[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał go w głowie, więc niezwlekając pobiegł jej szukać. Hannah zdołała kopnąć rewolwer w kąt kajuty, ale nim zdą\yła go dosięgnąć,Deboque zwalił się jej na plecy.Był du\o silniejszy i szybszy ni\ sądziła.Zaczął ją dusić, alezdołała oswobodzić jedną rękę i uderzyć go pięścią w twarz.Przez chwilę obydwoje z trudemłapali powietrze.Pierwsza odzyskała panowanie nad sobą, obróciła się szybko na bok iwyciągnęła rękę po broń.Dotknęła opuszkami palców rękojeści, lecz właśnie wtedy Deboqueszarpnął ją z całych sił za włosy.Znów udało jej się wymierzyć mu cios, jednak nie na tylesilny, by go ogłuszyć.Tarzali się po miękkim dywanie jak kochankowie.Z rozciętej wargi płynęła mu krew,pod jej poszarpaną, bluzką tworzyły się bolesne siniaki.Ju\ prawie miała rewolwer, alewykorzystał moment jej nieuwagi.Uderzył ją tak mocno, \e na sekundę pociemniało jej, woczach.Gdy minęło zamroczenie, zobaczyła lufę przystawioną do skroni.Błyskawicznie przygotowała się na śmierć.Walcząc o oddech, uniosła się nieco nałokciach.Jedyne, co jeszcze mogła zrobić, to spełnić przyrzeczenie i napluć mu w twarz.- Jestem agentką ISS.Bissetowie \yją i są bezpieczni.A ty jesteś skończony -oznajmiła pewnym głosem.Furia, którą ujrzała w jego oczach, sprawiła jej dziką przyjemność.Uśmiechnęła sięlekcewa\ąco i czekała na śmierć.Kiedy Bennett wywa\ył drzwi do kajuty, ujrzał Deboque'a klęczącego przy Hannah zpistoletem w dłoni.Potem wydarzenia potoczyły się tak szybko, \e pózniej nie mógł sobieprzypomnieć, kto strzelił pierwszy.Deboque odwrócił się gwałtownie.Bennett spojrzał mu prosto w oczy.Kiedy odsunąłod Hannah rękę z rewolwerem, krzyknęła i obróciła się na bok.Wtedy padły dwa wystrzały.Kula przeleciała tak blisko jego głowy, \e oparzyła mu skórę na skroni.Nie zdą\yłnawet zamknąć oczu, więc wyraznie widział, jak na piersi Deboque'a rośnie plama krwi.Nimminęła sekunda, jego bezwładne ciało opadło na Hannah.Dopiero wtedy zaczęła dr\eć.Nie pomogły lata treningów.Przygwo\d\ona do podłogiprzez sztywniejące zwłoki, dygotała tak mocno, \e dzwoniły jej zęby.Była gotowa na śmierć,ale nie na widok kuli przechodzącej tu\ obok skroni Bennetta.Dreszcze nie ustały nawet wtedy, gdy pomógł jej się oswobodzić i mocno ją przytulił.- Ju\ po wszystkim - szeptał, kołysząc ją w ramionach.- Ju\ dobrze.- Patrząc namartwego Deboque'a, nie czuł satysfakcji ani radości ze zwycięstwa.Czuł jedynieobezwładniającą ulgę.I wdzięczność.Hannah prze\yła.- Mogłeś zginąć! Do cholery, Bennett, miałeś siedzieć w domu - wykrztusiła przez łzy. - Dobrze, ju\ dobrze.- Przez ramię zerknął na Reeve'a wbiegającego do kajuty.- Zachwilę wszyscy tam będziemy.Otarła mokre policzki wierzchem dłoni i chwiejnie podniosła się na nogi.- Mogę natychmiast składać raport - powiedziała, patrząc Reeve'owi w oczy.- Do diabła z raportem! - Bennett poderwał się i wziął ją na ręce.- Zabieram cię stąd. EPILOGSpała okrągłą dobę.Dopiero po obudzeniu dowiedziała się, \e nadworny lekarz podałjej silny środek uspokajający.I zabronił wstawać przez kilka dni.Próbowała się sprzeciwiać,ale wyjaśniono jej, \e takie jest polecenie księcia.Złościła się więc z powodu przymusowego bezruchu, lecz w duchu musiała przyznać,\e fizycznie nie jest w najlepszej formie.Podczas walki z Debokiem mocno ucierpiała.Przez Reeve'a dowiedziała się, \e przestępcza siatka została doszczętnie rozbita, aszefowie ISS docenili jej zasługi i w nagrodę awansowała na stopień kapitana.Miała więcpowody do satysfakcji.Jednak zamiast się cieszyć, wierciła się niecierpliwie w łó\ku iplanowała, jak z niego uciec.Dopiero w dniu bo\onarodzeniowego balu Eve przyniosła jej pomyślne wieści.- Nie śpisz? Doskonale! - zawołała ju\ w progu.- Pewnie, \e nie.I zaraz tu zwariuję - jęknęła \ałośnie.Eve przysiadła na brzegu łó\ka.- Hannah, nie będę ciągle powtarzać, jak bardzo jestem ci wdzięczna.Zamiast tegoprzeka\ę ci ostatnie polecenia doktora.- Oszczędz mi tego!- Więc wyobraz sobie, \e powiedział, \ebyś.- Eve zrobiła dramatyczną pauzę -natychmiast wyskakiwała z łó\ka i szła na bal!- Co takiego? - Hannah poderwała się tak gwałtownie, \e niemal syknęła z bólu.-Naprawdę mogę wstać?- I to zaraz! - Eve ze śmiechem podała jej szlafrok.- Za chwilę będzie tu mojafryzjerka.Obiecuję, \e zamieni cię w prawdziwe bóstwo.- W bóstwo? - Hannah z powątpiewaniem dotknęła potarganych włosów.- Chyba zapomocą czarnej magii.- A choćby nawet.Niewa\ny sposób, wa\ny rezultat.- Eve, dziękuję, \e o mnie pomyślałaś.Obawiam się jednak, \e mój udział w balu tonie jest najlepszy pomysł.- Wręcz przeciwnie.No, wstawaj, nie mamy za wiele czasu - ponaglała, pomagając jejprzy wstawaniu.Jakby na dowód tego do pokoju zapukała pokojówka i oznajmiła, \e fryzjerka czeka. - Zwietnie! - Eve wzięła Hannah pod rękę.- Uwaga, uwaga! Przygotuj się do wielkiejprzemiany.Przemiana była rzeczywiście ogromna.Hannah stała przed lustrem i nie mogłauwierzyć własnym oczom.Zdumiona patrzyła na swoje włosy, upięte za pomocą grzebieni ispływające do pasa w miękkich lokach, a tak\e na cudowną suknię, która lśniła i szeleściłaprzy najl\ejszym ruchu.Brakuje mi tylko pantofelków Kopciuszka, westchnęła, uśmiechając się do siebie.Niepowinna \ywić złudzeń [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • odbijak.htw.pl