[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale wszyscy myśleli, że tak mówi przez skromność.Szach wysłał posłów drugi raz po tkacza i rozkazał, żeby bohater poprowadził wojsko przeciwko armii Czarnego Króla.,,Co tu robić?" pomyślał tkacz.“Nie znam się przecież na wojnie.Sam zginę i wojsko zmarnuję".Poprosił szacha, żeby mu pozwolił najpierw pojechać na zwiady.Szach zgodził się na to, żeby tkacz przekonał się na własne oczy, ile jest nieprzyjacielskiego wojska i jak ono jest uzbrojone.Odesłał go do wioski na paradnym wozie, pełnym podarków dla niego i żony.Obok słudzy prowadzili wspaniałego wierzchowca, na którym nowy wódz miał.wyruszyć nocą dalej.Kiedy tkacz znalazł się przed swoją chatą, poszedł najpierw naradzić' się z żoną, a sługi szacha odesłał.— Nie wiem, co teraz robić — powiedział.— Nawet jeździć na koniu nie umiem, tylko na ośle.A tu mam jechać konno na zwiady.Czy nie można by się jakoś od tego wykręcić? Jaki będzie ze mnie wódz?— Umiałeś jeździć na tygrysie, a nie umiałbyś na koniu? — zawołała żona tkacza.— Wykręcić się nie można.Jeżeli nie pojedziesz, szach pomyśli, że jesteś zdrajcą.Chodź, przywiążę cię mocno do konia i jedź od razu, póki ciemno.Łatwiej ci będzie zbliżyć się nocą do obozu Czarnego Króla.Podesłała na siodle wojłok, żeby mężowi było miękko i przywiązała tkacza dziesięcioma sznurami.Zafrasowany tkacz powiedział do konia:— No, mój kochany, prowadź mnie! Nie wiem, dokąd mam jechać, ale podobno konie wojowników zawsze kierują się prosto na wrogów.Tylko proszę cię, nie bądź za śmiały i nie podjeżdżaj za blisko.Koń ruszył z kopyta.Tkacz bał się, że może spaść pomimo sznurów.Z początku droga była równa, ale potem wjechali między góry i skały.Koń biegł prędko i pewnie, jak gdyby widział po nocy.Ale tkacz nie widział nic, a tu podrzucało go w górę, to znów koń skręcał nagle albo przeskakiwał kamienie i strumyki.Zaczęło się rozwidniać.Tkacz przeraził się, bo ujrzał przed sobą obóz pełen wojska.Ściągnął cugle i byłby zawrócił, ale koń puścił się jak wicher prosto na wroga.Pędził z góry, przeskoczył przez strumień.Biedny tkacz chwycił ze strachu za czub młodej topolki, która rosła nad wodą.Grunt był w tym miejscu podmokły, toteż drzewko razem z korzeniami zostało w ręku tkacza, który pojechał z nim dalej.żołnierze Czarnego Króla dostrzegli pędzącego strasznego wojaka.Sadził konno sam jeden przeciwko całej armii i wywijał olbrzymią, zieloną maczugą.Pomyśleli, że za nim ciągnie z pewnością niezliczone wojsko.A może to dziw na czele wojska dziwów?Żołnierze, którzy byli na skraju obozu, zaczęli z krzykiem uciekać do środka.Inni zrywali się prosto ze snu i uciekali, nie wiedząc o co chodzi.Jedni pędzili przed sobą drugich, uciekając przewracano namioty.Krzyczano, ogłaszano najstraszniejsze wieści.Czarny Król starał się powstrzymać swoich żołnierzy.Ale kiedy rycerz z zieloną buławą wpadł do obozu na rozjuszonym koniu, który tratował wszystko po drodze i przeskakiwał nawet wozy, król też pomyślał, że to napadła straszliwa jakaś armia i uciekł z innymi.Był najwyższy czas, bo sznury pękały jeden po drugim i tkacza trzymał już tylko ostatni.Kiedy i ten sznur pękł, tkacz spadł z konia.Spadł prosto na miękki dywan, rozesłany przed namiotem króla.W namiocie znalazł ogromne bogactwa: w jednej skrzyni złoto, w drugiej drogie kamienie, w trzeciej wspaniałą broń królewską.Znalazł także różne smakołyki rozstawione na tacach.Podjadł sobie, potem naładował pełne worki broni i klejnotów.Włożył je na konia i nakrył jedwabnym namiotem królewskim, który poskładał i przywiązał.Miał już zupełnie dość konnej jazdy, więc wziął konia za uzdę i poprowadził go w kierunku stolicy.Szedł jeden dzień, szedł drugi dzień, szedł trzeci dzień.W stolicy myślano już, że bohater zginął, i przerażeni mieszkańcy szykowali się do oblężenia.Wprawdzie przybiegli jacyś ludzie z daleka i mówili, że nieprzyjaciele uciekli przed walecznym rycerzem, ale to wydawało się niemożliwe, więc im nie wierzono.Wtem straże dostrzegły z wieży wędrowca, który prowadził ciężko objuczonego konia.Kiedy wędrowiec zbliżył się do bramy miejskiej, szmer rozszedł się po tłumie.Rycerz wszedł śmiało na dziedziniec pałacowy, a koń za nim.Poznano go, więc straże go nie zatrzymały, a lud wznosił okrzyki, podziwiając jego skromność: znakomity wódz wraca pieszo sam jeden ze zwycięskiej wyprawy!Szach chciał obsypać bohatera godnościami i zawołał:— Proś, o co chcesz, wszystko ci dam, choćby połowę królestwa !Tkacz pokłonił się szachowi i powiedział:— Przywiozłem ci, panie, zdobyczne skarby i namiot Czarnego Króla, którego udało mi się wypędzić.W zamian proszę cię o jedno: nie każ mi już nigdy być wodzem.Pozwól mi spokojnie wrócić do mojej żony i do mego warsztatu.Ale nie na koniu, tylko na ośle.ŻELAZNY LACZYNa Węgrzech panował kiedyś król, który miał trzech synów trzy córki.Najmłodszego wszyscy nazywali Żelazny Laczy.Laczy to po węgiersku Władek.A “żelaznym" nazywali Władka dlatego, ponieważ z figlów nieraz innym dokuczał jak ostra igiełka.Wracając ze szkoły Żelazny Laczy spotkał kiedyś staruszkę, która niosła jaja w koszyku.Psotny królewicz umyślnie potrącił jej koszyk, tak że jajka wypadły na ziemię i potłukły się.Rozgniewana staruszka zawołała:— Za karę niech ci się spełni pierwsze życzenie, które wypowiesz!I zniknęła razem z koszykiem i potłuczonymi jajami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Ale wszyscy myśleli, że tak mówi przez skromność.Szach wysłał posłów drugi raz po tkacza i rozkazał, żeby bohater poprowadził wojsko przeciwko armii Czarnego Króla.,,Co tu robić?" pomyślał tkacz.“Nie znam się przecież na wojnie.Sam zginę i wojsko zmarnuję".Poprosił szacha, żeby mu pozwolił najpierw pojechać na zwiady.Szach zgodził się na to, żeby tkacz przekonał się na własne oczy, ile jest nieprzyjacielskiego wojska i jak ono jest uzbrojone.Odesłał go do wioski na paradnym wozie, pełnym podarków dla niego i żony.Obok słudzy prowadzili wspaniałego wierzchowca, na którym nowy wódz miał.wyruszyć nocą dalej.Kiedy tkacz znalazł się przed swoją chatą, poszedł najpierw naradzić' się z żoną, a sługi szacha odesłał.— Nie wiem, co teraz robić — powiedział.— Nawet jeździć na koniu nie umiem, tylko na ośle.A tu mam jechać konno na zwiady.Czy nie można by się jakoś od tego wykręcić? Jaki będzie ze mnie wódz?— Umiałeś jeździć na tygrysie, a nie umiałbyś na koniu? — zawołała żona tkacza.— Wykręcić się nie można.Jeżeli nie pojedziesz, szach pomyśli, że jesteś zdrajcą.Chodź, przywiążę cię mocno do konia i jedź od razu, póki ciemno.Łatwiej ci będzie zbliżyć się nocą do obozu Czarnego Króla.Podesłała na siodle wojłok, żeby mężowi było miękko i przywiązała tkacza dziesięcioma sznurami.Zafrasowany tkacz powiedział do konia:— No, mój kochany, prowadź mnie! Nie wiem, dokąd mam jechać, ale podobno konie wojowników zawsze kierują się prosto na wrogów.Tylko proszę cię, nie bądź za śmiały i nie podjeżdżaj za blisko.Koń ruszył z kopyta.Tkacz bał się, że może spaść pomimo sznurów.Z początku droga była równa, ale potem wjechali między góry i skały.Koń biegł prędko i pewnie, jak gdyby widział po nocy.Ale tkacz nie widział nic, a tu podrzucało go w górę, to znów koń skręcał nagle albo przeskakiwał kamienie i strumyki.Zaczęło się rozwidniać.Tkacz przeraził się, bo ujrzał przed sobą obóz pełen wojska.Ściągnął cugle i byłby zawrócił, ale koń puścił się jak wicher prosto na wroga.Pędził z góry, przeskoczył przez strumień.Biedny tkacz chwycił ze strachu za czub młodej topolki, która rosła nad wodą.Grunt był w tym miejscu podmokły, toteż drzewko razem z korzeniami zostało w ręku tkacza, który pojechał z nim dalej.żołnierze Czarnego Króla dostrzegli pędzącego strasznego wojaka.Sadził konno sam jeden przeciwko całej armii i wywijał olbrzymią, zieloną maczugą.Pomyśleli, że za nim ciągnie z pewnością niezliczone wojsko.A może to dziw na czele wojska dziwów?Żołnierze, którzy byli na skraju obozu, zaczęli z krzykiem uciekać do środka.Inni zrywali się prosto ze snu i uciekali, nie wiedząc o co chodzi.Jedni pędzili przed sobą drugich, uciekając przewracano namioty.Krzyczano, ogłaszano najstraszniejsze wieści.Czarny Król starał się powstrzymać swoich żołnierzy.Ale kiedy rycerz z zieloną buławą wpadł do obozu na rozjuszonym koniu, który tratował wszystko po drodze i przeskakiwał nawet wozy, król też pomyślał, że to napadła straszliwa jakaś armia i uciekł z innymi.Był najwyższy czas, bo sznury pękały jeden po drugim i tkacza trzymał już tylko ostatni.Kiedy i ten sznur pękł, tkacz spadł z konia.Spadł prosto na miękki dywan, rozesłany przed namiotem króla.W namiocie znalazł ogromne bogactwa: w jednej skrzyni złoto, w drugiej drogie kamienie, w trzeciej wspaniałą broń królewską.Znalazł także różne smakołyki rozstawione na tacach.Podjadł sobie, potem naładował pełne worki broni i klejnotów.Włożył je na konia i nakrył jedwabnym namiotem królewskim, który poskładał i przywiązał.Miał już zupełnie dość konnej jazdy, więc wziął konia za uzdę i poprowadził go w kierunku stolicy.Szedł jeden dzień, szedł drugi dzień, szedł trzeci dzień.W stolicy myślano już, że bohater zginął, i przerażeni mieszkańcy szykowali się do oblężenia.Wprawdzie przybiegli jacyś ludzie z daleka i mówili, że nieprzyjaciele uciekli przed walecznym rycerzem, ale to wydawało się niemożliwe, więc im nie wierzono.Wtem straże dostrzegły z wieży wędrowca, który prowadził ciężko objuczonego konia.Kiedy wędrowiec zbliżył się do bramy miejskiej, szmer rozszedł się po tłumie.Rycerz wszedł śmiało na dziedziniec pałacowy, a koń za nim.Poznano go, więc straże go nie zatrzymały, a lud wznosił okrzyki, podziwiając jego skromność: znakomity wódz wraca pieszo sam jeden ze zwycięskiej wyprawy!Szach chciał obsypać bohatera godnościami i zawołał:— Proś, o co chcesz, wszystko ci dam, choćby połowę królestwa !Tkacz pokłonił się szachowi i powiedział:— Przywiozłem ci, panie, zdobyczne skarby i namiot Czarnego Króla, którego udało mi się wypędzić.W zamian proszę cię o jedno: nie każ mi już nigdy być wodzem.Pozwól mi spokojnie wrócić do mojej żony i do mego warsztatu.Ale nie na koniu, tylko na ośle.ŻELAZNY LACZYNa Węgrzech panował kiedyś król, który miał trzech synów trzy córki.Najmłodszego wszyscy nazywali Żelazny Laczy.Laczy to po węgiersku Władek.A “żelaznym" nazywali Władka dlatego, ponieważ z figlów nieraz innym dokuczał jak ostra igiełka.Wracając ze szkoły Żelazny Laczy spotkał kiedyś staruszkę, która niosła jaja w koszyku.Psotny królewicz umyślnie potrącił jej koszyk, tak że jajka wypadły na ziemię i potłukły się.Rozgniewana staruszka zawołała:— Za karę niech ci się spełni pierwsze życzenie, które wypowiesz!I zniknęła razem z koszykiem i potłuczonymi jajami [ Pobierz całość w formacie PDF ]