[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skończywszy posiłek, czym prędzej zabrał się do mycia i golenia.Ta ostatnia czynność nie świadczyła bynajmniej o jego próżności.Był to po prostu element sztuki wojennej, znak dla towarzyszy i wrogów, że mimo trudów i niebezpieczeństw nie utracił dumy ani bojowego ducha.Oglądając swe odbicie w matowym szkle, zdobył się na słaby uśmiech.Jeśli ktokolwiek posądziłby go o próżność, po obejrzeniu tej ponurej wymizerowanej twarzy natychmiast zmieniłby zdanie.Zaledwie skończył, do izby wszedł Brennan.Właściwie nie wszedł, tylko wpadł jak burza.Kapitan westchnął w głębi serca, zastanawiając się, co tak bardzo wzburzyło młodego oficera.— Dzień dobry, poruczniku — powiedział siląc się na lekki ton.— Odwiedziłeś już wszystkie posterunki?— Czyś ty rozum postradał? Obsadziłeś taki odcinek muru ludźmi z Kruczego Pola? Przecież to prawie samobójstwo!— Są tam również nasze oddziały rezerwowe.W razie czego ich wesprą.A reszta załogi będzie miała dzięki temu parę dodatkowych godzin odpoczynku.— Chyba raczej parę minut!— A niechby nawet tylko tyle… Brennan, my naprawdę potrzebujemy pomocy.Sądzę, że możemy spokojnie powierzyć im obronę tej placówki, oczywiście pod warunkiem, że będziemy stale trzymali w pogotowiu jakiś zastęp, który w razie potrzeby natychmiast pośpieszy z odsieczą.Poza tym chcę jak najszybciej wprowadzić ich do akcji.Najgorsze jest bezczynne wyczekiwanie.— A zatem dlaczego nie poślesz do walki wszystkich naraz? — zapytał kwaśno Brennan.W odpowiedzi Tarlach uśmiechnął się lekko.— Nie ufam im aż tak bardzo.Obawiam się, że nie zdołalibyśmy opanować sytuacji, gdyby stu dwudziestu ludzi jednocześnie porzuciło swoje stanowiska.Natomiast sukces odniesiony przez połowę kompanii sprawi, że pozostali poczują się pewniej, tak jakby sami mieli w nim udział.— Nie przydzielisz ich do oddziałów rezerwowych? Górski Jastrząb przecząco pokręcił głową.— Nie w ciągu najbliższych dni.Chcę, żeby najpierw sami zobaczyli, jaką rolę pełnią odwody.Brennan musiał przyznać w duchu, że to rozsądna decyzja.Wojownicy, którzy ubezpieczali toczących walkę towarzyszy, musieli posiąść umiejętność błyskawicznego reagowania na rozmaite sytuacje.Czasem niebezpieczeństwo pojawiało się zupełnie niespodziewanie i wówczas żołnierze nie mogli polegać na otrzymanych przed bitwą instrukcjach ani czekać na rozkazy oficerów.Porucznik spotkał wzrok dowódcy i stwierdził, że w błękitnych oczach kapitana maluje się głęboka troska.— Przyznaję, że masz słuszność — powiedział Brennan.— Ale przynajmniej wybierz sobie jakieś miejsce z dala od nich.Nawet jeśli wyglądają na dzielnych, ich odwaga nie została dotychczas wystawiona na próbę.— Właśnie dlatego potrzebują pomocy oficera.— Posłuchaj, Tarlach.Twoje życie ma dla nas zbyt wielką wartość, żebyśmy mogli przystać na takie ryzyko.Zamień się miejscami ze mną albo nawet z Uną.Jeśli wpadniesz w opały, będziesz miał przynajmniej u boku wypróbowanych wojowników.— Nie mogę, przyjacielu.Żołnierze z Kruczego Pola wiedzą, co o nich myślisz i twoja obecność wcale by im nie pomogła… wręcz przeciwnie.—Tarlach uśmiechnął się.— Zresztą nie stanę wśród nich.Ulokuję się z boku i po prawej ręce będę miał tego sierżanta.Nie wiem nic o jego towarzyszach, ale on sam wygląda na dobrego żołnierza, w którego towarzystwie można czuć się bezpiecznie — o ile to w ogóle możliwe w takiej sytuacji.Obaj mężczyźni w pośpiechu udali się na swoje posterunki, chociaż na niebie wciąż próżno byłoby szukać jakichkolwiek zwiastunów świtu.Sądzili, że Sultanici nie będą zwlekać z rozpoczęciem ataku i uderzą wczesnym rankiem.Mieli rację.Kiedy tylko trochę się przejaśniło, ujrzeli zwarte szeregi najeźdźców, gotowych do szturmu.Tarlach zamknął oczy.Wydawało mu się, że wciąż mają do czynienia z tą samą liczbą nieprzyjaciół, choć przecież Sultanici cały czas ponosili ogromne straty.Na Rogatego Łowcę, czyżby ich bóg, Sułtan, nocą przywracał umarłych do życia?Z zamyślenia wyrwały go dźwięki trąb i mrożący krew w żyłach wrzask.Spojrzał na żołnierzy z Kruczego Pola.Bitewne zawołanie Sultanitów nie zrobiło na nich żadnego wrażenia; zostali zawczasu uprzedzeni i wiedzieli, czego mają się spodziewać.Najbardziej obawiał się tego, że pierzchną przerażeni mnogością nieprzyjacielskich zastępów.Widok tej nieprzeliczonej hordy wzbudziłby strach w najmężniejszym człowieku.Czy dawni poddani Ogina zdołają zapanować nad własnym lękiem?Sultanici już byli przy murze i rozpoczynali wspinaczkę.Nowicjusze z Kruczego Pola zadrżeli pod naporem wrogów, ale po chwili znów zwarli szyki.Ku swemu własnemu zdumieniu, odparli pierwszy atak.Niektórzy nie wytrzymali trudów walki, kilku nawet padło, ale stojący obok towarzysze natychmiast pośpieszyli im z odsieczą, toteż linia obronna ani razu nie została przerwana.Kiedy w końcu Sultanici podali tyły, obrońcy z uczuciem dumy obserwowali ich ucieczkę, a sierżant z wysoko uniesioną głową zasalutował kapitanowi Sokolników zakrwawionym mieczem.Była to chwila, którą mieli na zawsze zachować w pamięci i której wspomnienie miało dopomóc tym, co przeżyją, w budowaniu nowego świata.Tarlach uśmiechem i skinieniem głowy podziękował Torkisowi za jego gest, a potem znów skupił uwagę na umykających Sultanitach.Podczas tego oblężenia wiele razy widział, jak idą w rozsypkę, i zawsze bolał nad tym, że nie może należycie wykorzystać momentów ich słabości.Gdyby jego własna armia nie była tak mała, z pewnością już dawno zakończyłby tę wojnę.W rozpaczy pochylił głowę.Jak zawsze, fale morskie zagrodziły drogę uciekającym Sultanitom.Chcąc nie chcąc, musieli się zatrzymać, na nowo uformować szyki i podjąć kolejną próbę.Zaciekłe ataki powtarzały się przez cały dzień.Najeżdżający byli rozwścieczeni i coraz bardziej bali się o własną skórę, a także o los towarzyszy, pozostawionych w ogarniętej wojenną pożogą ojczyźnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl odbijak.htw.pl
.Skończywszy posiłek, czym prędzej zabrał się do mycia i golenia.Ta ostatnia czynność nie świadczyła bynajmniej o jego próżności.Był to po prostu element sztuki wojennej, znak dla towarzyszy i wrogów, że mimo trudów i niebezpieczeństw nie utracił dumy ani bojowego ducha.Oglądając swe odbicie w matowym szkle, zdobył się na słaby uśmiech.Jeśli ktokolwiek posądziłby go o próżność, po obejrzeniu tej ponurej wymizerowanej twarzy natychmiast zmieniłby zdanie.Zaledwie skończył, do izby wszedł Brennan.Właściwie nie wszedł, tylko wpadł jak burza.Kapitan westchnął w głębi serca, zastanawiając się, co tak bardzo wzburzyło młodego oficera.— Dzień dobry, poruczniku — powiedział siląc się na lekki ton.— Odwiedziłeś już wszystkie posterunki?— Czyś ty rozum postradał? Obsadziłeś taki odcinek muru ludźmi z Kruczego Pola? Przecież to prawie samobójstwo!— Są tam również nasze oddziały rezerwowe.W razie czego ich wesprą.A reszta załogi będzie miała dzięki temu parę dodatkowych godzin odpoczynku.— Chyba raczej parę minut!— A niechby nawet tylko tyle… Brennan, my naprawdę potrzebujemy pomocy.Sądzę, że możemy spokojnie powierzyć im obronę tej placówki, oczywiście pod warunkiem, że będziemy stale trzymali w pogotowiu jakiś zastęp, który w razie potrzeby natychmiast pośpieszy z odsieczą.Poza tym chcę jak najszybciej wprowadzić ich do akcji.Najgorsze jest bezczynne wyczekiwanie.— A zatem dlaczego nie poślesz do walki wszystkich naraz? — zapytał kwaśno Brennan.W odpowiedzi Tarlach uśmiechnął się lekko.— Nie ufam im aż tak bardzo.Obawiam się, że nie zdołalibyśmy opanować sytuacji, gdyby stu dwudziestu ludzi jednocześnie porzuciło swoje stanowiska.Natomiast sukces odniesiony przez połowę kompanii sprawi, że pozostali poczują się pewniej, tak jakby sami mieli w nim udział.— Nie przydzielisz ich do oddziałów rezerwowych? Górski Jastrząb przecząco pokręcił głową.— Nie w ciągu najbliższych dni.Chcę, żeby najpierw sami zobaczyli, jaką rolę pełnią odwody.Brennan musiał przyznać w duchu, że to rozsądna decyzja.Wojownicy, którzy ubezpieczali toczących walkę towarzyszy, musieli posiąść umiejętność błyskawicznego reagowania na rozmaite sytuacje.Czasem niebezpieczeństwo pojawiało się zupełnie niespodziewanie i wówczas żołnierze nie mogli polegać na otrzymanych przed bitwą instrukcjach ani czekać na rozkazy oficerów.Porucznik spotkał wzrok dowódcy i stwierdził, że w błękitnych oczach kapitana maluje się głęboka troska.— Przyznaję, że masz słuszność — powiedział Brennan.— Ale przynajmniej wybierz sobie jakieś miejsce z dala od nich.Nawet jeśli wyglądają na dzielnych, ich odwaga nie została dotychczas wystawiona na próbę.— Właśnie dlatego potrzebują pomocy oficera.— Posłuchaj, Tarlach.Twoje życie ma dla nas zbyt wielką wartość, żebyśmy mogli przystać na takie ryzyko.Zamień się miejscami ze mną albo nawet z Uną.Jeśli wpadniesz w opały, będziesz miał przynajmniej u boku wypróbowanych wojowników.— Nie mogę, przyjacielu.Żołnierze z Kruczego Pola wiedzą, co o nich myślisz i twoja obecność wcale by im nie pomogła… wręcz przeciwnie.—Tarlach uśmiechnął się.— Zresztą nie stanę wśród nich.Ulokuję się z boku i po prawej ręce będę miał tego sierżanta.Nie wiem nic o jego towarzyszach, ale on sam wygląda na dobrego żołnierza, w którego towarzystwie można czuć się bezpiecznie — o ile to w ogóle możliwe w takiej sytuacji.Obaj mężczyźni w pośpiechu udali się na swoje posterunki, chociaż na niebie wciąż próżno byłoby szukać jakichkolwiek zwiastunów świtu.Sądzili, że Sultanici nie będą zwlekać z rozpoczęciem ataku i uderzą wczesnym rankiem.Mieli rację.Kiedy tylko trochę się przejaśniło, ujrzeli zwarte szeregi najeźdźców, gotowych do szturmu.Tarlach zamknął oczy.Wydawało mu się, że wciąż mają do czynienia z tą samą liczbą nieprzyjaciół, choć przecież Sultanici cały czas ponosili ogromne straty.Na Rogatego Łowcę, czyżby ich bóg, Sułtan, nocą przywracał umarłych do życia?Z zamyślenia wyrwały go dźwięki trąb i mrożący krew w żyłach wrzask.Spojrzał na żołnierzy z Kruczego Pola.Bitewne zawołanie Sultanitów nie zrobiło na nich żadnego wrażenia; zostali zawczasu uprzedzeni i wiedzieli, czego mają się spodziewać.Najbardziej obawiał się tego, że pierzchną przerażeni mnogością nieprzyjacielskich zastępów.Widok tej nieprzeliczonej hordy wzbudziłby strach w najmężniejszym człowieku.Czy dawni poddani Ogina zdołają zapanować nad własnym lękiem?Sultanici już byli przy murze i rozpoczynali wspinaczkę.Nowicjusze z Kruczego Pola zadrżeli pod naporem wrogów, ale po chwili znów zwarli szyki.Ku swemu własnemu zdumieniu, odparli pierwszy atak.Niektórzy nie wytrzymali trudów walki, kilku nawet padło, ale stojący obok towarzysze natychmiast pośpieszyli im z odsieczą, toteż linia obronna ani razu nie została przerwana.Kiedy w końcu Sultanici podali tyły, obrońcy z uczuciem dumy obserwowali ich ucieczkę, a sierżant z wysoko uniesioną głową zasalutował kapitanowi Sokolników zakrwawionym mieczem.Była to chwila, którą mieli na zawsze zachować w pamięci i której wspomnienie miało dopomóc tym, co przeżyją, w budowaniu nowego świata.Tarlach uśmiechem i skinieniem głowy podziękował Torkisowi za jego gest, a potem znów skupił uwagę na umykających Sultanitach.Podczas tego oblężenia wiele razy widział, jak idą w rozsypkę, i zawsze bolał nad tym, że nie może należycie wykorzystać momentów ich słabości.Gdyby jego własna armia nie była tak mała, z pewnością już dawno zakończyłby tę wojnę.W rozpaczy pochylił głowę.Jak zawsze, fale morskie zagrodziły drogę uciekającym Sultanitom.Chcąc nie chcąc, musieli się zatrzymać, na nowo uformować szyki i podjąć kolejną próbę.Zaciekłe ataki powtarzały się przez cały dzień.Najeżdżający byli rozwścieczeni i coraz bardziej bali się o własną skórę, a także o los towarzyszy, pozostawionych w ogarniętej wojenną pożogą ojczyźnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]