[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy przeciwnik rozumiał, że wciągano go w pułapkę? Wszystko świadczyło o tym, że stratedzy Wodza zajęli się przede wszystkim upragnionym wyłomem w centrum, ale z drugiej strony raz, na Wielkiej Rzece, rohańscy stratedzy przeliczyli się i jeśli Olmer świadomie rzucał pułki w zastawioną pułapkę, znaczyło to, że ma już gotowy kontrplan.Albo zaraz nastąpi uderzenie z nieoczekiwanego kierunku, chociaż tym razem właściwie nie było skąd, albo Wódz stawia na liczebność swojego wojska, uważając, że w pokonaniu go nie pomoże żadna zasadzka.Takie myśli bez ustanku prześladowały Folka; wszystko idzie zbyt gładko, wróg posłusznie pcha się w zastawione sidła, i to pcha się jak niedźwiedź; wsuwa nie jeden pazur, ale całą łapę.Olmer zajął ponad milę wybrzeża.Jego piesi wojownicy usiłowali rozszerzyć przyczółek, ale natknęli się na rohańskich konnych łuczników i, nie zdążywszy uformować szyku, rozpierzchli się, nie wytrzymując śmiertelnego zalewu strzał.Bój wrzał na skrzydłach wyłomu Olmera, ale najwięcej wojska wraz ze wspierającymi je oddziałami parło na łeb na szyję do przodu i prześladowało wycofującą się piechotę Marchii, łuczników i pikinierów, oraz nielicznych jeźdźców, dobrze udających panikę.Folko uciekał razem ze wszystkimi.Przebiegali jakieś trzydzieści, czterdzieści kroków, zatrzymywali się, strzelali, starannie wybierając cel - najbardziej widocznych i najlepiej uzbrojonych wojowników przeciwnika - po czym znowu biegli kilkadziesiąt kroków.Do walki na miecze nie dochodziło; wyprzedzając piechotę na przestrzeni zaiseńskiej równiny, wypadli konni strzelcy, Easterlingowie, i zaczął się bój.Jeśli Olmer wyśle do walki Angmarczyków i główne siły Hazgów, będzie to znaczyło, że uwierzył w powodzenie ataku i wyłom w naszej obronie - rozmyślał hobbit, parując mieczem ciosy zuchwałego Hegga, który wypadł daleko przed szyk swoich.Ręce Folka walczyły jakby same, nie wymagając udziału świadomości: oczy widziały tylko nieprzyjaciela, rozum zaś starał się wyjaśnić, co się dzieje na całym bitewnym polu.Z tym Heggiem Folko walczył długo - przeciwnik był bardzo wysoki i hobbit, czy to ze zmęczenia, czy z innego powodu, jakoś nie mógł dotrzeć wystarczająco blisko; ściął go wreszcie jeden z wojowników podległej hobbitowi dwudziestki.Podnosząc głowę, Folko zobaczył pędzących przez pole angmarskich kuszników.Uderzeniowa siła Olmera, jego gwardia! Najwierniejsi, silni i wytrwali, ubóstwiający Wodza.Skoro wysłał ich do walki, to znaczy, że uwierzył w zwycięstwo.Ale co to? Obok wojowników z Angmaru pojawił się zwarty oddział niskich, podobnych do krasnoludów wojowników z zakrzywionymi mieczami i krótkimi pikami.Czyżby?.- Uruk! Uruk! War hai uruk hai!„Wszechmocny Eru, orkowie Sarumana! No, to trzymajmy się, bracia!”.Naśladując zwarty szyk falangi, duży oddział rosłych orków pędził prosto na znieruchomiały, a potem trochę występujący do przodu, by nie cofnąć się pod uderzeniem, szyk rohańskiej falangi.Łucznicy znaleźli w końcu dla siebie ważny cel.Wściekła bitwa rozgorzała na całym Łuku, z trudem utrzymywanym przez wojowników Marchii.Pewni sukcesu, wrogowie naparli ze zdwojonym zapałem.Na zachodnim brzegu rzeki wciąż pojawiały się nowe oddziały.Obrońcy powstrzymywali ich z coraz większym trudem, ponosząc ogromne straty.Chłopiec nosiciel cisnął hobbitowi gruby pęk strzał.- Ostatnie! - krzyknął i zeskoczył z konia; wyciągnął swój jeszcze nieprawdziwy miecz i stanął obok hobbita.Do półtorej setki łuczników, którzy stali najpierw na prawym skrzydle szyku obok przeprawy, gdzie pod dowództwo hobbita oddano dwudziestu łuczników, doszły jeszcze prawie dwie setki wojowników.Byli to ci, którzy stracili wierzchowce, oraz wytrąceni z szyku piechociarze.Orkowie sczepili się z falangą, a na towarzyszy Folka uderzyli Angmarczycy.Ich dowódca dokładnie utrafił w najsłabsze miejsce w ugrupowaniu wojów Marchii; tu było mało pikinierów i tarczowników, a łucznicy.Cóż, zwycięstwo warte jest strat.Na zwierający się coraz bardziej szyk waliła najszybciej jak mogła kawaleria z Żelaznego Domu.Trzepotały czarne płaszcze, zawołanie „Angmar! Angmar!” zagłuszało bitewną wrzawę; przez chwilę hobbitowi wydało się, że znowu jest pod Annuminas.Jednakże to był Łuk Iseny, a obok nie stał niezniszczalny hird, nie jeżyła się stalowa palisada z pik; ledwie nieco ponad trzystu mieczników i strzelców przeciwko kilku tysiącom Angmarczyków.Wał końskich pysków zbliżał się, kopyta tratowały step, a pierwsze szeregi atakujących już unosiły kusze.- Dwa palce w lewo, ognia! - wrzasnął z całej siły Folko, dając poprawkę na wiatr, i sam puścił cięciwę.Nigdy wcześniej, ani też potem, Folko nie strzelał lepiej i szybciej.Zapomniał o broni w swym ręku.Podobnie jak w tamtej potyczce pod Błotnym Zamkiem, gdy wszystko jakby zwolniło swój bieg, tak i teraz czas usłużnie biegł wolniej i hobbit zdążał ze wszystkim.Ręka ciągnęła cięciwę, puszczała, natychmiast nakładała następną strzałę, a oczy już znajdowały kolejny cel - i znowu rozlegał się wizg zrywającego się do lotu opierzonego drzewca i dźwięczny odgłos uderzenia cięciwy w posiekaną setkami podobnych uderzeń rękawicę na lewym nadgarstku.Angmarczycy pędzili i padali.Waliły się z kwikiem konie, walili ludzie, jakby sama Śmierć wskazała ich swym kościstym palcem.Już tylko kilka sążni zostało do pokonania przednim szeregom, by w końcu wciąć się w grupę tych zuchwalców.Ale nie pokonali tej przestrzeni.Pierwsze dziesiątki jeźdźców, tych, którzy naciągnęli już cięciwy kusz, wybito do ostatniego; upadające konie zmuszały rozpędzone wierzchowce do skoków, pierwsza salwa kusz poszła na marne, a drugiej nie mogli oddać ci, którzy już wystrzelili bełty.Mistrz, chcący pokazać swój kunszt, powinien wystrzelić dwanaście strzał na minutę.Tę granicę wielokrotnie przekroczyło wielu z tych, którzy walczyli obok hobbita, a ich strzały nie poszły na marne [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl