.– Musimy być lepsi niż Valorianie.Nie jesteśmy barbarzyńcami.– Naprawdę sądzisz, że trzymanie tego ptaszka w luksusowej klatce sprawi, że ci barbarzyńcy zaczną patrzeć na nas inaczej?– Nie o to chodzi.To my będziemy patrzeć inaczej na siebie samych.– Nie, Arinie.To Herrańczycy będą patrzeć inaczej na ciebie.Mężczyzna potrząsnął głową.– Dziewczyna należy do mnie i zrobię z nią to, co uznam za stosowne.Herrańczycy zaszemrali, wyraźnie niezadowoleni.Serce Kestrel ścisnęło się w piersi.Ze wszystkich sił starała się nie myśleć o tym, co teraz będzie, co oznacza dla niej należeć do Arina.Przyciągnął ją lekko do siebie.Jej buty zaskrzypiały na barwnych płytkach.Wyciągnął nóż i zdecydowanym gestem przeciął jej więzy.Dźwięk uderzających o podłogę rzemieni wydawałsię zadziwiająco głośny w cichym atrium.Prawie tak głośny jak zdławiony okrzyk protestu Sarsine.Arin puścił Kestrel i zwrócił się do kuzynki.– Proszę, zabierz ją.Przez długą chwilę kobieta po prostu patrzyła na niego.Wreszcie skinęła głową, choć jej mina wskazywała jednoznacznie, że uważa jego decyzję za błąd.– Idź za mną – powiedziała do dziewczyny i wyszła z atrium.Nie zaszły daleko, gdy Kestrel zorientowała się, że Arin musiał wrócić do holu wejściowego.Słyszała odgłos zdejmowanej ze ścian i rzucanej na podłogę broni.Metaliczny odgłos niósł się echem po całym domu.Centralnym pokojem kompleksu komnat była sypialnia – ciche, spokojnie pomieszczenie, otulone szarym światłem nadciągającego poranka sączącym się przez okno.Apartamenty były eleganckie w sposób, w jaki elegancka jest perła: stonowane i czyste.Kestrel wiedziała od Arina, że przygaszone, pastelowe barwy niosą ze sobą jakieś znaczenie.To były kobiece komnaty i stojące w nich ozdobne, bogato rzeźbione valoriańskie meble wprowadzały dysonans.Sarsine w milczeniu uniosła fartuch swojej niewolniczej sukni i poczęła wrzucać do zaimprowizowanej torby lusterka, gasidła do świec, marmurowy kałamarz… Pod ciężarem przedmiotów tkanina napięła się niebezpiecznie, grożąc rozerwaniem.– Przynieś koszyk – powiedziała Kestrel.– Albo lepiej wózek.Sarsine rzuciła jej mordercze spojrzenie, bo wiedziała, że dziewczyna ma rację.W pokojach było zbyt wiele rzeczy, które we właściwych rękach mogłyby stać się bronią.Kestrel z niechęcią patrzyła, jak znikają kolejne przedmioty, choć w skrytości ducha cieszyła się z tego, licząc, że jeśli kobieta uda się po kosz, będzie to wyglądało, jakby posłuchała rozkazu Kestrel.Sarsine jednak podeszła do zewnętrznych drzwi i poprosiła o pomoc.Niedługo później dołączyło do niej kilkoro Herrańczyków.Zabrali pogrzebacze, mosiężne dzbany, zegar z zakończonymi ostro wskazówkami…Kestrel przyglądała się temu w milczeniu.Okazało się, że Sarsine podobnie do niej patrzy na przedmioty codziennego użytku.Nie, żeby miało to wielkie znaczenie… Ostatecznie Kestrel zostawały jeszcze nogi od stołu.Problemem było co innego.Dziewczyna zdawała sobie sprawę z tego, że by uciec, będzie potrzebowała czegoś więcej niż tylko broni.Komnaty znajdowały się na piętrze, zbyt wysoko, by wyskoczyć przez okno.Tylko jedne drzwi prowadziły do reszty domu.Zamek wyglądał na bardzo solidny.Kiedy Herrańczycy skończyli ogołacać pokoje, Kestrel została sama z Sarsine.– Poczekaj – powiedziała.Kobieta nie opuściła ciężkiego z wyglądu klucza.– Miałam zobaczyć się z przyjaciółką – przypomniała Kestrel.– Spotkania towarzyskie? Chyba żartujesz.– Arin obiecał.– Dziewczyna poczuła w gardle lepką gulę strachu.– Moja przyjaciółka jest chora i… Arin obiecał, że będę mogła się z nią spotkać.– Mnie o tym nie wspominał.Sarsine wyszła, z hukiem zatrzaskując za sobą drzwi.Dziewczyna darowała sobie błagania, nie chcąc dać jej satysfakcji.Kobieta nie musiała, nie mogła wiedzieć, jak bardzo Kestrel cierpi, słysząc zgrzyt klucza w zamku.– Co ty sobie właściwie wyobrażasz, Arinie?Mężczyzna popatrzył na Sarsine i potarł zaczerwienione oczy.Usnął na krześle.Było już rano.– Nie mogłem zasnąć w moich starych pokojach.Przynajmniej tutaj, w komnacie Etty…– Nie chodzi mi o twój wybór sypialni, choć, nie ukrywam, zwróciło moją uwagę, jak blisko stąd do wschodniego skrzydła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl