[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W miarę jak zjeżdżali w dół droga zacierała się, a zbocza pagórków pokrywały się aksamitną trawą.W jakiś czas później Kelsie spostrzegła pierwsze domy - zdradziła je jaskrawość dachów, ściany bowiem stanowiły plątaninę winorośli.Czyżby niezliczonym stadom ptaków, takich jak te, co im towarzyszyły, wyrwano pióra, by wpleść w strzechy, które dzięki temu tak wyglądały?Po raz pierwszy mieszkańcy doliny unieśli wzrok.Niektórzy zbili się w niewielkie powitalne grupy.Kilkoro miało szczególne cechy dwojga jeźdźców - ich skórę i włosy zmieniające barwę przy każdym ruchu.Inni zaś bardziej przypominali kobietę, którą Kelsie znalazła umierającą; byli wysocy i smukli, włosy mieli bardzo ciemne, skórę zaś słońce opaliło im już na jasny brąz.Wśród oczekujących było czterech mężczyzn odzianych w kolczugi przedniej roboty, które, kiedy się poruszali, wydawały się giętkie jak ubranie.Znajdowały się tam również dwie kobiety.Jedna z nich miała na sobie zielony strój, niczym nie różniący się od tego, w który przyodziana była kobieta dzieląca razem z Kelsie wierzchowca.Druga natomiast miała na sobie długą, prostą szarą suknię, sięgającą obrębkiem trawy, i okrągły pas ze zmatowiałego srebra ujmujący kibić.Włosy jej, surowo ściągnięte do tyłu, oplatała srebrna siateczka, a blada twarz przywodziła na myśl zmarłą pokąsaną przez ogara.Właśnie ta kobieta w szarej sukni wysunęła się przed wszystkich, kiedy jezdni się zatrzymali.Całą swą uwagę skupiła jednak na drogocennym kamieniu na pół ukrytym pod jedną z kocich łap.Wargi jej poruszyły się, przełamując posągowy spokój twarzy, a szeroko rozwarte oczy spojrzały najpierw na kobietę w zieleni, a potem na Kelsie.Tej ostatniej wydało się, iż w tym długim, otwartym wejrzeniu czai się zarówno podejrzliwość, jak i groźba.Dziewczyna ześliznęła się z grzbietu gładkowłosego wierzchowca, wciąż trzymając w ramionach płaszcz z kociętami.Kocica zeskoczyła lekko na ziemię już w tym momencie, kiedy jeźdźcy wstrzymali wierzchowce, i teraz wyginała się na swój koci sposób, muskając długą szarą suknię.W pysku ściskała łańcuch z klejnotem.Kobieta w szarym odzieniu przystanęła wodząc palcami po puchatym łebku, a w chwilę później spojrzała ponownie na Kelsie, odzywając się w melodyjnym języku.Dziewczyna potrząsnęła głową z ubolewaniem.- Nic nie rozumiem.Kilkoro z oczekujących wyglądało na zaskoczonych, a kobieta w szarej sukni zmarszczyła brwi.W chwilę potem Kelsie w swej zbolałej głowie jeszcze raz rozpoznała tamto niepokojące uczucie.“.kto.co."Po raz drugi ujrzała oczami wyobraźni scenę na Ben Blairze, próbując przy tym uzmysłowić sobie każdy najdrobniejszy szczegół.Skoro ci ludzie potrafią czytać w myślach, z pewnością będą w stanie wyłowić odpowiedź z tego, co właśnie przed nimi roztaczała.Tymczasem mars na twarzy kobiety tylko się zaostrzył, a wśród słuchaczy przebiegły szmery szeptów.“.brama." Słowo to wyszło od kobiety, która ją odnalazła.Dotknęła zaraz ramienia Kelsie, by przyciągnąć całą jej uwagę, i wskazała na siebie.- Dahaun - wymówiła to imię z przesadnym ruchem warg, a Kelsie jeszcze raz odpowiedziała:- Kelsie.- Kel-Say.- Dahaun skinęła głową.Po czym wskazała kobietę w szarej sukni i wypowiedziała słowo, które Kelsie znowu dokładnie powtórzyła.Tym samym sposobem zostali jej przedstawieni pozostali.Po dwóch próbach dziewczyna zdołała sobie poradzić.Crytha, Yonan (wyglądał na najmłodszego spośród mężczyzn), Kemoc, Kyllan.A ten, który górował nad resztą - Urik.Kocica wspięła się na tylne łapy i drapnęła Kelsie z pretensją.Kiedy dziewczyna ułożyła na ziemi płaszcz z kociętami, matka od razu się nimi zajęła, jak gdyby nie dowierzała, że nic się im nie przydarzyło podczas jazdy.Kelsie poprowadzono spiesznie do najbliższego z tych dziwnych domów.Wewnątrz za zasłonami kipiała w płytkich zbiornikach woda.Dahaun uczyniła kilka ruchów proponując Kelsie, by zrzuciła ubranie i wzięła odświeżającą kąpiel.Następnie poczęła wskazywać to tu, to tam i wymawiać słowa, które dziewczyna powtarzała za nią, starając się je właściwie akcentować.Nim skończyła kąpiel i wytarła się do sucha kawałkiem kwadratowej materii, poznała około dwudziestu pięciu słów, które powtarzała bez przerwy, by je sobie przyswoić.W chwilę później posilała się z tacy wypełnionej owocami, orzechami i małymi ciasteczkami.Czuła się nadzwyczaj swobodnie w szatach, które przyniosła jej Dahaun.Składały się na nie bladozielona luźna koszulka i spodnie raczej w typie obcisłych dżinsów, a także kaftan z długimi rękawami, sznurowany z przodu wiązadełkami ze srebra, z paskiem, którego wykute z tego samego metalu sprzączki wygrawerowano w zawiłe wzory.Na nogach Kelsie miała miękkie buty do połowy łydki, dość dobrze dopasowane.Wręczono jej również grzebień, by doprowadziła do porządku swoje krótko obcięte, układające się w pukle włosy.Przez cały czas uczono ją języka.Na zewnątrz powstało jakieś zamieszanie, którego nie zagłuszył słaby, jednostajny szelest liści tworzących ściany.Na wezwanie Dahaun wszedł ciężko do środka postawny mężczyzna w kolczudze.Hełm wsparł na biodrze, odkrywając głowę i twarz.Była to jedna z tych twarzy, które budzą zainteresowanie.Mężczyzna miał skórę jasnobrązową, jak gdyby często przebywał na powietrzu, a bardzo ciemne włosy rozjaśniały na skroniach srebrne pasma [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.W miarę jak zjeżdżali w dół droga zacierała się, a zbocza pagórków pokrywały się aksamitną trawą.W jakiś czas później Kelsie spostrzegła pierwsze domy - zdradziła je jaskrawość dachów, ściany bowiem stanowiły plątaninę winorośli.Czyżby niezliczonym stadom ptaków, takich jak te, co im towarzyszyły, wyrwano pióra, by wpleść w strzechy, które dzięki temu tak wyglądały?Po raz pierwszy mieszkańcy doliny unieśli wzrok.Niektórzy zbili się w niewielkie powitalne grupy.Kilkoro miało szczególne cechy dwojga jeźdźców - ich skórę i włosy zmieniające barwę przy każdym ruchu.Inni zaś bardziej przypominali kobietę, którą Kelsie znalazła umierającą; byli wysocy i smukli, włosy mieli bardzo ciemne, skórę zaś słońce opaliło im już na jasny brąz.Wśród oczekujących było czterech mężczyzn odzianych w kolczugi przedniej roboty, które, kiedy się poruszali, wydawały się giętkie jak ubranie.Znajdowały się tam również dwie kobiety.Jedna z nich miała na sobie zielony strój, niczym nie różniący się od tego, w który przyodziana była kobieta dzieląca razem z Kelsie wierzchowca.Druga natomiast miała na sobie długą, prostą szarą suknię, sięgającą obrębkiem trawy, i okrągły pas ze zmatowiałego srebra ujmujący kibić.Włosy jej, surowo ściągnięte do tyłu, oplatała srebrna siateczka, a blada twarz przywodziła na myśl zmarłą pokąsaną przez ogara.Właśnie ta kobieta w szarej sukni wysunęła się przed wszystkich, kiedy jezdni się zatrzymali.Całą swą uwagę skupiła jednak na drogocennym kamieniu na pół ukrytym pod jedną z kocich łap.Wargi jej poruszyły się, przełamując posągowy spokój twarzy, a szeroko rozwarte oczy spojrzały najpierw na kobietę w zieleni, a potem na Kelsie.Tej ostatniej wydało się, iż w tym długim, otwartym wejrzeniu czai się zarówno podejrzliwość, jak i groźba.Dziewczyna ześliznęła się z grzbietu gładkowłosego wierzchowca, wciąż trzymając w ramionach płaszcz z kociętami.Kocica zeskoczyła lekko na ziemię już w tym momencie, kiedy jeźdźcy wstrzymali wierzchowce, i teraz wyginała się na swój koci sposób, muskając długą szarą suknię.W pysku ściskała łańcuch z klejnotem.Kobieta w szarym odzieniu przystanęła wodząc palcami po puchatym łebku, a w chwilę później spojrzała ponownie na Kelsie, odzywając się w melodyjnym języku.Dziewczyna potrząsnęła głową z ubolewaniem.- Nic nie rozumiem.Kilkoro z oczekujących wyglądało na zaskoczonych, a kobieta w szarej sukni zmarszczyła brwi.W chwilę potem Kelsie w swej zbolałej głowie jeszcze raz rozpoznała tamto niepokojące uczucie.“.kto.co."Po raz drugi ujrzała oczami wyobraźni scenę na Ben Blairze, próbując przy tym uzmysłowić sobie każdy najdrobniejszy szczegół.Skoro ci ludzie potrafią czytać w myślach, z pewnością będą w stanie wyłowić odpowiedź z tego, co właśnie przed nimi roztaczała.Tymczasem mars na twarzy kobiety tylko się zaostrzył, a wśród słuchaczy przebiegły szmery szeptów.“.brama." Słowo to wyszło od kobiety, która ją odnalazła.Dotknęła zaraz ramienia Kelsie, by przyciągnąć całą jej uwagę, i wskazała na siebie.- Dahaun - wymówiła to imię z przesadnym ruchem warg, a Kelsie jeszcze raz odpowiedziała:- Kelsie.- Kel-Say.- Dahaun skinęła głową.Po czym wskazała kobietę w szarej sukni i wypowiedziała słowo, które Kelsie znowu dokładnie powtórzyła.Tym samym sposobem zostali jej przedstawieni pozostali.Po dwóch próbach dziewczyna zdołała sobie poradzić.Crytha, Yonan (wyglądał na najmłodszego spośród mężczyzn), Kemoc, Kyllan.A ten, który górował nad resztą - Urik.Kocica wspięła się na tylne łapy i drapnęła Kelsie z pretensją.Kiedy dziewczyna ułożyła na ziemi płaszcz z kociętami, matka od razu się nimi zajęła, jak gdyby nie dowierzała, że nic się im nie przydarzyło podczas jazdy.Kelsie poprowadzono spiesznie do najbliższego z tych dziwnych domów.Wewnątrz za zasłonami kipiała w płytkich zbiornikach woda.Dahaun uczyniła kilka ruchów proponując Kelsie, by zrzuciła ubranie i wzięła odświeżającą kąpiel.Następnie poczęła wskazywać to tu, to tam i wymawiać słowa, które dziewczyna powtarzała za nią, starając się je właściwie akcentować.Nim skończyła kąpiel i wytarła się do sucha kawałkiem kwadratowej materii, poznała około dwudziestu pięciu słów, które powtarzała bez przerwy, by je sobie przyswoić.W chwilę później posilała się z tacy wypełnionej owocami, orzechami i małymi ciasteczkami.Czuła się nadzwyczaj swobodnie w szatach, które przyniosła jej Dahaun.Składały się na nie bladozielona luźna koszulka i spodnie raczej w typie obcisłych dżinsów, a także kaftan z długimi rękawami, sznurowany z przodu wiązadełkami ze srebra, z paskiem, którego wykute z tego samego metalu sprzączki wygrawerowano w zawiłe wzory.Na nogach Kelsie miała miękkie buty do połowy łydki, dość dobrze dopasowane.Wręczono jej również grzebień, by doprowadziła do porządku swoje krótko obcięte, układające się w pukle włosy.Przez cały czas uczono ją języka.Na zewnątrz powstało jakieś zamieszanie, którego nie zagłuszył słaby, jednostajny szelest liści tworzących ściany.Na wezwanie Dahaun wszedł ciężko do środka postawny mężczyzna w kolczudze.Hełm wsparł na biodrze, odkrywając głowę i twarz.Była to jedna z tych twarzy, które budzą zainteresowanie.Mężczyzna miał skórę jasnobrązową, jak gdyby często przebywał na powietrzu, a bardzo ciemne włosy rozjaśniały na skroniach srebrne pasma [ Pobierz całość w formacie PDF ]