[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Naprawdę rozmawiając ze mną odnosisz wrażenie, że jestem intelektualistką? - pytała opierając się o framugę drzwi.Nie podejmował dyskusji.Powiedziała:- Wstyd, Henryku.Jeszcze raz potwierdziłeś swą okropną podejrzliwość.Oczywiście, że nie pracuję jako uboga szwaczka w Domu Mody.Studiuję na ostatnim roku prawa Uniwersytetu Łódzkiego.Moje hobby to robienie wariatów z takich jak ty osobników.Powiedziawszy to nareszcie zajęła się przygotowywaniem śniadania.13 czerwca, przed południem- O której kończysz pracę? - spytała Rosanna, gdy zatrzymali się przed Domem Prasy na Piotrkowskiej.- Nie wiem.Pokażę się u Naczelnego i zaraz postaram się urwać.Chciałbym odwiedzić siostrę Rykierta i potem zajrzeć tu i ówdzie, że tak powiem “po linii" potrójnego morderstwa.Myślę że wieczorem będę w domu.- Nie uwolnisz się ode mnie.Skoro dziś nie poszłam do pracy mogę z tobą spędzić czas aż do wieczora.Nie będę ci przeszkadzał przysięgam.Przy chodniku przed redakcją zatrzymała się ciemnozielona “Syrena".Wysiadła z niej Julia, za kierownicą siedział jakiś młody przystojny mężczyzna.- Może zechcesz wybrać się z nami na weekend? - powiedziała Julia witając się z Henrykiem.Rosanny jakby zupełnie nie zauważyła.- Brat mój przyjechał do mnie z Poznania.Będzie w Łodzi przez kilka dni.No, przyjmiesz propozycję? Dlaczego nie odpowiadasz - niecierpliwiła się.- Henryk rozważa, czy nie wchodzi pani w grę jako morderczyni.Ze względu na ciemnozieloną “Syrenę".Julia znowu się obraziła.Wzruszyła ramionami i bez słowa weszła w bramę.Henryk począł Rosannie czynić wymówki:- Nie widzę powodów, aby dokuczać Julii.Zwracam ci także uwagę, że morderca miał ciemnozieloną “Syrenę", lecz się jej pozbył.Do widzenia - rzekł.- Zobaczymy się wieczorem.Dogonił Julię na korytarzu redakcji i począł ją przepraszali- Ta mała jest rzeczywiście nieznośna - stwierdził.- Pojedziesz z nami na przejażdżkę? - spytała.- Nie dzisiaj.Kończę właśnie badanie przeszłości mej laseczki - zrobił laseczką młyńca - i myślę, że w najbliższej przyszłości będę miał sporo czasu.Wtedy gdzieś pojedziemy.We dwoje i to moim autem - podkreślił.Zameldował się Naczelnemu, zajrzał do redakcyjnych pokojów i wymknął się na ulicę.Nie minęło pół godziny, a stał przed drzwiami mieszkania Rykierta i głośno pukał.- Kto tam?- To ja, Henryk, Henryk z tygodnika - oznajmił.Ostrożnie uchyliła drzwi i przez szparę wystawiła głowę.Pani się mnie boi? Co się stało?- Wszystkich się boję.Ciągle kogoś mordują, a nikt nie wie, kto jest mordercą.Może to pan? Wzruszył ramionami.- Twierdziła pani kiedyś, że w pani wieku człowiek powinien się oswoić z myślą o śmierci.- Ba, to się tak tylko mówi.Lecz gdy morderca błyśnie przed oczami nożem, to i w moim wieku człowiek zaczyna się lękać.- Groził pani ktoś?- Zabito Butyłłę, który do mnie przychodził.Zabito reportera z “Echa", on także był u mnie.Aż dwa razy.Myślę, że teraz kolej na mnie.- I ja bywałem u pani, a przecież jak dotąd żyję.- To jest właśnie podejrzane - mruknęła.Zrozumiał, że nie wpuści go do mieszkania i niczego się od niej nie zdoła dowiedzieć.“A to się nastraszyła" - pomyślał.Nie dziwił się jej jednak.Trzy następujące po sobie morderstwa mogły przerazić każdego.- A milicjantów pani wpuszcza? - spytał.- O tak.Pakuła bywa u mnie prawie co dzień.Dziś też był.- Nie domyśla się pani, kto jest Iksem z notesu pani brata?- Niech pan mnie o to nie pyta.Kobyliński pytał i zginął.Nic panu nie powiem.Nie pozostało mu nic innego jak ukłonić się grzecznie i odejść.Tak też uczynił.Poszedł na dworzec autobusowy, z rozkładu jazdy dowiedział się że do Brzezin będzie mógł odjechać dopiero za pół godziny.Kupił więc bilet i na chwilę wstąpił do kawiarni przy ulicy Narutowicza.W Brzezinach postanowił odszukać Skarżyńskiego.Upór, z jakim Skarżyński chciał odkupić pozłacaną solniczkę, świadczył chyba wyraźnie, że jest bardzo rozkochany w staroświecczyźnie.Możliwe więc było, że zetknął się kiedyś z człowiekiem który oferował mu cenne przedmioty lecz jednocześnie starał się pozostać w ukryciu, bez twarzy i nazwiska.W autobusie było duszno.Henryk siedział z przodu, ale po nasłonecznionej stronie.Blask raził w oczy i wkrótce znowu rozbolała go głowa.Spróbował zasnąć i udało mu się to.Obudził się już w Brzezinach.Kioskarz z rynku od razu wskazał mu dom, gdzie mieszka Skarżyński.W małym miasteczku nietrudno trafić do człowieka który ma zupełnie łysą głowę, sumiaste wąsy i samochód.Skarżyński zajmował małe posklepowe pomieszczenie na parterze dwupiętrowego domu w rynku.Nad drzwiami do mieszkania widniał zamazany napis: L.SKARŻYŃSKI-KONFEKCJA.Bardzo się zdziwił, gdy zobaczył Henryka stojącego przed progiem.Natychmiast jednak gościnnie zaprosił go do wnętrz mieszkania.- Otworzyłem sklep zaraz po wojnie - wyjaśnił, zauważywszy że Henryk rozgląda się po mieszkaniu - a zlikwidowałem go, jak tylko zaczęto cisnąć domiarami.Teraz mam spokój.Żyję z oszczędności, które udało mi się poczynić.Oszczędności nie musiały być chyba zbyt duże, bo mieszkań Skarżyńskiego wypełniały stare meble składające się z dwóch kompletów zniszczonych foteli i kanapy.Pod tylną ścianą stała ogromna szafa, obok drewniane szerokie łóżko, aż po poręcze zasłane pościelą i pokryte pluszową czerwoną narzutą.Na niewielkiej kuchence znajdowały się garnki i talerze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl